Procesy sądowe mogą okazać się jedyną skuteczną metodą w walce o prawdę historyczną. Procesy sądowe mogą okazać się jedyną skuteczną metodą w walce o prawdę historyczną z autorami publikacji, w których – mocno naciągając fakty i manipulując archiwalnymi dokumentami – oskarżono Polaków o współudział w zagładzie Żydów. Dlaczego? W miejsce publicznej, naukowej debaty i konfrontacji – historycy krytyczni wobec ustaleń prof. Jana Grabowskiego stali się celem mającej zdyskredytować ich nagonki. Nieźle się zagotowało w lewicowym saloniku dziennikarsko-naukowym po tym, jak Sąd Okręgowy w Warszawie <a href="https://www.tvp.info/52211189/dalej-jest-noc-sad-orzekl-ze-profesorowie-barbara-engelking-i-jan-grabowski-maja-przeprosic-bratanice-edwarda-malinowskiego-w-czasie-wojny-soltysa-wsi-malinowo" target="_self">nakazał prof. Barbarze Engelking i prof. Janowi Grabowskiemu: autorom książki „Dalej jest noc” przeproszenie Filomeny Leszczyńskiej</a>, starszej już dziś kobiety, której krewny: Edward Malinowski, sołtys wsi Malinowa, został fałszywie pomówiony przez Grabowskiego i Engelking o współudział w zagładzie Żydów. <br /><br /> Wielki rejwach i „gwałtu rety”, bo „Babcia Filomena” i jej pełnomocnicy zdecydowali się wejść skutecznie w spór sądowy, zamiast – jak to nierzadko bywało w naszym kraju do tej pory – pokornie i w milczeniu znosić razy i wyzwiska od współpracowników Hitlera, antysemitów i żydożerców. <br /><br /> „Sala sądowa nie jest miejscem ustalania prawdy historycznej” – histerycznie grzmiała „Gazeta Wyborcza”, a grupa naukowców z PAN napisała, że „wolność prowadzenia badań naukowych jest fundamentem uprawiania historii”. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> Wymowny wpis na Twitterze popełnił amerykański dyplomata, pracownik ambasady USA w Warszawie – Bix Aliu, zapewniający, że „ochrona wolności akademickiej ma kluczowe znaczenie dla demokracji. Otwarta debata akademicka na trudne tematy to ścieżka prowadząca do rozwiązywania sporów historycznych” i przekonujący, że Stany Zjednoczone zawsze będą stawać w obronie wolności akademickich. To akurat zabawne w świetle tego, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych i jak bardzo lewicowcy ubrani w szaty demokratów próbują tam wolność słowa, również na uczelniach, ograniczać. <br /><br /> Jednak wpis amerykańskiego dyplomaty – paradoksalnie wbrew jego intencjom – ma olbrzymie znaczenie. <br /><br /> Dzisiaj bowiem, podobnie jak ma to miejsce już od dłuższego czasu – prof. Grabowski i jego internacjonalistyczni apologeci dokładają starań, by uniemożliwić dyskusję na temat popełnionych przez niego i prof. Engelking błędów w pracach oskarżających Polaków o współudział w Zagładzie, a autorów badań naukowych demaskujących historyczne fałszerstwa pary autorów próbują zaszczuć i zniesławić.<h2>Historyk na wojnie. Przeciw wolności słowa.</h2><br/> Przykładów uciekania prof. Grabowskiego i prof. Engelking, autorów książki „Dalej jest noc” od debaty naukowej i zmierzenia się z krytycznymi dla ich opracowania wynikami badań naukowych innych historyków nie trzeba długo szukać. Kilkanaście miesięcy temu historyk <strong>Instytutu Pamięci Narodowej</strong> – dr Tomasz Domański w publikacji wydanej nakładem IPN pt. „Korekta obrazu?(...)”, opierającej się na bogatej kwerendzie w archiwach i analizie materiałów źródłowych, wytknął autorom „Dalej jest noc” szereg nieścisłości i przekłamań – pokazując wręcz łopatologicznie, w jakich twierdzeniach minęli się z faktami, pominęli źródła historyczne nie pasujące do ich tezy, czy też wręcz zmanipulowali je. <br/><br/> Do debaty na argumenty między badaczami nie doszło. Zarówno Grabowski, jak i Engelking nie zdecydowali się zmierzyć w otwartej, transmitowanej przez media publicznej dyskusji z Domańskim i skonfrontować – jak przystało na badaczy – wzajemne ustalenia i fakty. <br/><br/> Zamiast tego Grabowski znów przyjął linię obrony opartą na emocjach i deprecjonowaniu krytycznego wobec niego historyka. I tak zagrzmiał na łamach życzliwego mu portalu Jewish.pl, że „Zniesławienie Domańskiego doprowadziłoby go do sądu. Gdyby Polska była normalnym krajem. (…) Polska nie jest już normalnym krajem dla badaczy Holocaustu”. <br/><br/> Grabowskiemu nie podobało się chociażby upublicznienie prac Domańskiego w Muzeum Getta Warszawskiego. Można domniemywać, że powodem nerwowości historyka było ryzyko, iż z krytyczną recenzją jego „ustaleń” zapoznają się i być może będą chcieli je weryfikować także odwiedzający warszawską placówkę naukowcy z krajów UE czy Stanów Zjednoczonych. „Muzeum Getta Warszawskiego nie jest już normalnym muzeum – wraz z przybyciem dr. Domańskiego w roli »eksperta« stało się częścią nacjonalistycznej ofensywy na temat historii Zagłady” – ogłosił współautor „Dalej jest noc”.Oberwało się też dr. Piotrowi Gontarczykowi, który w oparciu o historyczne archiwa zweryfikował prawdziwość kilku twierdzeń prof. Grabowskiego z „Dalej jest noc” i doszedł do wniosku, że facet najzwyczajniej w świecie… naściemniał. Na przykład w sprawie rzekomego udziału polskich granatowych policjantów w zagładzie Żydów w Bochni i wydawania ich w niemieckie ręce, co jak twierdził Grabowski, mieli czynić polscy funkcjonariusze. W rzeczywistości, jak wykrył Gontarczyk, badający także niemieckie dokumenty, Żydów nie prześladowali polscy policjanci, ale funkcjonariusze Żydowskiej Służby Porządkowej. <br/><br/> Gdy dr Gontarczyk opisał ten „błąd” Grabowskiego, a jego ustalenia trafiły na łamy izraelskiej prasy, natychmiast został na jej łamach zaatakowany przez Grabowskiego i oskarżony o bycie „ostrym polskim nacjonalistą”. Ten epitet miał zdezawuować krytycznego wobec Grabowskiego historyka i błyskawicznie zamknąć rozważania, jak było naprawdę i jak bardzo Grabowski z Engelking mylą się w swoich pracach. <br/><br/> A skoro wspomniałem o lewicowej międzynarodówce apologetów Grabowskiego, broniących go wbrew faktom i próbujących uniemożliwić dyskusję wokół jego ustaleń, to jeszcze jeden przykład (choć można ich wymienić znacznie więcej). W 2018 r Instytut Pamięci Narodowej planował wspólnie z polską ambasadą w Kanadzie zorganizować na Uniwersytecie w Ottawie prezentację wystawy: „Polacy ratujący Żydów”. Zareagował wykładający tam… prof. Grabowski. Wezwał swoich studentów, by sprzeciwili się organizacji ekspozycji i przeprowadzeniu wykładów na dotyczący jej temat; sam wystosował też list do dziekana Wydziału Sztuki Uniwersytety w Ottawie przekonując, że autorzy wystawy o Polakach ratujących Żydów zajmują się „zniekształcaniem świadomości historycznej’. Oberwało się też zaangażowanemu w polski projekt Jeffreyowi Cymblerowi, potomkowi polskich Żydów ocalałych z Holocaustu, którego Grabowski próbował zaszczuć w mediach społecznościowych, przypinając mu etykietkę: człowieka „wspierającego polskich nacjonalistów”.<h2>Czego boi się prof. Grabowski?</h2> <br/> „W Polsce panuje przekonanie, że jeśli ktoś zajmuje się historią Holokaustu znaczy to, że nienawidzi Polaków” – mówił przed kilkoma dniami historyk Jan Grabowski w rozmowie internetowej tygodnika „Newsweek”. Przekonywał, że stał się celem ataków i zaszczuwania przez polskie władze i instytucje z nimi związane. To już wręcz standardowa reakcja historyka na próby podważania jego ustaleń i wskazywania popełnionych przez niego błędów warsztatowych<br/><br/> Zamiast publikacji przeprosin – czego domagają się internauci prowadzący na Twitterze akcję<strong> Grabowski: #PrzeprosBabcię </strong>mamy do czynienia z przewidywalną narracją samego prof. Grabowskiego. Narracją znaną, bo powtarzalną od lat, narracją, która nie ma nic wspólnego z historyczną debatą – więcej – stanowiącą mocną ucieczkę od takiej naukowej dyskusji i represjonującą interlokutorów. To zarazem gra na emocjach zwolenników, „wyznawców” pozwalająca Grabowskiemu kreować się na „ofiarę prześladowań”.<br/><br/> A przecież – z prześladowcami nie wchodzi się w dyskusje, czyż nie? <br/><br/> W ten sposób Grabowski zręcznie unika dyskusji z historykami, którzy w swoich pracach wykazali mu historyczne łgarstwa, ucieka też przed koniecznością zmierzenia się z twardymi faktami historycznymi i dowodami. Cała jego retoryka „historyczna” pozostaje więc wyłącznie w sferze podgrzewanych emocji, a w niej nie ma miejsca na chłodną analizę faktów i wydarzeń. Bo tego właśnie prof. Grabowski, jak się wydaje, boi się najbardziej. <br/><br/> Jasne, w wywiadach dla mediów prof. Grabowski przekonuje, że chodzi o wolność badań naukowychy i jego reputację. Z tą jednak ma poważny problem w gronie międzynarodowych, uznanych historyków. Na przykład prof. Bogdan Musiał, polsko-niemiecki historyk specjalizujący się dziejach Polski, Rosji i Niemiec, autor przełomowego dzieła „Kto dopomoże Żydowi”, analizującego niemieckie prawodawstwo dotyczące Żydów na ziemiach polskich, oceniał w rozmowie ze mną (opublikowanej na łamach „Do Rzeczy”) – „Ja sam, badając prześladowania ludności żydowskiej, odkryłem w jego (prof. Grabowskiego) publikacjach manipulacje. Początkowo naiwnie myślałem, że można z nim polemizować w tej materii. Ale okazało się, że kłamstwo uczynił metodą, a dyskusja z nim nie ma sensu. Jego książki są tyle warte, co papier, na którym zostały wydrukowane”.<h2> Grabowskiego mit o 200 tys Żydów</h2> <br /> Przeinaczanie faktów, naginanie ich do pasującej tezy, stawianie hipotez nie mających uzasadnienia w archiwach, wspomnieniach świadków i materiałach dowodowych rzeczywiście stało się ważnym elementem „prac naukowych” prof. Grabowskiego. Kilka dni temu w internetowej rozmowie dla red. Tomasza Lisa, naczelnego tygodnika „Newsweek” <strong>prof. Grabowski powtórzył swoją – skompromitowaną już przed dwoma laty tezę o rzekomych 200 tys Żydów, w większości uciekinierów z niemieckich gett, wymordowanych bądź wydanych przez Polaków w niemieckie ręce</strong>. Tyle, że to dane wyssane z palca, a prof. Grabowski nie potrafi ich poprzeć żadnymi wyliczeniami. <br /> <br /> Skąd się więc wzięła ta liczba? Otóz w 2018 roku w piśmie „The Times of Israel” ukazał się artykuł Amandy Borschel-Dan; autorka – powołując się na rzekome ustalenia Szymona Dantera, polskiego historyka żydowskiego pochodzenia – przekonywała w nim, że ok. 200 tys. Żydów – uciekinierów z niemieckich obozów zostało później zamordowanych lub wydanych w niemieckie ręce przez Polaków. Gdy sprawa wywołała burzę, zajął się nią Jakub Kumoch, polski ambasador (wówczas w Szwajcarii, obecnie w Turcji) i przeanalizował prace Dantera. Wytknął więc, w mediach społecznościowych, że w żadnym z artykułów znanego historyka, w żadnej z jego publikacji takie dane nie padają. Więcej – że Danter twierdził, iż co najmniej połowa z owych uciekinierów mogła ocaleć wyłącznie dzięki polskiej pomocy. <br /> <br /> W takiej sytuacji ambasador Kumoch skontaktowal się z autorką sensacyjnej publikacji „The Times of Israel” panią Amandą Borschel-Dan, a ta poinformowała go oficjalnie, że w rzeczywistości nie zapoznała się nigdy z publikacjami Dantera, bo nie zna też języka polskiego, a takie dane i wyliczenia miała otrzymać od... prof. Jana Grabowskiego. <br /> <br /> Swoją drogą Jakub Kumoch sprawdził też dane i zródła, które dziennikarce miał podać Grabowski i szybko okazało się, że historyk dowolnie wykorzystał dane, mieszał je i przeinaczał, dowolnie korzystając z cytatów świadków, by ulegendować swoją wersję o 200 tysiącach żydowskich ofiar domniemanego polskiego antysemityzmu. <br /> <br /> Uczciwie trzeba przyznać prof. Grabowskiemu, że kreując mit „200 tysięcy ofiar” nie był zbyt twórczy i można domniemywać, że powielił wcześniejszą narrację Tomasza Grossa, autora książki „Złote żniwa”. Gross w 2010 roku przekonywał, że Polacy zamordowali w czasie wojny 200 tys Żydów. Nigdy nie przedstawił żadnych dowodów, żadnych wyliczeń, które by to potwierdzały. <br /> <br /> „Wszystko jedno czy napiszę, że Polacy zamordowali 100, 200 czy kilkadziesiąt tysięcy Żydów. Jedno i drugie oznacza dużo” – bezkrytycznie ogłaszał Gross w wywiadzie dla Polska The Times w marcu 2011. r. <br /> <br /> Od tego czasu owa liczba funkcjonuje w publikacjach i wywiadach historyków lewicowych określających się jako „badacze Zagłady”, ewoluując też w zależności od potrzeb i kształtując się między 120 a 250 tys ofiar. Jedno co łączy te szacunki – nigdy żaden z ich autorów nie przedstawił dowodów i wyliczeń potwierdzających ich prawdziwość. <br /> <br /> Nie udało się też tego dokonać profesorowi Janowi Grabowskiemu, stąd też ucieka – daleko w noc od debaty, dyskusji i weryfikacji faktów. A jego kłamstwa? Niestety dalej żyją własnym życiem.<br /> <br /> <strong>Czytaj także: </strong><a href="https://www.tvp.info/50108474/sprawiedliwi-wsrod-narodow-swiata-wzrosla-liczba-polakow-uhonorowanych-tytulem-wieszwiecej" target="_self">Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Wzrosła liczba Polaków uhonorowanych tytułem</a><br /> <br /> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%" />