Globalny kryzys wymaga globalnego poszukiwania rozwiązań. Przysłowie powiada: „siła złego na jednego”. A co, gdy bywa odwrotnie? Globalny kryzys wymaga globalnego poszukiwania rozwiązań. Wymaga współpracy, a nie konkurencji. To niełatwe tak nagle zmienić myślenie współczesnego świata, nakierowanego na współzawodnictwo i wyścig. Czasem jednak się udaje. Pierwszy przykład jest z polskiego podwórka. To słynna inicjatywa VentilAid. Rosnąca z czasem grupa polskich inżynierów, konstruktorów, programistów, którzy pod kierunkiem lekarzy specjalistów, przy wsparciu Polskiej Fundacji Narodowej, robi projekt szczególny. Ma to być respirator, który da się dzięki powstałej dokumentacji technicznej, udostępnionej za darmo, zrobić gdziekolwiek na świecie przy użyciu drukarki 3D. <br><br> Twórcy pokazują w misji swojej inicjatywy, że jest to swoisty dar z Polski dla wszystkich krajów pogrążających się w kryzysie opieki zdrowotnej związanej z pandemia Covid-19. Rządzi tu hasztag #FromPolandWithLove. „Społeczność” tej inicjatywy to kilkaset osób najściślej zaangażowanych w projekt. <br><br> Zaczęło się w Krakowie, ale projekt jest nie tylko polski. Stał się prawie natychmiast globalny, w najpoważniejszym wymiarze tego słowa. Od samego początku, czyli od kilku tygodni, do inicjatywy włączają się inżynierowie i programiści z całego świata. Kilkadziesiąt krajów na pokładzie – czy raczej kilkudziesięcioro ludzi, których potrafił połączyć – co dziś, póki działa internet, nie jest niewykonalne – wspólny cel: by „po kosztach produkcji” powstawały tam, gdzie ich będzie najbardziej potrzeba, respiratory ostatniej szansy. <br><br> To działanie od strony projektowej non profit, żeby nikt się nie obłowił na ludzkim dramacie. W mediach społecznościowych VentilAid też istnieje już globalnie. Jest zaopiekowany tak PR-owo, jak i prawnie, dzięki pracy pro publico bono konkretnych polskich agencji i kancelarii.Gdy „przycupnąć na chwilę na grupie” VentilAid i posłuchać, co miałam okazję zrobić, niezwykle fachowych rozmów tych ludzi z całego świata, którzy próbują wspólnie rozwiązać nietrywialne problemy techniczne, a jednocześnie wsłuchać się w ich entuzjazm, niekłamaną chęć przysłużenia się sprawie, można naprawdę być pod wrażeniem. Nauka i innowacje – jak wiele innych ważnych i pięknych spraw i rzeczy, które potrafi z siebie generować ludzkość – wymagają niezbędnie jednej rzeczy. Pasji. <br><Br> I ona tam jest. Niech się dziś uczeni psychologowie głowią, czy potrzeba było aż tak globalnego zagrożenia, do którego nigdzie na świecie nie jesteśmy gotowi, aby taka inicjatywa powstała. Może w spokojniejszych czasach trudniej o wspólny cel i jedność, współpracę i poświęcenie? <br><br> W „wolnych chwilach” konstruktorzy, na prośbę konkretnych lekarzy czy szpitali, opracowują tak, by umożliwiać ich trójwymiarowy wydruk, wszelkie niezbędne drobne części, „przejściówki” i „łącza”, pozwalające robić całkiem profesjonalne maski dla medyków z tych np. dostępnych w sklepach ze sprzętem sportowym. Widać tu spryt, innowacyjność, umiejętność zorganizowania grupy ludzi, zdolność pociągnięcia za tym tłumów i zorganizowania społeczności. W niełatwych warunkach. <br><Br> Powstają kolejne prototypy i są testowane. Sam pomysł bywa wyśmiewany, także w mediach, że to takie „bieganie ze śrubokrętem po szpitalu”, ale… Tej setce ludzi połączonych z różnych końców świata w jednym celu może się udać. Oni twierdzą z przekonaniem, że uda im się na pewno.Dla krajów mniej szczęśliwie opływających w środki medyczne to nie tylko realna i perspektywiczna pomoc na trudną przyszłość z Covid-19, ale także z wieloma innymi chorobami. Po prostu sprzęt wielkich firm jest drogi. Dobry, atestowany, pięknie zaprojektowany – ale drogi, czyli niedostępny medycynie w Trzecim Świecie. Co nie znaczy, że tam niepotrzebny. Nie wiem, czy inicjatywa przetrwa epidemię, ale projekt jako „ogólnie dostępny” przetrwa w zasobach internetowych i da się wykorzystać każdorazowo, gdy będzie potrzebny, a „w okolicy” będzie drukarka 3D i stosowny polimer. <br><br> Z kolei najnowszy numer „Młodego technika” donosi w tekście autorstwa Mirka Usidusa, że ludzkość (tak, cała, a przynajmniej ta jej niewykluczona cyfrowo część) tworzy do walki z koronawirusem hiperkomputer Folding@home. Doniesienia o jego mocy szybko się dezaktualizują, gdyż już tydzień temu miał moc ponad 700 tys. połączonych pecetów. Wystarczyło, by w ramach owego globalnego projektu użytkownicy pobrali specjalną aplikację, sumującą globalnie moce obliczeniowe komputerów do walki z SARS-CoV-2. Projekt ma swoją siedzibę na Uniwersytecie Waszyngtońskim w St. Louis, a czuwa nad nim Greg Bowman, profesor biochemii i biofizyki molekularnej. <br><br> Projekt łączy w dobrym celu ludzi, którzy nie są bohaterami bajek o szlachetnych rycerzach: graczy, „kopaczy” bitcoinów, duże i małe firmy z wielu branż. Połączyli siły w celu osiągnięcia bezprecedensowych możliwości przetwarzania danych. Tak to „leżąca odłogiem” tu i tam moc obliczeniowa zostaje zagospodarowana dla przyspieszenia badań naukowych nad SARS-CoV-2.Z tych kawałeczków niewykorzystanej w danym momencie cyfrowej pamięci powstał właśnie na naszych oczach najpotężniejszy w historii globalny superkomputer. <br><br> Może on przetworzyć tony informacji, dokonać bilionów obliczeń, niezbędnych do modelowania cząsteczek białek wirusowych w interakcji z ich receptorami na komórkach ludzkich lub ze sobą nawzajem. <br><br> Potrzeba takiej mocy obliczeniowej, więc ludzie ją dobrowolnie oddają – dzielą się posiadanym zasobem. Ludziom, którzy na co dzień korzystają z komputerów do pracy na dokumentach, edycji, gier czy korzystania z internetu, czasem przerasta wyobraźnię, iż są to maszyny liczące, a nie bardziej skomplikowane maszyny do pisania skrzyżowane z telewizorem. <br><br> Nie będzie szybko leku na Covid-19 ani szczepionki przeciw tej chorobie, gdy niezbędne do tego obliczenia będą powolne. Ich przyspieszenie zaś wymaga owej mocy wyrażanej w jednostkach pamięci cyfrowej, których miary rozumieją jedynie specjaliści. Jednak by się podzielić swoim gigabajtem, nie trzeba być specjalistą. Wystarczy wykazać empatię, elementarną zdolność do wspólnego działania. I zrozumieć miarę problemu, jakim jest pandemia.Czy globalny superkomputer pomoże? Nie wiem. Wiem natomiast, że młody wiekiem i innowacyjny swymi pomysłami prof. Bowman przysłużył się już opracowywaniu leków przeciw wirusowi Ebola. Jest biochemikiem białek. Bada w atomowej rozdzielczości ich skomplikowane struktury oraz ich przemiany w czasie i pod wpływem różnych interakcji. Dlatego jest w stanie koncepcyjnie opracowywać np. leki, których działanie polega na blokowaniu owych interakcji. <br><br> Dziś potrzebuje nie tylko swojego laboratorium biochemicznego w St. Luis, ale dosłownie każdego nierobiącego w danym momencie nic lepszego komputera na naszej planecie. I ludzie potrafią to mu za darmo dać. <br><br> Odpowiedź na globalny problem musi być globalna. I paradoksalnie – zjednoczona, mimo panującej izolacji. <br><br> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%">