Maszyna rozbiła się w lesie, 300 metrów od lądowiska. Dwoje z pasażerów wyszło z wraku o własnych siłach. Pozostała dwójka zginęła. Na miejscu prowadzone są oględziny z udziałem przedstawicieli Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Leonard Synowiec, prokurator rejonowy z Pszczyny wyjaśnił, że na razie nie znane są przyczyny wypadku.
W katastrofie śmigłowca w Pszczynie na Śląsku zginęły dwie osoby. Jedną z nich jest milioner, zajmujący się produkcją podłoża do uprawy pieczarek –...
zobacz więcej
Do katastrofy doszło w nocy z poniedziałku na wtorek około godziny 1. Prywatny helikopter typu Bell 429 runął na ziemię w trudno dostępnym miejscu, blisko rzeki Dokawy.
Podróżowały nim cztery osoby. Dwie zginęły na miejscu , dwie trafiły do szpitali. Nie żyje pilot i właściciel maszyny, według „Gazety Wyborczej” – Karol Kania.
Maszyna rozbiła się w lesie, 300 metrów od lądowiska. Bryg. Grzegorz Kołoczek z KPPSP w Pszczynie wyjaśnił, że dwójka pasażerów, która uratowała się z katastrofy, śmigłowiec opuściła o własnych siłach. Ofiary śmiertelne znajdowały się wewnątrz wraku.