
Choć wolność Białorusini muszą wywalczyć sobie sami, trudno przecenić jednak pomoc, jaką otrzymują ze strony polskiego rządu, na czele którego stoi syn legendarnego lidera „Solidarności Walczącej”.
Premier Mateusz Morawiecki w trakcie nadzwyczajnego szczytu UE w Brukseli przedstawił plan gospodarczy dla Białorusi przygotowany przez Grupę...
zobacz więcej
Premier, kilka dni przed pierwszą rocznicą śmierci ojca, tak wspominał Kornela Morawieckiego: „Ojciec był jednocześnie i szalony, i bardzo mądry. Szalony w swym pragnieniu wolności, gdy mało kto wierzył w jej odzyskanie, i był rozsądny, ponieważ zasiewał już wtedy ziarna pod wolną Polskę”. Dzisiaj, prowadząc kampanię na rzecz Białorusi Mateusz Morawiecki idzie drogą swojego ojca, bohatera wolności. I tak jak on sam, jest jednoczenie szalony i rozsądny.
Potrzeba było szaleństwa, żeby uwierzyć, że Unia Europejska podejmie wyzwanie w sprawie Białorusi. Mimo masowych protestów w sierpniu, mało kto w Europie wierzył w odzyskanie przez Białorusinów wolności. Dla eurokratów reprezentatywny był pogląd francuskiego komisarza Thierry’ego Breton’a, który stwierdził: „Białoruś nie jest w Europie, jest na granicy pomiędzy Europą a Rosją, a jej sytuacja jest inna niż Ukrainy czy Gruzji”.
Zachodni Europejczycy widzieli Białoruś jako kolonię Federacji Rosyjskiej, a Mińsk jako przedmieścia Moskwy. Kto mówi o wolności Białorusi ten może tylko rozdrażnić prezydenta Rosji Władimira Putina. A to może być niebezpieczne i na pewno szkodliwe dla niemieckich czy francuskich interesów.
Strategia na różny rozwój wydarzeń
Mateusz Morawiecki odważył się na to szaleństwo i jednocześnie włożył w nie maksimum rozsądku. Przygotowując od początku strategie na różny rozwój wydarzeń, ten optymistyczny i ten dla Białorusi trudniejszy, długodystansowy. Angażując się w sprawy białoruskie od pierwszych sierpniowych zamieszek, działał bardzo pragmatycznie. Otworzył granice dla uciekających przed przemocą i zaoferował im pomoc w rozpoczęciu nowego życia w Polsce.
Kierowany szlachetnym instynktem syna romantycznego wojownika, nie przestał jednak być dyplomatą. I nie stracił z oczu interesu Polski, która nie mogła stanąć osamotniona przeciwko reżimowi Łukaszenki i utrzymującej go Putinowskiej Rosji. .
Polska polityka wobec Białorusi stała się europejską polityką – oznajmił premier Mateusz Morawiecki, po drugim dniu szczytu UE w Brukseli....
zobacz więcej
Mateusz Morawiecki postanowił „zmusić” Unię Europejską, by pomogła Białorusinom.
Najpierw zebrał wokół siebie sprawdzoną Grupę Wyszehradzką i kraje bałtyckie. Później przekonywał po kolei europejskich polityków, pokazując im palcem na mapie, jak blisko Berlina, Wiednia czy Sztokholmu jest państwo rządzone przez Alaksandra Łukaszenkę.
Tłumaczył cierpliwie, co dzieje się za wschodnią granicą UE i przypominał, że owe odmieniane w Brukseli na tysiące sposobów „europejskie wartości” trzeba wreszcie zastosować w praktyce. Na koniec skonstruował bezprecedensowy plan wsparcia dla Białorusi i przekonał, że trzeba znaleźć na niego środki.
I wszystko się udało!
Mateusz Morawiecki osiągnął to, co chciał, począwszy od zwołania jeszcze w sierpniu szczytu, który poświęcony był w całości Białorusi, po sankcje i wielki program wsparcia dla naszego wschodniego sąsiada. Program nazywany dzisiaj w całej Europie „polskim planem” albo bardziej precyzyjnie „planem Morawieckiego”, tak też zapamiętany zostanie w Mińsku i na Kremlu.
Od początku białoruskiego sierpnia to Mateusz Morawiecki dyktuje Europie, co ma robić w sprawie Białorusi. Idzie to nie bez oporu, ale jak na unijne realia szybko. Unia Europejska, czasem z trudno skrywaną niechęcią, ale naprawdę realizuje kolejne polskie postulaty. I co najważniejsze teraz – przyjmując „polski plan - plan Morawieckiego” zrobiła to, czego nie lubi najbardziej – sięgnęła do wspólnej kiesy. A to sprawa poważniejsza niż najpiękniejsze deklaracje i wezwania brukselskich urzędników i europejskich rządów.
Amerykański resort finansów objął w piątek sankcjami białoruskiego ministra spraw wewnętrznych Juryja Karajeua oraz siedmiu innych urzędników....
zobacz więcej
Choć Białorusinom nikt wolności nie podaruje, wyciągnięta z Zachodu dłoń daje im szansę na zwycięstwo.
To, że tak brutalnie tłumione protesty przeciwko Łukaszence ciągle się tlą na Białorusi, to że białoruski dyktator musi błagać o pomoc swojego „starszego brata”, to, że ciągle jest dla Białorusinów nadzieja, jest w dużej mierze efektem tego, że Unią Europejska mówi polskim głosem. Głosem dla Białorusinów dobrze słyszalnym, zrozumiałym i co zapewne najważniejsze, szczerym. Nie wiadomo, kiedy uda się zrzucić jarzmo niewoli, ale droga do wolności Białorusi została wytyczona przez szefa polskiego rządu...