
Agencja Reutera ujawniła, że na początku kwietnia Donald Trump zagroził zaprzestaniem wsparcia militarnego dla Arabii Saudyjskiej, jeśli ta nie wycofa się ze swojej naftowej wojny cenowej z Rosją. Zalanie rynku saudyjską ropą w sytuacji obniżonego popytu spowodowanego pandemią COVID-19 uderzyło w amerykański przemysł naftowy i mogłoby w rezultacie zagrozić reelekcji Trumpa. Problem w tym, że wielu specjalistów uważa, iż obecne cięcia nie uratują amerykańskiego przemysłu naftowego, a Saudowie mają również finansowy nóż na gardle.
Pandemia COVID-19 oraz związany z nią kryzys na rynku ropy doprowadził do gwałtownych zmian w politycznej układance na Bliskim Wschodzie....
zobacz więcej
Błąd saudyjskiego następcy tronu
Gdy na początku marca Arabia Saudyjska zaczynała swoją wojnę cenową z Rosją, pandemia koronawirusa już szalała w najlepsze, ale nie dotknęła jeszcze ani Półwyspu Arabskiego, ani Rosji, ani USA. To wszystko zaczęło się jednak zmieniać w błyskawicznym tempie, a wraz z zamykaniem granic i uziemianiem linii lotniczych dramatycznie zmniejszał się popyt na ropę naftową przy znacznie zwiększonej podaży, co oczywiście spowodowało gigantyczny spadek cen.
Teoretycznie Arabia Saudyjska była górą w tym starciu, ale do czasu, gdy jej działania uderzyły rykoszetem w amerykański przemysł naftowy do tego stopnia, że zagroziły jego dalszemu funkcjonowaniu.
Arthur Berman na portalu oilprice.com postawił wprost tezę, że krytyczne dwa miesiące (marzec i kwiecień) doprowadziły amerykański przemysł naftowy do takiego stanu, z którego nie będzie się on już mógł podnieść. Nadwyżki ropy na rynku doprowadziły bowiem do zatkania się możliwości składowania amerykańskiej ropy i w rezultacie do bezprecedensowego krachu na rynku amerykańskiej ropy WTI. Tuż przed zakończeniem kontraktów na maj osiągnęła ona wartość ujemną, co spowodowane było koniecznością odblokowania możliwości składowania.
Problem w tym, że kurków wydobycia z przyczyn technicznych nie można tak łatwo zakręcić bez szkody dla złóż i problemów dla ich ponownej eksploatacji. Niestety dla Amerykanów wydobycie w wielu przypadkach musiało zostać i tak wstrzymane, a firmy naftowe lada moment mogą zacząć ogłaszać bankructwo.
Ameryka sięga po kij
Pod koniec marca sytuacja była już na tyle krytyczna, że w Senacie powstała inicjatywa ustawodawcza sponsorowana przez republikańskich senatorów Kevina Cramera z Dakoty Płn. oraz Dana Sullivana z Alaski, dotycząca wycofania wojsk USA, rakiet Patriot oraz systemu obrony przeciwrakietowej, jeśli Arabia Saudyjska radykalnie nie ograniczy produkcji. Oba te stany znajdują się w czołówce producentów amerykańskiej ropy i szybko do Cramera i Sullivana dołączyli inni coraz bardziej wściekli na Arabię Saudyjską senatorowie z naftowych stanów USA.
Dla Arabii Saudyjskiej problemy z Kongresem to nie nowość, tyle że dotychczas mogła ona liczyć na przychylność większości Republikanów oraz przede wszystkim Donalda Trumpa. Ofiary wśród ludności cywilnej w wojnie w Jemenie spowodowane saudyjskimi nalotami, w szczególności incydent w Dahyan, gdzie w sierpniu 2018 r. w autobusie szkolnym spłonęło 29 dzieci, oraz zabójstwo Dżamala Chaszukdżiego w konsulacie saudyjskim w Stambule w październiku 2018 r. doprowadziły do podjęcia w Kongresie działań zmierzających do wstrzymania sprzedaży broni dla Arabii Saudyjskiej.
W lipcu 2019 r. zdominowana przez Demokratów Izba Reprezentantów przyjęła stosowną ustawę w tej sprawie, ale została ona zawetowana przez Donalda Trumpa. Wcześniej, w grudniu 2018 r., Senat przyjął niewiążącą rezolucję w sprawie wycofania wsparcia militarnego dla Arabii Saudyjskiej, przy czym zagłosowało za nią również kilku senatorów republikańskich.
Bycie następcą tronu jest zapewne dość przyjemne, o ile na koniec zostanie się królem. W przeciwnym razie może być niebezpieczne. W piątek...
zobacz więcej
Według doniesień Reutersa, w trakcie rozmowy telefonicznej Donalda Trumpa z Mohammadem bin Salmanem, amerykański prezydent miał zapowiedzieć zszokowanemu następcy tronu saudyjskiego królestwa, że tym razem nie przeszkodzi on Kongresowi w nałożeniu sankcji na Arabię Saudyjską, o ile ta nie zgodzi się na postawione warunki w kwestii ograniczenia produkcji ropy.
Reuters ujawnił też, że w połowie marca 13 senatorów z naftowych stanów USA, w tym m.in. Ted Cruz z Teksasu wysłało list do Mohammada bin Salmana przypominający o strategicznym sojuszu amerykańsko-saudyjskim i żądający zmiany polityki królestwa na rynku ropy.
18 marca senatorowie przeprowadzili również rozmowy z saudyjską ambasador w USA księżniczką Rimą bint Bandar bin Sultan, której przebieg sam sen. Cramer określił jako „brutalny”. Warto jednak w tym kontekście dodać, że sama wojna cenowa była konsekwencją zmian na rynku węglowodorów po wejściu nań USA jako producenta, dzięki rewolucji łupkowej.
Ustępstwo, które niewiele dało
Mohammed bin Salman ugiął się pod presją i 10 dni później Arabia Saudyjska i Rosja, a także inne kraje OPEC+, zawarły porozumienie w sprawie cięć produkcji o 9,7 mln baryłek dziennie, z czego po 2,5 mln zredukować ma Rosja i Arabia Saudyjska. Porozumienie wchodzi w życie 1 maja, ale nie zablokowało dalszych spadków cen w kwietniu.
Szczególnie dramatyczna sytuacja miała miejsce 21 kwietnia, gdy ceny kontraktów majowych ropy WTI sięgnęły ceny ponad 37 dolarów, tyle że na minusie. Czyli sprzedający musiał tyle dopłacić do kupna. Wiązało się to oczywiście z brakiem miejsc magazynowych. Dla amerykańskiego przemysłu naftowego straty były ogromne.
Stopniowe rozmrażanie gospodarek, a także zbliżanie się daty wejścia w życie naftowego porozumienia, tchnęło pewien optymizm w rynek naftowy i w ostatnich dniach kwietnia notowania ropy zaczęły zwyżkować. Ale 1 maja znów miały miejsce spadki.
Obecnie baryłka amerykańskiej ropy WTI kosztuje nieco ponad 18 dolarów, Brent niespełna 26 dolarów, a OPEC basket – 14 dolarów. Wielu ekspertów od rynku naftowego nie wyklucza też, że przed zamknięciem kontraktów czerwcowych dojdzie do powtórki kryzysu ujemnych cen.
Zdaniem Arthura Bermana nawet jeśli pandemia wkrótce ustąpi i dojdzie do przywracania gospodarczej normalności, to nie ma co oczekiwać znacznego wzrostu popytu w trzecim kwartale 2020 r. ze względu na kryzys postpandemiczny, bezrobocie i straty, które wiele osób poniosło w czasie lockdownu i które przełożą się na ograniczenie konsumpcji. Berman porównał to, co czeka rynek naftowy z korkiem samochodów na światłach. Zapalenie się zielonego światła nie spowoduje że wszystkie od razu ruszą.
Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo stwierdził w środę, że USA chcą rozpocząć w czerwcu „strategiczny dialog” a Irakiem, który ma obejmować...
zobacz więcej
Nuklearne pomysły, jak docisnąć Saudów
Dlatego można się spodziewać dalszych amerykańskich nacisków na Arabię Saudyjską, by jeszcze bardziej ograniczyła sprzedaż. Dwa dni po krachu na naftowym rynku na portalu Forbesa pojawił się artykuł sugerujący, że USA mogłoby „zrobić dokładnie to, czym od dawna groził Iran”, tj. zablokować Zatokę Perską, by doprowadzić do wystrzelenia cen ropy w górę.
Pomysł ten obrazuje jednak bardziej stan desperacji amerykańskiej branży naftowej, gdyż jest całkowicie oderwany od politycznych realiów. Abstrahując już od faktu, że Iran cały czas podkreśla, iż jego działania mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi w Zatoce Perskiej i nigdy nie planował jej blokady, to taki ruch USA oznaczałby totalny triumf narracji irańskiej i bardziej skłoniłby pozostałe państwa regionu do poszukiwania porozumienia z Teheranem niż uległości wobec Waszyngtonu. A wojna USA z całym regionem nie byłaby korzystna dla Trumpa tuż przed wyborami.
Naftowy kryzys jednak i tak uderza już w notowania Donalda Trumpa. Według ostatniego sondażu PPP w Teksasie jego rywal w wyborach prezydenckich Joe Biden zyskał 1 pkt przewagi. Jeden sondaż niczego oczywiście nie przesądza, niemniej Teksas stał się tzw. swing state, podczas gdy ostatni raz Demokraci wygrali tam wybory prezydenckie w 1976 r., a George W. Bush miał tam aż 22-23 procentową przewagę w wyborach w 2000 r. i 2004 r. Teksas to największe zagłębie naftowe w USA.
Trump może jednak ponownie zagrozić Saudom wstrzymaniem pomocy militarnej, bez której, jak stwierdził Trump w październiku 2018 r. „król Arabii Saudyjskiej nie przetrwałby 2 tygodni”. Na portalu oilprice.com Simon Watkins przedstawił jednak inną, znacznie realniejszą niż blokada Zatoki Perskiej przez USA, opcję uderzenia USA w Saudów, którą sam nazwał „nuklearną”. Chodzi o możliwość nałożenia ceł na dostawy saudyjskiej ropy, o czym zresztą wspomniał już również sam Trump.
Koronawirus uderzył przede wszystkim w społeczeństwa wysoko rozwinięte, które zapomniały, co to jest masowa śmierć spowodowana zarazą, wojną czy...
zobacz więcej
Saudowie nie są całkiem bezbronni
USA są bowiem zarówno eksporterem, jak i importerem ropy, co związane jest m.in. z jej jakością. I w tym właśnie tkwi problem, bo USA potrzebują ciężkiej saudyjskiej ropy do diesla wykorzystywanego w ciężkim transporcie. Obecnie USA importują ok. 400 tys. baryłek saudyjskiej ropy dziennie.
Arabia Saudyjska bez amerykańskiego wsparcia może stać się faktycznie bezbronna wobec Iranu. Mimo inwestowania miliardów we własne zbrojenia, siły zbrojne tego kraju mają marną renomę, zwłaszcza po kompromitacji w wojnie z Houthimi w Jemenie.
Tyle że uzyskanie przez Iran dominacji w regionie będzie też oznaczać całkowitą porażkę amerykańskiej polityki bliskowschodniej, przynajmniej w wersji administracji Trumpa. Zwłaszcza jeśli Saudowie, znalazłszy się bez parasola ochronnego, zdecydują się na porozumienie z Teheranem w ramach tzw. Hormuz Peace Endeavour, czyli irańskiego projektu systemu zbiorowego bezpieczeństwa. Iran podkreśla że projekt ten jest otwarty dla wszystkich krajów regionu, w tym Arabii Saudyjskiej.
Saudowie w niedawnej przeszłości również grozili USA zastosowaniem własnych „opcji nuklearnych”. Związane to było z przyjęciem przez Kongres w trakcie kampanii przed wyborami w 2016 r. ustawy znanej jako JASTA, która cofała immunitet Arabii Saudyjskiej, w związku z oskarżeniami ze strony rodzin ofiar zamachu na WTC o współodpowiedzialność Saudów za ten akt terrorystyczny.
Arabia Saudyjska zagroziła wówczas wycofaniem swoich aktywów w papierach wartościowych amerykańskiego skarbu, wartych ok. 750 mld dolarów.
Bliski Wschód jest jednym z najbardziej zapalnych regionów na świecie, a Europa wielokrotnie odczuła skutki toczących się tam konfliktów....
zobacz więcej
Coraz płytsze kieszenie Saudów
Problem z wywieraniem presji na Arabię Saudyjską przez USA polega też na tym, że Arabia Saudyjska już ma finansowy nóż na gardle i musi radykalnie redukować wydatki. Zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego budżet Arabii Saudyjskiej oparty jest na założeniu ceny ropy ok. 80 dolarów za baryłkę, czyli pięciokrotnie większej niż obecnie.
To powoduje powiększanie się deficytu budżetowego i szukanie oszczędności, zwłaszcza, że pandemia wymusiła również na królestwie dodatkowe wydatki. Straty związane z sytuacją na rynku ropy to zresztą nie wszystko. Zamknięcie Mekki i zawieszenie pielgrzymek oznacza utratę drugiego po ropie źródła dochodów.
Dlatego właśnie Saudowie zaczęli się wycofywać z zaangażowania w Jemenie, nagle ogłaszając jednostronny rozejm. Ocenia się, że wydatki Arabii Saudyjskiej związane z tą wojną wynosiły 200 mln dolarów dziennie, a całkowity koszt 5 lat walk przekroczył 100 mld dolarów.
Jeszcze gorszy dla Saudów, i osobiście dla Mohammada bin Salmana, będzie brak środków na realizację jego ambitnego Projektu 2030, przekształcenia gospodarki saudyjskiej i odejścia przez nią od wyłącznej zależności od ropy. Taki krok, w dłuższej perspektywie, może być jednak samobójczy dla Arabii Saudyjskiej, a zważywszy na to, że Mohammad bin Salman ma zaledwie 35 lat, to owa mroczna perspektywa jak najbardziej może nadejść za jego życia.
Saudowie mogą więc dojść do wniosku, że to, czego Amerykanie wymagają od nich w zamian za ochronę, to już nie „orzeszki”, jak to określił w swoim czasie Trump, i bardziej opłaca im się porozumieć z Iranem.