Trwa wojna w Idlibie. Pandemia koronawirusa zepchnęła na margines inne wydarzenia, w tym bliskowschodnie napięcia i poniekąd związany z nimi kryzys migracyjny. Jeszcze niedawno niektórzy wróżyli militarną konfrontację między Turcją a Rosją w Syrii, która mogłaby doprowadzić do wciągnięcia NATO w ten konflikt. Tymczasem Rosja z Turcją ponownie się dogadały. <b>Problem Idlibu zniknął?</b> <br><br> Koronawirus nie ominął Bliskiego Wschodu, ale jest przede wszystkim problemem państw bardziej rozwiniętych w tym regionie. Wynika to zapewne z większej mobilności ich mieszkańców, a także ich otwartości na przyjazdy cudzoziemców. Syria nie znajduje się w międzynarodowych statystykach dotyczących koronawirusa, choć kwestia niewystępowania infekcji w tym kraju budzi poważne wątpliwości. Niemniej, w północnozachodniej prowincji Idlib z całą pewnością to nie koronawirus jest wciąż głównym problemem, lecz tocząca się tam wojna. <br><br> 27 lutego miał być przełomowym dniem dla walk w Idlibie, a być może nawet dla całej wojny w Syrii. We wspieranym przez Turcję ataku na miasto Sarakib zginęło wówczas ponad 30 tureckich żołnierzy. Za ich śmierć prawdopodobnie odpowiedzialna była Rosja, ale Turcja wolała oskarżyć o to Assada. Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan ogłosił rozpoczęcie operacji „Wiosenna Tarcza”, a rząd turecki przez kilka dni podawał kosmiczne dane dotyczące rzekomo zadanych armii syryjskiej strat. Erdogan stawiał sprawę jasno: turecki odwet będzie straszny, a siły Assada mają się wycofać do linii zawieszenia ognia uzgodnionej między Turcją, Rosją i Iranem w Soczi w 2018 r. Oznaczałoby to dobrowolne oddanie przez Syrię wszystkich zdobytych od grudnia 2019 r. terytoriów. <br><br> <b>Uchodźcy chwilowo nie tacy ważni</b> <br><br> W tym samym czasie Turcja rozpoczęła też atak demograficzny na granicę z Grecją i zadbała o to, by w mediach powiązano tę sytuację z kryzysem uchodźczym w Idlibie. Nie odpowiadało to oczywiście rzeczywistości, co obecnie doskonale zresztą widać. Mimo kolejnego układu turecko-rosyjskiego, kwestia powrotu uciekinierów do domu nie znalazła się bowiem w ogóle w agendzie rozmów Erdogan – Putin. Turcja nie wpuściła na swoje terytorium uciekinierów z objętych działaniami wojennymi lub odbitych przez armię syryjską terenów, a to, że większość szturmujących granicę z Grecją to nie Syryjczycy, stało się oczywiste. <br><br> Pandemia koronawirusa całkowicie wykluczyła możliwość ulegnięcia i otwarcia granicy na ten napływ migrantów. Niemniej, nacisk Turcji na ustępstwa ze strony UE nie zelżał i choć stało się oczywiste, że nie o uchodźców tu chodzi, to niebawem ma dojść do kolejnego spotkania na ten temat Erdogana z Merkel i Macronem. Ale epatowanie zdjęciami uciekinierów z Idlibu chwilowo stało się bez sensu, więc propaganda turecka z tego zrezygnowała. <br><br> Tymczasem szumnie ogłoszona operacja „Wiosenna Tarcza” w ogóle nie dotrwała do wiosny i skończyła się zanim się na dobre zaczęła. Warto przy tym przypomnieć, że wielu komentatorów, w tym znani generałowie NATO, a także niektórzy polscy publicyści i eksperci, zachwycali się skutecznością ataków tureckich. Działania Turcji miały być ostatecznym dowodem na „chwilowość” przymierza turecko-rosyjskiego, nieuchronność konfrontacji między tymi państwami w Syrii, a także pokazywać potęgę tureckiej armii. Niektórzy nawet wieszczyli, że Turcja zada potężny cios Rosjanom, zmusi ich do wycofania z Syrii, a następnie doprowadzi do obalenia Assada. I oczywiście wtedy w Syrii zapanowałoby szczęście, demokracja i wolność pod rządami „umiarkowanej opozycji”, czyli dżihadtystów spod znaku afiliowanej przy Al Kaidzie Hayat Tahrir asz-Szam (HTS). Co więcej, pojawiały się głosy, że NATO powinno aktywnie wesprzeć Turcję w tych działaniach. Ankara sama zresztą o to zabiegała ale ostatecznie całe szczęście skończyło się na deklaracjach. <br><br> <img src=" https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%" /><b>Upokorzenie sułtana na Kremlu</b> <br><br> Niespełna miesiąc później sytuacja wygląda zgoła inaczej niż to wróżyli entuzjaści działań odwetowych Turcji przeciwko armii syryjskiej. Rzekomo anihilowana armia syryjska, po kilku dniach odbiła Sarakib, a także większość terenów zajętych przez Turcję w wyniku kilkudniowej operacji „Wiosenna Tarcza”. W tym czasie zginęli zresztą kolejni tureccy żołnierze i nie było już mowy o żadnym odwecie. Całkowita liczba strat po stronie tureckiej wyniosła ponad 70 żołnierzy. Ale większość europejskich i amerykańskich mediów wciąż bezkrytycznie wierzyła w turecką propagandę. Np. The Economist jeszcze 5 marca publikował tekst, z którego wynikało, że to Rosjanie zabiegają o rozmowy z Turcją, by zatrzymać „Wiosenną Tarczę” i ograniczyć straty. <br><br> Przed 27 marca Erdogan bezskutecznie próbował doprowadzić do szczytu w Stambule z udziałem Putina i kilku europejskich przywódców w celu omówienia sytuacji w Idlibie. Rosja odrzuciła jednak taką opcję, ale po ogłoszeniu przez Turcję operacji „Wiosenna Tarcza” zgodziła się na szczyt Putin–Erdogan. Tyle że to nie Putin miał przyjechać do Turcji, lecz Erdogan na Kreml. Rosjanie zadbali przy tym o spektakularne upokorzenie delegacji tureckiej. Świat obiegło nagranie rosyjskiej telewizji, na którym widać jak Erdogan z liczną delegacją, w której skład wchodził m.in. ministrowie spraw zagranicznych i obrony Turcji, stoją przez 2 minuty przed zamkniętymi drzwiami sali, w której miało dojść do spotkania z Putinem. By osiągnąć jeszcze lepszy efekt, ta swoista poczekalnia była obwieszona portretami rosyjskich wodzów gromiących Turków w XVIII i XIX w. Szczególnie perfidne ze strony Rosjan było jednak to, że nagranie to zostało wyemitowane, a następnie obiegło świat, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, kto jest w związku Erdogan-Putin stroną uległą, a kto dominującą. <br><br> <b>Pełne ustępstwo Turcji</b> <br><br> Wątpliwości takich nie pozostawiają tez efekty rozmów w Moskwie. Uzgodnione tam warunki zawieszenia ognia nie tylko nie przewidywały jakiegokolwiek wycofania się armii syryjskiej z terenów przez nią odbitych, ale de facto zakładały dobrowolne oddanie przez protureckich dżihadystów znacznych terytoriów. I chodzi nie tylko o wszystkie tereny zajęte przez Turcję w ramach „Wiosennej Tarczy”, ale również pozostałe tereny znajdujące się między dwoma strategicznymi autostradami – z jednej strony autostradą M4 prowadzącą z Aleppo do Latakii, z drugiej zaś strony M5 z Aleppo do Damaszku. A jeszcze miesiąc temu zajęcie autostrady M5 stanowiło dla Turcji „czerwoną linię”, której przekroczenie miało właśnie spowodować inwazję przeciwko siłom Assada oraz koniec tzw. „trójkąta astańskiego”, czyli uzgodnień dot. Syrii między Turcją, Rosją i Iranem. Po 27 lutego Turcji na krótko udało się zająć odcinek M5, ale obecnie jest ona już pod pełną kontrolą Damaszku. <br><br> M4 teoretycznie nie ma być pod kontrolą Assada tylko Rosji, a na drodze tej mają się odbywać wspólne patrole rosyjsko-tureckie. Takie jak te, które mają miejsce na kurdyjskich terenach północno-wschodniej Syrii. To oczywiście jeszcze bardziej zacieśnia współpracę turecko-rosyjską w Syrii i potwierdza, że nie ma mowy o sprzeczności interesów rosyjsko-tureckich. Dla Rosji utrzymanie kontroli tureckiej nad niewielkim terytorium jest korzystne, bo pozwala jej utrzymywać Assada w szachu, aby nie próbował się usamodzielniać. Propaganda turecka będzie natomiast przedstawiać to jako sukces Turcji w „powstrzymaniu” asadowskiej ofensywy.<b>Dżihadyści się odgrażają</b> <br><br> W nowym rosyjsko-tureckim porozumieniu niejasne jest to, jak tereny na południe od autostrady M4 maja zostać przejęte przez Rosjan. Chodzi bowiem o całkiem spory obszar, na którym przerwano ofensywę, a który jest wciąż kontrolowany przez protureckich dżihadystów oraz Al Kaidę. Tymczasem szef tureckiego MSZ nie pozostawił wątpliwości, że M4 ma stanowić granicę stref wpływów Rosji i Turcji, a to oznacza de facto dobrowolne oddanie tych terenów Assadowi. Tyle że dżihadyści zapowiedzieli, że nie mają zamiaru dobrowolnie oddać tych terenów, na co Damaszek zareagował zapowiedzią, że w takim razie odbije je siła. <br><br> Erdogan, po powrocie z Moskwy do Ankary, zaczął tymczasem grozić, że jeśli rozejm nie będzie przestrzegany, to Turcja wznowi swoje działania wojenne. Tyle że incydentów jest i tak sporo, a Turcja nie reaguje nawet na kolejnych zabijanych żołnierzy tureckich. Jasne jest zatem, iż wypowiedź ta związana była raczej z próbą zatarcia fatalnego wrażenia po tym, jak Bliski Wschód obiegły zdjęcia z trzymania tureckiego przywódcy w poczekalni przez gospodarza Kremla. Erdogan ma zresztą rosnące problemy również w samej Turcji, gdzie opozycyjna CHP coraz głośniej obarcza go odpowiedzialnością za śmierć kilkudziesięciu tureckich żołnierzy w operacji, która nic Turcji nie dała.