Rafał Trzaskowski, a ostatnio też jego żona, w tej kampanii wyborczej udają kogoś, kim nie są. „Jestem za, a nawet przeciw” - bon mot Lecha Wałęsy doskonale pasuje do kandydata Platformy Obywatelskiej na prezydenta Polski. Rafał Trzaskowski to człowiek oczytany, pełną gębą światowiec, a nawet Europejczyk (i to wcale nie wschodni!), więc pewnie miał kiedyś w ręku słynną powieść Roberta Musila „Człowiek bez właściwości”. Powieść z pierwszych dekad XX wieku, pokazującą narodziny człowieka współczesnego, coraz bardziej pogrążającego się w nijakości. <br><br> I pewnie nigdy Rafałowi Trzaskowskiemu do głowy nie przyszło, że da się go jako polityka tak właśnie opisać – jako człowieka bez właściwości. Człowieka, który zaprzecza w ostatnich tygodniach niemal każdemu swojemu politycznemu (czyli pewnie też jednak osobistemu) poglądowi. Ale nie przeszkadza to również jego żelaznemu, lewicowo-liberalnemu elektoratowi. On może dziś udawać przed nimi kogoś, kim nie jest, bo obchodzi ich jedynie coraz bardziej niknąca szansa na pokonanie Andrzeja Dudy. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> Rafał Trzaskowski (a ostatnio też jego żona ) w tej kampanii wyborczej zarówno w sprawach społeczno-gospodarczych, jak i obyczajowych udają kogoś, kim nie są. W sprawach obyczajowych: Trzaskowski „nie pamięta” nawet, co jest zawarte w warszawskiej Karcie LGBT, którą sam podpisał. W sprawach społecznych: zdeklarowany turboliberał ekonomiczny staje się niemal socjaldemokratą.To już staje się nieznośne nawet dla części elektoratu Trzaskowskiego, który z całego serca nie znosi wszystkiego, co kojarzy mu się z pięćsetplusową polityką Prawa i Sprawiedliwości. To staje się śmieszne nawet dla tych wolnorynkowców, którzy chcieliby poprzeć Trzaskowskiego, więc rozważają dwie opcje: albo on okłamuje ludzi w żywe oczy, a tak naprawdę jest jednym z nas, albo od zawsze był zakamuflowanym etatystą i zwolennikiem rozdawnictwa. <br><br> Już nawet „Gazeta Wyborcza” nie nadąża z wyjaśnianiem swoim turboliberalnym czytelnikom, o co w tym wszystkim chodzi. Choć przecież powinni dobrze rozumieć. Chodzi tylko o starą, dobrą kiełbasę wyborczą, która w 90 proc. składa się ze słów, a w 10 proc. – z nadziei na wygraną. I taką kiełbasą wyborcą liberalni politycy od zawsze karmili swoich wyborców – dlatego są przyzwyczajeni, że cokolwiek powiedzą, i tak dostaną głosy żelaznego elektoratu Platformy. Bo jak na ludzi rzekomo bardzo racjonalnych, elektorat Platformy od zawsze daje się mamić pięknymi słówkami. <br><br> To wszystko się oczywiście fachowo nazywa. Postpolityka. Polityka, która składa się z fikcji, nie z faktów. Z rozkręconych ponad miarę, negatywnych na ogół emocji, nie z twardych osiągnięć, które da się przedstawić wyborcom. Postpolityczność Rafała Trzaskowskiego jest jednak tak przerysowana i tak grubymi nićmi szyta, że jedynym spoiwem jego kampanii staje się niechęć czy wprost nienawiść do Andrzeja Dudy.Kampania Trzaskowskiego to z jednej strony niknące coraz bardziej w emocjach kampanii odwołania się do wspólnoty, coraz bardziej niezdarne próby grania „polityką miłości”, w którą nie wierzą chyba nawet sami spin doktorzy Trzaskowskiego. Z drugiej – kampania nienawiści i oszczerstw nie tylko przeciw Andrzejowi Dudzie, ale przeciw każdemu, kogo zwolennicy kandydata Platformy na prezydenta podejrzewają już nie tylko o chęć zagłosowania na prezydenta Polski, ale rezygnację z uczestnictwa w drugiej turze wyborów. <br><br> W ostatnich dniach to zjawisko świetnie zresztą było widoczne w mediach społecznościowych, dość niezdarnie i rozpaczliwie sugerował to nawet Szymon Hołownia – jego elektorat był bardzo często atakowany i hejtowany przez wyborców Rafała Trzaskowskiego. Co bardziej rozgarniętych zwolenników kandydata Platformy mocno to przerażało: bo było jasne, że takie zabiegi w wielu przypadkach mogą okazać się przeciwskuteczne. <br><br> A jest niemal pewne, że część wyborców – właśnie z obawy przed hejtem – nie chce się przyznać, że w drugiej turze wyborów wystąpi przeciw Trzaskowskiemu, bo mają dość tego, co wyprawia część elektoratu Platformy, wiecznie z siebie zadowolonego i aroganckiego. Stąd część wyborców – wbrew publicznym deklaracjom – albo zagłosuje na Dudę, bo tak im dopiekli „koledzy liberałowie”, albo zostanie w domach.W tej kampanii po jednej stronie mamy bowiem fakty, po drugiej – fikcję. Rafał Trzaskowski mógł wystąpić przecież z otwartą przyłbicą. Mógł powiedzieć to, co o nim wszyscy wiemy: tak, jestem przeciw polityce socjalnej PiS, bo uważam ją za ekonomicznie nieefektywną i niesprawiedliwą względem części społeczeństwa; tak, jestem przeciw neoendecji, nie godzę się, by faszyści szli ulicami Warszawy; tak, jestem politykiem obyczajowej lewicy, chcę wyrugowania wszelkich wpływów Kościoła na życie publiczne i politycznego rozszerzenia praw środowiska LGBTQ+. <br><br> Nie zrobił tego jednak. Wolał udawać kogoś, kim politycznie nie jest. Nawet tło kampanii dostosował pod cudze barwy: choć na ogół woli niebieską, unijną flagę z żółtymi gwiazdami, choć świetnie się czuje wśród tęczowych flag, dziś na jego wiecach pełno biało-czerwonych, narodowych barw. <br><br> Czy człowiek bez właściwości może wygrać prezydenckie wybory? A jeśli może – to co nam to mówi o współczesnym polskim społeczeństwie? A jeśli jednak nie może – co to znaczy? <br><br> Niewykluczone, że już za tydzień będziemy mogli odpowiedzieć sobie na te pytania. <br><br> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%">