
Marta Lempart odkrywa swoją prawdziwą rolę w grze. Miała się za siłę sprawczą, rewolucjonistkę zmieniającą jeśli nie świat, to kraj nad Wisłą, a właśnie dowiedziała się, że jest prostym narzędziem w rękach cwańszych od niej. Jej pięć minut powoli mija. Może wracać do kąta. Gdy będzie potrzebna, to się ją przywoła, żeby znowu zaszumiała na ulicy.
Liderki Strajku Kobiet zażądały od Lewicy, by wycofała swoje poparcie dla Krajowego Planu Odbudowy. – Strajk Kobiet to miliony dziewczyn i kobiet w...
zobacz więcej
W jednym z wywiadów dla „Gazety Wyborczej” Marta Lempart przyznała, że chce mieć się komu wyżalić i lubi, gdy ją ktoś pochwali.
Kto wie, może to jesienne rumakowanie po warszawskich ulicach miało właśnie takie korzenie. Od kilku miesięcy Lempart pławi się w komplementach swojego środowiska. No bo jakaż ona jest „urocza”, a jaka „zdecydowana”, „charyzmatyczna” i w końcu „wybitna”.
– Mam wrażenie, że Marta Lempart przerzuciła się z deweloperki na politykę i kręci swoje lody – powiedział aktywista Jan Śpiewak. Podobnego zdania...
zobacz więcej
I w ten sposób Marta Lempart pozostawała długo pod wrażeniem, jakie robiła na innych. To ona miała decydować, kto ma zostać, a kto wręcz przeciwnie. To ona miała wydawać polecenia posłom, by torowali jej drogę przez kordony policji na manifestacjach, to ona miała przyjmować warunki dymisji rządu, to ona w końcu miała być premierem rządu (wprawdzie technicznym, tymczasowym, ale kto wie, ile taki „tymczas” mógłby potrwać).
Wszyscy musieli się z nią liczyć, bo umiała zgromadzić tłum, który mógł, jak tego chciała, „pozostawić ślady” nie tylko na ulicach.
Tak fajnie miało być już zawsze , ale z każdym miesiącem, potem tygodniem tłum za jej plecami stawał się coraz bardziej policzalny. Politycy zaczęli o niej zapominać, jedynie Adam Bodnar, ujął się za jej prawami obywatelskimi i nazwał ją „wybitną”, ale i tak potem musiał się z tego niezgrabnie tłumaczyć i wyszło, że miarą jej „wybitności” było jedynie gromadzenie tłumu.
Dzisiaj ktoś opublikował w internecie między innymi mój numer telefonu – narzekała w czasie protestów liderka strajku kobiet Marta Lempart....
zobacz więcej
Takie ultimatum może by i zrobiło wrażenie na jej dotychczasowych kolegach jeszcze parę miesięcy temu, ale dziś wywołało tylko śmiech. Minęła wskazana doba i pani Marta wraz z koleżankami musiała już pisać odezwę w innym tonie, powstrzymując się od przekleństw, co już z pewnością było dla niej wyzwaniem. Na razie jednak po lewej stronie zyskała jedynie etykietkę „terrorystki z pancerfaustem”, a tzw. doły jej organizacji zaczęły się domagać konsultacji przed wysłaniem kolejnych odezw. Lempart wiedziała, że gdyby ponowiła swoje żądania, lewicowcy kazaliby jej wyp….ać. W końcu sama ich tego nauczyła.
Wyśmiana przez swoich potrzebowała więc kogoś, komu będzie się mogła wyżalić i kto ją pochwali. Z chusteczką pospieszyła Platforma. Ta sama, której pół roku temu kazała w..., czyli wiadomo, co zrobić. Ta sama, która dwa miesiące temu, przyjmując projekt legalizacji aborcji jako własny, zasłużyła na dobroduszne poklepanie po plecach przez działaczkę. Tym razem z obroną ruszył poseł Michał Szczerba. Wygłupił się przy tym nieco, polemizując w mediach społecznościowych z organizacją, której nie ma i w ten sposób jeszcze bardziej ośmieszył osobę, „która zasłużyła na jego najwyższy szacunek”, ale liczą się intencje.