
Wszystko, co już wydarzyło się wokół amerykańskich wyborów prezydenckich, a zapewne i to, co jeszcze się wydarzy, jest nieprzewidywalne jak cały rok 2020, który najwyraźniej w światowej polityce – pomimo kalendarza – trwa w najlepsze. Zarówno sama procedura głosowania i liczenia głosów, jak i dramatyczny przebieg obrad Kongresu USA, mających zatwierdzić wybór Joe Bidena pełne są znaków zapytania. Jedyne, co było w tym wszystkim przewidywalne, to reakcje naszego własnego politycznego świata.
Czasem odnieść można wrażenie, że najczęściej w tych dniach powtarzane słowa „święta, święta i po świętach” pracownicy kilku redakcji chcieliby...
zobacz więcej
Wybory w USA prawdopodobnie na długo pozostaną wielką zagadką, a ich wynik będzie kwestionowany przez lata. Lewica nie dostrzega żadnego związanego z nimi problemu, sympatycy Trumpa (i sam Trump) wierzą wciąż, że zostały „ukradzione”. Niezapomniana również dla nas noc, podczas której spływały kolejne wyniki stanowe, faktycznie pełna była zaskakujących zwrotów akcji. Nie tylko Donald Trump, lecz i wielu jego, również polskich, zwolenników bardzo szybko zaczęło świętować. Okazało się to jednak przedwczesne, a kolejne kursy wahadła podważały wiarę we wzorcową amerykańską demokrację.
Można odnieść wrażenie, że w ostatnich dniach przy Trumpie zostali tylko najwierniejsi współpracownicy. Opuszczony przez świat polityki cieszył się jednak poparciem wielu, nieraz bardzo barwnych grup sympatyków. Gdy ci ostatni przypuścili szturm na Kapitol, prawdopodobnie domknęli proces rozchodzenia się dróg Donalda Trumpa i republikańskiego establishmentu. Tak skutecznie, że pytania o prowokację, jakie szybko pojawiły się w internecie, nie muszą być całkowicie bezzasadne.
Można wynik czwartkowego szczytu unijnego uznać za wielki sukces polskiego rządu. Wraz z Orbanem, a – jak się okazało, przy wsparciu nie tylko...
zobacz więcej
Każda strona zna już swoich winnych, a że amerykański spór polityczny znajduje odbicie w tym polskim, odwzorowały się u nas tamtejsze podziały. Zwłaszcza po stronie liberalnej, która wygraną Bidena traktuje terapeutycznie, wynagradzając nią sobie swoje własne przegrane z Prawem i Sprawiedliwością. Jednak do wyborów w USA emocjonalnie podchodzimy prawie wszyscy, choć trudno jednoznacznie ocenić, czy amerykańscy przywódcy zasługują na tak wielkie zaangażowanie naszych obserwatorów.
Na pewno Trump zjednał sobie dużą sympatię swoimi wypowiedziami o Polsce, a jego prezydentura stała się czasem dalszego wzmocnienia polsko-amerykańskich relacji w dziedzinie rozumianego na wiele sposobów bezpieczeństwa. Czy Joe Biden nie planuje po cichu kolejnego „resetu” w stylu Obamy to pytanie, które na pewno spędza sen z powiem naszym rządzącym. Bezpieczeństwo Polski od kilku lat opiera się na USA (i NATO, które jednak silne jest głównie siłą Amerykanów) niemal bezalternatywnie, bo i trudno w naszej sytuacji o alternatywę. Dlatego też nie ma co spodziewać się, by władze w Warszawie zdecydowały się psuć jako pierwsze krytyką wydarzeń z ostatnich dni wzajemne dobre relacje.
Przez ostatnie dni przed Bożym Narodzeniem politycy koalicji rządzącej mogą w swoją przyszłość patrzeć z pewnym optymizmem. Z wyjątkiem bardzo...
zobacz więcej
Nie wiemy jednak, czy i jak długo realną władzę sprawować będzie mocno leciwy już Biden, a jak silne będą wpływy jego o wiele radykalniejszej zastępczyni, Kamali Harris. Do pewnego momentu zresztą można było spodziewać się, że to właśnie obawa przed Harris (tak, jak obawa „zwykłej Ameryki” przed radykalizmem ruchu BLM), a nie samym Bidenem ostatecznie przechyli szalę na korzyść Trumpa. Ostatecznie jednak, co eksperci najczęściej tłumaczą brakiem zaufania do polityki władz USA wobec Covid-19, żadna z tych spraw nie okazała się przesądzająca, choć być może to tu szukać należy przyczyn pyrrusowego zwycięstwa Trumpa – zdobycia 11 milionów głosów więcej, niż cztery lata temu.
Pytanie, czy dojdzie do zmiany przywództwa w trakcie kadencji jest jednak wciąż aktualne. Historia zna takie przypadki. W 1981 roku szefem Great London Council został na przykład zachowawczy kandydat Partii Pracy, prof. Andrew McIntosh, który jednak już po 16 godzinach zastąpiony został przez zwolennika radykalnych reform społecznych Kena Livingstone’a, zwanego „Czerwonym Kenem”, co później przypomniał i uczynił punktem wyjścia pomysłu na książkę Frederick Forsyth w sławnym „Czwartym protokole”. Tu nie ma nawet elementu zaskoczenia, zmiana i radykalizacja są niemal oficjalnie wpisane w „mapę drogową” tej kadencji, nie znamy tylko dokładnych terminów.
Doczekaliśmy prawdziwego cudu – opozycja chce pomóc rządowi, zgłaszając w tym celu projekt uchwały sejmowej. Tyle można by zrozumieć ze słów Borysa...
zobacz więcej
„Dramatyczne emocje w USA wywołane przez #Trumpa.a pokazują, do czego prowadzi nienawiść w polityce oraz niepohamowana żądza władzy. Trzymam kciuki za powrót rozsądku. Od tego zależy również nasze bezpieczeństwo. God bless America...” – pisał 6 grudnia na swoim twitterze Borys Budka , po czym, najwyraźniej nie onieśmielony chłodnym przyjęciem swojej „polityki zagranicznej”, dzień później kontynuował swoją myśl, tym razem w odniesieniu do punktujących jego hipokryzję polemistów: „Gdy w Waszyngtonie polała się krew i doszło niemal do próby zamachu stanu, politycy PiS przypuścili atak na...opozycję w Polsce.
To pokazuje, że prócz populistycznych haseł, skrajnej nienawiści i podziałów nie mają niczego do zaproponowania Polakom.”