
Kto zabił Jolantę Brzeską? Platforma nie lubi takich pytań. Szczególnie w przypadku warszawskiej reprywatyzacji dobrze widać, że PO wolałaby temat zamilczeć.
Po 10 latach od śmierci Jolanty Brzeskiej prokuratorzy zebrali 50 specjalistycznych opinii, przesłuchali 230 świadków i zgromadzili ponad 40 tomów...
zobacz więcej
Kilka dni temu Sejm przez aklamację przyjął uchwałę upamiętniającą Jolantę Brzeską w dziesiątą rocznicę jej zamordowania. Śmierć działaczki lokatorskiej wywołała zupełnie inny efekt, niż najprawdopodobniej planowali jej kaci – chcieli zastraszyć małe wówczas i bezradne środowisko lokatorskie.
Ale wzbudzili przede wszystkim ludzki gniew i determinację, by nagłaśniać wszelkie reprywatyzacyjne szwindle i niesprawiedliwości, jakie wydarzyły się w Warszawie przede wszystkim za czasów Hanny Gronkiewicz-Waltz, prezydent stolicy z Platformy Obywatelskiej.
Choć wspomnianą wyżej uchwałę ostatecznie Sejm przyjął przez aklamację, Platforma Obywatelska początkowo chciała ją zablokować pod pretekstem „procedowania uchwały w komisji”. Ale w 2021 roku nie uwierzyli w to nawet koledzy i koleżanki Platformersów z centrolewu, czyli posłowie i posłanki z Lewicy. Krótkie, ale ostre spięcie, wzmocnione groźbą wizerunkowego blamażu Platformy, spowodowało, że ostatecznie partia Borysa Budki zgodziła się na wspólne przyjęcie tej uchwały.
Platforma Obywatelska zgłosiła sprzeciw wobec przyjęcia przez Sejm przez aklamację uchwały oddającej cześć pamięci Jolanty Brzeskiej i wszystkim...
zobacz więcej
Tej mentalności nie da się nazwać efektem wyznawanego liberalizmu gospodarczego. Zachodnioeuropejski liberalizm wiąże się jednak z uznaniem reguł prawa, także praw obywatelskich mniej zamożnych ludzi. A dziś już dobrze wiadomo, że stołeczne „repra” była co do zasady systemowym szwindlem, w którym prawo służyło bardzo nielicznym ludziom i skorumpowanym urzędnikom w stołecznym ratuszu do przejmowania, często za bezcen, majątku o naprawdę ogromnej wartości.
Przejmowanie i skupowanie roszczeń nie miało nic wspólnego z równymi szansami na bogacenie się. Garść dobrze ustawionych ludzi, co świetnie pokazał choćby Jan Śpiewak z pomocą Warszawskiej Mapy Reprywatyzacji, miała odpowiedni dostęp do zasobów, które po cichu przejmowano od miasta. Często działo się to nie tylko ze szkodą dla lokatorów, ale też dla całych lokalnych społeczności – gdy w grę wchodziły budynki szkół czy stołeczne skwery.
Okazało się, że na reprywatyzacji skorzystał także Andrzej Waltz, mąż Hanny Gronkiewicz-Waltz: otrzymał od miasta nieruchomość przy Noakowskiego 16. Gdy w 2015 roku zmieniła się w Polsce władza, ruszyła sejmowa komisja śledcza ds. reprywatyzacji. W skutek jej działań Andrzej Waltz zwrócił stołecznemu ratuszowi 1 mln 87 tys. zł – tyle zarobił na sprzedaży „odzyskanej” kamienicy.
Działaczka lokatorska, współzałożycielka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów Jolanta Brzeska zginęła 8 lat temu. Przez lata walczyła z...
zobacz więcej
Platforma i jej prominentni reprezentanci naprawdę woleliby, żeby nad reprywatyzacją w stolicy zapadła głucha cisza. Także w czasach Rafała Trzaskowskiego, pod którego rządami ratusz nie słynie ze zgodnej współpracy z komisją weryfikacyjną. I choć obecny prezydent chętnie mruga okiem do lewicy, to jest to wyłącznie tzw. lewica obyczajowa. Ruch lokatorski ma o nim nie najlepsze mniemanie.
Wróćmy do wątku gospodarczego liberalizmu, na który powołują się apologeci reprywatyzacji. Zwolennicy Platformy chętnie mówią, że w odzyskiwaniu mieszkań przez właścicieli nie ma nic złego. Że to forma sprawiedliwego zadośćuczynienia.
Najpierw ruch lokatorski, a następnie komisja weryfikacyjna świetnie pokazały, że bardzo często z prawowitymi właścicielami przejmowanie kamienic i gruntów nie miało to nic wspólnego. Handlarze roszczeń to świetnie zorganizowany układ, który bardzo sprawnie obracał się w warszawskim światku, jednych korumpował, innych zastraszał.