
Pandemia COVID-19 oraz związany z nią kryzys na rynku ropy doprowadził do gwałtownych zmian w politycznej układance na Bliskim Wschodzie. Zawieszenie broni w Jemenie, udzielenie pomocy Iranowi przez Zjednoczone Emiraty Arabskie czy też amerykańsko-irański kompromis w sprawie nowego premiera Iraku mogą być oznaką redukcji otwartych frontów, wymuszonej rozkręcającym się kryzysem.
Bliski Wschód jest jednym z najbardziej zapalnych regionów na świecie, a Europa wielokrotnie odczuła skutki toczących się tam konfliktów....
zobacz więcej
CZYTAJ WIĘCEJ W RAPORCIE
Jeszcze dwa, trzy tygodnie temu nic nie wskazywało na to, by na Bliskim Wschodzie miało dojść do deeskalacji. Szyickie milicje atakowały bazy amerykańskie w Iraku, a USA forsowały nieakceptowalnego dla Iranu kandydata na premiera, doszło też do rozmieszczenia wyrzutni rakietowych przez obie strony. W Jemenie walki trwały w najlepsze, a panujący nad północną częścią kraju Houthi oskarżali Arabię Saudyjską o zrzucanie zakażonych koronawirusem masek, by rozprzestrzenić tam pandemię. Tarcia zintensyfikowały się też między wspieranymi przez Zjednoczone Emiraty Arabskie separatystami południowojemeńskim a oficjalnym rządem jemeńskim, popieranym przez największego sojusznika ZEA w regionie, czyli Arabię Saudyjską.
Pierwszą oznaką zmiany było dostarczenie pomocy humanitarnej przez Zjednoczone Emiraty Arabskie Iranowi. 17 marca z Abu Dhabi do Teheranu dotarły 32 tony sprzętu medycznego. Transport zawierał również rękawiczki i maski. Iran, który podkreślił, że nie zapomni, że ZEA w tak trudnej chwili wyciągnęły do niego pomocną dłoń, od początku pandemii skarżył się, że wysoka liczba zgonów w tym kraju spowodowana jest nałożonymi na ten kraj amerykańskimi sankcjami, uniemożliwiającymi lub przynajmniej utrudniającymi zakup odpowiedniego sprzętu. Tymczasem jeszcze w połowie marca Arabia Saudyjska zablokowała rezolucję Ruchu Państw Niezaangażowanych, wzywającą do cofnięcia niektórych sankcji, by umożliwić Iranowi walkę z pandemią.
Kraje OPEC i inni producenci ropy, którym przewodzi Rosja, czyli grupa OPEC+, wprowadzi największą w historii obniżkę wydobycia ropy, o 10 proc....
zobacz więcej
Różnice saudyjsko-emirackie
Faktem jest, że Zjednoczone Emiraty Arabskie dokonały korekty swojej polityki w regionie długo przed wybuchem pandemii, ograniczając swoje zaangażowanie w wojnę z jemeńskimi Houthimi, normalizując stosunki z syryjskim przywódcą Baszarem al-Assadem, a nawet dokonując ograniczonej deeskalacji w relacjach z Iranem. ZEA miało bowiem nieco inne priorytety niż Arabia Saudyjska czy USA w tym regionie. Dla Emiratów głównym problemem była bowiem (i nadal jest) ekspansja turecka w świecie arabskim, rola Bractwa Muzułmańskiego oraz polityka Kataru. Saudowie oczywiście podzielali negatywną ocenę Turcji czy Kataru i wspieranego przez oba te państwa Bractwa Muzułmańskiego, ale punkt ciężkości w ich polityce znajdował się gdzie indziej – kluczowe pozostawało powstrzymywanie rozbudowy regionalnej potęgi Iranu w oparciu o szyickie siły w regionie.
Arabia Saudyjska, mimo wszystko, miała dość środków, by kontynuować wojnę proxy z Iranem, przede wszystkim na terenie Jemenu. Zwłaszcza, że na Iranie, jako największym zagrożeniu, koncentrowała się też bliskowschodnia polityka USA oraz Izraela. Wygląda jednak na to, że uległo to gwałtownej zmianie w ostatnich dniach marca. O ile bowiem na początku ubiegłego miesiąca wydawało się, że pandemia przede wszystkim osłabi Iran, to zaledwie 2-3 tygodnie wystarczyły, by przeciwnicy tego kraju zrozumieli, jak bardzo się mylili.
Po osiągnięciu przez kraje OPEC i innych producentów ropy zrzeszonych w tzw. grupie OPEC+ porozumienia ws. zmniejszenia wydobycia o 10 proc. cena...
zobacz więcej
Redukcja zaangażowania USA
USA jest obecnie krajem najbardziej dotkniętym przez pandemię i nie ulega wątpliwości, że będzie ona miała wpływ na amerykańską gospodarkę (tak jak zresztą na wszystkie gospodarki na świecie). To z kolei oznacza konieczność redukcji środków przeznaczanych na zewnętrzne konflikty. Będzie to tym bardziej konieczne, że USA będą musiały przesunąć środki na pomoc wewnętrzną – zarówno medyczną, dotyczącą osób nie posiadających środków na leczenie w warunkach prywatnego systemu medycznego w Ameryce, jak i gospodarczą dla przedsiębiorców, którzy ponieśli straty oraz pracowników zwolnionych z pracy. Nie ulega wątpliwości, że po ustąpieniu pandemii świat (w tym USA) czeka gigantyczny kryzys. W takich warunkach są dwie drogi wyjścia. Albo dążenie do globalnej wojny, albo wręcz przeciwnie, globalna redukcja napięć z uwagi na konieczność skoncentrowania się na ratowaniu gospodarki.
Nic więc dziwnego, że wpływowe amerykańskie media, w tym sympatyzujące z obecną administracją, zaczęły wskazywać na konieczność korekty amerykańskiej polityki w stosunku do Iranu, tak by umożliwić radykalną redukcję zaangażowania USA na Bliskim Wschodzie. Jest to tym bardziej istotne, że wszystko wskazuje na to, iż w świecie po pandemii dojdzie do eskalacji globalnej konfrontacji amerykańsko-chińskiej. Tymczasem już w 2019 r. wielu ekspertów wskazywało na to, że USA, by wygrać rywalizację z Chinami, muszą przesunąć środki z innych teatrów swego zaangażowania, w tym w szczególności z Bliskiego Wschodu. Oczywiście, pozostaje problem tego, że Iran odgrywa ważną rolę jako sojusznik Chin w planach ekspansji handlowej tego państwa. Niemniej jeszcze w połowie marca sytuacja wskazywała na możliwość wybuchu otwartego konfliktu zbrojnego między Iranem a USA na terenie Iraku, a to bardzo obciążyłoby finansowo Amerykanów; Iran natomiast mniej, z uwagi na asymetryczny charakter takiego starcia.
Amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo stwierdził w środę, że USA chcą rozpocząć w czerwcu „strategiczny dialog” a Irakiem, który ma obejmować...
zobacz więcej
Irańsko-amerykański kompromis w Iraku
Nie oznacza to, że możemy się spodziewać w 2020 r. nowych negocjacji amerykańsko-irańskich, które rozwiązałyby problem sankcji i irańskiego programu nuklearnego. Z uwagi na zbliżające się wybory w USA (a także w Iranie) jest to wykluczone. Niemniej wiele wskazuje na to, że doszło do cichego dealu w sprawie nieformalnego „zawieszenia broni” między obiema stronami w Iraku. Zapowiedź amerykańskiego sekretarza stanu Mike’a Pompeo dotycząca rozpoczęcia rozmów z władzami w Iraku w sprawie przyszłości obecności sił USA w tym kraju i jednoczesny wybór akceptowanego zarówno przez USA, jak i Iran Mustafy al-Kazimiego na premiera Iraku może oznaczać, że USA zgodzą się na wycofanie, ale na swoich warunkach, gwarantujących ich interesy w tym kraju. Kazimi nie jest bowiem osobą, po której można się spodziewać, iż pozwoli na wzmocnienie wpływów irańskich, choć również nie będzie on prowadził polityki antyirańskiej. Wszystko jednak zależy jeszcze od składu nowego rządu.
Te ruchy Amerykanów nie mogły nie wpłynąć również na korektę polityki Saudów, którzy nie mogą sobie pozwolić samodzielnie, czy nawet razem z Izraelem, na konfrontację z Iranem. Oficjalne dane jeszcze w końcu marca nie wskazywały na to, by koronawirus był poważnym problemem dla Arabii Saudyjskiej oraz innych bogatych państw Półwyspu Arabskiego. To jednak również zaczęło się zmieniać, mimo wprowadzonych restrykcji, które nawet dla petrodolarowych monarchii okazały się bolesne. Arabia Saudyjska musiała na przykład zamknąć Mekkę, która od niepamiętnych czasów (nawet jeszcze przedislamskich) była kurą znoszącą złote jajka. Z kolei ZEA musiały zawiesić loty linii Emirates. Co prawda wznowiono je po tygodniu, ale tylko w bardzo ograniczonym zakresie.
Rosja to kluczowy sojusznik lewicowego reżimu w Wenezueli. Od lat głównym łącznikiem między tymi krajami był Igor Sieczin, a jego koncern Rosnieft...
zobacz więcej
Kryzys rynku ropy
Problemem większości państw regionu jest jednak nie tylko koronawirus, ale i kryzys na rynku ropy. Na początku marca, gdy wydawało się jeszcze, że pandemia nie jest problemem Saudów, tamtejszy następca tronu Mohammed bin Salman rozpoczął wojnę cenową z Rosją, radykalnie zwiększając sprzedaż. To zaś doprowadziło do spadku ceny nawet poniżej 20 dolarów za baryłkę. Tymczasem pandemia spowodowała radykalny spadek zapotrzebowania na ten surowiec, co w połączeniu z niskimi cenami mocno uderzyło w interesy zarówno Rosji, jak i USA. Dlatego Rosjanie zaczęli naciskać na USA, by te wpłynęły na zgodę Saudów na redukcję wydobycia. Z punktu widzenia Arabii Saudyjskiej, największego producenta ropy, jest to jednak decyzja niekorzystna, jeszcze bardziej ograniczająca dochody tego kraju. A to dodatkowy powód, by redukować swoje wydatki.
Problem Arabii Saudyjskiej i innych bogatych państw arabskich z koronawirusem i skutkami pandemii ma jeszcze inny aspekt. W krajach tych rdzenna ludność arabska stanowi mniejszość, podczas gdy większość, i to często przytłaczającą, stanowią azjatyccy migranci zarobkowi. Wprowadzone restrykcje i odwołanie lotów spowodowały, że ludzie ci nie zarabiają, nie mogą wrócić do domu i raczej nie mogą też liczyć na żadną pomoc. Co więcej, znaczna część z nich przebywa nielegalnie i mieszka w zbiorowych slumsach, co powoduje unikanie testów oraz leczenia z obawy przed deportacją. Co prawda saudyjski król Salman wydał dekret w tej sprawie, zapewniający bezpieczeństwo i dostęp do usług medycznych osób nielegalnie przebywających na terenie kraju, ale może to nie wystarczyć. Z drugiej strony jeżeli dojdzie do humanitarnej katastrofy wśród pozbawionych środków do życia migrantów, to może skłonić ich to do rewolucji.
Dodatkowym problemem Arabii Saudyjskiej jest też to, że wirus uderzył w rodzinę panującą – zarażonych zostało 150 książąt, w tym gubernator Rijadu. A w rodzie al-Saud nie brakuje osób po 80-tce. Sam król Salman ma 84 lata i musiał zostać odizolowany.
Tydzień temu sekretarz generalny ONZ Antonio Gutteres zaapelował do wszystkich stron walczących na świecie o zawieszenie broni w związku z pandemią...
zobacz więcej
Przełom na Bliskim Wschodzie?
11 kwietnia doszło do porozumienia w sprawie redukcji produkcji ropy o 9,7 mln baryłek dziennie. Spowodowało to wzrost cen ropy, ale póki co dość umiarkowany. Baryłka ropy Brent w poniedziałek kosztowała niewiele ponad 30 dolarów. To nie rozwiązuje zatem problemów państw produkujących ropę i w tym świetle trudno się zatem dziwić, że Saudowie również zmuszeni byli do weryfikacji swojej polityki zagranicznej, czego wyrazem był rozejm w Jemenie. Nie jest przy tym wykluczone, że zaowocuje on nie tylko porozumieniem kończącym wojnę w tym kraju, ale również deeskalacją na linii Arabia Saudyjska – Iran. Byłby to przełom w całej geopolitycznej układance na Bliskim Wschodzie. Prawdopodobieństwo takiego rozwoju wypadków jest tym większe, że perspektywa wycofywania się USA z regionu, a także nagły konflikt interesów z Rosjanami, jeszcze bardziej ogranicza ruchy Saudów czy też Emiratów. A w dodatku nie można wykluczyć zbliżenia amerykańsko-rosyjskiego. Rosjanie już rozpoczęli umizgi w stosunku do Waszyngtonu, który z kolei chętnie by widział Kreml po swojej stronie w konfrontacji z Chinami.
Nie oznacza to jeszcze wygaszenia wszystkich konfliktów bliskowschodnich. Wojny w Syrii i Libii wciąż trwają i niewiele wskazuje na to, by w tych wypadkach doszło do przełomu. Problem polega bowiem na tym, że jedną z głównych stron jest tam Turcja, a póki co nic nie wskazuje na to, by między nią a państwami arabskimi miało dojść do przełomu. Wręcz przeciwnie, według informacji opublikowanych kilka dni temu przez portal Middle East Eye, następca tronu ZEA Mohammad bin Zajed miał na początku marca obiecać Baszarowi al-Asadowi 5 mld dolarów za wznowienie ofensywy przeciwko dżihadystom w Syrii, wbrew porozumieniu rosyjsko-tureckiemu. Emiraty chciały w ten sposób przyśpieszyć bankructwo Turcji oraz odciągnąć ją od zaangażowania w Libii. Rosji udało się jednak spacyfikować Assada, który oczywiście chciał przystać na propozycje Rosji.