
Wojna dyplomatyczna pomiędzy Rosja a Czechami i wspierającymi je państwami trwa w najlepsze. Ujawnienie odpowiedzialności agentów GRU za wybuchy sprzed kilku lat składów amunicji u naszych południowych sąsiadów i w Bułgarii nie zrobiły wielkiego wrażenia w Berlinie czy Paryżu. Od tego jednak, jak na kolejne przykłady terrorystycznych działań Moskwy zareagują UE i USA zależy, czy Kreml w dalszym ciągu nie będzie obawiał się łamać wszelkich międzynarodowych praw.
– Co bym odpowiedział mojemu amerykańskiemu koledze? „Życzę Panu zdrowia”. Bez ironii, bez żartów – tak Władimir Putin skomentował słowa Joego...
zobacz więcej
W przededniu setnego dnia swej prezydentury, podczas przemówienia w Kongresie, prezydent USA Joe Biden poinformował, że powiedział Władimirowi Putinowi, że USA nie będą dążyć do eskalacji konfliktu, ale że „działania Kremla będą miały konsekwencje”. Dodał przy tym, że jest gotowy na współpracę z Rosją tam, gdzie jest „wspólny interes”.
Chociaż wcześniej Biden określił Putina mianem „mordercy”, krytykował budowę Nord Stream 2, nałożył sankcje (ocenione jako niezbyt bolesne dla Kremla) za ingerowanie Moskwy w wybory w USA i ataki hackerskie i wraz z przedstawicielami swojej administracji mówił o zaniepokojeniu agresywną postawą Rosji, to jednak wciąż, w szczególności Ukraina i państwa Europy Środowo-Wschodniej, liczą na zdecydowanie mocniejszą reakcję Waszyngtonu.
W rozmowie z PAP ambasador RP w Stanach Zjednoczonych Piotr Wilczek ocenił jednak, że zauważalny jest wzrost zaangażowania administracji USA w sprawy Ukrainy. - Wysłano pierwszą turę pomocy wojskowej, przewidzianej przez Kongres, rozszerzono sankcje na Rosję za aneksję Krymu, a w czasie napięć na granicy z Rosją kontakty amerykańsko-ukraińskie nabrały tempa, doszło wtedy do długo oczekiwanej przez Ukraińców rozmowy telefonicznej prezydentów Bidena i Zełenskiego – wyliczał Piotr Wiczek.
Blinken poleci na Ukrainę
Czy w najbliższym czasie Waszyngton przewiduje mocniejsze uderzenie w Kreml, tego obecnie nie wiadomo. Jak informuje jednak CNN, Joe Biden wyśle sekretarza stanu Antony'ego Blinkena na Ukrainę jeszcze przed szczytem, na którym amerykański prezydent ma się spotkać Putinem, co ma być sygnałem świadczącym o poparciu Waszyngtonu dla Kijowa. Do spotkania Bidena z Putinem może dojść na początku lata, a Blinken odwiedzi Kijów w maju.
O możliwym spotkaniu prezydentów Rosji Władimira Putina i Stanów Zjednoczonych Joe Bidena poinformowała rosyjska agencja informacyjna RIA,...
zobacz więcej
Nawet jeśli oczekiwania wobec Bidena są dużo większe, to i tak, sygnały wysyłane przez niego i jego administrację są bardziej adekwatne do sytuacji niż to, co robią władze niemieckie, a także, anemiczne w swych reakcjach, unijne.
Rezolucja PE
Dzięki staraniom m.in. władz w Warszawie i polskich europosłów możliwa jest jednak mocniejsza reakcja UE. W projekcie rezolucji Parlamentu Europejskiego, który widziała brukselska korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka, a który będzie dziś poddany głosowaniu, europosłowie potępili zastraszanie i działania destabilizujące Rosji.
W dokumencie podkreślono również, że koncentracja wojsk przy granicach Ukrainy zagraża bezpieczeństwu w Europie i zażądano wycofania wszystkich wojsk rosyjskich z terytorium tego kraju. Zaznaczono w nim również, że UE powinna zmniejszyć swoją zależność od dostaw energii z Rosji i zatrzymać budowę NS2. Zaapelowano także o nałożenie sankcji i zamrożenie majątków w Europie rosyjskim oligarchom finansującym władze.
Rezolucja ostrzega też Kreml, że jeżeli zaatakuje Ukrainę, to PE będzie domagał się wstrzymania importu ropy i gazu z Rosji do Unii, a także wyłączenia go z globalnego systemu rozliczeń finansowych SWIFT.
Protokolarna wpadka czy zniewaga uczyniona z premedytacją? Sygnał, że Berlinowi coraz mniej po drodze z Kijowem? Odpowiedź pochodzącej z Niemiec...
zobacz więcej
O tym, że relacje Unii z Rosją cały czas się pogarszają, mówił podczas debaty w PE m.in. wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej ds. zagranicznych Josep Borrell. - Nie możemy odrzucić hipotezy, że ta negatywna tendencja będzie kontynuowana i że osiągniemy jeszcze gorszy poziom relacji – podkreślał szef unijnej dyplomacji. - Nie chcąc dalej wspierać dynamiki eskalacji, mimo wszystko musimy pokazać, że nie zaakceptujemy taktyki zastraszania i musimy odpowiedzieć na takie działania, jeśli mają miejsce – zaznaczył enigmatycznie.
Brak woli i determinacji
Josep Borrell mówił przy tym, że nie widzi żadnych przesłanek świadczących, by Kreml chciał zakończyć ten konflikt, w szczególności, że we wrześniu w Rosji odbędą się wybory do Dumy Państwowej, co, jak przewidywał, spowoduje dalsze „ograniczanie praw podstawowych” w tym kraju.
W swoim przemówieniu wyraził on przy tym „wsparcie i solidarność” z Czechami, które stały się ofiarą wojny dyplomatycznej wywołanej przez Kreml.
Gorzką ocenę braku reakcji Zachodu wobec Moskwy przedstawił podczas debaty europoseł PiS Witold Waszczykowski, oceniając, że Putin pokazał Rosji i światu „zdolność mobilizacyjną i zdolność szantażowania nas”.
– Zmusił prezydenta Zełenskiego do prośby o bezpośrednie rozmowy. Zmusił prezydenta Joe Bidena do zaproponowania starego zimnowojennego szczytu w sprawie Ukrainy. Spowodował neutralność formatu normandzkiego: Berlin i Paryż w sposób kuriozalny apelowały o deeskalację. Pani Ursula von der Leyen w kluczowym momencie kryzysu odmówiła wizyty na Ukrainie. Putin udowodnił więc, że wiele może, i pokazał naszą indolencję. Dlaczego nie uczymy się na błędach appeasementu? Nie ma deficytu instrumentów powstrzymywania agresora, jest brak woli i determinacji działania – powiedział Waszczykowski.
Rosja, pomimo krytyki ze strony Zachodu, dalej militaryzuje granicę z Ukrainą i zaanektowany Krym, a także dąży do zablokowania Morza Czarnego....
zobacz więcej
Oko Moskwy zwrócone na Pragę
Rosja wciąż eskaluje konflikt z Zachodem, a obecnie jej działania wymierzone są przede wszystkim w kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które najaktywniej opowiadają się za surowym jej ukaraniem.
W środę rosyjska dyplomacja nakazała wyjazd z kraju trzem pracownikom ambasady Słowacji, dwóm ambasady Litwy, a także po jednym z ambasad Łotwy i Estonii, w związku, z jak to określiła, „prowokacjami i nieuzasadnionymi działaniami dotyczącymi wydalenia pracowników ambasad rosyjskich w tych państwach”. Oskarżyła przy tym państwa bałtyckie o prowadzenie „jawnie wrogiego kursu” wobec Rosji.
Wyrzucenie dyplomatów jest odpowiedzią Kremla na gest solidarności tych krajów – uznanie za osoby niepożądane części rosyjskich przedstawicieli ambasad – z Czechami, które nakazały 18 kwietnia wyjazd rosyjskim przedstawicielom pracującym dla rosyjskich służb specjalnych, co spowodowało reperkusje ze strony Moskwy.
GRU szalało w Czechach i Bułgarii
Dzień wcześniej władze w Pradze poinformowały, że czeskie służby bezpieczeństwa mają uzasadnione podejrzenia, że za wybuchami w składzie amunicji w Vrbieticach w 2014 roku, w którym zginęło dwóch obywateli Czech, odpowiedzialni są agenci rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.
Prezydent Rosji Władimir Putin podpisał dekret, który ma być odpowiedzą Rosji na „nieprzyjazne działania innych państw”. Ogranicza on możliwość...
zobacz więcej
W poniedziałek zaś swoją solidarność z Czechami wyrazili w deklaracji premierzy Grupy Wyszehradzkiej, potępiając „kolejny godny ubolewania akt agresji i naruszenia prawa międzynarodowego dokonany przez Rosję na europejskiej ziemi”.
– Wprost w tej deklaracji mówi się o tym, że za działania o charakterze terrorystycznym na terenie jednego z państw członkowskich odpowiedzialność ponoszą rosyjskie służby specjalne i że tego rodzaju metody budzą zdecydowany solidarny sprzeciw Grupy Wyszehradzkiej - zaznaczył wiceminister Szynkowski vel Sęk w TVP Info.
Wybuch w składach amunicji
Wybuchy w czeskich Vrbieticach najprawdopodobniej powiązane są osobami napastników - agentów GRU - z czterema wybuchami w zakładach i magazynach wojskowych w Bułgarii w latach 2011, 2012 i 2015. W środę bułgarska prokuratura poinformowała, że prowadzi w tej sprawie dochodzenie, a ostatnio współpracuje w tej kwestii ze służbami czeskimi.
Rzecznik prokuratury Sijka Milewa poinformowała, że wszystkie wybuchy przebiegły w podobny sposób, najpierw dochodziło do pożaru, następnie następowała ewakuacja z pomieszczeń ludzi, a później miał miejsce wybuch, prawdopodobnie wywołany zdalnie. Za każdym razem niszczona była amunicja firmy EMCO, należącej do biznesmena z branży zbrojeniowej Emiliana Gebrewa. Nie było ofiar śmiertelnych.
Milewa podkreśliła, że można wysnuć uzasadnione wnioski, że wybuchy były powiązane próbami otrucia trzech bułgarskich obywateli (chodzi właśnie o Gebrewa i jego dwóch współpracowników - w 2015 roku) a także „poważnymi przestępstwami na terytorium innych państw”. W zeszłym roku prokuratura postawiła z tego powodu w stan oskarżenia trzech obywateli Rosji.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zaproponował Władimirowi Putinowi spotkanie w dowolnym miejscu w Donbasie. Prezydent Rosji odpowiedział...
zobacz więcej
Niszczyli amunicję dla Ukrainy
W opublikowanym w środę raporcie platformy śledczych Bellingcat i Insider oraz portali Der Spiegel i Respekt wynika, że celem operacji agentów GRU w Czechach i Bułgarii w latach 2014–15 było najprawdopodobniej utrudnienie Ukrainie zdobycia broni niezbędnej do wykorzystania w Donbasie przeciw prorosyjskim separatystom i żołnierzom rosyjskim.
W dokumencie stwierdzono, że wybuchy w składzie amunicji w Vrbieticach, próba zamachu na bułgarskiego biznesmena Christo Gebrewa i najprawdopodobniej wybuchy w bułgarskich magazynach amunicji w 2015 roku są ze sobą powiązane.
Jak podają śledczy, operację tę przeprowadzili oficerowie z elitarnej jednostki GRU nr 29155. Brać w niej mieli udział m.in. Anatolij Czepiga i Aleksandr Miszkin, którzy są podejrzani o udział w nieudanym zamachu na byłego podwójnego agenta Siergieja Skripala w 2018 roku w Wielkiej Brytanii.
Rosja nie ma zamiaru odnosić się do tych informacji i intensyfikuje ataki na Czechy i państwa je wspierające. Wycofanie części wojsk rosyjskich z granicy z Ukrainą, nie oznacza bynajmniej, że zniknęło zagrożenie atakiem na ten kraj, czy też intensyfikacji konfliktu w Donbasie.
Od postawy i determinacji Zachodu zależy dziś, czy Moskwa wycofa się ze swojej agresywnej polityki, czy stan napięcia będzie wciąż trwał.
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia