W Iraku narasta panika przed koronawirusem – pisze Witold Repetowicz. Przeciwnikom irackiego premiera Mohammeda Allawiego udało się zablokować powołanie nowego rządu. Przyczyną była próba odpartyjnienia składu nowego gabinetu. Paradoksalnie, choć był to główny postulat protestujących od miesięcy na irackich ulicach, to byli oni jednocześnie przeciwni kandydaturze Allawiego. To złe wiadomości dla Iraku, w którym równocześnie narasta panika przed koronawirusem. <b>Premier bez zaplecza </b><br /><br />Mohammed Allawi, podobnie jak jego poprzednik Adel Abdel Mahdi, jest osobą bez zaplecza politycznego, co w kontekście jego kandydatury na szefa irackiego rządu ma zarówno swoje plusy, jak i minusy. Wystawia go to bowiem na naciski różnych frakcji parlamentarnych, którym nie jest on w stanie przeciwstawić własnej siły politycznej. Z drugiej jednak strony było to spełnienie postulatu protestujących, którzy żądali, by nowy rząd był „technokratyczny”, czyli niezależny od podziałów partyjnych, etnicznych i sektariańskich (szyicko-sunnickich). Wydawałoby się, że Allawi powinien zyskać wsparcie irackiej „ulicy” również ze względu na zapowiedź rozprawy z korupcją, rozliczenia winnych rozlewu krwi w czasie protestów, a także zorganizowania przyśpieszonych wyborów, ograniczenia obcych wpływów oraz rewizji roli zbrojnych milicji. <bR><br> Jednak demonstranci (z wyjątkiem tych związanych z Muktadą as-Sadrem) od razu odrzucili jego kandydaturę, uzasadniając to tym, że był już dwukrotnie ministrem, a zatem jest zbyt mocno związany z rządzącą klasą polityczną.<b>Apolityczny nie znaczy antyirański </b><br /><br />Był to jednak pretekst, a zablokowanie głosowania nad wotum zaufania dla nowego rządu pokazuje, że zarzuty te były całkowicie nieuzasadnione. Sytuacja ta dowodzi też tego, że choć postulaty protestujących są słuszne, to tak naprawdę ich realizacja nie jest celem przynajmniej części demonstrantów, którzy są podatni na manipulacje. Paradoksem jest bowiem to, że spełnienie postulatów irackiej ulicy zagrażałoby tym, którzy zablokowali powołanie rządu Allawiego, w tym w szczególności pozornie sympatyzującym z protestami Kurdom.<bR><br> Dwoma podstawowymi nieporozumieniami dotyczącymi reformy systemu politycznego w Iraku jest utożsamianie „odpartyjnienia” i „desektarianizacji” z potencjalnym antyirańskim zwrotem w polityce zagranicznej oraz marginalizacją politycznej reprezentacji szyickiej większości. Warto też pamiętać, że obecny system polityczny został wprowadzony do Iraku na mocy konstytucji z 2005 r., w której tworzeniu kluczową rolę odegrało USA. To właśnie z tego wynika system zwany muhasasa, polegający na dzieleniu „tortu władzy” między wszystkie frakcje polityczne, etniczne i religijne, proporcjonalnie do ich siły. Efektem było traktowanie poszczególnych resortów jako udzielnych lenn, na których czele stali ludzie lojalni wobec swoich grup, ale zwykle bez właściwych kompetencji.<b>Reforma groźna dla Kurdów <br /></b><br />Z punktu widzenia Kurdów reforma systemu politycznego Iraku jest szczególnie groźna. Protestujący domagają się m.in. wzmocnienia władzy centralnej poprzez wprowadzenie systemu prezydenckiego. Tymczasem pozycja negocjacyjna Kurdów wobec władz federalnych Iraku związana jest z możliwościami blokowania przez nich decyzji podejmowanych przez podzielony parlament, w tym decyzji o powołaniu rządu. To właśnie dlatego w 2018 r. doszło do niekorzystnej dla Iraku jako całości, a bardzo korzystnej dla Kurdów, umowy w sprawie sposobu rozliczeń sprzedaży kurdyjskiej ropy i wydzielonej dla Regionu Kurdystanu części budżetu. <bR><br> Brokerem tego dealu był nawiasem mówiąc irański gen. Kasem Sulejmani, zabity przez Amerykanów 3 stycznia. Układ Kurdów z szyicką frakcją proirańską był przy tym zawarty z poczucia czystego interesu, gdyż jednocześnie w Kurdystanie panowały bardzo silne nastroje niechęci do tej frakcji. To kolejny paradoks, gdyż media kurdyjskie okazują sympatię wobec protestujących, choć ich postulaty są groźne dla Kurdów. Jednak same protesty, jeśli nie mają szans na powodzenie, są postrzegane jako korzystne dla wielu Kurdów (a zwłaszcza kurdyjskich sił politycznych), gdyż po prostu są niekorzystne dla Iraku jako takiego. A prawda jest taka, że spełnienie żądań protestujących jest w krótkim terminie nierealistyczne. Nie można bowiem korupcji zwalczyć z dnia na dzień, a jak widać na przykładzie Allawiego, sami protestujący blokują działania, które są jedyną realną drogą do spełnienia ich postulatów. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div><b>Bojkot posiedzenia parlamentu </b><br /><br />Poparcie Kurdów dla rządu Allawiego ważyło się do ostatniej chwili. Premier zdeterminowany był dotrzymać słowa i stworzyć rząd „technokratyczny” – nie ulegać presji partii politycznych. To spowodowało, że został oskarżony przez sunnickie i kurdyjskie elity o próbę zmarginalizowania tych dwóch grup. Jednak według propozycji Allawiego, do rządu miało wejść 4 Kurdów, tyle że niekoniecznie jako reprezentanci partii. Ponadto, o ile w poprzednim rządzie główna partia kurdyjska, czyli Partia Demokratyczna Kurdystanu otrzymała tekę wicepremiera i ministra finansów, to tym razem Kurdowie nie mieli otrzymać ani jednego z kluczowych resortów (zaliczają się do nich finanse, obrona, sprawy zagraniczne i sprawy wewnętrzne). Allawi prawdopodobnie nie zamierzał również utrzymać układu dotyczącego rozliczeń ropy i budżetu. Dlatego ostatecznie Kurdowie postanowili przyłączyć się do sił blokujących powołanie rządu. <bR><br> Z perspektywy interesów Iranu powołanie „rządu technokratów” nie jest problemem, bo wystarczy, że Teheran będzie miał pewność, iż sam premier nie będzie prowadził polityki antyirańskiej. A tak jest w przypadku Allawiego. Ma on bowiem poparcie właśnie sił proirańskich tj. bloku Fatah i deputowanych lojalnych wobec Muktady as-Sadra (którego antyirańskość jest fikcją). Dla Iranu niekorzystne jest też pogrążanie się Iraku w chaosie politycznym, gdyż niestabilność Iraku zagraża irańskiemu bezpieczeństwu i ogranicza możliwości współpracy gospodarczej, co w obliczu sankcji nałożonych na Iran jest bardzo istotne.<b>Koronawirus </b><br /><br />Tymczasem w Iraku narasta panika związana z epidemią koronawirusa. W całym kraju zamknięto szkoły i uczelnie. Jednak szczególnie istotne jest to, że obawy przed koronawirusem związane są z jego rozprzestrzenieniem się w Iranie. Może to bardzo mocno wpłynąć na relacje iracko-irańskie. Region Kurdystanu już zamknął granice z Iranem, a Irak wprowadził kwarantannę dla osób przybywających z Iranu. Tyle że do świętych miast szyickich Nadżafu i Karbali nieustannie przybywają setki tysięcy pielgrzymów z Iranu i jest to podstawa dochodów tych dwóch prowincji. Ponadto koronawirus może zadać większy cios iracko-irańskiemu handlowi niż jakiekolwiek amerykańskie sankcje czy naciski. Możliwe są zresztą jeszcze głębsze reperkusje polityczne. Bliski Wschód to królestwo plotek i spiskowych teorii, więc kwestią czasu jest pojawienie się teorii, że za rozprzestrzenienie się koronawirusa odpowiadają Irańczycy z Gwardii Rewolucyjnej rzekomo udający Irakijczyków w szeregach szyickich oddziałów Haszed Szaabi. Inną sprawą jest też to, jak koronawirus wpłynie na odbywające się od miesięcy protesty. Z kolei Muktada as-Sadr właśnie zagrożeniem koronawirusem uzasadnił odwołanie zaplanowanego w dniu głosowania nad wotum zaufania dla rządu „marszu miliona”. Jego celem miało być otoczenie parlamentu i wymuszenie na deputowanych zatwierdzenia gabinetu Allawiego. <br /><br /><b>Co dalej? </b><br /><br />Tyle że deputowani przeciwni powołaniu rządu w ogóle na posiedzenie nie dojechali, blokując w ten sposób kworum. Allawi ma czas do przyszłego tygodnia, by uzyskać wotum zaufania, w przeciwnym razie prezydent Iraku będzie musiał wyznaczyć nowego premiera. Kolejne głosowanie zapowiedziano na sobotę i kwestią otwartą jest to, czy Allawi podda się presji. Oczywiście presję może próbować wywrzeć również druga strona. Dlatego Muktada as-Sadr nagle zasugerował, że kurdyjskie oddziały Peszmergi to „uzbrojone milicje”, które (nawiasem mówiąc zgodnie z żądaniami protestujących) należy rozwiązać.<bR><br> Innym problemem są też nowe wybory. To kolejny postulat irackiej ulicy, który praktycznie jest niemożliwy do spełnienia. Parlament przyjął bowiem nową ordynację, której wprowadzenie w życie wymaga wyznaczenia nowych okręgów wyborczych w oparciu o dane demograficzne, których nie ma. Ponadto ordynacja ta również uderza w partie polityczne i nie jest korzystna z punktu widzenia kurdyjskich i sunnickich elit politycznych.<bR><br> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%" />