
Rosja uważa żądania terytorialne Estonii za nie do przyjęcia i nie może się z nimi zgodzić – oświadczył rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. To reakcja na wypowiedzi polityków estońskich, którzy przypominają o zabranych przez Rosję wschodnich terenach przedwojennej Estonii.
Nie zwykli owijać w bawełnę. Co roku podają nazwiska i pokazują zdjęcia rosyjskiej „piątej kolumny”. Od dawna amerykańskie czy brytyjskie służby...
zobacz więcej
Dzień wcześniej wypowiedział się na ten temat minister spraw zagranicznych Estonii Urmas Reinsalu oznajmił on, że nie widzi perspektyw ratyfikowania z Rosją traktatu granicznego ze względu na rozbieżności dotyczące układu z Tartu z 1920 r. zawartego między Estonią a ówczesnymi Sowietami.
Wcześniej o terytoriach, których Rosja nie zwróciła Estonii, wspomniał wicepremier i minister spraw wewnętrznych Mart Helme.
Estonia jest jedynym państwem NATO, które nie ratyfikowało traktatu granicznego z Rosją. Była także ostatnim z państw bałtyckich, które po rozpadzie ZSRR podpisało z Moskwą porozumienie o granicy.
Punktem sporu był między innymi tekst estońskiej preambuły, w której znalazł się zapis odwołujący się do deklaracji parlamentu Estonii z 1992 r., mówiącej o „bezprawnej aneksji” Estonii przez ZSRS.
W 2012 r. na żądanie Rosji do traktatów granicznych dodano zapis o braku wzajemnych roszczeń terytorialnych. Chodziło - potencjalnie - o ziemie, które Estonia uzyskała w wyniku układu pokojowego z Tartu z 1920 r., a więc o wschodni brzeg Narwy z miastem Jaanilinn (ros. Iwangorod) na północy oraz ziemię peczorską (est. Petserimaa) na południu.