
Bliski Wschód jest jednym z najbardziej zapalnych regionów na świecie, a Europa wielokrotnie odczuła skutki toczących się tam konfliktów. Terroryzm, uchodźcy, migracja to tylko najważniejsze problemy, których źródło jest w dużej mierze w tym regionie. W postpanmdemicznej rzeczywistości dalsza destabilizacja Bliskiego Wschodu może również stać się dodatkowym problemem i tak poobijanej przez obecny kryzys Europy.
Pandemia koronawirusa zepchnęła na margines inne wydarzenia, w tym bliskowschodnie napięcia i poniekąd związany z nimi kryzys migracyjny. Jeszcze...
zobacz więcej
Konflikty wciąż trwają
Pandemia koronawirusa nie wpłynęła pozytywnie w zasadzie na żaden z bliskowschodnich konfliktów. Wojna w Syrii trwa, choć może chwilowo z mniejszą intensywnością. Podobnie jest z konfliktem w Jemenie. Turcja i wspierani przez nią dżihadyści zablokowali dostęp do czystej wody dla pół miliona mieszkańców kurdyjskich terenów w Syrii. Izrael z Hamasem wymieniają się ciosami w Strefie Gazy. W pogrążonym w politycznym kryzysie Iraku w połowie marca zginęło 2 amerykańskich i 1 brytyjski żołnierz. Milicje szyickie dokonują ostrzału rakietowego amerykańskich baz, a USA w odpowiedzi bombardują pozycje tych irackich oddziałów.
Choć zarówno Iran, jak i USA znajdują się w czołówce państw dotkniętych pandemią, to nie przeszkadza im to we wzajemnym prężeniu muskułów. Po tym, jak USA rozmieściła baterie rakiet Patriot w swoich bazach w Iraku, Iran rozlokował własne wyrzutnie rakietowe w pobliżu portu Bandar Abbas przy strategicznej cieśninie Hormuz. Turcja tymczasem, mimo deficytu środków na walkę z koronawirusem znajduje je, by wysyłać drony do Libii w celu przełamania dominacji powietrznej Libijskiej Armii Narodowej w tamtejszej wojnie domowej, która oczywiście również trwa w najlepsze. A nad Rijadem kilka dni temu saudyjska obrona przeciwlotnicza przechwyciła rakiety, do których wystrzelenia nikt się nie przyznał. Do tego warto jeszcze dodać najnowszą masakrę, jaką Państwo Islamskie urządziło w syryjskiej prowincji Dajr az-Zaur.
Koronawirus w Iranie i Turcji
Konflikty te trwają, mimo że co najmniej dwa kluczowe kraje aspirujące do miana regionalnej potęgi nie są w stanie zapanować nad pandemią u siebie. Chodzi oczywiście o Iran i Turcję. Katastrofalna sytuacja Iranu w walce z koronawirusem jest od dawna dobrze znana międzynarodowej opinii publicznej, gdyż Iran zmaga się z pandemią już od połowy lutego. Początkowo przywódcy tego państwa starali się bagatelizować zagrożenie, sugerując że ma ono zniechęcić Irańczyków do udziału w wyborach parlamentarnych, które odbyły się 21 lutego. Później jednak wśród zarażonych znalazło się wiele postaci z irańskiej elity władzy, w tym m.in. jeden z głównych doradców Najwyższego Przywódcy Ali Akbar Welajati oraz przewodniczący parlamentu Ali Laridżani. Obecnie Iran ma 32 tys. zarażonych i 3,6 tys. zmarłych, co pozycjonuje go w pierwszej dziesiątce pod oboma względami.
Tydzień temu sekretarz generalny ONZ Antonio Gutteres zaapelował do wszystkich stron walczących na świecie o zawieszenie broni w związku z pandemią...
zobacz więcej
Widmo katastrofy
Co prawda również w przypadku Iranu oficjalne dane podawane są w wątpliwość, ale brak jest na to twardych podstaw. Tymczasem to, co budzi największe wątpliwości w odniesieniu do tureckich, to bardzo długotrwałe niepodawanie wewnętrznej geografii zakażeń. Gdy w końcu podano te dane, to okazało się, że koronawirus praktycznie w ogóle nie zaatakował kurdyjskich prowincji Turcji. Przynajmniej oficjalnie. Nie ma również danych z więzień oraz obozów dla uchodźców, a są to zazwyczaj miejsca najbardziej podatne na rozprzestrzenianie się epidemii. Zdaniem niektórych tureckich ekspertów sytuacja w tym kraju może się szybko pogorszyć do poziomu Włoch. Przy czym każdy, kto krytykuje politykę władz wobec epidemii, trafia w Turcji do więzienia lub zmuszany jest do publicznego odwoływania swoich słów i składania przeprosin. To tym bardziej potwierdza podejrzenia.
W sytuacji Iranu i Turcji (krajów o podobnej populacji) jest więcej podobieństw. Oba państwa nie wprowadziły przymusowych kwarantann i tylko w niewielkim stopniu ograniczyły ruch. W Iranie zrobiono to z pełną świadomością zagrożenia, ale też niemożnością implementowania takich zakazów. Z ostatnich wypowiedzi szefa instytucji odpowiedzialnej za walkę z pandemią w stołecznym Teheranie wynika, że ruch w tym mieście nawet się zwiększył w ostatnich dniach, przy czym dotyczy to głównie biednych dzielnic na południu irańskiej stolicy. Spowodowało to też dalsze pogorszenie się sytuacji epidemiologicznej. Tyle że Iran, ze względu na nałożone nań sankcje, znajduje się w katastrofalnej sytuacji finansowej i nie stać go na żadne pakiety pomocowe dla ludzi, którzy przez kwarantannę straciliby dochody. Sankcje spowodowały również ograniczoną dostępność Iranu do niezbędnego sprzętu medycznego, co wyjaśnia wysoką śmiertelność.
Turcja, podobnie jak Iran, jedynie zaapelowała o niewychodzenie z domu i również w tym wypadku motywacja jest finansowa. Nie od dziś wiadomo, że turecki wzrost gospodarczy jest sztucznie napompowany, a turecka gospodarka jeszcze przed pandemią była bardzo podatna na wstrząsy. Tymczasem turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan oraz jego zięć, a zarazem minister finansów Berat Albayrak postanowili za wszelką cenę utrzymać wzrost gospodarczy. Sytuację komplikują też kłótnie między rządem a opozycyjną CHP kontrolującą władze Stambułu i stołecznej Ankary, o sposób udzielania pomocy przedsiębiorcom i pracownikom.
Spokojnie, póki co nie chodzi o sylwestra ale o irańsko-kurdyjski Nowruz/Newroz, świętowany zwykle przez kilkaset milionów osób w Azji Centralnej....
zobacz więcej
Zaangażowanie w wojny trwa
Obu krajom grozi zatem zarówno to, że liczba zarażonych i zgonów jeszcze długo i znacznie będzie rosnąć, jak i to, że pandemia doprowadzi tam do totalnej katastrofy gospodarczo-finansowej. W przypadku Iranu dodatkowym problemem są spadające ceny ropy, choć i tak eksport tego surowca ze względu na sankcje był w ostatnich miesiącach znacznie ograniczony. Dla Turcji niskie ceny ropy są teoretycznie korzystne, ale może to nie wystarczyć, by utrzymać gospodarkę na nogach. Zwłaszcza, że co najmniej pół miliona Turków żyje z turystyki i w tym roku raczej nie będą oni mieli żadnych wpływów.
Iran i Turcją łączy jednak jeszcze jedna rzecz – determinacja, by kontynuować dotychczasową politykę zagraniczną polegającą na bezpośrednim lub pośrednim zaangażowaniu w regionalne konflikty. A to wiąże się ze znacznymi kosztami, zwłaszcza w przypadku Turcji, gdyż intensywność wojny w Libii zwiększyła się, mimo pandemii, a kosztowne tureckie drony często zestrzeliwane są przez Libijską Armię Narodową. Ankara zmuszona jest też opłacać swoich syryjskich najemników walczących w imię tureckich interesów w Trypolisie. A ponadto zaangażowana jest jeszcze w konflikt w Syrii.
Irak na skraju przepaści
Iran natomiast kontynuuje wsparcie dla jemeńskich Houthich, Hezbollahu, Hamasu oraz Assada, choć na tych kierunkach sytuacja nie ulega przynajmniej eskalacji, a zatem nie wymaga też zwiększania nakładu irańskich środków. Inaczej jest jednak z amerykańsko-irańską konfrontacją w Iraku. Sam Irak wydaje się być niezbyt dotknięty epidemią. Obecnie jest tam zaledwie 621 zarażonych, a 61 zmarło. Mimo to (a być może właśnie dzięki temu), Irak na dość wczesnym etapie wprowadził bardzo rygorystyczne zakazy poruszania się, zamknął granice i skasował połączenia lotnicze.
Problem w tym, że Irak miał jeszcze przed epidemią ogromne potrzeby finansowe związane z odbudową kraju po wojnie z Państwem Islamskim. Ponadto jest to typowe państwo rentierskie, uzależnione niemal całkowicie od dochodów z ropy. Budżet Iraku na 2020 r. oparty był na cenie 56 dolarów za baryłkę ropy, podczas gdy obecnie jest ona dwukrotnie tańsza. A i tak budżet ten zakładał deficyt w wysokości 40 mld dolarów (30 proc.).
Pandemia koronawirusa spowodowała, że temat potencjalnego nowego kryzysu migracyjnego niemal całkowicie zniknął. Nie oznacza to jednak, że zniknął...
zobacz więcej
Sytuację Iraku pogarsza brak rządu. Od czasu dymisji Adela Abdel Mahdiego upłynęły ponad 4 miesiące. W państwie stabilnym to niewiele, ale Irak w tym czasie stał się areną irańsko-amerykańskiej konfrontacji, której kulminacją było zabicie gen. Kassema Sulejmaniego oraz irański ostrzał rakietowy bazy amerykańskiej. Po fiasku próby stworzenia rządu przez Mohammeda Allawiego prezydent powierzył to zadanie Adnanowi al-Zurfiemu, który najprawdopodobniej również nie zdoła mu podobać, zwłaszcza, że Iran nie ukrywa swego sprzeciwu wobec Zurfiego.
Eskalacja w cieniu wirusa
Ostatnio, niejako w cieniu pandemii, napięcia amerykańsko-irańskie znów eskalują, a szyickie oddziały w Iraku zapowiedziały nasilenie ataków na bazy USA, jeśli te się z tego kraju nie wycofają. USA nie maja jednak tego zamiaru robić, a jedynie wycofały się z kilku baz, ograniczając rozproszenie swoich sił. To oczywiście nie będzie służyć walce z resztkami Państwa Islamskiego. Sytuację komplikuje też fakt, że szyickie milicje odrzucają możliwość uznania premiera Zurfiego, co jest całkowitą zmianą podejścia. Wcześniej bowiem oddziały te podkreślały lojalność wobec premiera i rządu.
Utrzymanie niskich cen ropy oraz wydłużenie okresu pandemii powoduje, że wzrasta prawdopodobieństwo pogrążenia się Iraku w politycznym i ekonomicznym chaosie, a także irańsko-amerykańskiej konfrontacji na jego terytorium. Zarówno USA jak i Iranowi niskie ceny ropy też nie służą, a społeczne i ekonomiczne problemy po pandemii mogą skłaniać do odwrócenia uwagi poprzez wywołanie otwartego konfliktu. Oczywiście nie można w tym kontekście zapominać również o Chinach (w mniejszym stopniu Rosji), ale zważywszy że po pandemii prawdopodobieństwo konfrontacji chińsko-amerykańskiej też wzrośnie, to z całą pewnością nie będzie służyć uspokojeniu sytuacji na Bliskim Wschodzie. W takiej sytuacji nie do uniknięcia będzie też odrodzenie się Państwa Islamskiego.
Koronawirus uderzył przede wszystkim w społeczeństwa wysoko rozwinięte, które zapomniały, co to jest masowa śmierć spowodowana zarazą, wojną czy...
zobacz więcejBunt migrantów z Azji?