
Stalin był podwójnym sprawcą tragedii katyńskiej. Z jednej strony był tym, który swoim rozkazem uśmiercił polskich oficerów, a z drugiej zacierał ślady i pamięć o zbrodni – mówi portalowi tvp.info dr Adam Buława, historyk wojskowości z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Nasz rozmówca odniósł się również do ostatniej wypowiedzi lidera SLD Włodzimierza Czarzastego o „wyzwalaniu Polski przez Armię Czerwoną”.
Pod koniec 1940 r. Adolf Hitler rozważał rozszerzenie dotychczasowej współpracy z Sowietami. Podczas rozmów toczonych w Berlinie od 12 do 13...
zobacz więcej
Gdy 3 grudnia 1941 r. generałowie Władysław Anders i Władysław Sikorski zapytali Józefa Stalina o losy zaginionych oficerów, usłyszeli od niego, że „zapewne uciekli do Mandżurii”.
Dr Adam Buława: Należałoby zacząć od tego, że po podpisaniu układu lipcowego w 1941 r., czyli po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych, władze polskie szukały oficerów, którzy zaginęli po agresji wrześniowej na Polskę przez Sowietów. W sierpniu tego samego roku obywatele Polscy, w tym m.in. jeńcy wojenni przebywający na terenie ZSRR, zostali objęci amnestią.
Pojawiła się wtedy kwestia kadry. Sowieci przedstawili zaledwie 1658 nazwisk polskich oficerów. Strona polska zakładała natomiast, że tych oficerów będzie kilkanaście tysięcy. Rozpoczęły się wówczas takie długofalowe starania strony polskiej, m.in. została wręczona przez polskiego ambasadora pierwsza lista zaginionych. Polacy wielokrotnie podejmowali interwencje w tej sprawie.
Były też działania o charakterze wywiadowczym. Ani w domach, ani w oflagach niemieckich tych jeńców jednak nie znaleziono. Sprawa zaginionych ciągnęła się aż do kwietnia 1943 r.
Gdy 3 grudnia 1941 r. gen. Sikorski został przyjęty na Kremlu, pojawiła się ta słynna wypowiedź Stalina o ucieczce oficerów do Mandżurii. Można powiedzieć, że była to geneza i narodziny kłamstwa katyńskiego.
Stalin był tym samym podwójnym sprawcą tragedii katyńskiej. Z jednej strony był tym, który swoim rozkazem uśmiercił polskich oficerów, a z drugiej zacierał ślady i pamięć o zbrodni. Kłamał w żywe oczy w momencie, gdy teoretycznie miała być nawiązana współpraca z Polakami.
– W jednej sprawie daliśmy sobie jednak narzucić rosyjską narrację. Ona tkwi głęboko także w naszym języku historycznym czy politycznym. Częściej...
zobacz więcej
Ta propaganda Trzeciej Rzeszy miała być też swego rodzaju ciosem w spoistość koalicji antyniemieckiej. Chodziło także o dyskredytację rządu polskiego w Londynie, który starał się porozumieć z Sowietami. Inna sprawa, że jak wiemy, nie było to stanowisko wszystkich Polaków na emigracji, gdyż część z nich krytykowała tę politykę.
Goebbels kreował wręcz Trzecią Rzeszę na obrońcę europejskiej cywilizacji. Niemcy starali się również przekonywać, że zbrodnia katyńska jest pewnym etapem polityki sowieckiej wobec Polski.
Paradoksalnie część tych tez propagandy goebbelsowskiej niebezpiecznie zbliżała się do stanu faktycznego. Trudno nie zgodzić się np. z tezą, że alianci zachodni poświęcili Polskę dla własnych interesów.
Strona niemiecka próbowała wbijać klin i doprowadzić do sytuacji, która byłaby korzystna dla Berlina. Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli, gdyż ujawnienie tego mordu przez Niemców było, jak na ironię, na rękę Stalinowi.
W tym momencie mógł on bowiem zerwać stosunki dyplomatyczne z legalnie funkcjonującym rządem polskim. A szukał takiego pretekstu już od jakiegoś czasu. W zaistniałej sytuacji mógł oskarżyć Polaków o chęć współpracy z faszystami.
W 1943 r. Niemcy powołali specjalną Międzynarodową Komisję Lekarską, która miała zbadać masowe groby w Katyniu. Jakie wnioski znalazły się w końcowym raporcie specjalistów?
Specjaliści z Niemiec odmówili udziału w badaniach, a medycy z Półwyspu Iberyjskiego twierdzili, że nie mogą dojechać na miejsce. Tak naprawdę jedynym neutralnym członkiem wspomnianej komisji był Szwajcar. Pozostali pochodzili albo z państw okupowanych przez Trzecią Rzeszę, albo z państw, które kolaborowały z Niemcami.
Przeprowadzano sekcje i przesłuchano obywateli sowieckich. 4 maja 1943 r. opublikowano raport końcowy. Specjaliści stwierdzili autentyczność grobów oraz ustalili, że mord został dokonany za pomocą strzałów w tył głowy.
Posłanka Anita Sowińska z Wiosny nie podziela zdania przewodniczącego Sojuszu Lewicy Demokratycznej na temat Armii Czerwonej. Włodzimierz Czarzasty...
zobacz więcej
W raporcie stwierdzono ponadto, że zbrodni dokonano w marcu i kwietniu 1940 r., co było jednoznacznym wskazaniem winowajców, czyli Sowietów. Po 3,5 miesiąca na teren ekshumacji wkroczyły wojska sowieckie. W tym momencie cała sprawa zaczyna być odkręcana.
W jaki sposób Sowieci starali się zatajać dowody swojej zbrodni?
Przedstawiciele NKWD przystąpili do akcji fabrykowania dokumentów. Rozkopywano po raz kolejny groby i przesłuchiwano świadków. Sfałszowane dokumenty umieszczano w ubraniach zamordowanych oficerów.
Na takim gruncie Sowieci powołali specjalną komisję śledczą Nikołaja Burdenki. Zebrano specjalistów, którzy ponownie mieli zbadać mogiły. W styczniu 1944 r. komisja wydała raport końcowy. Stwierdzono w nim, że oficerowie i żołnierze polscy dostali się w ręce Niemców, którzy ich rozstrzelali.
Warto podkreślić, że ten dokument do końca lat 80. XX w. był oficjalną wykładnią stanowiska ZSRR w sprawie zbrodni katyńskiej. Po wojnie Sowieci starali się nawet włączyć wątek tego mordu w sprawy rozpatrywane w Norymberdze, gdzie sądzono niemieckich zbrodniarzy. Nie został on jednak ostatecznie podjęty.
Dopiero wiele lat po wojnie Rosjanie przyznali, że za zbrodnię odpowiadało NKWD.
Doszło do tego po 50 latach konsekwentnego zaprzeczania odpowiedzialności państwowej. 13 kwietnia 1990 r. sowiecka agencja TASS zakomunikowała, że winnymi zamordowania 22 tys. polskich obywateli byli Ławrientij Beria i jego zastępca Wsiewołod Mierkułow.
Wtedy pojawia się wręcz głębokie ubolewanie ze strony sowieckiej, a mord w Katyniu zostaje określony jako jedna z najcięższych zbrodni stalinizmu. Prezydent ZSRR Michaił Gorbaczow przekazał prezydentowi Polski – paradoksalnie był nim wówczas Wojciech Jaruzelski – kopie dokumentów z listami więźniów.
Oficjalnie Gorbaczow zlecił także wyjaśnienie sprawy katyńskiej. Naczelna Prokuratura ZSRR rozpoczęła śledztwo, w ramach którego ponownie przeprowadzono ekshumacje.
Postawa Moskwy była dosyć otwarta. W październiku 1992 r. przekazano prezydentowi Lechowi Wałęsie główne dokumenty z archiwów sowieckich, w tym słynną decyzję z marca 1940 r., na podstawie której wykonywano wyroki śmierci.
Mord w Katyniu nie był jednak pierwszą i jedyną zbrodnią sowiecką dokonaną na polskich jeńcach.
W okolicach 26 września 1939 r. doszło do zatrzymania grupy Polaków z Flotylli Pińskiej. Prawdopodobnie było to sto kilkadziesiąt do 200 osób. Sprawa jest trochę nie do końca jasna, gdyż wiadomo, że na pewno nie byli oni eskortowani przez żołnierzy Armii Czerwonej. Według niektórych historyków bezpośrednią winę ponosili nacjonaliści ukraińscy.
Stalinizm to jedna z najczarniejszych epok w historii Europy. Porównywany z nazizmem i terrorem jakobińskim spowodował śmierć znacznie większej...
zobacz więcej
Z tej grupy na podstawie list proskrypcyjnych wyselekcjonowano oficerów i podoficerów. W Mokranach zmuszono ich do zdjęcia mundurów. Potem wybrano mniejszy oddział, który został rozstrzelany albo przez Sowietów, albo przez ukraińskich nacjonalistów. Zbrodnia ta nazywana jest dziś często „małym marynarskim Katyniem”.
Wielu z zamordowanych złożono do mogiły, zatem był to taki wariant katyński w skali mikro. Reszta trafiła do obozów jenieckich. Część z nich została później rozstrzelana w Katyniu. Dopiero w 1989 r. rozpoczęły się starania zmierzające do upamiętnienia ofiar zbrodni w Mokranach.
Był też gen. Józef Olszyna-Wilczyński, dowódca Grupy Operacyjnej „Grodno”. Wraz z żoną i swoim adiutantem wyruszył on w stronę granicy litewskiej. Tam zostali zatrzymani przez radzieckich czołgistów.
Sowieci odprowadzili generała i jego adiutanta na bok i zamordowali. Doszło właściwie do egzekucji. Zakrwawiona czapka generała była potem pokazywana przez Sowietów jako swego rodzaju trofeum. Według wersji strony polskiej, w tym żony Olszyny-Wilczyńskiego, była to klasyczna egzekucja strzałem w tył głowy.
Sowieci twierdzili natomiast, że generał próbował uciec samochodem osobowym. Do tego próbowali go jeszcze obciążyć zarzutem porzucenia walczących oddziałów polskich.
W kontekście zbrodni sowieckich na Polakach wiele kontrowersji wzbudziła niedawna wypowiedź lidera SLD Włodzimierza Czarzastego o „wyzwalaniu Polski przez Armię Czerwoną”.
Najlepszym komentarzem jest tutaj słynny wiersz Józefa Szczepańskiego z 1944 r. pt. „Czerwona zaraza”. Myślę, że utwór ten dobrze oddawał tamtą rzeczywistość. Społeczeństwo oczekiwało, że wraz z nadchodzącą Armią Czerwoną nadejdą wolność i bezpieczeństwo, gdyż okupacja niemiecka była niezwykle brutalna.
Nie da się ukryć, że naród polski witał Sowietów z nadzieją. Fakty były jednak dosyć brutalne, gdyż nadciągali tak naprawdę złoczyńcy. Doszło do mordów na dziesiątkach tysięcy Polaków, a patrioci trafili do katowni. Trudno mówić ze spokojem o losach polskich kobiet.
Budowa komunizmu i braterstwa narodów, która pięknie brzmi w sloganach, oznaczała tak naprawdę demontaż fabryk, grabieże majątków, rozbiórkę torów kolejowych. Tak naprawdę legenda Żołnierzy Wyklętych też została przez przybyszy ze Wschodu podważona. Po Sowietach pozostała spalona ziemia. Można powiedzieć, że w 1920 r. zatrzymaliśmy ten pochód, a w 1944 r. już się nam nie udało.
Myślę, że dobrym określeniem będzie nazwanie Polski w tamtym kontekście sowiecką kolonią. Przynajmniej w tym pierwszym okresie.
Słowo wyzwolenie, odnoszące się do przywrócenia wolności i niezależności, jest w tym przypadku nieadekwatne. Z pewnością można postawić pytanie, czy jest lepszy termin dla opisu Polski w 1945 r. niż okupacja.