
Wszystko wskazuje na to, że czeka nas radykalna zmiana: w rządzie pojawi się lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. Jak wpłynie to na pozycję premiera Mateusza Morawieckiego?
Wszystko wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński wejdzie do rządu – potwierdził szef klubu PiS Ryszard Terlecki. O takim scenariuszu już w środę...
zobacz więcej
Prezes PiS Jarosław Kaczyński był szefem rządu RP w latach 2006-2007. Był to czas wyjątkowy – głową państwa był wówczas jego brat – śp. Lech Kaczyński. Pomimo bliskiej współpracy z bratem prezydentem, kierowanie rządem zbudowanym w oparciu o koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin nie należało do łatwych. Po tym burzliwym czasie Jarosław Kaczyński już nie chciał bezpośrednio sprawować władzy wykonawczej. To zaś spowodowało wytworzenie dodatkowego, pozakonstytucyjnego ośrodka władzy politycznej, którym stała się siedziba partii, czyli słynna „Nowogrodzka”.
Dla Jarosława Kaczyńskiego ten system miał wiele zalet – pozwalał liderowi PiS zachowywać dystans do władzy wykonawczej, umożliwiając jej recenzję i interwencje w sytuacjach, w których sprawy toczyły nie po jego myśli. Zjednoczonej Prawicy z kolei odsunięcie od rządu prezesa PiS pozwoliło na zbudowanie autorytetu nowych liderów, dało możliwość rozwinięcia skrzydeł przez polityków wcześniej mało znanych, jak była premier Beata Szydło, czy też osób wchodzących dopiero w świat polityki, jak obecny premier Mateusz Morawiecki.
Wycofanie się Jarosława Kaczyńskiego na Nowogrodzką było dla polityków Zjednoczonej Prawicy zachętą, by budować swoje polityczne kariery i brać odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Skorzystali z tego nie tylko liczni młodzi (wiekiem i stażem) politycy PiS, ale także szefowie partii koalicyjnych – Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro.
Politycy kierownictwa PiS przyznali w nieoficjalnych rozmowach, że Jarosław Kaczyński ma w wyniku rekonstrukcji wejść do rządu. – W kontekście...
zobacz więcej
Szansa dla młodych polityków
Przez pięć ostatnich lat tworzące Zjednoczoną Prawicę partię wypromowały rozpoznawalnych, charyzmatycznych liderów, którzy stanowią dzisiaj swoiste lokomotywy wyborcze. Najbardziej spektakularne tego przykłady to rekordowe 525 tys. głosów, jakie uzyskała była premier Beata Szydło w wyborach do europarlamentu, czy 258 tys. głosów startującego z dalszego miejsca w tym samym okręgu byłego wiceministra sprawiedliwości Partyka Jakiego. Obydwa te wyniki przebiły poprzedni rekord w wyborach do PE z 2014 r., który należał do Jerzego Buzka (254 tys. głosów). Zdystansowanie się lidera PiS wobec władzy wykonawczej było dogodne także dla prezydenta Andrzeja Dudy, który musiałby inaczej układać swoje relacje z rządem, gdyby na jego czele w 2015 roku stanął osobiście prezes Jarosław Kaczyński. Szerokie i młode kadry Zjednoczonej Prawicy to jeden z kluczy do jej sukcesów wyborczych i powód do wielkiego niepokoju opozycji, która nie chce i nie potrafi promować nowych twarzy.
W PO za młodego polityka uchodzi zbliżający się do pięćdziesiątki Rafał Trzaskowski, a takie nowe „nabytki” KO, jak Klaudia Jachira, są dla kierownictwa partii politycznie nie do wykorzystania na jakimkolwiek odpowiedzialnym stanowisku. To efekt wieloletniego wyjaławiania partii przez Donalda Tuska, który po prostu eliminował wybijających się polityków, dostrzegając w nich niebezpieczną dla siebie konkurencję. Strategia kadrowa Tuska sprawiła, że w chwili gdy sam ustąpił ze stanowiska szefa rządu, ster po nim przejęła całkowicie nieprzygotowana, pozbawiona charyzmy i sprawności politycznej Ewa Kopacz. Jarosław Kaczyński tworząc swój projekt polityczny, obliczony na dekady, a nie na jedną kadencję, uniknął tego problemu, pozwalając zaistnieć wielu młodym liderom prawicy.
Jeśli nieistniejąca już ponoć Zjednoczona Prawica odda Polskę w ręce liberalno-lewicowej opozycji, zaprzepaści wiele społecznych nadziei.
zobacz więcej
Kota nie ma, myszy harcują
Wygląda jednak na to, że swoboda jaką mieli politycy Zjednoczonej Prawicy osiągnęła przesilenie w obliczu podjętych przez zarząd PiS rozmów o rekonstrukcji rządu. Spór pomiędzy osobowościami Zjednoczonej Prawicy o mało nie zepchnął jej na drogę Akcji Wyborczej „Solidarność”, która po wyborczym sukcesie rozwijała się nie poprzez pozyskiwanie nowych wyborców, ale tworzenie nowych partii i frakcji (wyborców przy okazji tracąc). Stąd pomysł, by w rządzie znalazł się sam Jarosław Kaczyński, co samo w sobie jest istotnym elementem reorganizacji, centralizacji i usprawnienia władzy wykonawczej.
Pojawienie się w rządzie lidera Zjednoczonej Prawicy likwiduje de facto „Nowogrodzką” jako ośrodek polityczny. Jeśli zgodnie z zapowiedziami wicepremierem zostanie szef Porozumienia Jarosław Gowin, a lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro pozostanie ministrem sprawiedliwości, to wszyscy kluczowi dla koalicji politycy będą spotykać się na posiedzeniu gabinetu. Nie będzie więc potrzeby dodatkowych konsultacji na Nowogrodzkiej ani zbędnego przedłużania dyskusji. Rząd uzyska pełną polityczną władzę, a decyzje, które będą zapadały na jego posiedzeniach, będą miały charakter ostateczny.
Choć obecność w rządzie szefa największego ugrupowania parlamentarnego jest zupełnie naturalna, to jednak wiąże się ona z pewnymi problemami. Pierwszym z nich jest pytanie o funkcję, jaką miałby w nim pełnić polityk o tak wielkim dorobku i autorytecie, jak Jarosław Kaczyński. Dla największej polskiej osobowości politycznej ostatnich dekad najbardziej odpowiednią byłaby funkcja premiera… Ta jednak jest obsadzona przez doskonale spisującego się w roli szefa rządu Mateusza Morawieckiego.
Drugim problemem jest negatywny elektorat Jarosława Kaczyńskiego i kłamliwe opinie na temat lidera PiS, jakie tworzą i utrwalają w przestrzeni międzynarodowej politycy opozycji i powiązanych z nią mediów. Pozostając poza rządem, jako „szeregowy poseł” prezes Jarosław Kaczyński (do pewnego stopnia) chronił gabinet Morawieckiego i siebie samego przez oskarżeniami o autorytaryzm. Teraz, jeśli prezes PiS wejdzie do rządu, przewidywalna do bólu opozycja będzie opowiadać o „przykręcaniu śruby” i kolejnych etapach „demontażu demokracji w Polsce”.
Gdy rozmawia się z politykami Zjednoczonej Prawicy, to wszyscy są zadowoleni, niezależnie od tego, czy reprezentują obóz Prawa i Sprawiedliwości,...
zobacz więcej
Gabinet dwóch premierów
Wariant, w którym Jarosław Kaczyński pojawi się w rządzie „tylko” jako wicepremier, a nie premier, to nie tylko kolejny dowód samoograniczenia tego polityka oskarżanego absurdalnie o zapędy dyktatorskie. To także dowód uznania dla sprawności Mateusza Morawieckiego jako szefa rządu i doskonałego negocjatora.
Morawiecki błyszczy w gronie europejskich liderów, skutecznie walczy o unijne środki dla Polski i polityczne wsparcie dla Białorusi, stając się, obok prezydenta Andrzeja Dudy, jednym z najbardziej wpływowych polityków w Europie. Prezes Jarosław Kaczyński doskonale zdaje sobie sprawę, że pozycja zbudowana przez Morawieckiego i jego kapitał zaufania wśród wyborców nie może zostać stracony. Jeśli Jarosław Kaczyński rzeczywiście zostanie wicepremierem, czeka nas niezwykle ciekawy proces formowania nowego gabinetu, który z całą pewnością nie będzie już jednak autorskim gabinetem syna legendarnego przywódcy „Solidarności Walczącej”. Będziemy raczej mówić o gabinecie dwóch premierów: Kaczyńskiego i Morawieckiego. Obecny szef rządu będzie miał zapewne wyłączność decyzji w kwestiach gospodarczo-ekonomicznych.
Do zadań Mateusza Morawieckiego nadal będzie należeć europejska dyplomacja, w której premier czuje się jak ryba w wodzie. Natomiast Jarosław Kaczyński poświęci się temu, co przez całe życie było jego pasją i misją: naprawa funkcjonowania państwa polskiego, przede wszystkim (ale nie wyłącznie!) instytucji prawa i bezpieczeństwa publicznego. To z kolei zapowiedź przyśpieszenia reformy sądownictwa i rozbuchanej administracji, która nie może już zajmować się sama sobą, ale ma być skromną i precyzyjną aparaturą wspierającą obywateli.
Wydaje się, że jest to próba usprawnienia prac rządu poprzez osobę Jarosława Kaczyńskiego. Jeżeli stałoby się tak, że prezes PiS odpowiadałby za...
zobacz więcej
Polityczne przyśpieszenie
Jaki może być, jeśli powstanie, gabinet Kaczyńskiego i Morawieckiego? Nie ma wątpliwości, że byłby to gabinet „mocnego przyśpieszenia”. Obecność w rządzie lidera Zjednoczonej Prawicy zdecydowanie podniesie mobilizację członków rządu i załagodzi rysujące się konflikty personalne. Zaangażowanie Jarosława Kaczyńskiego w bezpośrednie prace rządu sprawi, że stająca się niezdrową rywalizacja liderów prawicy stanie się na powrót konstruktywną konkurencją. Dla Mateusza Morawieckiego obecność Jarosława Kaczyńskiego nie oznacza wcale osłabienia jego pozycji. Premier wymieniany jest przecież jako potencjalny lider polskiej prawicy w sytuacji, kiedy obecny prezes PiS zdecydowałby się kiedyś na polityczną emeryturę.
Dzięki bliskiej współpracy z Jarosławem Kaczyńskim Mateusz Morawiecki tylko zyska w oczach wyborców i utrwali swoją pozycję następcy, jeśli będzie potrafił korzystać z mądrości i doświadczenia lidera PiS. Wyborcy Zjednoczonej Prawicy przyjmą gabinet Kaczyńskiego i Morawieckiego z entuzjazmem, ale jednocześnie wzrosną ich oczekiwania. Nowy rząd będzie miał mniejsze możliwości popełniania błędów, bo tym razem będą one politycznie kosztowne także dla autorytetu Jarosława Kaczyńskiego.
Wygląda więc na to, że wszyscy członkowie gabinetu będą starali się jeszcze bardziej niż do tej pory, również dlatego, że teraz nic nie umknie już uwadze lidera Zjednoczonej Prawicy. Dla powolnych i nieskutecznych polityków nie będzie miejsca w nowym gabinecie prawicowej koalicji. A to jest niewątpliwie dobra wiadomość dla Polski, która nie może zaprzepaścić szansy na zbudowanie swojej politycznej, gospodarczej i militarnej siły w XXI wieku.