
Niemcy przekonują, że rozliczyły się ze zbrodni III Rzeszy i chcą być uważane za wzór tolerancji, demokracji i humanitaryzmu. W rzeczywistości jednak nasi zachodni sąsiedzi od lat manipulują historią II wojny światowej, by obarczyć odpowiedzialnością za antysemityzm inne kraje, w tym w szczególności Polskę. Ociągają się też ze stawianiem przed wymiarem sprawiedliwości zbrodniarzy wojennych i nadal nie radzą sobie z rosnącą falą nienawiści do Żydów.
Niemieccy maturzyści nie są uczeni o historii okupacji Polski podczas II wojny światowej, zbrodniach na ludności cywilnej, powstaniu warszawskim –...
zobacz więcej
Niemcy na razie wciąż są daleko w tyle za Rosją, jeśli chodzi o manipulowanie historią II wojny światowej, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że starają się, jak mogą, by skrócić dzielący ich dystans. Ciężko nie mieć tak surowej oceny działań naszych zachodnich sąsiadów, jeśli weźmiemy pod uwagę choćby reakcję tamtejszej prasy na decyzją krakowskiego sądu, stwierdzającą, że twórcy serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”, produkcji UFA Fiction i ZDF – publicznego nadawcy! - mają przeprosić Światowy Związek Żołnierzy AK za przypisywanie im antysemityzmu.
W opinii publicysty tygodnika „Der Spiegel” Jana Puhla jest czymś „niedemokratycznym” rozstrzyganie sporów historycznych na drodze sądowej. Co więcej, w kontekście tego trwającego od ośmiu lat procesu, wytoczonego przez 96-letniego bohaterskiego żołnierza AK Zbigniewa Radłowskiego, budzi to w nim „strach”.
Zdaniem publicysty większość Polaków „już dawno zdała sobie sprawę, że od dawna pielęgnowanej opowieści, że Polacy byli wyłącznie ofiarami, nie da się utrzymać (...)”. I jest to teraz w jego opinii w Polsce „kwestią ożywionej debaty”.
Niemiecki historyk Raphael Utz uważa, że jego rodacy niewiele wiedzą o Polsce, a w szczególności o zbrodniach popełnionych na Polakach w czasie II...
zobacz więcej
Za to z chęcią dzielą się tą winą z innymi państwami, zwłaszcza z rejonu Europy Środkowo-Wschodniej i wyjątkowo ochoczo z Polską. A gdy kraj taki sprzeciwia się przyznaniu do „swoich zbrodni”, uczestniczą w krytyce takiej postawy i zajmują się rosnącym w nim antysemityzmem, ksenofobią i przejawami autorytaryzmu.
Gdy jednak Berlinowi przypomni się niewygodne fakty, od razu robi się nieprzyjemnie. Dzieje się tak w szczególności, gdy dotyczą one zaniedbań związanych ze ściganiem i stawianiem przed sądami niemieckich zbrodniarzy z czasów II wojny światowej.
Gdy w zeszłym miesiącu Międzynarodowy Komitet Oświęcimski zarzucił niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości, że ten od dziesięcioleci nie ściga nazistowskich zbrodniarzy, instytucja ta musiała w końcu zareagować.
Wiedza o zbrodniach popełnionych podczas niemieckiej okupacji w Polsce tylko z pozoru jest obszerna, dlatego ogromną wartość dla badań ma powojenna...
zobacz więcej
W rzeczywistości jednak, jak oceniał w styczniu historyk prof. Bogdan Musiał, „na około 10 tys. niemieckich członków załogi oświęcimskiej przed zachodnioniemieckimi sądami po wojnie stanęły bodajże 42 osoby”. Większość ze zbrodniarzy osiedliła się zaś w zachodnich Niemczech i była chronionych przez państwo.
Dziś, zaawansowani już wiekowo byli naziści niezwykle rzadko trafiają przed sądy, a opinia publiczna dowiaduje się o ich makabrycznej działalności. Pytanie jednak za każdym razem jest to samo – dlaczego tak późno?
O to można też było spytać w lutym, gdy postawiono w końcu zarzuty 100-letniemu byłemu strażnikowi obozu koncentracyjnego Sachsenhausen i 95-letniej byłej sekretarce obozu koncentracyjnego Stutthof.
Zobacz także: „Za jednego Niemca stu Polaków”. Esesmani spalili żywcem w stodole ponad tysiąc osób
To jednak nie jedyne pytania, jakie muszą sobie zadać Niemcy w kontekście III Rzeszy i Holokaustu. Tym bardziej, że skala wystąpień antysemickich bije tam rekordy.
„To były dziesiątki lat pracy, to był proces, w wyniku którego dziś już politycznie niepoprawnie jest mówić zbrodnie niemieckie na zbrodnie...
zobacz więcej