
Ponad 16 lat temu, dwaj żoliborscy gangsterzy: Zbigniew W. ps. Zibi i Andrzej P. ps. Ptaku, zabrali m.in. kominiarki oraz broń i pojechali bmw jednego z nich na ważne spotkanie. Wcześniej chwalili się jednemu z kompanów, że będą bogaci. 16 maja 2003 r. rodziny zgłosiły ich zaginięcie. Przed kilkoma dniami, za sprawą śledztwa mazowieckich „pezetów” Prokuratury Krajowej, bliscy gangsterów dowiedzieli się o ich losie i mogą wreszcie pochować szczątki obu mężczyzn. – „Zibi” i „Ptaku” padli ofiarą porachunków wewnątrz grupy żoliborskiej. Zwabiono ich na spotkanie, przesłuchano i zastrzelono. Ponoć nie byli przed śmiercią torturowani – mówi tvp.info jeden ze śledczych.
„Pająk” został zakatowany, by młody boss z Konstancina mógł przypieczętować sojusz swojej grupy z „Mokotowem”. „Maxa” i „Postka” porwano i zabito,...
zobacz więcej
Sprawa odnalezienia mafijnej mogiły, w której ukryte były ciała Zbigniewa W. i Andrzeja P. trzymana była w tajemnicy od kilku miesięcy. Obaj mężczyźni byli członkami gangu żoliborskiego, którzy w maju 2003 r. przepadali bez śladu. Z ustaleń portalu tvp.info wynika, że w połowie czerwca policjanci i śledczy z Mazowieckiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej, znaleźli wspomniany grób lesie w okolicach Otwocka. Wydobyte z głębokiej jamy ciała były skrępowane. Obaj mężczyźni zginęli od strzału w głowę.
Z ustaleń tvp.info wynika, że śledczy z mazowieckich „pezetów” doskonale wiedzieli, gdzie jest grób i kto powinien się w nim znajdować. Skąd? Na tę odpowiedzieć trzeba będzie z pewnością jeszcze długo czekać. Tożsamość obu zamordowanych musiały potwierdzić badania genetyczne. Pod koniec ubiegłego tygodnia już było wiadomo, że zabici to rzeczywiście „Zibi” i „Ptaku”. Dopiero wtedy poinformowano rodziny ofiar, że natrafiono na szczątki poszukiwanych od ponad 16 lat mężczyzn.
Rafał S., ps. Szkatuła, uważany za jednego z najbardziej niebezpiecznych polskich gangsterów, został właśnie skazany na 12 lat więzienia za...
zobacz więcej
Zniknięcia
Zbigniew W. i Andrzej P. ostatni raz byli widziani 15 lub 16 maja 2003. Wsiedli do bmw „Zibiego” i pojechali na jakieś ważne spotkanie. Ponoć mieli mówić wcześniej, że szykuje im się bardzo dobrze płatna „robota”. – Jak zgłoszono ich zaginięcie, ustaliliśmy, że mieli ze sobą zabrać kominiarki, broń, a nawet kamizelki kuloodporne. Bez dwóch zdań jechali „robotę”. Nie mamy wątpliwości, że musieli zostać wystawieni przez kogoś, komu ufali. Możemy założyć, że pojechali w umówione miejsce, gdzie czekał już na nich zabójca lub zabójcy – wspomina sprawę zniknięcia „Zibiego” i „Ptaka”, były policjant KSP.
Z informacji operacyjnych wynika, że obaj byli także bardzo ostrożni. Jakiś czas przed zniknięciem, mieli uniknąć pułapki. Jakiej i przez kogo zastawionej, tego nie udało się wówczas ustalić. Można jednak przyjąć, że zdarzenie to mogło mieć związek z zatrzymaniem, na początku kwietnia 2003 r., Szymona Kowalskiego ps. Szymon z Łomianek. Ten rzutki gangster, od 2002 r. stał na czele grupy żoliborskiej (będącej w sojuszu tzw. grupą bandziorkową, którą reprezentował wówczas „Szkatuła”, zanim sam stanął czele zreformowanego gangu). „Szymon” trafił do aresztu, a wówczas hersztem Żoliborza został Włodzimierz Ch. ps. Buła (watażka jednej z żoliborskich ekip).
Bardzo szybko po zmianie władzy na szczytach „Żoliborza”, kompani uwięzionego Szymona K. popadli w tarapaty. 25 kwietnia 2003 r., zniknął Mariusz U. ps. Maniek vel. Młody. Ok. godz. 16 wyszedł z mieszkania teściów. Zapamiętali oni, że był czymś bardzo zdenerwowany. Wiadomo, że ktoś musiał po niego podjechać, ponieważ jego polonez z rzeczami osobistymi został pod blokiem teściów. Ponoć „Maniek” wycofał się z poważniejszej gangsterki i skupił na interesach na bazarku blisko Dworca Marymont.
Zmiana władzy w gangu i następujące po niej zniknięcie Mariusza U. musiały poważnie zaniepokoić „Zibiego” i „Ptaka”.
Najgroźniejsi mafiosi stołecznego „Mokotowa” mogą zostać rozliczeni za krwawe porachunki w półświatku w latach 2001-2004 r. Z ustaleń tvp.info...
zobacz więcej
„Musiał to zrobić jakiś swojak”
Z informacji portalu tvp.info wynika, że śledczy z mazowieckich „pezetów” przyjęli za motyw zabójstwa Zbigniewa W. i Andrzej P. „porachunki wewnątrz grupy przestępczej, w której działali”. Wstępne ustalenia śledztwa w sprawie podwójnej egzekucji wskazują także, na to, że przed śmiercią obaj gangsterzy byli „przesłuchiwani, ale nie wiązało się to z ich torturowaniem”. Można domniemywać, że prokuratorzy wiedzą, jakie informacje chcieli wydobyć od ofiar zabójcy. A to znaczy, że mają ustalonego prawdopodobnego zleceniodawcę zbrodni oraz jej wykonawców. – Musiał to zrobić jakiś swojak – mówił w 2008 r. skruszony członek gangu żoliborskiego.
Już w 2003 r., po zniknięciu „Zibiego” i „Ptaka”, policyjni kapusie wskazywali na wspomnianego już wcześniej Włodzimierza Ch., jako zleceniodawcę, a może nawet i wykonawcę egzekucji. – „Buła” był bardzo ambitny. I od początku swoich rządów chciał, aby „Żoliborz” i ekipa „Szkatuły” uderzyli w gang mokotowski i zlikwidowali jego bossów: Zbigniewa C. ps. Daks i Andrzeja H. ps. Korek. Między wymienionymi gangami obowiązywało wówczas zawieszenie broni – wyjaśnia jeden ze śledczych.
„Buła” i „Konik” nie wniosą jednak nic do śledztwa ws. śmierci „Zibiego” i „Ptaka”. Obaj zostali zastrzeleni 17 października 2003 r., gdy ćwiczyli w siłowni Paker przy ul. Brygady Pościgowej. Wówczas trzej zamaskowani mężczyźni wbiegli do lokalu. Jeden z nich sterroryzował recepcjonistę, przykładając mu pistolet do głowy. Dwaj pozostali wpadli do salki z ćwiczącymi i oddali kilkanaście strzałów do Włodzimierza C. „Buły” i Macieja S. „Konika”. Obaj gangsterzy zginęli na miejscu. O zbrodnię tą oskarżono dwóch „Mokotwiaków”, w tym osławionego Wojtasa S., uważanego za szefa komanda śmierci bandy.
Odnalezienia Zbigniewa W. i Andrzeja P. nie dożył także ich były szef. Szymon K. zastrzelił się 17 kwietnia 2019 r.