
Pełna serpentyn droga pnie się ostro w górę od zakrętu w miejscowości Kayan, gdzie niegdyś można było wjechać z Armenii do Azerbejdżanem. By dojechać do granicy tych dwóch republik od strony armeńskiej w czasach radzieckich trzeba było przejechać przez niewielką azerską enklawę. Takich geograficznych potworków było sporo między republikami byłego ZSRR. To pomysł Stalina, który chciał w ten sposób zniechęcić republiki wchodzące w skład Związku Radzieckiego do ewentualnego wystąpienia z niego groźbą konfliktów terytorialnych. Ale ZSRR i tak się rozpadł, a konflikt azersko-armeński wybuchł jeszcze zanim to się stało, tj. w 1988 r.
Na granicy Armenii i Azerbejdżanu wybuchły walki – najcięższe od czterech lat. Źródłem ciągłego konfliktu pozostaje faktyczna okupacja przez...
zobacz więcej
Urwana droga
Droga przechodząca przez Kayan niegdyś łączyła armeńską stolicę Erewań z Moskwą. Obok poprowadzono również linię kolejową. Dziś wszystko to jest nieczynne, a granica jest zablokowana, zaminowana i silnie obstawiona pozycjami bojowymi obu stron. W latach 90. dokonywano tam również wymian jeńców między obydwiema stronami. Dziś można tu jedynie skręcić do jednej z najbardziej odizolowanych, a jednocześnie strategicznie ważnych części Armenii tj. regionu Berd w prowincji Tawusz.
W pewnym momencie od wijącej się niczym wąż na wysokości ponad 1000 m n.p.m. drogi prowadzącej z Kayan do Berd odbija boczny objazd. – Tu do granicy z Azerbejdżanem jest kilkadziesiąt metrów. Po tym, jak dziesięć lat temu zaatakowali nasz konwój i zabili kilkunastu naszych żołnierzy musieliśmy zbudować bezpieczniejszą drogę – wyjaśnił mi Karen, towarzyszący mi operator z Erewania.
My pierwsi nie strzelamy
Ormianie przekonują, że od czasu podpisania rozejmu w 1994 r. stroną atakującą i przez to naruszającą rozejm są tylko Azerowie. Tak też miało być 12 lipca, gdy doszło do wymiany ognia w regionie Berd. Azerowie narzucili potem narrację, że to Ormianie pierwsi zaczęli strzelać. – To absurd. Nie mieliśmy żadnego powodu, by naruszać rozejm – usłyszałem od armeńskich oficerów. Armenia, choć jej granice są dalekie od tych, w których miała powstać w wyniku decyzji traktatu z Sevres, zawartego równo 100 lat temu między zwycięskimi mocarstwami I wojny światowej a Imperium Osmańskim, to jest usatysfakcjonowana obecnym stanem posiadania i nie miała powodów by prowokować lepiej uzbrojonego przeciwnika. W wyniku walk w latach 1993-1994 Ormianie opanowali zamieszkaną przez nich enklawę Górskiego Karabachu (obecnie: Arcach), którą Stalin w ramach swoich machinacji geograficznych przyłączył do Azerbejdżanu.
Starcia rozpoczęły się na granicznej górze Karadasz (po azersku znaczy to „czarna góra”), która według map z okresu ZSRR znajduje się w obrębie Armenii. Na początku lat 90. Azerom udało się ją jednak opanować, co pozwalało im na prowadzenie z niej regularnego ostrzału czterech sąsiednich armeńskich wiosek: Ajgepar, Mowzes, Czinari i Karmirachnur. 12 lipca Azerowie mieli dokonać kolejnego ataku, tym razem przede wszystkim w oparciu o użycie dronów, które rok wcześniej zakupili od izraelskiej firmy Aeronautics. Ormianom udało się jednak zestrzelić aż 14 z nich, w tym wart 30 mln USD, potężny bezzałogowiec Hermes 900 i przejąć kontrolę nad strategicznymi pozycjami na Karadaszu.
Starcia na granicy Armenii i Azerbejdżanu mają w ostatnich dniach reperkusje w Moskwie: dostawcy z Armenii nie mogli sprzedać towarów na rynku...
zobacz więcej
Azerowie nie są winni, to ich władza
U stóp góry ciągnie się dolina porośnięta sadami należącymi do Ormian mieszkających w wiosce Mowzes. Kiedyś mieszkało w niej 700 rodzin, ale połowa z nich wyjechała, po tym jak ich domy zostały zniszczone w wyniku azerskiego ostrzału. – Mam tam sad, ale do niedawna strach było tam chodzić bo Azerowie strzelali. Ale nasz premier Nikol Paszynian powiedział im: „dość, do kogo strzelacie, to nie wasza ziemia, idźcie do siebie”. No i teraz już nie mogą tak sobie do nas strzelać jak wcześniej – powiedział mi w Mowzes Luka, jeden z tamtejszych rolników.
W wyniku kilkudniowych starć zginęło 12 żołnierzy azerskich, w tym gen. Polad Haszimow, oraz 6 żołnierzy armeńskich. – Azerowie nie są winni, to ich władza wbija im do głowy, że nasza ziemia należy do nich. A ludzi bardzo łatwo oszukać. Prezydent Azerbejdżanu Alijew mówi, że nasza stolica Erewań jest ich i ją zajmą. Każdy wykształcony człowiek wie, że to bzdura – kontynuował Luka. – Azerska propaganda głosi, że cała Armenia to azerskie ziemie, a Ormian przesiedlili tu Rosjanie w XIX w. Rzekomo z Syrii. Wystarczy sięgnąć po jakąkolwiek mapę pokazującą świat starożytny, by zobaczyć gdzie leży Armenia. Szukałem na tych mapach Azerbejdżanu, ale jakoś nie znalazłem – wtrącił Karen.
Armeński żołnierz zginął w poniedziałek w starciach na granicy Armenii z Azerbejdżanem – podało ministerstwo obrony Armenii. To 19. ofiara...
zobacz więcej
Granica wiary, ojczyzny i męstwa
Ormianie podkreślają, że o tym, czyja jest ta ziemia świadczą liczne tutejsze ormiańskie kościoły oraz chaczkary, czyli kamienne płyty z wyrytymi krzyżami i napisami pamiątkowymi. W Mowzes wznosi się też kościół, który jednak został wybudowany raptem 10 lat temu. – Wcześniejszy, z XV w., zniszczyli ci drudzy Azerbejdżanie – powiedział mi ojciec Abel Kartaszjan, tutejszy ksiądz. Później wyjaśnił, że mówiąc o „tych drugich Azerbejdżanach” miał na myśli Sowietów. Kościół w Mowzes też już jednak został ostrzelany. Stało się to w 2015 r., a uszkodzenia wciąż są widoczne. Koło kościoła stoi też chaczkar, na którym wyryto napis: „Granica wiary, granica ojczyzny, granica męstwa”.
Ormianie zarzucają Azerom atakowanie obiektów cywilnych na masową skalę. Drastycznym przykładem jest przedszkole w wiosce Ajgepar ostrzelane 14 lipca nad ranem, do którego uczęszcza 28 miejscowych dzieci. Pociski azerskie rozwaliły dach i ścianę jednego z pomieszczeń, a odłamki uszkodziły też sąsiednie sale. – Gdyby dzieci tu wtedy były, to doszłoby do masakry, nawet nie chcę o tym myśleć – powiedziała mi Tehmine Arakeljan, kierowniczka przedszkola. Dodała, że ostrzał przedszkola zdarza się regularnie, ale na taką skalę miał on miejsce po raz pierwszy.
Przed ambasadą Azerbejdżanu zebrały się dwie grupy, obywateli Armenii i Azerbejdżanu. Przedstawiciele pierwszej z grup protestują przeciwko...
zobacz więcej
Schron w przedszkolu
– Jak strzelają, to nie wychodzimy na rower. Boję się wtedy, a jak jesteśmy w przedszkolu, to chowamy się wtedy w naszej kryjówce – powiedział mi z kolei trzyletni Alex Ajwazjan. Pozbawione okien pomieszczenie od lat pełni tam funkcję schronu, a jedna z matek wyjaśniła mi, że jak zaczyna się ostrzał, to starają się zająć dzieci zabawą i szybko zaprowadzić do tej kryjówki, tak by nie zdawały sobie sprawy z tego, co się dzieje i nie przeżywały traumy. Gdy spytałem dzieci, czy wiedzą, kto do nich strzela, zgodnie odpowiedziały: „Tak, Turki!”.
Przedszkole nie było oczywiście jedynym trafionym przez Azerów obiektem w tej wiosce. Łącznie pociski uszkodziły aż 47 domów. Najbardziej ucierpiał wznoszący się na wzgórzu, raptem 700 m od pozycji azerskich, dom pani Lidii, na który spadły aż cztery pociski. Warto dodać, że w pobliżu nie ma żadnego obiektu wojskowego.
Rządząca Republikańska Partia Armenii wygrała niedzielne wybory parlamentarne w tym kraju. Jak podała w poniedziałek państwowa komisja wyborcza, po...
zobacz więcej
Nowa władza, nowe podejście
Dwa tygodnie po starciach ostrzelane wioski odwiedziła żona premiera Paszyniana, a następnie gubernator prowincji tawuskiej Haik Czobanian. Dla mieszkańców była to nowa jakość podejścia władzy do ludności, zwłaszcza, że żonie premiera nie towarzyszyła żadna świta, a ona sama zanocowała w zniszczonym domu p. Lidii, który wciąż narażony jest na strzały z azerskiej strony. Ponadto władze zobowiązały się do niezwłocznej odbudowy wszystkich zniszczonych domów. Energicznie postępujące prace budowlane w Ajgepar świadczyły o tym, że nie były to raczej czcze deklaracje. Przedszkole już jest na tyle odbudowane, że dzieci mogą się w nim znów bawić.
Nikol Paszynian doszedł do władzy po rewolucji, jaka wybuchła w Armenii w 2018 r. Odsunięte zostały wówczas skorumpowane elity związane z poprzednimi prezydentami Robertem Koczarjanem i Serżem Sarkisjanem. Zdaniem moich armeńskich rozmówców od tego czasu bardzo dużo się zmieniło: budowane są drogi, podwyższono pensje, a wszystkie posterunki wojskowe zostały wyposażone w bieżącą wodę, elektryczność oraz internet. Szybka odbudowa domów w strefie wojennej jest też częścią tych zmian.
Zamknięte lotnisko w wiosce
W Ajgepar obecnie mieszka około 380 osób, ale zarejestrowanych jest dwa razy więcej. W wiosce nie ma jednak ani pracy, ani perspektyw, choć w czasach sowieckich działały tu aż trzy zakłady: monopolowy, tytoniowy i przetwórczy. Wszystkie trzy od 30 lat znajdują się jednak w zasięgu ostrzału azerskiego, a na początku lat 90. zostały zbombardowane i spłonęły. Działało tu nawet niewielkie lotnisko, z którego można było dolecieć do Erewania. – Pracowałam tam jako bufetowa, to były dobre czasy, dobrze się nam żyło – p. Lidia podzieliła się ze mną wspomnieniami.