„Mamo, co mam robić? Mam udawać osobę niebinarną? Przecież ja nie chcę! A nie chcę stracić moich przyjaciół” – cytuje wątpliwości córki czytelniczka „Gazety Wyborczej” w przesłanym do redakcji liście. Kobieta skarży się na agresję i nietolerancję u ludzi o lewicowych poglądach. Nie spodobało się to lewicy, list spotkał się z krytyką w mediach społecznościowych, co w konsekwencji doprowadziło do usunięcia go ze strony wyborcza.pl. Szefowa serwisu przeprosiła i zapowiedziała, że... redakcję przeszkoli fundacja Trans-Fuzja.
Na łamach portalu internetowego „Gazety Wyborczej” ukazał się list poparcia dla celebrytów, którzy przyjęli szczepionki przeciw COVID-19 poza...
zobacz więcej
Pani Tosia – tak podpisała się autorka listu – opisuje zmagania, z jakimi jej córka mierzy się w szkole. Powodem, tłumaczy, są podziały wśród uczniów.
„Nie ma już metali, punków, nie ma hipisów. Córka opowiada, że są tylko tak zwane »alternatywki«, a z drugiej strony prawicowa młodzież – i albo należysz do jednej grupy, albo jesteś spychana do drugiej. Nie ma nic pomiędzy” – stwierdziła kobieta.
Albo jesteś „terfem” lub „transfobem”, albo „siedzisz cicho”
Jej zdaniem w praktyce „oznacza to, że albo przyjmujesz paczkę poglądów zawierającą niebinarność, „poczucie płci”, albo jesteś klasyfikowana jako przeciwniczka, »
terfka«, »transfobka«”. Jednocześnie czytelniczka „GW” podkreśla, że ani ona, ani jej córka nie wykluczają osób transseksualnych.
Zobacz także: Czuchnowski z „GW” rozlicza dziennikarza „Rz” za wywiad z Kaczyńskim
Kobieta cytuje też dylematy, z jakimi zwraca się do niej córka:
„Mamo, co mam robić? Mam udawać osobę niebinarną? Przecież ja nie chcę! A nie chcę stracić moich przyjaciół” – tak samo zatytułowano też cały artykuł, opublikowany w poniedziałek w nocy na stronie
Wyborcza.pl.
Jak podkreśla pani Tosia, „najgorsze w tej rzeczywistości jest
odbieranie pola do dyskusji”.
Problem z dyskusją? „Wyborcza” się zgłasza
„Bo albo jesteś przeciw nam, bo negujesz choć jedną rzecz z naszego zestawu poglądów, albo jesteś z nami, ale siedzisz cicho, jak mysz pod miotłą. O ile można to wybaczyć dzieciom, które naprawdę szukają akceptacji, to niestety obserwuję to również wśród dorosłych kobiet” – konstatuje autorka listu.
Grupa aktywistów LGBT z kolektywu „Stop Bzdurom” zorganizowała protest przed siedzibą redakcji „Gazety Wyborczej”. „Transfobia śmierdzi i u Was...
zobacz więcej
Okazuje się, że pola do dyskusji nie ma także w „Gazecie Wyborczej”. Krótko po publikacji tekst zniknął ze strony.
Redakcja zdecydowała się na autocenzurę po nagonce lewicowych środowisk.
„Bardzo przepraszamy za tę publikację. Nie mam nic na nasze usprawiedliwienie. W czwartek fundacja Trans-Fuzja zrobi szkolenie dla naszej redakcji. Mam nadzieję, że to pomoże zwiększyć naszą wrażliwość. Jeszcze raz bardzo przepraszam!” – napisała w komentarzu Aleksandra Sobczak, szefowa serwisu Wyborcza.pl w facebookowym wpisie.
Tradycja „znikających tekstów” w „GW”
To nie pierwsza taka sytuacja, gdy redakcja „GW” decyduje się na cenzurę własnych publikacji. We wrześniu ubiegłego roku wściekłość w środowiskach lewicowych wywołał tekst Piotra Głuchowskiego pt. „Idziemy dalej: Piotrków wolny od Żydów, a skatepark od niepełnosprawnych”. Artykuł spotkał się z
ostrą odpowiedzą aktywisty LGBT Barta Staszewskiego i szybko zniknął z mediów.
Zobacz także: Skandaliczna grafika z Maryją w „GW”
O rozgłosie, jaki zyskał, i „niechcianym” przez redakcję „Wyborczej” sukcesie pisał dla portalu tvp.info publicysta Sławomir Cedzyński, oceniając, że tekst Głuchowskiego „zniknął”, bo „
był skierowany przeciwko tym, którzy w rzeczywistości trzęsą »Wyborczą«”.
źródło:
wyborcza.pl, portal tvp.info
#aleksandra sobczak
#cenzura
#gazeta wyborcza
#artykuł
#list
#terf
#transfobia
#szkoła
#lgbt
#nagonka