
Nauka odkrywa kolejne tajemnice niezdrowego przybierania na wadze. Clue tkwi w mózgu – w centrum nagrody i w działaniu zegara biologicznego. Oraz hormonu uzależnień – dopaminy.
Co drugi Polak ma nadwagę lub jest otyły, jednak tylko 39 proc. naszych rodaków dostrzega ten problem i jedynie co trzeci jest aktywny fizycznie –...
zobacz więcej
Właściwie powinnam – aby zacząć z grubej rury, a potem, jak u Hitchcocka, tylko podnosić napięcie – napisać tak: według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) podwyższoną masę ciała ma blisko 2 mld ludzi na świecie, a uśmierca ona rokrocznie 3 mln ludzi. W ciągu ostatnich 40 lat populacja osób otyłych zwiększyła się prawie trzykrotnie.
Czy jednak trzeba to powtarzać? Tego typu informacje na co drugiego Polaka, który ma nadwagę lub jest otyły, działają dokładnie tak samo skutecznie, jak te koszmarne obrazki na paczkach z papierosami. Chętnie poznam kogoś, kto rzucił palenie ze względu na te zdjęcia i hasła.
Z drugiej strony zwłaszcza media społecznościowe w swoich anonsach sponsorowanych czy czasopisma dla kobiet w okresie poświątecznym kuszą tytułami typu: „bez wysiłku i odczucia głodu stracisz 5 kg”, opatrzonymi zdjęciami i filmikami, przy których „wysiada” najlepszy „food porn” z książek kucharskich. Kluseczki ociekają sosem, smażone jajka tłuszczem, a babeczki czekoladą i karmelem.
I na tym mamy zjechać te 5 kg w dół. Jeśli oczywiście zapłacimy magikom od cudownych pigułek i proszków. A to już jest doprawdy i nieuczciwe, i nieludzkie. Zwłaszcza, jeśli spojrzeć na problem otyłości z perspektywy, którą swymi badaniami narzucili ostatnio uczeni z University of Virginia, kierowani przez Ali D. Gülera.
Ile cukru jest w sokach, napojach gazowanych, jogurcie czy ketchupie? Sięgając po niektóre produkty nawet nie przypuszczamy, że zawierają cukier.
zobacz więcej
Co warto uczynić nie tylko dlatego, że jak wykazują statystyki (MultiSport Index 2019), jedynie 39 proc. naszych rodaków w ogóle postrzega otyłość jako problem. W tym wypadku, przeciwnie do przekonania wyrażonego przez Cyphera w rozmowie z Agentem Smithem nad krwistym befsztykiem w pierwszej części „Matrixa”, ignorancja nie jest błogosławieństwem. Jest przekleństwem.
Artykuł grupy Gülera ukazał się pod koniec zeszłego roku w czasopiśmie „Current Biology” i przykuwa uwagę, gdyż wiąże ze sobą zjawiska, zdawałoby się, dość odległe, jak rytm dobowy, hormon dopamina, objadanie się między posiłkami i dysbioza – czyli poważne uszkodzenie i zminimalizowanie mikroflory jelit. Sprawozdane eksperymenty wykonano na myszach, jednak w kwestii otyłości jesteśmy z gryzoniami na jednym wozie.
Podobnie, gdy jeszcze byłam na studiach – to już ponad ćwierć wieku temu – na gryzoniach wykryto najpierw rolę sekwencji genu ob (od: obesity – otyłość), kodującego hormon leptynę, a później owej leptyny receptor, kodowany przez gen db (od diabetis – cukrzyca). I wtedy po raz pierwszy – z okładki prestiżowych magazynów „Science” i „Nature”, a za tym z okładek prasy codziennej, zaczęły na nas spoglądać myszy z monstrualną nadwagą.
Dziś gryzonie znowu biegają po klatkach chude lub grube (wtedy biegają znacznie mniej, raczej leżą), w zależności od tego, jaki gen im zmutujemy i czy dostaną jeść za dnia, czy w nocy i czy będzie to posiłek niskokaloryczny i średnio satysfakcjonujący podniebienie, czy wysokokaloryczny przysmak.
Autorzy międzynarodowego badania kierowanego przez zespół z Uniwersytetu w Bergen w Norwegii podają kolejny powód, aby dbać o właściwą wagę....
zobacz więcej
Według autorów z Wirginii zatem, jak i wielu innych specjalistów w temacie otyłości, podstawowym mechanizmem globalnej epidemii niezdrowego przyrostu masy ciała jest powszechny dostęp do żywności wysokokalorycznej i mającej charakter nagrody. Jednym słowem do słodkiego wymieszanego z tłustym. Zamiast chleba jemy brioszki – żeby ująć to tak, jak Maria Antonina nigdy tego nie ujęła, choć krąży o niej powszechnie taka fałszywa legenda.
Siłą rzeczy, gdyż nasz żołądek ma określona pojemność, a nasza żywność jest coraz bogatsza energetycznie, objadamy się podczas posiłków, jedząc technicznie tyle samo objętościowo. Jakby zaś tego było mało, uwielbiamy – niczym Hobbity czy Puchatek – maleńkie co nieco. Wszelkie przekąski, podgryzki, podwieczorki i cukiereczki na dobranoc. A naszym dzieciom zamieniliśmy poranną szklankę mleka w tzw. mleczną kanapkę czy batonik – których skutków dla zdrowia nie skomentuję jedynie z ostrożności procesowej.
Okazuje się jednak, że nasze procesy metaboliczne, takie jak trawienie i przyswajanie żywności, mają precyzyjne umiejscowienie w naszym rytmie dobowym. Najlepsze tego świadectwo? Że my żerujemy w dzień, a eksperymentalne i dziki gryzonie – w nocy. Czy jakiś mechanizm neuronalny leży u podłoża faktu, że jedząc wysokokalorycznie, stopniowo zmieniamy właściwy sobie i zdrowy dobowy rytm odżywiania się? – oto jest pytanie.
Jednak nie bądźmy tacy skromni: i „bez nauki” ludzie już dawno zauważyli, że niezdrowo się objadać między posiłkami, jeść w nocy i „nagradzać się” przysmakami. Spostrzeżenia te były celne, ale dla nauki – bez wartości. Nauka pyta o mechanizmy, które leżą u podłoża zjawisk. Dopiero ich poznanie, jako skutek tzw. „naukowego podejścia do problemu”, pozwala opracować zalecenia i terapie.
Najnowszy raport UNICEF zwraca uwagę na alarmujące problemy: niedożywienie najuboższych dzieci oraz nadwagę i otyłość spowodowaną spożywaniem...
zobacz więcej
Grupa Ali Gülera taki mechanizm znalazła. W podwzgórzu naszego mózgu (tam gdzie produkowane jest wiele neurohormonów i odbywa się centralna kontrola produkcji hormonów w innych narządach, np. jadrach czy jajnikach) znajdują się struktury tzw. jądra nadskrzyżowaniowe. U ssaków odpowiadają one za rytmy biologiczne, tak wyrażone w zachowaniu, jak i fizjologii.
Pojawienie się w tej strukturze sygnałów przenoszonych przez dopaminę „rozwala” naturalny i wrodzony schemat czasu posiłków. To skutkuje nadmierną konsumpcją żywności. Dopamina zaś jest powszechnie znanym dziś neuroprzekaźnikiem, zwanym często „hormonem uzależnień”.
Większość substancji uzależniających bezpośrednio lub pośrednio zwiększa stężenia dopaminy w istotnych strukturach mózgu. Stąd odstawienie substancji narkotycznej wywołuje patologiczne obniżenie stężenia dopaminy w mózgu, co wiąże się z objawami głodu narkotykowego. Jej niedobór w innych obszarach skutkuje natomiast objawami choroby Parkinsona. Jej role można mnożyć.
Jeśli metodami inżynierii genetycznej usunąć myszy gen kodujący konkretny receptor dopaminy (jest ich pięć, ten nosi nazwę D1), to można im podawać wysokokaloryczne jedzenie. Nie zaczną tyć, gdyż nie zmieni się ich rytm dobowy spożywania posiłków. Gdy jednak skonstruować z tej myszy-mutanta kolejną mysz, która wznawia produkcje receptora dopaminy w obrębie jąder nadskrzyżowaniowych, mysz tyje, jej metaboliczny rytm dobowy jest zaburzony, co wpędza ją w chorobę.
Strategiczne części mózgu nastolatków ze zbyt dużą masą ciała mają mniejszą liczbę połączeń nerwowych – stwierdzili brazylijscy naukowcy. Zmiany...
zobacz więcej
Zapewnienie myszom stałego dostępu do przysmaków powoduje zwiększenie obiegu dopaminy w owych jądrach mózgu odpowiedzialnych za rytm dobowy, wzmaga tam przekazywanie sygnału zależnego od dopaminy, co ostatecznie zmniejsza aktywność neuronalną w tym obszarze mózgu. Zdaniem autorów badania ta ostatnia sytuacja w podwzgórzu mózgu z kolei „zdejmuje stopę” z naszych naturalnych hamulców przed objadaniem się. Zanik tych hamulców i nadmiernie kaloryczna dieta, w sposób już bezpośrednio do dopaminy niezależny, zaburza poważnie mikroflorę jelitową, co pogłębia tycie.
Wnioski z tej pracy są poważne. Mamy zakodowany w organizmie przez ewolucję mechanizm optymalizacji, czy nawet maksymalizacji wykorzystania pożywienia, bez szkodliwych efektów ubocznych, czyli np. chorób metabolicznych wynikłych z otyłości. Ten mechanizm działał, dopóki człowiek funkcjonował od wschodu do zachodu słońca, wtedy pracował i odżywiał się. Działał zapewniając nam przetrwanie, gdy zdobywane pożywienie nie było z natury wysokokaloryczne. Może nas zatem dziś zadziwiać zachwyt wersetów biblijnych nad „tłuszczem znad nerek i wątroby” jako wymarzonym pożywieniem, ale objadano się tak tylko na szczególne okazje i z miodem tego nie mieszano, chleb zaś był pełnym plew jęczmiennym podpłomykiem.
Dziś żyjemy, jakby tych naturalnych mechanizmów, selekcjonowanych w naszych przodkach przez miliony lat ewolucji, nie było, a to się mści. Mechanizmy te są głęboko zagnieżdżone w mózgu i nie da się ich tak po prostu zaniedbać, zniwelować czy prosto obejść bez poważnych skutków ubocznych. Badania te zatem nie obiecują „cudownej pigułki na otyłość”.
Otyłe szczury słabiej reagują na bodźce smakowe niż szczupłe zwierzęta. Sugeruje to, iż wysokotłuszczowa dieta przytłumia zmysł smaku i osłabia...
zobacz więcej
Jeśli chcemy zadbać o zdrowie – także o rozmiar – trzeba zacząć żyć racjonalnie. Jak najbliżej własnego naturalnego rytmu dobowego, ze spokojną regularnością. Oglądać słońce, bo to jego działanie mówi naszemu organizmowi, jaka jest pora dnia dzięki działaniu szyszynki – gruczołu, który też współdziała z podwzgórzem w regulowaniu rytmu dobowego.
To dość przerażające, że niemal połowa z nas spędza w zamkniętym pomieszczeniu na siedząco pięć godzin dziennie i więcej, a ponad jedna trzecia nie ma żadnej aktywności fizycznej w ciągu dnia – nawet spaceru. A jak wskazują badania, także aktywności fizycznej należy się oddawać o mniej więcej tej samej porze w ciągu dnia.
Trzeba naprawdę ograniczyć podjadanie między posiłkami, bo mózgu się nie da oszukać. I trzeba zmniejszyć kaloryczność posiłków. Choć – jak wynika z badań z Wirginii – ta sama nadmierna ilość kalorii spożyta we właściwym czasie odkłada nam znacznie mniej fałd tłuszczu na wątrobie niż spożyta w czasie niestosownym z punktu widzenia naszego rytmu dobowego.
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie dwie kwestie. Po pierwsze przekonanie, że pogłębiana wiedza naukowa na jakiś temat pomaga rozwiązywać nawet najtrudniejsze problemy. Co nie znaczy, że działa jak „hokus-pokus”. Po drugie – że nie ma „diet cud”, ale jest wytrwałość w dążeniu do celu, którym jest po prostu poprawa zdrowia i samopoczucia, a nie „wskoczenie” w dwa numery mniejsze dżinsy.
Ludzie z otyłością są nie tylko napiętnowani, ale wręcz rażąco dehumanizowani w dzisiejszym świecie – czytamy na łamach pisma „Obesity”.
zobacz więcej
Ponieważ przez ostatnie pół roku przeszłam drogę od insulinooporności i otyłości do ponownej wrażliwości na insulinę i nadwagi, i dalej idę do przodu, ku zdrowszym stawom, nerkom, wątrobie, ośmielam się w ogóle wypowiadać. Bo wiem, jak bywa trudno.
Na razie z kolejnych i kolejnych badań nad tyciem i związanymi z tym zjawiskiem schorzeniami nie wynika „pigułka przeciw otyłości”. Nauka bowiem w ogóle nie jest od cudownych rozwiązań, tylko od wskazywania ścieżki racjonalności w życiu i pułapek, które są rozstawione, gdy próbujemy się na nią skierować.
Dzięki osiągnięciom nauki – takim jak badanie nad źródłami popadania w otyłość naukowców z University of Virginia – o ile pokierujemy się rozumem, możemy zdołać uniknąć co najmniej kilku z tych pułapek. Jak słomiany zapał do odchudzania „po świętach”, głodzenie się, efekt jojo. Zrozumieć coś nie znaczy poradzić sobie z tym, ale jest to z pewnością niezły pierwszy krok.
Drugim powinno być poznanie własnego organizmu, jego stanu zdrowia – np. przez wykonanie stosownych badań krwi etc. Trzecim – zaczęcie od małych kroków (np. kompletna dieta pozbawiona jedynie cukru pod wszelkimi postaciami i ograniczająca węglowodany, jak najbardziej regularne spożywanie posiłków tylko w ciągu dnia – czyli gdy świeci słońce) i cierpliwe znoszenie przeciwności.
Podobnie z ruszaniem się – dostosowanie na początku do możliwości własnego ciała i stopniowe, bardzo powolne zwiększanie obciążeń, najlepiej pod okiem fachowca, np. trenera osobistego. Potrzebne jest też psychiczne wsparcie. Otyłość, co wiemy dziś, jest chorobą działającą na nasz organizm jak uzależnienie. Jest poważnym problemem zdrowotnym, epidemiologicznym i społecznym.