
76 lat temu, między 5 a 7 sierpnia 1944 r., na warszawskiej Woli Niemcy i ich sojusznicy dokonali zorganizowanej eksterminacji ludności cywilnej. Była to zemsta za wybuch powstania warszawskiego. Wymordowano około 50 tys. osób.
Granaty wrzucone między stłoczonych ludzi, serie z pistoletów maszynowych, następnie wielogodzinne dobijanie rannych – taki przebieg miała jedna z...
zobacz więcej
W miejscach kaźni, masowych mordów i rozstrzeliwań odbędą się w środę uroczystości. Ich zwieńczeniem będzie Marsz Pamięci. Pochód rozpocznie się o godz. 19 przy Skwerze Pamięci i przejdzie w kierunku Cmentarza Powstańców Warszawy na Woli.
Świadek wydarzeń z 1944 r., ks. Stanisław Maciej Kicman, wspomina czas, kiedy Niemcy wypędzili go z domu razem z mamą i babcią i podpalili budynek. Okupanci zaprowadzili ich pod kościół św. Wojciecha przy ul. Wolskiej. Ksiądz zobaczył wówczas szpaler Niemców, którzy rozdzielali kobiety z dziećmi od mężczyzn, a za nimi szpaler ciał rozstrzelanych. Żołnierze czekali na rozkaz egzekucji. – Trzy godziny tak czekaliśmy. Co nas czeka – wiadomo, śmierć – wspomina.
Jak mówi, jego mama ze strachu zapomniała słów modlitwy i w koło powtarzała mu do ucha słowa „Zdrowaś Mario”. Kapłan przyznaje, że myślał, iż zostanie rozstrzelany. – Mama przytuliła mnie do siebie i powiedziała „zamknij oczy, nie będzie bolało” – opowiada.
Egzekucji jednak nie wykonano i zaprowadzono ich do kościoła na całą noc.
– Makabryczna noc. Wchodziło się do kościoła przez fekalia, bo w kruchcie zrobiono latrynę. Na ołtarzu operował chirurg, żołdacy poprzebierani w ornaty pili alkohol ze świętych kielichów, wyciągali młode dziewczyny, słychać było krzyki, strzały. Taka noc piekielna – wraca do makabrycznych wspomnień ks. Kicman.