Na Maderze powstała nawet wioska z myślą o „cyfrowych nomadach”. Całkowity lub częściowy lockdown. Zamknięte restauracje, instytucje kultury i hotele. Praca i nauka przez internet - takie obostrzenia wprowadziło wiele krajów na świecie. Włochy i Portugalia postanowiły wykorzystać pandemię i oferować osobom pracującym zdalnie wynajem mieszkań po okazyjnych cenach. Na Maderze powstała nawet wioska z myślą o „cyfrowych nomadach”. Nic dziwnego, że z możliwości pracy zdalnej połączonej z podróżowaniem po świecie korzysta coraz więcej osób. Swoimi doświadczeniami z pracy on-line i podróży po Bułgarii, Turcji, Egipcie, Albanii i Włoszech dla portalu tvp.info opowiedziało nam dwoje Polaków, którzy z rodzinami wyjechali za granicę przeczekać kapryśną aurę i pandemię. Dawid Łasut – krakowski społecznik, trener językowy i podróżnik nie wyobrażał sobie pracy zdalnej. I choć co roku w sumie kilka miesięcy spędzał poza Polską, to zawsze chętnie wracał do swojej pracy, która jest jego ogromną pasją. Dopiero pandemia zmusiła go do zmiany trybu życia. <br><br> - Mam południową mentalność. Uwielbiam kontakt z ludźmi i spotkania na żywo. Nigdy nie byłem zwolennikiem pracy on-line. Ale gdy zamknięto szkoły, to zaproponowałem słuchaczom mojego centrum językowego zajęcia w formie zdalnej, na co chętnie przystali. Okazało się to dla nich wygodne. Sam przekonałem się, że praca zdalna nie jest taka zła, a jak się ma energię i zapał, to można swoje obowiązki wykonywać tak samo dobrze – mówi Dawid Łasut. <strong> - A jeśli praca w sieci, to postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym. Chcieliśmy cieszyć się dobrą pogodą przez cały rok, bo nie jestem zwolennikiem podróży w wysokim sezonie.</strong> Wybraliśmy na czas pandemii kraje o stosunkowo stabilnej sytuacji epidemicznej, w których turystów nie obowiązują duże ograniczenia – dodaje. <br><br> 2 września 2020 r. Dawid z żoną i trójką kilkuletnich dzieci wylecieli na 2,5 miesiąca do Bułgarii. Spakowali się w dwa dni. Nie była to jednak podróż w ciemno. <br><br> - Najpotrzebniejsze rzeczy upchnęliśmy do trzech walizek. Bułgarię znaliśmy bardzo dobrze. Pracowałem zdalnie od poniedziałku do piątku przez 13 godzin dziennie, a w weekendy spędzaliśmy czas razem pokonując spacerem dziesiątki kilometrów. Zwiedziliśmy Sozopol, Nesebyr, byliśmy kilkukrotnie w Burgas. Z uwagi na podobną mentalność i brak bariery językowej czuliśmy się jak w drugim domu. Mieszkaliśmy za śmieszne pieniądze w eleganckim apartamentowcu, w którym wynajęliśmy przestronne mieszkanie. Odwiedzili nas przyjaciele, prowadziłem warsztaty językowe, czas spędzaliśmy bardzo aktywnie. Bułgaria na początku dość swobodnie podchodziła do koronawirusa, nie było wielu obostrzeń. Wprowadzono je dopiero późną jesienią, ale wtedy już i tak postanowiliśmy lecieć dalej – wyjaśnia Dawid.<h2> Turcja: lockdown tylko dla mieszkańców </h2> <br> W połowie listopada rodzina przeniosła się do Turcji, do Belek. <br><br> - Turcję znaliśmy bardzo dobrze jako turyści, ale teraz chcieliśmy ją odkryć po swojemu. Zamieszkaliśmy w pięciogwiazdkowym resorcie, choć nie znoszę takich miejsc. Był to jednak najrozsądniejszy wybór na ten czas. Trafiliśmy bardzo dobrze, bo nie było zbyt wielu turystów i udało mi się wynegocjować oddzielny penthouse na bardzo korzystnych warunkach. Za pełne wyżywienie, sprzątanie, internet, całodobowe napoje, bezpłatny minibar za 5 osób za noc płaciliśmy w przeliczeniu 250 zł...<strong> Pogoda też była rewelacyjna, choć wielu osobom się wydaje, że w Turcji jesienią i zimą jest już zimno. Południe kraju to nieco inna bajka z temperaturą ponad 20 stopni w grudniu. </strong>W tygodniu pracowałem, a moja rodzina robiła sobie w tym czasie wycieczki. W weekendy zwiedzaliśmy wspólnie - wspomina podróżnik. <br><br> <strong> W Turcji nadal obowiązuje lockdown. Turcy mają zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. Godzina policyjna zaczyna się w czwartek wieczorem, a kończy w poniedziałkowy poranek. Turystów jednak ograniczenia nie dotyczą i nie dotyczyły. </strong> <br><br> - W Turcji świetnie funkcjonowały loty krajowe. Maseczki obwiązywały wszystkich tylko na lotnisku i w samolotach. W miejscowościach turystycznych chodziliśmy bez maseczek, nie obowiązywała nas godzina policyjna. Jedliśmy w restauracjach, mimo że oficjalnie były zamknięte, ale turyści mogli z nich korzystać na górnych piętrach. Zwiedziliśmy m. in. Antalyę, Alanyę, Side, Izmir - który jest wspaniałym europejskim miastem, antyczne ruiny w Efezie, gdzie byliśmy jedynymi turystami, a także Stambuł. To był najlepszy czas na podróżowanie – dodaje z uśmiechem Dawid. <br><br> W Stambule rodzina zachorowała na covid-19. Na szczęście wszyscy przechodzili go bardzo łagodnie. <br><br> - Na początku myśleliśmy, że to po prostu zapalenie zatok, ale potem straciliśmy smak i węch. Już wiedzieliśmy, co to oznacza. Oczywiście ja nie bagatelizuję wirusa, wiem, że ludzie na niego umierają - podobnie jak na wiele innych chorób. Pośrednio covid-19 zabrał mi dziadka. Wyjeżdżając za granicę z trójką dzieciaków, oczywiście, na wszelki wypadek wykupiliśmy porządne i całoroczne ubezpieczenie – podkreśla Dawid Łasut.<h2> Egipt: luksusowa kwarantanna </h2> <br> Głodni wrażeń i nowych przygód postanowili lecieć dalej. Wybór padł na Egipt. <br><br> - Egipt cały czas przyjmuje turystów praktycznie bez żadnych obostrzeń. Hotele, wycieczki, gastronomia i cała gospodarka pracuje normalnie. Przy wlocie turyści wykonują testy, które kosztują zaledwie 30 dolarów. A jeśli ktoś ma koronawirusa trafia na 7. dniową kwarantannę. Turyści trafiają do bardzo dobrych hoteli, mogą wychodzić do ogródka, zdarza się, że obiekt wydziela dla nich basen. Moi rodzice przylecieli do Egiptu zakażeni, o czym nie wiedzieli i trafili na taką samoizolację. Ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze - z ulgą relacjonuje Dawid. <br><br> W Egipcie, mimo intensywnej pracy zdalnej Dawida i dużych odległości, rodzinie udało się dużo pozwiedzać. <br><br> - Wybraliśmy się na wycieczkę autobusem do Luksoru. Z trójką dzieci spędziliśmy 10 godzin w autobusie i 10 godzin zwiedzaliśmy. Daliśmy radę. Byliśmy w Kairze, w Hurghadzie, na wyspie Giftun i plaży Paradise. Oprócz tego nurkowaliśmy, zobaczyliśmy skansen Sand City z piaskowymi rzeźbami, Mini Egypt Park, delfinarium i miejscowość El Guna. Z Egiptu przegonił nas upał - przyznaje Dawid.<h2> Z Albanii do Polski </h2> <br> Teraz rodzina Łasutów przebywa w Albanii. W tym bałkańskim kraju są pierwszy raz. Chcą odkryć ją do końca czerwca, potem wracają do Polski. <br><br> - Albania jest dla nas niezapisaną księgą, jest zagadką. Czujemy głód podróży i motyle w brzuchu. Bo nowy kraj, którego nie znamy. Chcemy coś odkrywać. Na razie bardzo nam się podoba. Albania jest zielona, górzysta, oferuje niskie ceny i doskonałą kuchnię oraz nie ma obostrzeń. Być może zahaczymy jeszcze o Macedonię Północną. Ale na lato wracamy do Polski. - zapewnia podróżnik. <br><br> - Polska latem jest najpiękniejsza. Jest naszym domem. Pandemiczne wojaże dały nam szansę na odzwyczajenie się od dotychczasowego życia. Dały nam czas żeby zastanowić się, czym tak naprawdę chcemy się zajmować. Jesteśmy szczęśliwi i spokojni. Dzieci dużo wynoszą z podróży, a my smakujemy świata. Znamy języki, jesteśmy przygotowani na wszystko i żyjemy bez limitów. Nie wykluczam, że we wrześniu wyruszymy gdzieś znowu. - podkreśla Dawid Łasut.<h2> Z Pomorza na Sycylię </h2> <br> Trudny czas pandemii i kapryśną aurę postanowili przeczekać za granicą Agnieszka i Marc Rehmannowie – przedsiębiorcy z Pomorza. Wraz z 12-letnim synem Alexem na początku stycznia wyprowadzili się na Sycylię. Tam odbyli dwutygodniową kwarantannę. <br><br> - Nasza decyzja była dość spontaniczna, bo w momencie, w którym się dowiedzieliśmy o wolnym mieszkaniu na wynajem w Messynie, decyzję podjęliśmy w ciągu tygodnia. Wtedy nasz syn już uczył się zdalnie, więc nie było już żadnych przeszkód na drodze. We Włoszech, właśnie na Sycylii, mieszka dużo naszych znajomych i siostra z rodziną. Poza tym bardzo lubimy Włochy, bywamy tam kilka razy w roku, więc wybór dla nas był oczywisty. Prowadzimy w Polsce firmy, więc oprócz naszych wspólników nie musieliśmy nikogo informować o wyjeździe – wspomina Agnieszka. Rehmann. <br><br> 12 – letni Alex zdalnie uczy się już od września 2020 r. Chłopiec korzysta z pomocy nauczycieli – korepetytorów. Z każdego przedmiotu pisze sprawdziany, które oczywiście także odbywają się zdalnie. Wcześniej wyjazdy na wakacje były uzależnione od nauki chłopca. Przez pandemię i zamkniętym szkołom wyjazd do Włoch możliwy był wcześniej. I na dłużej.- Wcześniej mogliśmy tylko w okresie wakacyjnym wyjeżdżać na urlop. Niestety to nie był dla nas dobry czas, ponieważ w tym okresie jest bardzo dużo turystów, a my jednak wolimy ciszę i spokój. Chcieliśmy odpocząć od polskiej zimy. Jesteśmy ciepłolubni i był to dla nas ważny aspekt, żeby w kraju, do którego pojedziemy było ciepło – śmieje się Agnieszka. - Cieszymy się, że możemy poznawać mentalność i kulturę Sycylijczyków, bo oni za Włochów się nie uważają (śmiech). To piękne doświadczenie dla nas i naszego syna. Bo co innego przyjechać na urlop, a co innego pomieszkać kilka miesięcy i uczestniczyć w codziennym życiu mieszkańców – podkreśla Agnieszka. <br><br> Zgodnie z rozporządzeniem włoskiego rządu restauracje, bary, puby, cukiernie i lodziarnie działają na wynos. Plaże są otwarte, ale odległość między leżakami musi wynosić 1,5 metra. Przed wejściem mierzona jest temperatura. <br><br> - Na Sycylii wszyscy trzymają się ustalonych zasad. Na ulicy czy w sklepie nie spotkałam osoby, która nie nosiłaby maseczki ochronnej albo by ją nosiła w niewłaściwy sposób. Często widać osoby w autach, które choć jadą same, to mają założoną maseczkę. W każdym sklepie dostępny jest płyn do dezynfekcji. – zapewnia Agnieszka Rehmann. <br><br> Aby czuć się swobodnie Agnieszka, Marc i Alex uczą się języka włoskiego.- Nasz syn ma native speakera, który przychodzi do nas raz w tygodniu i uczy Alexa języka włoskiego. My z mężem korzystamy z różnych platform językowych no i oczywiście życie codzienne. Na bazarze trzeba niestety umieć poprosić o 2 kg ziemniaków czy pomidory – śmieje się Agnieszka Rehmann. <br><br> Czas spędzony na Sycylii rodzina stara się wykorzystać jak najlepiej. Agnieszka, Marc i Alex każdą wolną chwilę przeznaczają na poznanie lokalnej kultury i zwiedzanie. <br><br> - Największe wrażenie zrobiła na nas bardzo mała miejscowość Capo d’Orlando niedaleko Messyny. Znajduj się tam Santuario di Maria Santissima (Sanktuarium Najświętszej Maryi) z 1598 roku, ruiny XIV-wiecznego zamku i XV-wieczna Torre del Trappeto (Wieża Olejarniowa). Capo d’Orlando to bardzo urokliwe miasteczko z wąskimi uliczkami i gościnnymi mieszkańcami. Jednak naszym faworytem jest zdecydowanie Taormina z pięknym teatrem greckim. Jest niezwykle piękna i malowniczo położona na wzgórzu Monte Tauro na wysokości ponad 150 m n. p. m i jednocześnie przy brzegu morza oraz z Etną w tle – podkreśla Agnieszka. <br><br> Rodzina Rehmannów wraca do Polski pod koniec maja, ale na Sycylię planuje powrót na przełomie sierpnia i września. Umowę najmu mieszkania w Messynie małżeństwo podpisało na cały rok. <br><br>