Kłopoty w raju. Przez kilkanaście lat była jedną z najbardziej lubianych postaci telewizyjnych. W trakcie pandemii z szafy zaczęły wychodzić jednak rozmaite trupy. Ellen DeGeneres musiała – po 19 sezonach (!) – pożegnać się ze swoim ukochanym show. Niedługo później opuściła też Stany Zjednoczone. Co się z nią dzieje i jak przeszła drogę od zera do bohatera i... z powrotem? Codziennie witała Amerykanów szerokim uśmiechem i radosnym tańcem. Żegnając się, prosiła, by wszyscy byli dla siebie mili. Zarabiała ponad sto milionów dolarów rocznie, przyciągała do swojego programu największe gwiazdy Hollywood, pomagała zwierzętom, angażowała się charytatywnie; była też pierwszą celebrytką, która przyznała się do homoseksualizmu. Za Ellen DeGeneres nikt w USA jednak nie tęskni. ***To ta opowieść, w której bohaterka rzuca studia już na pierwszym roku, zostaje kelnerką, by utrzymać się na powierzchni Nowego Orleanu, odkłada skrzętnie każdy zarobiony grosz, aż wreszcie mówi losowi: sprawdzam; idzie na swoje i odnosi wielki sukces. „Od zera do bohatera” lub – ładniej, bardziej adekwatnie – „amerykański sen”. W czystej postaci.W przypadku Ellen DeGeneres „pójściem na swoje” była kariera komediantki. Osobliwe marzenie, nietypowe, ale rozśmieszać uwielbiała już jako dziecko. – Nie miałam wyjścia. W domu nauczono mnie, że wszyscy ludzie powinni mnie lubić i dobrze czuć się w moim otoczeniu – opowiadała potem.Występowała w piwnicach, małych klubach, jeżdżąc od miejsca do miejsca: najpierw po Luizjanie, potem całej Ameryce. Popularność zdobyła jeszcze w latach osiemdziesiątych, gdy telewizja Showtime uznała ją za „najzabawniejszą osobę w USA”, a do gościnnych występów w swoim talk-show zapraszał ją słynny Johnny Carson. To był katalizator: minęło zaledwie kilka lat, a Ellen DeGeneres była już w niemal każdym amerykańskim domu. Po serii epizodycznych ról, w 1994 r. doczekała się też wreszcie własnego sitcomu, który nazywał się... cóż, „Ellen”.Być może do końca życia pozostałaby „jedną z wielu”, okazjonalną bywalczynią czerwonych dywanów, serialową gwiazdeczką, gdyby nie spektakularny, wielopoziomowy „coming out”, na jaki zdecydowała się wiosną 1997 roku.Najpierw była, kultowa już, okładka magazynu „Time”. „Tak, jestem lesbijką” – oznajmiła na łamach. „Dlaczego to mówię? Postanowiłam, że nie będzie to coś, czego mogłabym się wstydzić do końca życia”.Dwa tygodnie później 39-letnia wówczas gwiazda zdecydowała się na zwierzenia w ulubionym „wyciskaczu łez” Amerykanów: Oprah Winfrey Show. – Przez długi czas uważałam, że ludzi nie powinno obchodzić, z kim sypiam. W końcu uznałam jednak, że gdy wciąż będę robić z tego sekret, wszyscy zorientują się, że coś jest nie tak, że coś mnie wiecznie niepokoi i wywołuje dyskomfort – tłumaczyła, siedząc na słynnym fotelu.Za ciosem poszli twórcy serialu: grana przez nią bohaterka, Ellen Morgan, charyzmatyczna właścicielka księgarni, zwierzyła się z homoseksualizmu terapeutce. Odcinek, podzielony na dwie części, obejrzało w Stanach ponad 40 milionów widzów – trzykrotnie więcej niż pozostałe w serii.Co ciekawe, „The Puppy Episode” („odcinek ze szczeniaczkiem”) miał mieć pierwotnie zupełnie inny przebieg: po czterech latach emisji sitcomu fanów zaczął niepokoić fakt, że bohaterka nie była w żadnym związku. Scenarzyści, nie chcąc wywoływać dyskomfortu Ellen, postanowili, że zamiast mężczyzny czy kobiety, grana przez nią postać zakocha się w... małym piesku. Gdy DeGeneres opowiedziała twórcom o swoich planach, scenariusz oczywiście zmodyfikowano. Nazwa odcinka pozostała jednak bez zmian.„Nosząca garnitur lesbijka w sali pełnej Żydów”„Wyjście z szafy”, proceder znacznie mniej popularny niż obecnie, obarczony ryzykiem szybkiego zakończenia kariery, podzielił fanów DeGeneres. Reklamodawcy odwrócili się od serialu, ona sama otrzymywała liczne pogróżki (ale i wielokrotnie więcej słów wsparcia), a stacja ABC – z powodu słabych wyników – niecały rok później zakończyła emisję „Ellen”.Sama bohaterka tułała się po mniej istotnych produkcjach, nieco po omacku szukając swojego miejsca na ziemi. Na świecznik wróciła dopiero w 2001 roku. Zaledwie dwa miesiące po zamachu na World Trade Center poprowadziła rozdanie nagród Emmy.Trwała wojna w Afganistanie, galę dwukrotnie przekładano, wielu było takich, którzy uważali, że to zły czas na wyróżnianie gwiazd telewizji. „A co może bardziej wkurzyć talibów niż nosząca garnitur lesbijka w sali pełnej Żydów?” – zapytała w otwierającym monologu DeGeneres, podrywając publiczność z miejsc. Kilka bon motów, sporo uśmiechu, klasyka gatunku. Wystarczyło. Ameryka znów ją pokochała.Od tamtego momentu właściwie wszystko w życiu Ellen szło po jej myśli. Dwukrotnie prowadziła galę Oscarów (2007, 2014), zrobiła najsłynniejsze selfie w historii, dostała medal od prezydenta Obamy, a dzięki swojemu śniadaniowemu programowi – „The Ellen DeGeneres Show”, który doczekał się już trzech tysięcy odcinków – stała się multimilionerką, wielokrotnie nagradzaną, znaną i uwielbianą na całym świecie. Przez niektórych nawet trochę za bardzo...Kłopoty w raju pojawiły się już na początku 2020 roku. Zaczęło się dość niewinnie: holenderska gwiazda YouTube Nikkie de Jager zwierzyła się w rodzimym talk-show, że wizyta w programie Ellen była „wyjątkowo smutnym przeżyciem”, a prowadząca – przed kamerami pogodna, roześmiana i roztańczona – jest na co dzień osobą „chłodną i zdystansowaną”, która „nawet się z nią nie przywitała”.– Ujmijmy to tak: jest duża różnica między programem Ellen DeGeneres a samą Ellen DeGeneres. Chodzi oczywiście o różnicę na korzyść programu – wyznała de Jager.Holenderka powiedziała publicznie o rzeczach, o których od lat wiedziało wiele osób w środowisku. Nikt jednak dotąd nie ważył się publicznie porwać na „świętość”: atakując ulubienicę Amerykanów, w najlepszym wypadku można było narazić się na śmieszność, w najgorszym – nawet na oskarżenia o homofobię.Komik Kevin Porter postanowił zaryzykować. Poszedł za ciosem. Zadeklarował wpłatę dwóch dolarów na rzecz kalifornijskiego Banku Żywności za każdą historię o „jednej z najbardziej nieprzyjemnych osób na świecie”. Odzew przerósł oczekiwania: złymi doświadczeniami związanymi z Ellen DeGeneres podzieliło się ponad... dwa tysiące osób. „Kiedy miałam 15 lat, wzięłam udział w konkursie na popiersie Ellen. Bardzo się natrudziłam, napisałam nawet do niej list. Kilka tygodni później zobaczyłam, że użyła popiersia jako rekwizytu w jednej z zabaw, oddając go przypadkowej osobie, z pięcioma studolarowymi banknotami przyklejonymi do spodu” – żaliła się Danielle Acevedo.Chris Farah: „Gdy pracowałam w jednej z restauracji, obsługiwałam Ellen podczas brunchu. Zjadła, po czym napisała maila do właściciela, skarżąc się na wyszczerbiony lakier do paznokci na moich dłoniach. Byłam wykończona, siedziałam w lokalu do nocy i danego dnia otwierałam go z rana, a ona prawie »załatwiła« mi zwolnienie”.Historii jest więcej: Ellen nie lubi mięsa, więc nikt z kilkudziesięcioosobowej obsługi programu nie może go jeść. Przyłapani natychmiast wylatują z pracy. Gdy na jednym z przyjęć podekscytowani goście zgromadzili się przy jednym z szefów kuchni, który przygotowywał właśnie wykwintne steki, DeGeneres kazała swojej asystentce „zakończyć przedstawienie” i odesłać kucharza do domu.„Ma też »wrażliwy nos«, więc ktokolwiek chce wejść do jej biura, zanim chwyci za klamkę, musi wziąć z ustawionej przy drzwiach miski gumę do żucia. Jeśli uzna, że pachniesz danego dnia źle, odsyła cię do domu, byś przebrał się i wziął prysznic” – pisał na Twitterze Benjamin Siemon.Anonimowo „zwierzali się” też ludzie, którzy teraz współpracują z Ellen. – Każdego dnia wybiera sobie kogoś, na kim będzie się wyżywać. Bez powodu, po prostu trzeba to przełknąć, aż następnego dnia będzie nienawidziła kogoś innego – tłumaczą.Jaka jest Ellen DeGeneres? I się zaczęło– Partnerka Ellen uśmiechała się, podtrzymywała rozmowę, a ona nie odezwała się do nikogo słowem. To poniżające, jak traktuje ludzi spoza swojego najbliższego kręgu. Wierzcie mi, że pracowałem z wieloma celebrytami i nigdy nie zdarzyło się, bym nie usłyszał odpowiedzi na powitanie – opisywał doświadczenia z gwiazdą Tom Majercak, który był jednym z ochroniarzy podczas 86. gali Oscarów.„Jaka jest Ellen?” – pytał retorycznie jeden z jej byłych współpracowników. „Kiedyś, gdy zapomniała okularów i nie mogła odczytać wiadomości w telefonie, zadzwoniła do... Steve'a Jobsa, by poskarżyć się na wielkość czcionki w iPhone'ach. Tak właśnie postępuje. Nie jest żadnym demonem, ale żyje w uprzywilejowanej bańce i zupełnie straciła kontakt z normalnym światem”.Do pewnego „pokazu” dziwnych zachowań doszło w 2016 roku. Ellen postanowiła zabrać Michelle Obamę do sklepu, by przygotować ją na życie po opuszczeniu Białego Domu. Widzowie mieli prawo być skonfundowani: z dwójki bohaterek to DeGeneres zachowywała się jak osoba, która od kilkunastu lat nie była na zakupach. Wskakiwała do wózka, dotykała wszystkiego, drapała obsługę po twarzy, nieustannie wprawiając pierwszą damę w zakłopotanie. „Czuję się jak na zakupach z pięciolatką” – wypaliła w końcu Obama. Oglądający wideo byli bezwzględni dla prowadzącej. Na tyle, że... zdecydowano się na wyłączenie możliwości komentowania.Neil Breen, australijski prezenter radiowy, który przed kilkoma laty przeprowadzał wywiad z Ellen, wspominał niedawno to specyficzne doświadczenie.– Jej sztab dbał o wszystko. Kto gdzie siedzi, na kogo pada światło, jakie są fotele, jaki mają kolor... Rozumiałem to. W końcu przyszli jednak producenci, którzy powiedzieli: „Ellen przyjedzie o 10:15, usiądzie tutaj, a ty tutaj. Nikt po drodze nie może z nią rozmawiać. Ty też z nią nie rozmawiaj, nie zaczepiaj, nie zagaduj, nie patrz na nią. Nikt ma na nią nie patrzeć. Przyjdzie, usiądzie, przeprowadzisz wywiad, a potem opuści pokój”. Uznałem, że to kuriozalne. Nie winię jej, nie wiem, czy jest miłą osobą, czy nie, ale widziałem, że wszyscy obchodzą się z nią jak z jajkiem – dziwił się.To wszystko jednak drobnostki. Prawdziwe kłopoty zaczęły się wraz z nadejściem pandemii koronawirusa. Podczas gdy inne osobowości telewizyjne, jak choćby Jimmy Kimmel czy John Olivier, płacili obsłudze zawieszonych programów z własnej kieszeni lub rezygnowali z części gaży, zatrudnieni w „The Ellen DeGeneres Show” najpierw przez kilka tygodni nie mogli uzyskać żadnych informacji w tej sprawie, by w końcu dowiedzieć się, że ci, którzy nie zostaną zwolnieni, muszą zgodzić się na obniżkę wynagrodzenia o 60 procent. Warto nadmienić, że gwiazda na samym tylko show zarabiała ok. 84 milionów dolarów rocznie.Czarę goryczy przelało wideo, które DeGeneres nagrała na początku kwietnia 2020 roku. Siedząc w dresach od cenionych projektantów, w luksusowej posiadłości wartej ponad 30 milionów dolarów, żaliła się, że „czuje się jak w więzieniu”, a program nagrywa, by „pomóc swojej ekipie, którą kocha i za którą tęskni”.Zabrakło wyczucia: spory odsetek „więźniów” chorował już wówczas na koronawirusa, żaden z nich nie mógł też korzystać z kilkunastu sypialni, kortów tenisowych, basenów i wszelkich innych dóbr, którymi dysponuje w swoim „więzieniu” milionerka. Piękne słowa o „pomocy ekipie” również okazały się puste: z grupy liczącej ponad trzydzieści osób, tylko cztery współpracowały z Ellen w jej kalifornijskiej willi. Resztę obsługi stanowiła... zewnętrzna firma, wcześniej niepowiązana w żaden sposób z show.***Rasizm, molestowanie, bezpodstawne zwolnieniaCoraz więcej osób, które przez dwie poprzednie dekady spotkały Ellen na zawodowym szlaku, zaczęło mówić o „toksycznym środowisku” funkcjonującym wokół gwiazdy. Pojawiły się zarzuty o molestowanie seksualne (być może nawet z jej cichym przyzwoleniem) i rasizm, który miał dotykać m.in. ciemnoskórego DJa, Tony'ego Okungbowę. – Nigdy na planie nie czułem się w pełni komfortowo, dlatego popierałem wszelkie apele o „uzdrowienie tego miejsca – mówił.Inna ciemnoskóra pracownica, chcąca pozostać anonimową, żaliła się na nieprzychylne komentarze i objawy „mikroagresji” wśród kierownictwa.– Gdy zostałam zatrudniona, wraz z inną czarną kobietą przyniosłyśmy do pracy to samo pudełko na lunch. Wyższy rangą producent zaczepił nas i powiedział: „O, macie takie same pudełka; mam nadzieję, że was nie pomylimy”. Innym razem, na imprezie firmowej, jeden ze scenarzystów podszedł do mnie i zapytał, jak mam na imię, „bo kojarzy tylko białych współpracowników”. Reszta, zamiast stanąć w mojej obronie, zaczęła się głośno śmiać – wyznała na łamach BuzzFeed.Mały wstrząs przeżył też pewien pracownik cierpiący na depresję, który udał się na miesięczny urlop do kliniki zwalczającej problemy psychiczne. Gdy wrócił, okazało się, że na jego miejsce przyjęto już kogoś innego. – Wydaje się, że kiedy ktoś chce się zabić, nie powinno się dokładać mu dodatkowych problemów – wyznał anonimowo. Jego historię potwierdziło czworo innych członków produkcji.Zwolnienia zdarzały się też z powodu wyjazdów na pogrzeby, wypadków samochodowych i innych losowych sytuacji. Co znamienne: gdy przemówili pierwsi odważni, posypała się prawdziwa fala. „A więc Ellen jest niemiła? Wow, nie wiedziałem” – pisał ironicznie jeden z komików.Inny, Rob Mullholland, zwrócił uwagę na pewną prawidłowość. – Znam wiele osób z tej branży i mogę zapewnić, że jeśli ktoś jest roześmiany, roztańczony i serdeczny przed kamerami, to – z małymi wyjątkami – z dala od nich jest nieznośnym ch*** – skomentował w swoim podcaście.W obronie Ellen stanęli celebryci, m.in. Ashton Kutcher czy Katy Perry, przekonując, że „zawsze traktowała ich z miłością i przyjaźnią, będąc niezwykle uprzejmą i dobrą osobą”. Kate Bloom przekonuje jednak, że spojrzenie gwiazd może być zamydlone. – Zupełnie inaczej traktuje się celebrytę, a zupełnie inaczej „szarych” członków obsługi. Wiem, bo miałam okazję być po obu stronach. Różnica jest naprawdę duża – tłumaczy.Prowadzącej broniła też część pracowników, przekonując, że „takie są realia” i „tak wygląda działalność w tej branży”. I ta piłeczka została jednak odbita.– Pracowałam przy wielu produkcjach i muszę powiedzieć, że show Ellen negatywnie wyróżniało się na ich tle. Atmosfera jest straszna. Zdarzyło mi się, że jeden z producentów wykonawczych stał przy toalecie i liczył spędzony tam czas, pytając, kiedy znów usiądę przy biurku – wspomina jedna z byłych pracownic. – Wiedziałam, że nie mogę iść do nikogo na wyższym szczeblu z żadnymi problemami. Stworzono powszechne przekonanie, że każdy powinien być wdzięczny, że może tu być i nie ma prawa na nic narzekać – mówiła.Nie było mowy o przywiązaniu. Ludzie ciągle przychodzili i odchodzą. Przez 17 lat przewinęło się ich ponad tysiąc. – Mieliśmy spotkania w każdy piątek rano. Czasami ci, którzy zdawali się być w tej pracy wieczność, po prostu przestali się pojawiać. Jakby zniknęli. Nikt nie informuje nas o jakichkolwiek zwolnieniach i zmianach. To nie było normalne – skwitowała.***Chcąc ratować wizerunek gwiazdy, kierownictwo wystosowało list, w którym wzięło na siebie niemalże całe zło. Były przeprosiny, było też zapewnienie, że Ellen jest kochaną, dobrą osobą, która o niczym nie miała pojęcia, a taka, a nie inna atmosfera to efekt troski o jak najwyższą jakość produktu.Żadna z tych historii miała się już nie powtórzyćGłos zabrała również sama bohaterka. – Gdy dowiedziałam się, co dzieje się przy okazji tworzenia mojego programu, poczułam wielki zawód. (...) Nie mogę wszystkiego kontrolować, muszę zaufać, że pode mną są ludzie, którzy wiedzą, jak wykonywać swoją pracę i wiedzą, jak ja chciałabym, żeby ją wykonywali – tłumaczyła w liście wysłanym do „The Hollywood Reporter”.– Niektórzy, jak się okazało, nie są w stanie tego zrobić. To się zmieni. Zapewniam, że zrobię wszystko, by żadna ze złych historii się nie powtórzyła – zadeklarowała gwiazda.– Sorry, ale przykład idzie z góry – napisał w reakcji na list Brad Garrett, znany z serialu „Wszyscy kochają Reymonda”. – Znam co najmniej kilka osób, które traktowała okropnie. To powszechna wiedza.Aktor, który w latach 2004–2007 aż sześciokrotnie był gościem Ellen, nie sprecyzował, na czym konkretnie polegają te „okropieństwa”, nie doczekał się też odpowiedzi samej zainteresowanej. Przytaknęła mu za to koleżanka po fachu Lea Thompson, której sławę przyniosła rola w trylogii „Powrót do przyszłości”, a która także kilkakrotnie miała do czynienia z DeGeneres. Bywała niemiła, nie szalała ze szczęścia na widok stażystów i nie zawsze miała ochotę na zdjęcia z fanami – sława męczy, nie ma w tym niczego złego, każdy ma prawo do odrobiny prywatności. Postawa Ellen DeGeneres w opinii wielu fanów zakrawała jednak na sporą hipokryzję: każdy z ponad trzech tysięcy odcinków swojego programu kończyła bowiem kultowymi już słowami „be kind”, czyli „bądźcie dla siebie mili”. Gdy okazało się, że sama reprezentuje postawę wręcz odwrotną, nieskazitelny wizerunek musiał ucierpieć. Tym bardziej że liczba „pokrzywdzonych” rosła.Malała za to liczba widzów. W połowie 2020 roku program oglądało prawie 9 proc. mniej osób niż w poprzednich miesiącach i aż 30 proc. mniej niż w tym samym czasie rok wcześniej. Wśród internautów modny stał się hasztag „#replaceEllen”, nawołujący do zastąpienia gwiazdy w popularnym paśmie.Tak się stało, choć... nie od razu.DeGeneres w 2019 roku podpisała trzyletni kontrakt i władze firmy Warner Bros. musiały pozwolić jej go wypełnić. Kary byłyby drakońskie. Na początku 18. sezonu, przedostatniego, celebrytka przeprosiła za swoje zachowanie „wszystkich, którzy mogli się poczuć urażeni”, ale to nie przywróciło ani wysokiej oglądalności, ani nie poprawiło jej splamionego wizerunku.Ostatni odcinek kultowego programu wyemitowano 26 maja 2022 roku, a wśród gości znaleźli się m.in. Jennifer Aniston, Billie Eilish czy Pink.W lipcu 2024 roku, patrząc wstecz na całą sytuację, DeGeneres powiedziała, że „została wyrzucona z show-biznesu za bycie wredną”. Dodała, że po zakończeniu istniejących zobowiązań umownych opuści branżę na dobre.Ellen DeGeneres przerywa milczenieW milczeniu wytrzymała... niecały rok. W weekend udzieliła wywiadu Richardowi Baconowi z BBC. Przekonywała, że wraz z żoną opuściły USA i przeniosły się do Wielkiej Brytanii. Wracać nie zamierzają – a na pewno nie dopóki w kraju rządzi Donald Trump. – Przyjechałyśmy tu dzień przed wyborami. Obudziłyśmy się zalane SMS-ami od naszych przyjaciół z płaczącymi emotikonami, a ja pomyślałam: „Wygrał!”. I wiedziałyśmy już, że tutaj zostajemy – mówi.– Uwielbiamy to miejsce. Portia przywiozła tu swoje konie, a ja mam kury i przez około dwa tygodnie miałyśmy owce. Wszystko tutaj jest po prostu lepsze: sposób, w jaki traktowane są zwierzęta, ludzie są uprzejmi – zaznacza. A wszystko to z domu za 18 milionów dolarów... Do Hollywood nie ma powrotu. Zapewnia, że nie chce, że nie interesuje jej to. A jeśli wywiad w BBC miał być papierkiem lakmusowym, testem nastrojów i sprawdzianem, czy Ameryka jest gotowa na powrót swojej ulubienicy...Nie jest.