Inaczej niż zwykle, bez fizycznej obecności gości, w tym ocalonych, odbyły się obchody 76. rocznicy wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Głównym motywem tegorocznych uroczystości był los dzieci: żydowskich, romskich, polskich,, białoruskich, rosyjskich, ukraińskich i innych narodowości. Z deportowanych do obozu ponad 200 tys. dzieci wyzwolenia doczekało zaledwie nieco ponad 700. O swoich przeżyciach z tamtego czasu opowiedziały na antenie TVP Info Zdzisława Włodarczyk, która doczekała wyzwolenia oświęcimskiego obozu i Anita Lasker-Wallfisch, więźniarka Auschwitz i Bergen-Belsen.
Najgorsze były noce. Dzieci płakały przez sen. Wołały mamę. Z czasem te odgłosy ucichły. Wiedziały, że nikt nie przyjdzie, nie przytuli. Umierały samotne. Rodziły się w obozie i nie dano im żyć – wspominała gehennę Auschwitz. Zdzisława Włodarczyk.
– Przybywając do obozu pod koniec 1943 r. nie miałam absolutnie żadnych iluzji. Wszyscy wiedzieliśmy, co się dzieje za tą bramą. Spodziewałam się, że po prostu zamienię się w dym. Długość życia w tym obozie wynosiła trzy miesiące. Ja spędziłam rok tylko dzięki temu, że umiałam grać na wiolonczeli – opowiadała Anita Lasker-Wallfisch. Gdy do Oświęcimia zbliżał się front, Niemcy poprowadzili więźniów na zachód, ona trafiła do Bergen-Belsen. Wyznała, że gdy po wyzwoleniu tego ostatniego obozu dotarła do Wielkiej Brytanii, myślała, że będzie mogła opowiedzieć całemu światu o zbrodniach, których była świadkiem. – Jakże się myliłam. Nikt nie pytał o nic – mówiła z żalem.
-> Przeczytaj także: Ostatni mecz zagrał w Auschwitz. Dzień później został rozstrzelany
teraz odtwarzane