
Obłuda i hipokryzja często są podstawowym atrybutem władzy. W kraju powszechnej szczęśliwości, Korei Północnej, władza na wszelkie sposoby stara się, by być bardziej szczęśliwa od ludu. Gdy ten miewa kłopoty aprowizacyjne i brakuje mu ryżu, Kim Dzong Un i jego kamaryla opływa w luksusy pochodzące z importu. Za organizowanie zbytku oraz zdobycie środków na zbrojenia odpowiada Biuro 39, półlegalna instytucja mająca się zajmować produkcją narkotyków, przemytem broni i handlem półniewolnikami.
Tajemnicze zniknięcie Kim Dzong Una wywołało falę spekulacji. Umarł, nie umarł, dogorywa w stanie wegetatywnym? Takie pytania zadawało sobie wielu...
zobacz więcej
Wspomniana obłuda nabiera szczególnie złowieszczego wymiaru, gdy się ją zestawi z natchnionymi myślami Wiecznego Prezydenta Kim Ir Sena, w czasach którego powstało tajemnicze Biuro 39. „Większość robotników Korei nie pracuje dla pieniędzy i nie potrzebują oni żadnych bodźców materialnych. Nie żądają niczego więcej poza zagwarantowaniem im przez państwo środków do życia i pracują sumiennie. Nie wolno nam na pierwszym miejscu stawiać bodźców materialnych. Musimy dać pierwszeństwo bodźcom politycznym” – argumentował.
Karmiona komunistyczną propagandą, owymi bodźcami politycznymi, ludność Korei Północnej nie wie, że jej światli przywódcy, a szczególnie sam wódz żywią się zagranicznymi smakołykami, piją najdroższe alkohole. Wszystko odbywa się na koszt ludu.
Jak wyjaśnił Kim Ir Sen, „masy nie mogą rozeznać dokładnie, kto broni ich interesów, a kto im szkodzi”. Dlatego oszczędza się im wiedzy na temat tego, co robi elita. A z tego, co ujawniają zagraniczne wywiady, elita umie się bawić. Wgląd w dietę Drogiego Szanownego Przywódcy Kim Dzong Una dał Kenji Fujimoto, który przez lata usługiwał przywódcom Korei Północnej.
Bizancjum
Opowieści japońskiego kucharza pokazują jak daleko dynastia Kimów oddaliła się od ludu – „gospodarza rewolucji i budownictwa nowego społeczeństwa” i potwierdzają, że bez pokątnego zdobywania funduszy na światowych rynkach reżim w Pjongjangu byłby skazany na klęskę. Trzeba pamiętać, że to wszystko odbywa się w kraju, w którym z 25-milionowej populacji około 10 milionów – jak szacują organizacje międzynarodowe – cierpi głód.
Fujimoto twierdzi, że do Korei Północnej zmierzają transporty produktów spożywczych warte setki tysięcy dolarów. Nie są to jednak artykuły do mieszkańców, coś co choć trochę pozwoliłoby im zapomnieć o wszechobecnej biedzie. Maluczkim z zapasów musi wystarczyć kimczi przezornie trzymane w piwnicach. To luksusowe towary dla Kima i jego świty. Są to więc foie gras, homary, francuskie i szwajcarskie sery, kawior, wieprzowina z Danii, tuńczyki z Japonii, wołowina Wagyu.
Próby traktowania Kim Dzong Una po ojcowsku przez prezydenta USA Donalda Trumpa nie przyniosły żadnego rezultatu. Można odnieść wrażenie, że...
zobacz więcej
Wielki Smakosz ceni też sobie zupę z płetwy rekina czy steki z irracjonalnie drogiej japońskiej wołowiny Kobe. Oczywiście frykasów nie popija wodą. Kim lubi alkohol, szczególnie szampana Cristal, za który płaci się nawet 11 tysięcy dolarów za butelkę. Na trawienie przyjmuje za to koniak, ale nie byle wypalankę, a trunek marki Hennessy, który kosztuje ponad 600 dolarów za butelkę. Jest również namiętnym palaczem, papierosów nie żałuje sobie nawet podczas wizyt w szpitalu, zaś jego ulubiona marka to Yves Saint Laurent. Kosztuje około 50 dolarów za paczkę.
Oczywiście nie ma takiej możliwości, żeby jedna osoba przeżarła budżet kraju, niezależnie od tego jaki byłby budżet i ile by nie konsumowała. Najbliżej tego miał być, jak twierdził ceniony starożytny historyk Gajusz Swetoniusz, rzymski cesarz Witeliusz, który rzekomo przez swoje obżarstwo i zamiłowanie do wystawnych biesiad mocno nadwątlił cesarską kiesę. Kim raczej nie ma szans na doprowadzenie i tak fatalnie zarządzanego państwa do bankructwa.
Sankcje
Niezależnie od wybitnie niewydajnej gospodarki komunistycznej, Korea Północna zmaga się z zewnętrznymi problemami ekonomicznymi. To efekt sankcji nakładanych przez Stany Zjednoczone i zagraniczne organizacje. Są one wcielane w życie przede wszystkim za przeprowadzanie przez reżim testów nuklearnych i prób z bronią balistyczną oraz za łamanie rzeczonych sankcji.
Ponieważ kraj niewiele produkuje, a i tak większość jest przeznaczona na rynek wewnętrzny, nie ma też co eksportować z artykułów przemysłowych. Pozostają surowce mineralne, jak węgiel czy żelazo, ale Pjongjang nie może ich legalnie eksportować, robi więc to nielegalnie. Transporty z surowcami są pokątnie wysyłane do Chin, w zasadzie jedynego partnera politycznego i gospodarczego.
Korea Północna wyspecjalizowała się również w swoistym bioeksporcie – władza wysyła w świat tanią siłę roboczą na zagraniczne rynki, głównie do Rosji, Chin, Nigerii i krajów Bliskiego Wschodu. Obsługą zajmują się wyspecjalizowane przedsiębiorstwa, również objęte już sankcjami przez amerykański Departament Stanu. Namgang Trading Corporation (NTC) wysyła pracowników, zaś zarejestrowana w Pekinie spółka Beijing Sukbakso realizuje zadania logistyczne związane z procederem – zajmuje się zakwaterowaniem, przekazami pieniężnymi, załatwianiem wiz i paszportów.
Przemyt narkotyków z Ameryki Południowej do Stanów Zjednoczonych to niezwykle dochodowy interes. Zwęszyły go nie tylko kartele; okazuje się, że...
zobacz więcej
„Ponieważ człowiek jest władcą świata, to oczywiste jest, że powinien on odnosić się do niego z punktu widzenia swoich interesów. Człowiek poznaje i przeobraża świat, po to, aby oddać wszystko w świecie w swoją służbę” – perorował ongiś Umiłowany Przywódca Kim Dzong Il. Parafrazując te słowa i przystosowując je do obecnej sytuacji, Kim jest władcą zaś eksportowi pracownicy mają mu służyć. Wtedy będą mogli być dobrymi komunistami, bo jak objaśniał Kim Ir Sen, „komunista powinien poświęcać dla społeczeństwa i narodu (uosabianych obecnie przez Kim Dzong Una) nawet własne życie”.
Eksport półniewolników
Reżim bardzo stara się, żeby eksportowana siła robocza mogła jak najwięcej poświęcać. Obrońcy praw człowieka wskazują, że robotnicy żyją w warunkach zbliżonych do niewolniczych, a ich dochody są w lwiej części zabierane przez władze. Otrzymują oni ułamek tego, co dostawałyby osoby zatrudniane legalnie w danym kraju. Z drugiej strony jest to dla nich i tak chociaż jakikolwiek zarobek, na który nie mogliby liczyć w ojczyźnie. Do tego dochodzi szpiegowanie przez służby i strach o rodzinę, będącą zakładnikami, na wypadek gdyby robotnik pracował za mało wydajnie lub chciał uciec.
W 2017 roku amerykański Departament Skarbu poinformował, że Korea Północna dostarczyła około 100 tysięcy pracowników najemnych, przynoszących krajowi dochody o wartości 500 milionów dolarów rocznie. W dobie koronakryzysu mogło dojść do pewnych wahnięć, ale skala wielkości pozostaje zapewne niezmienna. To są realne pieniądze w twardej walucie, których reżim potrzebuje jak kania dżdżu, nie tylko, żeby móc przeznaczyć je na zbrojenia oraz import dóbr luksusowych i surowców.
W tym ostatnim przypadku również Pjongjang musi obchodzić zagraniczne sankcje. Wgląd w to jak to robi, dał incydent z jesieni 2018 roku na morzu nieopodal Półwyspu Koreańskiego. Wydarzyło się, że statek handlowy pływający pod banderą Panamy i posługujący się nazwą „Maika” skontaktował się z płynącym nieopodal tankowcem i nie zawijając do portu, zaaranżował transakcję zakupu 57 tysięcy baryłek ropy naftowej.
Najważniejszymi świętami w północnokoreańskim kalendarzu są te związane w rocznicami wydarzeń – prawdziwych i zmyślonych – z życia komunistycznych...
zobacz więcej
Prawo morskie dokładnie precyzuje, jak należy wykonywać tego typu czynności. Faktycznie, elektroniczne systemy i rejestry potwierdziły tożsamość statku; toteż wszystkie formalności zostały dopełnione. Co się jednak okazało? „Maika” była w tym czasie około siedmiu tysięcy kilometrów dalej, zaś surowiec kupił naprawdę północnokoreański statek „Yuk Tang”, wpisany na czarną listę. W taki sprytny sposób reżim przeprowadził największą nielegalną morską transakcję w historii.
Napełnianie kiesy
Sankcje gospodarcze mocno dotykają Koreę Północną i właśnie sprawa zniesienia ich miała być bezpośrednią przyczyną zerwania ostatniego szczytu z udziałem Kim Dzong Una i prezydenta USA Donalda Trumpa. Nielegalny import ropy czy eksport pracowników i surowców, jakkolwiek muszące budzić niepokój społeczności międzynarodowej, nie wyczerpują arsenału środków, którymi na czarnym rynku posługuje się Pjongjang. Jest on niezwykle bogaty i zawiera – jak twierdzą zagraniczne wywiady – wiele metod od handlu bronią po produkcję narkotyków i fałszowanie waluty.
Tego typu przedsięwzięcia nie byłyby możliwe bez odpowiedniej organizacji i koordynacji. Faktycznie, kieruje nimi półlegalna instytucja znana jako Biuro 39. To jeden z najważniejszych organów w strukturach władzy Korei Północnej. Jej członkiem ma być Kim Jo Dzong, siostra Kim Dzong Una i jego najbardziej zaufana osoba, która – jak twierdzą media – podczas jego tajemniczej nieobecności miała kierować krajem.
Media donoszą, że w 2015 roku wyszła za Ch’oe Songa, syna Ch’oe Ryong Hae, wicemarszałka Koreańskiej Armii Ludowej i wiceprzewodniczącego Komisji Obrony Narodowej KRLD, a więc człowieka z najwyższych kręgów władzy. Mąż i ojciec dwójki jej dzieci również ma być zresztą zaangażowany w działalność Biura 39. To pokazuje jak umocowana jest ta organizacja w aparacie władzy.
Instytucja mieści się w gmachu Partii Pracy Korei przy ulicy Changgwan w ścisłym centrum Pjongjangu. Powstała przypuszczalnie w połowie lat 70. ubiegłego wieku z polecenia Kim Ir Sena. Początkowo działała przy Wydziale Finansów i Rachunkowości w Komitecie Centralnym PKK, potem stała się niezależną jednostką, uważaną za podstawę ekonomii dworu Kim Dzong Una i jego najbliższych. Ma nadzorować ponad sto zagranicznych firm handlowych generujących profity dla dyktatora.
Bezwzględny totalitarny reżim czy tylko chwiejący się bezduszny system tuż przed upadkiem? Jaki jest stan dyktatury w Korei Północnej to obecnie...
zobacz więcej
Szerokie spektrum
Czym zatem zajmuje się Biuro 39? Jak twierdzą wtajemniczeni, spektrum zainteresowań ma szerokie. Komunistyczny reżim, jakkolwiek wcielający w życie przestarzałą ideologię, nie ustaje w pogoni za nowinkami w dziedzinie przestępstw. Dowodem na to są oszustwa finansowe, szczególnie te dokonywane przez północnokoreańskich hakerów, którzy coraz bardziej umiejętnie przełamują zabezpieczenia banków. Ich skuteczności doświadczyły w 2017 roku także polskie instytucje finansowe.
Skala zjawiska jest ogromna. Komisja ONZ zajmująca się sankcjami wobec Korei Północnej wskazała w raporcie z sierpnia ubiegłego roku, że tamtejsi hakerzy ukradli przynajmniej 2 miliardy dolarów. Reżim przeznaczył te środki na sfinansowanie programu broni masowego rażenia, zakazanego przez rezolucje ONZ. Informatycy działający na zlecenie Pjongjangu mieli przeprowadzić co najmniej 36 wyszukanych ataków na strony międzynarodowych instytucji finansowych.
Hakerzy mają atakować również serwisy zajmujące się obrotem kryptowalutami. Sam reżim również inwestuje w kopalnie bitcoinów, tworząc sieci komputerowe, generujące internetowe pieniądze o realnej wartości. Spekulacja nimi wywołała już kilka krachów na internetowych giełdach, obracających kryptowalutami. Podejrzewa się, że za częścią z nich stali informatycy z Korei Północnej. Atutami tego typu operacji jest to, że są trudniejsze do wykrycia, do tego zwykle państwa nie przykładają zbytniej uwagi do kryptowalut.
Zapewne mniej zyskowny, za to bardziej niebezpieczny dla światowego pokoju jest nielegalny handel bronią, w który zaangażowany jest Pjongjang. W raporcie ONZ wskazano, że reżim sprzedaje lekką broń i sprzęt wojskowy wspieranym przez Iran szyickim rebeliantom z ruchu Huti w Jemenie, a także bojówkom w Libii i Sudanie.
„Plata o plomo” – srebro albo ołów. To ponure hasło jest ulubioną przepustką karteli narkotykowych do korumpowania funkcjonariuszy i urzędników...
zobacz więcej
Wbrew rezolucjom
Eksperci wojskowi z KRLD mają również szkolić ugandyjskich pilotów wojskowych oraz siły lądowe. Szczególne zaniepokojenie wzbudzają odnotowywane podróże przedstawicieli północnokoreańskiego przemysłu zbrojeniowego do Iranu, oba kraje pracują przecież nad bronią nuklearną. Wprawdzie to efekt prac Biura 39, a nie jego składowa, ale stanowi pogwałcenie rezolucji ONZ.
Pjongjang angażuje się również w pokątną działalność wydobywczą. Wysłannicy reżimu są zamieszani w działalność nielegalnych kopalń złota w Demokratycznej Republice Konga. Nie gwarantuje to jednak aż takich zysków jak produkcja narkotyków, rozwijana w Korei Północnej już od lat 80. ubiegłego wieku. Co ciekawe, pomysł, że to dobry sposób na zarabianie pieniędzy narodził się jeszcze wcześniej.
W połowie lat 70. Kim Ir Sen zaczął szukać oszczędności, gdy KRLD miała problemy ze spłatą długu zagranicznego. Nakazał między innymi dyplomatom na placówkach, że mają się sami utrzymywać. Ci zmyślnie postawili więc przemyt heroiny i haszyszu, który w ich przypadku był bezpiecznym przedsięwzięciem, gdyż byli chronieni immunitetem. W ten sposób stali się ważnymi dostarczycielami narkotyków między innymi do krajów skandynawskich.
Plata o plomo – srebro albo ołów. Nie chcesz po dobroci, to znikniesz. Przed takim wyborem staje wielu urzędników i funkcjonariuszy w Ameryce...
zobacz więcej
Paramafijnej działalności Biura 39 nie wyczerpuje nadzór nad narkobiznesem. Reżim czerpie zyski również z produkcji podrabianych papierosów, a także fałszuje pieniądze, co ujawniono w raporcie dla Kongresu USA w 2007 roku. Wskazano, że Korea Północna produkuje dziesiątki milionów w fałszywych dolarach. Fałszerze z tego kraju to elita. Dzięki zaawansowanej technologii używanej w produkcji nawet amerykańskie banki nie zawsze potrafią rozpoznać podróbki.
Pranie i przelewanie
Wszystkie te nielegalne przedsięwzięcia funkcjonujące obok półlegalnych generują konkretne zyski, według szacunków przekraczające miliard dolarów rocznie. Część tych pieniędzy w formie elektronicznej po wypraniu wraca do Korei Północnej poprzez różnego rodzaju tajne konta i przelewy. Do tego dochodzi jednak kłopot z gotówką. Wgląd w sposoby jej transferowania dał były wysoki rangą urzędnik Biura 39 Ri Jong-Ho, który w 2017 roku zbiegł z kraju, skuszony zgnilizną Zachodu.
Ri, który obecnie ukrywa się w amerykańskim stanie Wirginia, ujawnił, że instytucja składa się z pięciu głównych członów, w każdym z nich pracują tysiące osób, niektórzy są odpowiedzialni za prowadzenie legalnych interesów za granicą. Jeżeli chodzi o przesyłanie gotówki, zbiegły trybik reżimu powiedział dziennikowi „Washington Post”, że czasem po prostu daje się torby z pieniędzmi kapitanowi północnokoreańskiego okrętu płynącego z Chin do portu Nampo, obsługującego Pjongjang. Wskazał, że tylko w pierwszych dziewięciu miesiącach 2014 roku sam wysłał w ten sposób do ojczyzny 10 milionów dolarów.
Biuro 39 ma szczególnie duże znaczenie dla Pjongjangu w dobie kryzysu. Na gospodarkę kraju, która od dziesiątek lat jest w opłakanym stanie, wpływ mają obecnie trzy negatywne zjawiska. Po pierwsze, sankcje ekonomiczne nałożone w związku z nielegalnym programem nuklearnym. Do tego dochodzi ograniczenie handlu – zarówno legalnego jak i nielegalnego – z Chinami, głównym partnerem gospodarczym w związku z epidemią koronawirusa. Trzecie to ograniczone zasoby żywności, szczególnie kurczące się ubiegłoroczne zbiory, które muszą wystarczyć do tegorocznych żniw.
Rolnictwo, przemysł nie są jednak gałęziami, nad którymi opieka spędzałaby Kim Dzong Unowi sen z powiek. Oczkiem w głowie jest wojsko, rakiety, broń nuklearna. Do tego potrzebne są ogromne nakłady, których komunistyczna ekonomia nie jest w stanie wygenerować, ale brudne interesy jak narkotyki, fałszerstwa czy ataki hakerskie już tak. Drogie alkohole i cały zbytek są za to miłym dodatkiem dla wodza, który – objaśniał Kim Dzong Il – jest przecież „wielkim przywódcą rewolucji, obdarzonym niepospolitym umysłem, niezwykłą umiejętnością kierowania i szlachetną moralnością”.