Urokliwe miasteczka, antyczne zabytki, wspaniałe parki narodowe. Urokliwe miasteczka, antyczne zabytki, wspaniałe parki narodowe i piękne zatoki. Chorwacja od lat jest w czołówce najchętniej odwiedzanych krajów przez Polaków. Tłumy turystów oblegają Plitwickie Jeziora, wodospady Krka i półwysep Istria. Wielu spędza urlop także na wyspach, których w Chorwacji jest ponad tysiąc. Jednak największą popularnością cieszy się Dalmacja - region w południowej części kraju i jego trzy perełki: Trogir, Split i Dubrownik. W cieniu tych pięknych miast niesłusznie pozostają Nin, Zadar, Skradin i Szybenik, których historia sięga zamierzchłych czasów. Miasto słońca i morza – tak w przewodnikach można przeczytać o Zadarze. To tu podobno zachody słońca są najpiękniejsze na świecie – tak przynajmniej uważał słynny reżyser Alfred Hitchcock, który odwiedził miasto w 1964 roku. Zadar wita nas deszczem. Leje jak z cebra, turyści i mieszkańcy szukają schronienia w uroczych maleńkich kafejkach na starym mieście. Skulona pod peleryną przeciwdeszczową próbuję ochronić plecak i kamerę. Szybkim krokiem wchodzimy do jednej z kawiarni i zamawiamy gorącą herbatę. <br/> <br/> Spróbujemy przeczekać kapryśną aurę. Jest końcówka maja, miało być ciepło i słonecznie. I tak będzie – próbuję zaklinać rzeczywistość. Po godzinie zamawiam lampkę czerwonego wina. Kawiarnia znajduje się naprzeciwko rzymskiej kolumny niedaleko Placu Pięciu Studni. Przez prawie 300 lat to właśnie na tym placu stała cysterna, która zaopatrywała Zadar w wodę. Czerpano ją z pięciu studni, które są tu do dziś. Nareszcie się wypogodziło. Ucieszeni wyruszamy na zwiedzanie miasta. Wysokie mury obronne, starówka wybrukowana białym kamieniem, rzymskie ruiny sprawiają, że czuję się, jakbym spacerowała po typowym włoskim miasteczku. <br/> <br/> Zadar liczy ponad 3 tysiące lat i nazywany jest małym chorwackim Rzymem. W starożytności był jedną z rzymskich kolonii. Później Zadarem rządzili Wenecjanie, Austriacy, a po I wojnie światowej miasto znów wróciło do Włoch.<br/> <br/> - Zadar wybudowano według rzymskich zasad urbanistycznych. Są tu klimatyczne place, pozostałości Forum Romanum, wąskie uliczki. Mam żonę Włoszkę, która tutaj czuje się jak u siebie w domu - zapewnia turysta ze Szwajcarii.Najważniejszymi zabytkami miasta są pochodzący z IX wieku kościół św. Donata, katedra św. Anastazji, klasztor franciszkanów i gotycki kościół św. Szymona. Zabytkowe budynki kontrastują z socjalistyczną zabudową – co trochę psuje mi odbiór miasta. Ale trudno się dziwić.<br/> <br/> Podczas drugiej wojny światowej Zadar okupowali Niemcy. Bombardowania aliantów zniszczyły dużą część starówki, utracono wiele cennych budynków. Po wojnie miasto weszło w skład Jugosławii. Odbudowa starówki ruszyła jednak dopiero w 1991 roku, gdy miasto znalazło się na terytorium Chorwacji.<br/> <br/> <b>Mały chorwacki Rzym</b> <br/> <br/> – Zadar pozytywnie nas zaskoczył. Byłyśmy w Dubrowniku, ale powiedziano nam, że tutaj warto przyjechać. Nie żałujemy – mówi mi turystka z Bułgarii. Jednak nie tylko zabytki przyciągają tu turystów. Współczesną ikoną miasta są wyjątkowe organy morskie. Grają dzięki falom Adriatyku. Mają aż 70 metrów długości. Organy przechwytują strumień powietrza i przekształcają go w dźwięk. I choć ciężko tu mówić o konkretnej melodii to wrażenie jest niesamowite .<br/> <br/> – Im większa fala i silniejszy wiatr, tym dźwięki są bardziej wyraziste - zachwyca się turystka ze Stanów Zjednoczonych. Wzrok przyciąga także druga instalacja – nazywana Pozdrowieniem lub Powitaniem Słońca. Ta 20-metrowa płyta świeci w nocy dzięki zainstalowanym w środku bateriom słonecznym. Obie instalacje zaprojektował chorwacki architekt Nikola Bašić. Po zachodzie słońca przy solarnej płycie ustawiają się turyści. Największą frajdę mają dzieci i Azjaci, którzy robią niezliczoną ilość zdjęć.<br/> <br/> – To wspaniałe miejsce. W Chinach też mamy podobną instalację, to duża atrakcja – mówi mi roześmiana turystka z Pekinu. W ciągu dnia miasteczko tętni życiem. Wieczorem na starówce nie widać tłumów spacerowiczów. Restauracje i lodziarnie nie są nawet w połowie wypełnione ludźmi. A lody z Zadaru są podobno wyborne. Upodobała je sobie nawet cesarzowa Elżbieta Bawarska, znana jako Sissi. Niestety, w niewielu knajpkach można płacić kartą. Ceny nie są wygórowane, ale drogie są ryby i owoce morza. Ciężko tu jednak o regionalne specjały. Wszędzie króluje włoska kuchnia.<b> Królewski Nin i paluch przynoszący szczęście</b> <br/><br/> Zaledwie 20 km od Zadaru leży maleńkie miasteczko Nin – najstarsze królewskie miasto w Chorwacji. Klimatyczna starówka położona jest na niewielkiej wyspie, którą z lądem łączą dwa mosty. Gdy tylko przekraczamy mury starego miasta, ze sklepów wychodzą sprzedawcy pamiątek, którzy zachęcają do zakupów. Kupujemy kilka magnesów na lodówkę i idziemy dalej. Jest niedzielny, jeszcze rześki poranek. Miasto sprawia wrażenie trochę wymarłego i spokojnego. Można na chwilę przenieść się w czasie.<br/> <br/> Początki Ninu sięgają IX w. p.n.e. Wtedy na tych ziemiach osiedlili się Ilirowie. Później miasto przechodziło z rąk do rąk – od Rzymian, przez między innymi Słowian, Węgrów i Wenecjan. W średniowieczu Nin był ważnym ośrodkiem politycznym i religijnym. To tu koronowano chorwackich władców. Od połowy IX wieku miasto zostało siedzibą pierwszego chorwackiego biskupstwa. W XVI wieku Turcy Osmańscy dwukrotnie najechali i zniszczyli Nin. Kościoły i królewskie pałace zrównano z ziemią i nigdy ich nie odbudowano. Najważniejszym biskupem miasta był Grzegorz z Ninu, który zabiegał o wprowadzenie języka chorwackiego i głagolicy do katolickiej mszy. Jego pomnik stoi w centrum miasteczka. Do Grzegorza warto podejść, bo według legendy dotknięcie jego palucha zapewnia zdrowie i przynosi szczęście.<br/> <br/> Spacerujemy wąskimi kamiennymi uliczkami i docieramy do kościoła św. Krzyża. Budowla pochodzi z IX wieku. Ma tylko 40 metrów obwodu i uchodzi za najmniejszą katedrę świata. Albo uchodziła – bo tutaj prawdopodobnie swoją siedzibę mieli biskupi Ninu. Dziś mały kościółek stoi pusty. Według przewodnika budowla mogła pełnić także funkcję zegara słonecznego. Miała pokazywać pozycję słońca podczas przesilenia wiosennego i jesiennego. <br/> <br/> Spacerujemy dalej. Mijamy średniowieczny kościół św. Anzelma i ruiny rzymskiej świątyni, która uchodziła za największą tego typu budowlę po wschodniej stronie Adriatyku. Zwiedzanie miasteczka nie zajmuje dużo czasu. Ogromną zaletą Ninu są piaszczyste plaże, których w Chorwacji nie znajdziemy dużo. W pobliżu miasteczka znaleziono także duże zasoby leczniczego błota, które podobno było wykorzystywane już w starożytności do leczenia schorzeń kręgosłupa i skóry. Po dwóch godzinach spokojnego spaceru i wypiciu lampki wina zmierzamy w kierunku przystanku autobusowego. Mijamy po drodze wycieczki biur podróży, a kawiarnie i restauracje powoli zapełniają się gośćmi. Trudno jednak mówić o tłumach.<b>Skradin, Bill Gates i wodospady Krka</b> <br/> <br/> Nad Adriatykiem, otoczone wzgórzami leży kolejne malownicze miasteczko Skradin. Liczy ponad 2 tysiące lat, choć obszar był zamieszkiwany już 6 tysięcy lat temu. Miasto jest małe, senne i bardzo klimatyczne. Górują nad nim ruiny średniowiecznej twierdzy Turina. Tu przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Wąskie uliczki, strome podejścia i kamienne domy – niektóre z nich sprawiają wrażenie opuszczonych. Dużo lokali jest na sprzedaż, a część z nich wymaga gruntownego remontu. <br/> <br/> W romantycznym Skradinie na każdym kroku widoczne są wpływy weneckie. Do najważniejszych zabytków miasta należą kościoły: świętego Spiridona, świętej Petki, świętego Hieronima oraz Matki Bożej z 20-metrową dzwonnicą. Skradin i okolice bardzo przypadły do gustu celebrytom i biznesmenom. Amerykański informatyk i przedsiębiorca Bill Gates określił Skradin jako bardzo miłe miejsce na wypoczynek i ulubione miejsce w chorwackiej Dalmacji. Ale choć miasteczko uznawane jest za początek Parku Narodowego Krka – odwiedza je stosunkowo niewielu turystów. Większość nie wchodzi do centrum tylko od razu ustawia się w kolejce po bilety. Co roku tłumy przyjeżdżają zobaczyć wodospady na rzece Krka. Wsiadamy na statek podziwiając widoki. Park Narodowy Krka jest jedną z wizytówek Chorwacji i jednym z najmłodszych parków narodowych w kraju. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> Znajduje się tu siedem malowniczych wodospadów, a tym najsłynniejszym jest Skradinski Buk. Ma 800 metrów długości i 45 metrów wysokości. Nazwę zawdzięcza oczywiście Skradinowi. Na terenie parku można zobaczyć zabytkowe młyny wodne, a także jezioro Visovac z klasztorem franciszkanów położonym na wyspie. Po godzinie spacerowania drewnianymi kładkami i krótkim odpoczynku postanawiamy wybrać się do Szybenika. Tym razem wychodzimy drugim wyjściem parku i dochodzimy do miejscowości Lozovac. Stąd mają odjeżdżać autobusy. A tu niespodzianka.– Chcecie jechać do Szybenika? – pyta sympatyczny kierowca wycieczkowego autobusu. Tak – odpowiadam. – Słyszałam, że jest piękny. - Jak wszystkie chorwackie miasta – nieskromnie odpowiada mężczyzna. - Ale autobus raczej nie przyjedzie. Następny, który będzie na pewno odjeżdża o 17.00. Czyli za 3 godziny. – Musicie jechać ze Skradina. Nie ma jeszcze sezonu. Zresztą i w sezonie jest z tym problem. Autobusy prywatnych firm jeżdżą jak chcą. My obsługujemy głównie zorganizowane wycieczki – odpowiada z rozbrajającym uśmiechem. Po krótkim namyśle wracamy do Skradina i tam łapiemy autobus.<br/> <br/> <b>Szybenik – nadal niedoceniana perełka chorwackiego wybrzeża</b> <br><br> To jedno z niewielu chorwackich miast, które zostało założone przez Słowian. Ich plemiona dotarły tu około VII wieku, ale pierwsze wzmianki o mieście sięgają 1066 roku. W średniowieczu zawitali tu templariusze, jednak w XIII wieku zostali wypędzeni przez mieszczan. Szybenik – podobnie jak Zadar i Skradin – został opanowany przez Wenecjan i dzielnie bronił się przez najazdami Turków Osmańskich. Nigdy nie udało im się zdobyć miasta. W XVIII wieku władali nim Austriacy, po pierwszej wojnie światowej Jugosłowianie, a w czasie drugiej wojny światowej Szybenik okupowali Włosi. Ostatecznie miasto znalazło się w granicach Jugosławii – od 1991 roku – Chorwacji.<br/> <br/> Malowniczo położony Szybenik, choć pozostaje w cieniu Dubrownika i Splitu, spogląda w stronę Adriatyku bez kompleksów. Bo choć miasto nadal jest niedoinwestowane, wiele budynków wymaga remontu, to z roku na rok turystów przybywa. Labirynt wąskich uliczek, które czasem prowadzą do uroczych ślepych zaułków, kamienne przejścia i ukryte między budynkami kościoły tworzą wyjątkowy klimat. Piękno starego miasta docenili filmowcy. W Szybeniku nakręcono kilka scen amerykańskiego serialu „Gra o Tron”. Zadumana spaceruję klimatycznymi uliczkami i wspinam się po stromych schodkach. Im wyżej – tym większa cisza. Co jakiś czas zatrzymuję się na zrobienie zdjęć. Przerywa mi młody Chorwat.– Widzę, że robisz zdjęcia kościołom. Wszystkich pewnie nie znajdziesz. Jest ich tu sporo, ale i tak do nich nie wejdziesz – mówi chłopak i odchodzi. Rzeczywiście – według przewodnika na starym mieście znajduje się ponad 20 świątyń, ale większość jest zamknięta. Najważniejszym zabytkiem jest bez wątpienia renesansowa katedra św. Jakuba, która została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Budowano ją 124 lata. <br><br> Warto zobaczyć także dawną siedzibę weneckich władców – Pałac Rektorów, ratusz i klasztor św. Wawrzyńca. Czerwone dachy starówki najlepiej podziwiać z twierdz. W Szybeniku są aż cztery: św. Anny, św. Mikołaja, Barone i św. Jana – ta ostatnia jest jeszcze zamknięta dla zwiedzających. Kierujemy się powoli w stronę dworca. Jest wczesny wieczór, ale na ulicach nie ma za wielu turystów. Czas płynie tu wolniej, ludziom nigdzie się nie spieszy. Po krótkiej chwili docieramy do nadmorskiej promenady i portu jachtowego. Stąd do dworca jest rzut beretem. A tu kolejna niespodzianka. Nie ma autobusu. <br/> <br/> Przedostatni kurs do Zadaru miał się odbyć o godzinie 20.00. Nie pozostaje nic innego jak czekać. Od razu przypomina mi się sytuacja z Lozovac gdzie autobus nie przyjechał w ogóle. Po ponad pół godzinie podjeżdża spóźniony autobus i zatrzymuje się przy innym stanowisku odjazdu. Okazuje się, że jechał z Dubrownika. Niczym niezrażony kierowca sprawdza bilety a potem z impetem odjeżdżamy. Autobus pędzi w stronę Zadaru jakby chciał odrobić stracone trzydzieści minut. Towarzyszy nam dobiegająca z radia chorwacka muzyka. Przekrój od pieśni religijnych – po turbo folk. Opuszczamy klimatyczny Szybenik, a z okien autobusu podziwiamy zachodzące słońce, które niespiesznie zanurza się w Adriatyku. <br><br> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%" />