Wsparcie walki Białorusinów o wolność jest moralnym obowiązkiem Polaków. Wsparcie walki Białorusinów o wolność jest moralnym obowiązkiem Polaków, wynikającym z własnych doświadczeń naszego narodu i historycznych związków polsko-białoruskich. Warto przy tym pamiętać, że rewolucja rewolucji nie jest równa. Ta, która ma miejsce za naszą wschodnią granicą, różni się bardzo od rewolucji na Bliskim Wschodzie. <b> Pseudorealpolitik </b><br><br> Powyborcze wydarzenia na Białorusi uaktywniły nie tylko tych, którzy sympatyzują z dążeniem Białorusinów do wolności i prawa do decydowania o swojej przyszłości, ale również tzw. „politycznych realistów” twierdzących, że wspieranie Łukaszenki jest w narodowym interesie Polski, a tak w ogóle to nie jest on wcale takim krwawym dyktatorem, natomiast na demokracji Białorusini mogą stracić. <br><br> Takie myślenie może być uzasadnione (co nie oznacza, że jest w pełni trafne) w przypadku niektórych bliskowschodnich rewolucji, zwłaszcza w krajach mocno podzielonych religijnie i etnicznie, ale nie na Białorusi. Przede wszystkim zaś uznawanie prawa białoruskiego autokraty do łamania woli swego narodu nie ma nic wspólnego z realizmem politycznym i polskim interesem narodowym. <br><br> Ci, którzy twierdzą, że Białorusini na demokracji wyjdą źle, że zapanuje korupcja i chaos, że nastąpi demontaż państwa i wyprzedaż jego majątku, że dojdzie do polityczno-ekonomicznego upadku, może mają rację, a może nie. Problem w tym, że nikt poza samymi Białorusinami nie ma prawa o tym decydować. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> Sugerowanie, że wspieranie protestów powyborczych jest wtrącaniem się w sprawy innego państwa, jest przy tym totalnym nieporozumieniem, bo to właśnie odbieranie Białorusinom prawa do decydowania o swoim losie jest taką ingerencją. Niektórzy zadają pytania, „skąd wiadomo, że po obaleniu Łukaszenki będzie lepiej, a nie gorzej”. Nie wiadomo. Wiadomo natomiast jedno: nikt poza samymi Białorusinami nie ma prawa o tym decydować. A Białorusini właśnie zdecydowali, że chcą zmian i tę wolę należy uszanować.<b> Oficjalne wyniki to absurd </b> <br><br> Nie wiadomo, jakie dokładnie są wyniki wyborów, ale ujawnione cząstkowe rezultaty oparte na wywieszonych protokołach obwodowych komisji wyborczych wskazywały na zwycięstwo Swietłany Cichanouskiej. Nie ulega też najmniejszej wątpliwości, że oficjalne wyniki dające Łukaszence ponad 80-proc. poparcie, a Cichanouskiej zaledwie niespełna 10 proc. to absurd i kpina. Takie bezczelne sfałszowanie wyników również uprawdopodabnia zwycięstwo jego rywalki. Bo gdyby Łukaszenko rzeczywiście wygrał, to po co sfałszował wynik na tak absurdalny? <br><br> To, czy Łukaszenko jest „krwawym dyktatorem”, czy też nie, nie ma przy tym żadnego znaczenia. Zapewne ma on również wciąż duże poparcie. Jadąc przez Białoruś, odwiedzając Mińsk, można też zobaczyć, że państwo to jest lepiej zarządzane niż zarówno demokratyczna od lat Ukraina, jak i również autorytarna Rosja. Tylko co z tego? Skoro Białorusini po 26 latach rządów Łukaszenki zdecydowali, że mają dość, to tylko ich decyzja się liczy. <br><br> <b> Pamięć o zaginięciach sprzed 20 lat </b> <br><br> Czym Białorusini są gorsi od nas Polaków, że sami, ciesząc się wolnością, chcemy jej im odmawiać w imię tezy, że być może autorytaryzm jest lepszy? Mamy wspólne doświadczenia historyczne, przez 400 lat byliśmy złączeni w jednym państwowym organizmie: Rzeczypospolitej. Powstanie styczniowe było naszym wspólnym zrywem o wolność i odbudowę wielonarodowego i demokratycznego państwa. <br><br> Białoruś jest więc taką samą częścią Europy jak Polska, a Białorusini nie mają historycznego obciążenia Rosjan, którzy zawsze byli rządzeni silną ręką takiego czy innego cara.Po rozpadzie ZSRR Białoruś była przez kilka lat demokratyczna i zapewne nie była wówczas państwem doskonałym, co zresztą utorowało Łukaszence drogę do władzy. Ale Polska w tym czasie też była zżerana przez liczne ułomności okresu transformacji. <br><br> Białoruski przywódca szybko zabrał się za demontaż demokracji, bo nie zamierzał raz zdobytej władzy nigdy oddawać. Tajemnicze zniknięcia w 1999 r., faktycznie potajemne egzekucje osób, które mogły zagrozić jego władzy, tj. Wiktora Hanczara, Anatola Krasouskiego, Jurija Zacharanki, a rok później również Dzmitrija Zawadskiego, są nieusuwalnym obciążeniem rządów Łukaszenki i Białorusini zasługują również na to, by dowiedzieć się pełnej prawdy o losie zaginionych. <br><br> Winni tych mordów powinni natomiast zostać ukarani. Trzeba bowiem pamiętać, że zdarzyło się to nie w jakimś afrykańskim kraju tysiąca przewrotów i plemiennych rzezi, ale kilkaset kilometrów od nas, u naszego sąsiada, w państwie, w którym ojczysty język jest bardzo podobny do naszego.<b> Dobry gospodarz? </b> <br><br> Po usunięciu oponentów we wczesnym etapie swoich rządów, gdy Łukaszenko nie czuł się zbyt pewnie, a pamięć o demokracji była jeszcze świeża, białoruski przywódca zaczął zyskiwać popularność. Nigdy nie zapomnę, gdy w 1999 r., czekając na tamtejszym dworcu na pociąg z Mińska do Warszawy, zagadałem bezdomną staruszkę, która powiedziała, że „wierzy w Boga i Łukaszenkę”. <br><br> Przez następne 20 lat Białoruś pod rządami Łukaszenki zmieniła się bardzo – i to na korzyść. Mińsk jest ładnym, czystym i zadbanym miastem. Fakt, Łukaszenko nie jest tego typu autokratą, który po zagrabieniu władzy postanowił trzymać ją mocno w ręku wyłącznie w oparciu o aparat terroru, nie zważając na to, jak żyją ludzie i jak rozwija się państwo. Tylko że znów: co z tego? My, Polacy, odrzuciliśmy PRL, to Białorusini mają takie samo prawo odrzucić Łukaszenkę. <br><br> W poprzednich latach większość Białorusinów godziła się z tymi rządami bez względu na ich legitymację, więc skoro tak, to robienie za nich rewolucji nie miało sensu. Zapewne wpływ na to miało zsowietyzowanie mentalności starszego pokolenia oraz rozczarowanie demokratycznym epizodem lat 90., lęk przed chaosem, jaki panował w sąsiedniej Rosji w czasach przedputinowskich czy też problemami, jakie przeżywała Ukraina. Na Białorusi żyło się lepiej niż tam, ale wyrastała też inna perspektywa – Polska.<b> Bezcenna rola Biełsatu </b> <br><br> Wielu młodych, aktywnych politycznie Białorusinów wyemigrowało do nas, a wsparcie im udzielone, przede wszystkim w postaci stworzenia telewizji Biełsat, okazało się bezcenne dla przyszłości Białorusi. W ten sposób doszło do zmiany mentalności Białorusinów, przy czym nie zrobili tego Polacy, tylko sami Białorusini. Bo to oni tworzą redakcyjny team Biełsatu. Polska tylko im pomogła organizacyjnie, tak jak nam kiedyś pomagano, tworząc choćby sekcję polską Radia Wolna Europa. <br><br> Relacji między dwoma państwami nie można sprowadzać tylko do stosunków między rządami. W przypadku państw sąsiadujących, które, tak jak Polskę i Białoruś, łączy wspólna historia, to przede wszystkim relacje międzyludzkie. Rola Biełsatu we wspieraniu Białorusinów w ich walce o wolność, relacjonowaniu kampanii wyborczej, a teraz protestów, jest ogromna i ci, którzy walczą teraz o swoją przyszłość na ulicach białoruskich miast, o tym nie zapomną. Nie zapomnieliby też, gdyby Polska się od nich odwróciła i wzruszając ramionami stwierdziła, że nie będzie się mieszać w sprawy sąsiada.<b> Więź między narodami </b> <br><br> To jest właśnie realpolitik, budowanie więzi między narodami, a nie krótkowzroczne głaskanie autokraty, który stracił poparcie narodu. Nie oznacza to, że próby zbliżenia z Łukaszenką w przeszłości, odciąganie go od ścisłego związku z Rosją, było błędem. To były racjonalne działania, bo trzeba się zawsze liczyć z realiami, a realia były takie, że Łukaszenko był (i nadal jest, aczkolwiek obecnie nie wiadomo, czy będzie) u władzy, a żadnej rewolucji na horyzoncie nie było. Na wsparcie zasługiwało również odejście przez Łukaszenkę od poprzedniej jego polityki zwalczania wszystkiego, co białoruskie. <br><br> Kilkanaście lat temu człowiek mówiący po białorusku w sklepie w Mińsku traktowany był jak jakiś prowincjonalny, niedokształcony głupek, a dziś napisy białoruskie są wszędzie i pielęgnowane jest też białoruskie dziedzictwo narodowe, w tym to związane z naszymi wspólnymi dziejami. Na przykład w centrum Mińska stoi pomnik Moniuszki, a kilkanaście lat temu doszło do renowacji radziwiłłowskich zamków w Mirze i Nieświeżu. Tylko czy to znaczy, że Polska ma teraz wspierać Łukaszenkę przeciwko narodowi białoruskiemu? Nie sądzę. <br><br> Reakcja władz polskich na ostatnie wydarzenia na Białorusi zasługuje przy tym na uznanie. Wspólne oświadczenie prezydentów Polski i Litwy w sprawie poszanowania demokracji i powstrzymania się od przemocy jest aktem solidarności z Białorusinami, ale jednocześnie nie zamyka drogi do dalszej współpracy z Łukaszenką, jeśli białoruska rewolucja skończy się niepowodzeniem. Podobnie bardzo dobrą inicjatywą było zwrócenie się przez premiera Mateusza Morawieckiego o zwołanie szczytu UE w sprawie Białorusi.<b> Albo Łukaszenko, albo Rosja? Absurd! </b> <br><br> Taka postawa polskich władz nie jest zapowiedzią nieuznawania Łukaszenki jako prezydenta Białorusi w przyszłości. To zależy od tego, jak potoczą się protesty i jaka będzie polityczna rzeczywistość. Bo to nie Polska będzie decydować o przyszłości Łukaszenki, ale Białorusini. Tyle że możemy ich wspierać, przy czym komentarze sugerujące, że takie wsparcie to jakieś „wysyłanie broni” czy „posłanie czołgów”, jest cynicznym ironizowaniem i niedopuszczalnym przejawem lekceważenia wolnościowych aspiracji bliskiego nam narodu. <br><br> Teza, że jeśli Polska będzie wspierała demokratyczne aspiracje Białorusinów, zamiast bezwarunkowo poprzeć Łukaszenkę, bo inaczej Rosjanie wchłoną Białoruś i stracimy bufor, jest nie tylko niemoralna, ale i absurdalna. Łukaszenko nie daje się Rosjanom wchłonąć nie dlatego, że robi łaskę Zachodowi, ale dlatego, że w putinowskiej Rosji straci swoją obecną pozycję. <br><br> Dla Białorusinów byłaby to również katastrofa i to bez względu na to, czy mówią oni po białorusku, czy rosyjsku, bo poza kwestią niezależności jest też to, że wiedzą, iż spowoduje to pogorszenie się ich standardu życia. Podobnie absurdalne jest sugerowanie, że demokratyczne protesty, na których powiewają narodowe, biało-czerwono-białe flagi Białorusi, są inspiracją Rosji. Łatwiej jest rozbudzić wolnościowe nastroje, niż je później stłamsić, a ponadto mogłyby one się rozlać na podmioty samej Federacji Rosyjskiej. Na Kremlu nie siedzą idioci bawiący się zapalniczkami na stacji beznynowej.<b> Inna rewolucja </b> <br><br> Warto też mieć świadomość, jak bardzo wydarzenia na Białorusi różnią się od rewolucji tzw. Arabskiej Wiosny czy nawet obecnych protestów przetaczających się przez Irak czy Liban. Na Białorusi wiadomo, czego chcą protestujący – prawa do decydowania o swoim losie na podobnych zasadach, jakie obowiązują w całej Europie. <br><br> Podstawowym elementem tych zasad są wybory. W arabskich krajach ogarniętych w 2011 r. rewolucyjnym zamętem nie do końca było jasne, czego chcą protestujący. Choć wielu z nich chciało wolności i jakieś formy demokracji, to akurat ta część pozbawiona była przywództwa i szybko została zmarginalizowana przez znacznie potężniejsze siły (takie jak Bractwo Muzułmańskie), dążące do narzucenia nowej dyktatury, tym razem o charakterze religijnym. <br><br> Również obecnie protestujący w Bejrucie wiedzą bardziej, czego nie chcą, niż czego chcą i są na tyle niezorganizowani politycznie, że można mieć wątpliwości co do ich losu w procesie demokratycznej weryfikacji poprzez wybory. To jest również słabość Iraku, gdzie protestujący głoszą postulat odejścia od sektarianizmu, ale nie bardzo wiadomo, jak miałoby to zostać wdrożone, skoro obecny sektariański parlament został wybrany według demokratycznych reguł. Tyle że sytuacja Białorusi jest zupełnie inna. <br><br> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%">