
To już czas okolicznościowych podsumowań 2020 roku. Jedni skupiają się na polityce, drudzy na sporcie, trzeci na kulturze. Zamykamy zwykle coroczny bilans: „winien – ma” rozrachunkami z największymi wydarzeniami mijających 12 miesięcy i patrzymy, kto odszedł na zawsze albo kogo za co nagrodzono.
Najkrócej, w stylu twitterowym, można by powiedzieć tak: Opatrzność opuściła Warszawę jesienią 2018 r. Dwa lata później na szczęście już czuwała...
zobacz więcej
Jak zwykle oceniają mądre głowy z telewizji, ekspertki, publicyści, przykładając do wydarzeń własne opinie, sympatie i antypatie. Stawiamy polityczne pasjanse i mądrzymy się nad prognozami – po trosze licząc na to, że za rok nikt już właściwie nie będzie pamiętał, co się nam wydawało gdzieś pod koniec grudnia mijającego już roku.
W ostatnich latach przybywało w tym wszystkim rutyny: w polityce opozycja zapewniała, że teraz już z pewnością wygra nadchodzące prezydenckie wybory; i że „przez PiS” gospodarka upadnie już z pewnością. Rządząca koalicja mówiła z kolei, że w gospodarce będzie tylko lepiej i że będzie miała po swojej stronie większość wyborców.
A tu – bum! Ten rok, niezależnie od tego, po jakiej stronie politycznych barykad jesteśmy, nauczył nas chyba wszystkich pokory. Musieliśmy sobie przypomnieć – choć bardzo niechętnie – że w świecie od zawsze było, jest i będzie coś nieprzewidywalnego. Coś, co niekiedy mocno potrafi wyrzucić rzeczywistość z jej kolein i potężnie pomieszać nasze plany i szyki. I my, zgodnie ze swoją ludzką naturą, jesteśmy tym zwykle strasznie zadziwieni. I szukamy winnych tego stanu rzeczy.
Po trudnym 2020 roku Boże Narodzenie przyniosło nam upragnioną nadzieję i wspaniałe prezenty pod choinką. W wigilię zakończyły się negocjacje umowy...
zobacz więcej
W 2020 roku czymś takim stała się pandemia. Choć nie jest tak tragiczna w skutkach jak jej straszliwe poprzedniczki poprzednich stuleci, choć nie zbiera tak rozległego i krwawego żniwa jak czarna śmierć, czyli dżuma, przed wiekami; choć nie była tak tragiczna dla świata jak hiszpanka, czyli grypa, w początkach XX wieku, to przecież także poważnie zachwiała naszym światem.
Jednym przyniosła śmierć, długotrwałe kłopoty ze zdrowiem, w tym psychiczne; innym stratę pracy, kłopoty finansowe, niepewność o jutro; dla uczniów oznaczała poważne zachwianie rytmu nauczania, a czasem też wiele trudności osobistych – kilka tygodni temu przypomniał o tym Rzecznik Praw Dziecka. Większość z nas będzie pewnie wspominała 2020 r. jako czas najróżniejszych strat i bolesnych niepokojów, niepewności i zamętu. Takie są głębokie skutki pandemii, na to nie da się przykleić plasterka oficjalnego optymizmu.
Czasem odnieść można wrażenie, że najczęściej w tych dniach powtarzane słowa „święta, święta i po świętach” pracownicy kilku redakcji chcieliby...
zobacz więcej
Wbrew opowieściom opozycji, polskie podejście wcale nie było zbyt restrykcyjne – właściwie poza pierwszym, marcowo-kwietniowym okresem, gdy niemal wszyscy zaakceptowaliśmy naprawdę solidny lockdown. Ze spontaniczną życzliwością podeszliśmy do wczesnowiosennej kwarantanny narodowej. Obiecując sobie, że w Polsce nie powtórzy się tragiczna sytuacja z południowej Europy, z mnóstwem trupów w domach seniora i opuszczonymi przez personel placówkami, w których dogorywali osamotnieni ludzie.
I rzeczywiście, do tego nie doszło. W Polsce większym problemem okazało się to, co dawno już zapowiadali eksperci: kryzys publicznej ochrony zdrowia i profilaktyki zdrowotnej zaowocował nie tylko problemami kadrowymi w placówkach zdrowia, ale też nagłym wzrostem koronasceptycyzmu i antyszczepionkową falą emocji. Utrzymuje się ona wciąż na dość wysokim poziomie, co niestety może nam utrudnić szybsze wyjście z pandemii z pomocą szczepień.
A rządzący? Raczej przyjęli taktykę: może zrobimy tak, może trochę inaczej. Częściej grożono paluszkiem, z wielu zapowiadanych restrykcji raczej się wycofywano. Najbardziej irytowały nagle wprowadzane decyzje, jak ta z zamknięciem cmentarzy tuż przed Wszystkich Świętych, której skutki łagodzono memogennym „interwencyjnym wykupem chryzantem”. Co ważne, wprowadzono również Tarczę Antykryzysową . Szczególnie w pierwszym okresie funkcjonowania przekonała ona do rządzących niemałą część zagrożonych stratami przedsiębiorców.
Boże Narodzenie to czas cudów. – Chciałbym podziękować posłom Konfederacji – mówi portalowi tvp.info Krzysztof Śmiszek (Lewica) i zdradza, nad czym...
zobacz więcej
Jesienią pandemiczne zmęczenie dało o sobie znać już mocniej, ale jeśli popatrzymy na to w skali Europy Zachodniej i USA, to w Polsce protesty przeciw polityce rządowej nie były zbyt duże. I choć PiS w notowaniach stracił, to nie tak dużo, jak spodziewała się opozycja, szczególnie w okolicach Strajku Kobiet.
To był moment, który mógł przynieść rządzącym naprawdę potężny kryzys, polityczny impas prowadzący do rozpadu rządu – ale szybko okazało się, że nawet lewicowo-liberalny elektorat nie ufa własnym liderom, szybko nudzą mu się też nowi trybuni ludowi. Czy raczej: trybunki ludowe spod znaku błyskawicy.
Politycznie ten rok był z pewnością zbyt męczący i dla społeczeństwa, i dla rządzących, i dla niemal całej opozycji. Politycznie jego zwycięzcą jest Andrzej Duda – został prezydentem na drugą turę, mimo pandemicznego galimatiasu i mimo tego, że gra toczyła się wedle logiki „lider wyborów kontra reszta świata”; nieco więcej niż inni ugrał też Szymon Hołownia, ale dopiero nadchodzące lata pokażą, czy będzie rzeczywistym liderem liczącej się formacji, czy mignie w przestrzeni publicznej jak gwiazda pandemicznego sezonu.
Tak, mamy powody czuć się zmęczeni 2020 r. Ale spojrzenie nań z dystansu daje nam pewną szansę. Zanim zrobimy postanowienia noworoczne, możemy pomyśleć, co pandemia powiedziała nam o nas samych: tak w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Wszak złe czasy też można przeżyć lepiej lub gorzej.
A na nowy rok szczerzę życzę wszystkim czytelniczkom i czytelnikom: do siego, normalnego roku!