
Schemat jest zawsze taki sam. Sympatyzujące z opozycją redakcje zapowiadają bombę, która uderzyć ma w kogoś kojarzonego z „dobrą zmianą”. Ukazuje się pierwszy materiał, który rozpala emocje wyłącznie w gronie już przekonanych czytelników, ale, niestety, nikogo więcej. Trzeba więc opublikować kolejny tekst, w którym wyjaśni się reszcie odbiorców, dlaczego mają być oburzeni. Ponieważ to też nie pomaga, pojawia się następne tłumaczenie. Po drodze dochodzą również wątki poboczne i odpryski rzekomych afer. Służyć ma to podtrzymaniu wzburzenia odbiorcy ze swojej bańki informacyjno-politycznej, nawet kosztem rozmycia lub ośmieszenia przekazu wśród wszystkich pozostałych czytelników. Znamy ten mechanizm z „dwóch wież Kaczyńskiego”, działek Morawieckiego, a teraz wszystkich publikacji, dotyczących szefa Orlenu i syna premier Beaty Szydło.
„Na stacjach Orlenu można kupić hot dogi. W nich są parówki. Pytanie: skąd się tam biorą?” – tak materiał dotyczący proweniencji parówek, które...
zobacz więcej
W sytuacji, w której mamy do czynienia z medialną kakofonią, do tego wykonywaną przez media, które nie przyzwyczaiły nas dotąd do rzetelnego omawiania ewentualnych kłopotów nielubianych przez siebie polityków i ich nominatów, wyroki ferować mogą tylko ci, którzy wszystko wiedzą z góry. Pozostali mogą przyglądać się i czekać, co z potężnej burzy zostanie za kilka dni czy tygodni.
Czy będzie to coś więcej niż kilka smętnych memów, przywoływanych od czasu do czasu przez dyżurnych i monotematycznych najtwardszych internetowych sympatyków opozycji? Fraza o „naruszeniu potężnych interesów” wydaje się być już nieco ograna, choć jest tu jak najbardziej na miejscu, o czym za chwilę. Jednak nawet nie sięgając po nią, sporo można zobaczyć. Przez całe lata funkcjonowała u nas narracja, że jeśli ktoś ma być fachowcem, zdolnym do zarządzania wielką firmą, więc również – wielkimi pieniędzmi, musi wywodzić się z kręgów liberalnych.
Oczywiście najlepiej, by była to liberalna część dawnej PZPR, która, gdy niektórzy działacze opozycji jeszcze od czasu do czasu czuli na plecach milicyjne pałki, zdobywała pierwsze kapitalistyczne doświadczenia na zagranicznych stypendiach lub w spółkach polonijnych. Osoby kojarzone z prawicą miały być i, nie oszukujmy się, bardzo często były, wyłącznie „spoconymi facetami w pogoni za władzą”, jak był uprzejmy określić to w swoim czasie Andrzej Celiński. Więc i po przejęciu władzy w 2015 roku, Prawo i Sprawiedliwość miało być tą małpą, która dostała i zepsuła zegarek.
Wystarczy przypomnieć sobie sposób relacjonowania w mediach perypetii stadniny koni w Janowie Podlaskim, gdzie działania, które można chyba uznać za coś w rodzaju przecięcia bańki spekulacyjnej, zostały przedstawione jako niszczenie przez dyletantów perły w polskiej koronie.
Czytaj także: Co różni Obajtka od Giertycha? To zestawienie robi wrażenie
„Syn Beaty Szydło pracuje w firmie, w której udziałowcem jest Daniel Obajtek” - donosi dzisiaj lewicowy portal Oko.press. Mowa o prywatnej firmie,...
zobacz więcej
Z Orlenem miało być tak samo. Na początku nieprzychylne PiS media, a razem z nimi politycy, rzucili się na stacje benzynowe, lecz nie po to, by wspierać polski koncern, lecz by tropić przypadki rzekomego chowania opozycyjnych tytułów prasowych na półkach firmowych punktów sprzedaży. Szybko jednak okazało się, że domniemane sekowanie wybranych tytułów to najmniejszy problem. Okazało się bowiem, że Danielowi Obajtkowi nie wystarcza rola, w której opozycja od biedy by go zaakceptowała, ograniczając się do podobnych, drobnych i raczej rytualnych ataków.
Rola szefa dużej, lecz drugoligowej firmy, który będzie administrował nią do czasu, aż przyjdzie nowy rząd, który Orlen obsadzi swoimi ludźmi, wydrenuje do cna i sprzeda lub tylko pozostawi w roli słabego, lokalnego gracza. Stało się inaczej. Obajtek, traktowany poważnie nie mógł być nie tylko jako nominat prawicy, lecz również były wójt Pcimia, a więc wychowanek tej Polski, którą strategia metropolitalnego rozwoju skazać miała na wieczną marginalizację i to jeszcze pochodzący z miejscowości, będącej wręcz jej archetypem, językowym symbolem i desygnatem.
Tymczasem to właśnie on państwowy koncern poprowadził z rozmachem, otwierając przed nim kolejne rynki i branże. Fuzja Orlenu z Lotosem, choć mocno ograniczona przez Unię Europejską, spowoduje pojawienie się nowego, silnego gracza na rynku, gracza, który będzie już mógł podejmować próbę gry z silniejszymi. I tu właśnie pojawiają się wspomniane wcześniej wielkie interesy.
Kolejna sprawa to przejecie przez koncern tytułów wydawnictwa Polska Press, legalnie, w drodze kupna od właściciela, który, inaczej niż to było z „Rzeczpospolitą”, nie był do tego w żaden sposób zmuszany. W ten sposób polski Orlen staje się właścicielem szeregu lokalnych pism i, co nawet ważniejsze, portali, a modne kilka lat temu w internecie grafiki, pokazujące narodowość posiadaczy poszczególnych tytułów na polskim rynku, stają się nieaktualne. I tak wymieniliśmy chyba wszystkie główne grzechy Daniela Obajtka, o wiele jak widać poważniejsze niż pogmatwane relacje z wujkami czy kilka spraw, przemaglowanych już przez służby, nie tylko w czasach PiS, lecz i wcześniej, za Platformy.
Czytaj także: Obajtek składa wniosek do Prokuratury Krajowej. Chodzi o nagrania „Wyborczej”
„Jesteśmy oburzeni i zgorszeni atakami na naszą koleżankę Beatę Szydło ze strony opozycji i służących jej mediów” – napisali w wydanym przez siebie...
zobacz więcej
Media cierpią w dzisiejszych czasach na olbrzymi deficyt powagi, stając się odbiciem swych mniej wyrobionych odbiorców. Po kilku dniach przekaz, dotyczący Obajtka, został ośmieszony przez tych, którym najbardziej zależało na jego poważnym traktowaniu. TVN skupiał się przez cały dzień na kwestii dostaw parówek do hot dogów sprzedawanych na stacjach Orlenu. I tak właśnie spalono własny przekaz dnia. Kto bowiem parówką wojuje, od parówki ginie. Po prostu ciąg skojarzeń, związanych z tym słowem w języku polskim nie pozwala żadnej afery parówkowej potraktować poważnie.
Nie przypadkiem jedna z lepiej zapamiętanych i najczęściej przywoływanych scen z „Misia” Stanisława Barei jest afera z ukradzionymi z garnka ekipy filmowej parówkami. Oczywiście pytanie, „skąd się biorą parówki?”, nie jest zupełnie bezzasadne, sadzę jednak, że widzowie i czytelnicy chętniej poznaliby prawdę nie tyle o wypełniaczach bułek pochłanianych w biegu na stacjach co o parówkach jako takich.
O ich składzie krążą bowiem legendy, z których żadna nie stawia tego popularnego dania w dobrym świetle. Jest też faktem, że ich smak mocno pogorszył się w latach 90., gdy pomimo protestów konsumenckich, zmienione zostały polskie normy produkcyjne obowiązujące producentów. Dziś próbują oni naprawiać rynek rozmaitymi nowościami, jednak do klasycznego smaku powrotu już chyba nie ma. W wyniku medialnej obróbki koncernu niektórzy deklarują szturm na hot dogi, inni bojkot tej sieci stacji, co najgorzej wypada w przypadku polskich przecież polityków, zachwalających na złość PiS zagraniczną konkurencję.
A przecież kiedyś to parówki z Orlenu podbijały podniebienia polskich konsumentów, o czym pisał już na starcie portal Tomasza Lisa. Zrobił to zresztą w sposób tak przekonujący, że nazwa „parówki” przylgnęła do Na Temat właściwie do dziś.
Czytaj także: Obajtek chce, by CBA sprawdziło jego finanse. Budka nie zdobył się na taki krok
Za zgodą Rady Nadzorczej Orlenu prezes Daniel Obajtek uzyskał ochronę – wynika z nieoficjalnych doniesień Interii. „Oligarchowie w Rosji też mają...
zobacz więcej
Cała operacja medialna została przeprowadzona w taki sposób, by nic lub prawie nic Danielowi Obajtkowi się nie stało. Podobnym akcjom najbardziej szkodzi bowiem przestrzelenie i popadnięcie w śmieszność. O ośmieszeniu przeczytali, Państwo, wyżej.
Jeśli natomiast przestrzeleniem nie były wcześniejsze elementy tej układanki, na pewno jest nim towarzysząca krytyce Obajtka napaść na syna Beaty Szydło. Tymoteusz Szydło zawsze budził niezdrowe zainteresowanie mediów, a nieustanna nagonka doprowadziła go do odejścia ze stanu duchownego.
Okazuje się jednak, że nawet teraz, na nieatrakcyjnym stanowisku w prywatnej (choć należącej do Obajtka) firmie, nadal jest dla niektórych dziennikarzy wyłącznie zwierzyną łowną. Szczęśliwie jednak ta akcja, oskrzydlająca główny atak, spotkała się głównie z krytyką, nie tylko ze strony konserwatywnych mediów i odbiorców. Może dzięki temu następnym razem ograniczą się tylko do recenzowania parówek.
Czytaj także: Fala memów i żartów zalała sieć. „Afera parówkowa wstrząsnęła krajem”