
Czy granulki z cukru albo kapsułki z suszonym burakiem działają tylko wtedy, gdy nie mamy pojęcia, że to nie żaden bezcenny lek? Czy istnieje jakiś realny pozytywny wpływ tzw. placebo na zdrowie, jeśli doskonale wiemy, że w jakimś specyfiku nie ma grama realnie aktywnej substancji? To przedziwne, ale, jak się okazuje, zasadne pytanie zadali uczeni z University of Michigan.
Placebo redukuje markery stresu emocjonalnego w mózgu, nawet jeśli ludzie mają świadomość tego, że przyjmują tylko placebo – dowiedli naukowcy z...
zobacz więcej
Zjawisko działania jakiegokolwiek leku jest złożone. Z jednej strony dzisiaj wymagane jest stwierdzenie owej skuteczności w wyniku wieloetapowych badań klinicznych. Ich metoda bywa rozmaita, ale zasada jest zawsze ta sama: dana substancja podejrzewana o aktywność terapeutyczną musi działać wobec pacjentów lepiej niż placebo. I nie być toksyczna, a przynajmniej obciążenie dla organizmu nie powinno nawet ocierać się o benefity uzyskiwane dzięki leczeniu. Czyli placebo to z definicji nic, ale łudząco podobne do leku w wyglądzie preparatu.
Placebo, o ile nie jesteśmy świadomi, że to nie lek, tylko coś bardzo do niego podobnego, działa w oparciu o nasze psychologiczne mechanizmy poprawy samopoczucia. Zdrowie bowiem, a zwłaszcza samopoczucie (czyli subiektywny odbiór własnego stanu zdrowia), jest zjawiskiem głęboko psychosomatycznym. To działa z przyczyn znanych, jak np. powiązania układów nerwowego i odporności czy nerwowego i pokarmowego oraz swego rodzaju władzy sprawowanej przez mózg i naszą jelitową florę nad tym wszystkim. Wielu jednak mechanizmów, dzięki którym placebo ma jakiś skutek, w ogóle nie znamy.
Nie wiadomo, jak dokładnie działa skomplikowana sieć powiązań powodująca, że głęboki stres powoduje u nas rodzaj immunologicznej zapaści i czyni podatnymi na choroby, a święty spokój działa przeciwnie. Nie da się też tu pominąć kwestii, że w sprawie stresu „co dla jednych jest podłogą, to dla drugich jest sufitem”, jak to zgrabnie ujęła w „Granicy” Zofia Nałkowska. Określamy poziom swego zdenerwowania, przemęczenia czy zestresowania, podobnie jak samopoczucia, całkowicie subiektywnie. Co nie znaczy, że jesteśmy niepodatni na sugestie w tej sprawie.
Cóż zatem nowego i niemałego ustalili psycholog Darwin Guevarra i jego koledzy z Michigan State University w Ann Arbor, że aż udało im się sprawozdać swe wyniki na łamach prestiżowego „Nature Communications”? Ich ciekawie skonstruowane badanie przeprowadzono w pierwszym etapie na 62 ochotnikach, w drugim na 118 (samych kobietach – aby uniknąć, jak wyjaśnili autorzy, oczywistych różnić pomiędzy płciami w strukturze mózgu, podczas jego rozwoju, w przetwarzaniu emocji i zdolności do kontrolowania emocji – w dodatku praworęcznych, aby znów uniknąć odmiennego nieco funkcjonowania mózgu, gdy inna półkula jest dominująca).
Paracetamol, popularny lek przeciwbólowy i przeciwgorączkowy, zmniejsza poziom pozytywnej empatii dla drugiego człowieka - wynika z badania...
zobacz więcej
Ochotnicy byli studentami z różnych uniwersytetów środkowego zachodu USA – bo im wystarczy dodać punktów za zajęcia lub zapłacić 20 dolarów za poświecony czas i zgodzą się być królikami doświadczalnymi.
Uzyskane wyniki wskazywały jednoznacznie, że placebo ma moc zmniejszania neuronalnych znaczników i symptomów niepokoju emocjonalnego także (a nawet zwłaszcza) w przypadku, gdy ludziom powiedziano z wyprzedzeniem, że przyjmują tylko placebo, a nie żaden aktywny lek.
Wykonano dwa niezależne eksperymenty, podczas których pokazywano ochotnikom po 40 różnych obrazów (30 o wymowie negatywnej i 10 o wymowie neutralnej), prosząc o subiektywną ocenę ich „negatywności (w skali 1 – zupełnie nie negatywne do 9 – bardzo negatywne). De facto zatem proszono uczestników o wyrażenie swoich emocji pod wpływem obejrzanych obrazów.
W takich sytuacjach daje się też zmierzyć stres emocjonalny. Istnieją na to różne biochemiczne czy neuronalne markery, a jak komuś trudno w to uwierzyć, niech pomyśli, od czego pocą mu się ze strachu dłonie czy szybciej bije serce, gdy jest przestraszony. To się nazywa psychobiologia. I wiele rzeczy (zjawisk, przeżyć, substancji) może mieć negatywny lub pozytywny efekt psychobiologiczny.
Oczywiście każdy z nas musi teraz pojąć, że w tym badaniu podawano kontrolę i placebo, przy czym części uczestników nie powiedziano, co otrzymują (to jest kontrola), a drugiej części powiedziano, że dostają placebo. Przy obrazkach neutralnych emocjonalnie nie było statystycznie istotnej różnicy uśrednionej oceny oglądanych obrazków w skali 1-9 miedzy tymi grupami. Natomiast gdy pojawiły się obrazy negatywne, ocena ta różniła się istotnie o ponad 1.
Zachęcająco wypadły wstępne wyniki prowadzonych w USA i innych krajach świata badań klinicznych nad remdesivirem, lekiem antywirusowym w leczeniu...
zobacz więcej
Czyli grupa „nie wiem, co dostaję” oceniała negatywne w wymowie obrazy na niemal 8, a grupa „wiem, że dostaję placebo” – nieco mniej niż 6,5. Istnieje zatem coś takiego, jak „nieoszukańczy” wpływ placebo na nasze samopoczucie.
Gdy zaś do takich badań dołożyć nie tylko subiektywne spojrzenie pacjenta na rzeczywistość i własne samopoczucie, ale obrazy z elektroencefalogramu (EEG), to kwestia staje się zasadniczo fizjologicznie klarowna. W grupie nieoszukańczego placebo widać znaczącą redukcję amplitudy tzw. późnego potencjału dodatniego. Dla neurologów oznacza to obniżenie poziomu stresu. Co to znaczy dla nas, zwykłych zjadaczy chleba?
Ano, że na stres można wziąć cokolwiek, nawet coś, co do czego mamy świadomość, że nie zawiera w sobie żadnego leku. Sytuacja „nie wiem, co mi dają” jest, jak widać, stresująca sama w sobie. Sytuacja „dają mi granulki z cukru” działa na nasze psyche uspokajająco. Podobnie jak „dają mi coś, co ma mi pomóc” czy tym bardziej „biorę coś, w co wierzę, że ma mi pomóc”.
Czyż pandemia COVID-19 oraz znacznie lepiej nam znane i wiarygodne dla tłumu laików choroby, jak nowotwory, nie dają nam na co dzień do zrozumienia, że medycyna nie na wszystko ma skuteczne lekarstwo czy procedurę „oparte na faktach”? Skutecznymi po prawidłowo przeprowadzonych wieloetapowych badaniach klinicznych, w porównaniu do placebo. I co wtedy? Pozostaje leczenie eksperymentalne.