„Jednak pod maską raju na ziemi, Tajlandia kryje także wiele… ciemnych stron”. Podobno jest ich trzynaście rodzajów i każdy wyraża co innego. Tajowie uśmiechają się prawie cały czas. Ludzie są serdeczni, gościnni i wydają się być szczęśliwi. Tajski uśmiech ukrywa jednak wiele emocji. Tu nie wypada negatywie mówić o innych, buntować się i wpadać w złość. Pod maską raju na ziemi, Tajlandia kryje także wiele… ciemnych stron, takich jak seksturystyka i wykorzystywanie zwierząt. Widać ich już z daleka. Ubrani w kolorowe, wyzywające damskie stroje z cekinami lub przypiętymi piórami przyciągają wzrok turystów. Do tego wypielęgnowane dłonie, mocne makijaże i czasem biżuteria. Ladyboys są w Tajlandii trzecią płcią, głęboko zakorzenioną kulturowo – pracują w rozrywce, salonach kosmetycznych i fryzjerskich lub pozują do zdjęć z zaszokowanymi Europejczykami. <br/> <br/> – Czasem myślisz, że masz do czynienia z kobietą, ale głos jednak zdradza wszystko. Można się pomylić. Niektóre z nich mają naprawdę fantastyczne figury – śmieje się Ewelina, turystka z Warszawy. <br/> <br/> Ladyboys widoczni są w Tajlandii w różnych regionach, ale najwięcej ich widziałam w Pattayi – mieście rozrywki, choć wielu powiedziałoby – rozpusty. Normą są seksoferty składane na ulicy przez młode, atrakcyjne Tajki. <br/> <br/> – Chodź zobacz, może coś cię zainteresuje. Mamy atrakcje także dla kobiet – nagabuje mnie sympatyczny chłopak. Prostytucja w Tajlandii oficjalnie jest zakazana, ale w praktyce władze przymykają na nią oko. Pattaya jest miastem średniej wielkości, ale rocznie odwiedza ją nawet 7 mln turystów. Oprócz seksturystyki nie brakuje dyskotek, pubów czy pokazów tajskiego boksu – chętnie oglądanego przez obcokrajowców.<b>Bangkok kontrastów </b> <br><br> Bangkok oszałamia. Życie tętni tu całą dobę i naprawdę nigdy nie zasypia. Jest to jedno z najchętniej odwiedzanych miast Azji. W 2018 roku odwiedziło je ponad 20 mln turystów. Bangkok jest pełen kontrastów - imponujące drapacze chmur przeplatają się z prowizorycznymi domami, drogie restauracje z ulicznymi straganami. To wszystko nadaje miastu egzotyczny klimat i koloryt. <br><br> – Przyjeżdżają tu turyści z wielu krajów. Bardzo nas to cieszy. Najwięcej gości mamy z Chin i z Rosji – mówi mi Pnonwisit Sangphet, współwłaściciel jednego z hosteli. <br /> <br /> Oficjalnie w Bangkoku mieszka 9 mln osób. Nieoficjalnie - tego nie wie nikt. Oprócz Tajów którzy za lepszym życiem przyjeżdżają tu z różnych części kraju, ogromną liczbę stanowią nielegalni imigranci i uchodźcy z Laosu, Kambodży i Birmy – tych ostatnich jest wg różnych źródeł już ponad milion. Nic dziwnego, to najważniejsze i największe centrum gospodarcze kraju. <br /> <br /> – Miasto cały czas się rozwija i rozrasta. Dzielnica biznesowa wygląda imponująco. Zagraniczne firmy otwierają w Bangkoku swoje filie, inwestują i zatrudniają wielu pracowników – mówi mi trzydziestotrzyletni Szymon Zieliński, który w Bangkoku pracuje w jednej z międzynarodowych firm. <br /> <br /> Tajowie pracują ciężko i długo. Nie dostają państwowych emerytur, więc często po prostu nie mają wyjścia. Obowiązek utrzymania rodziców spada na dzieci, ale wielu seniorów i tak stara się dorabiać. <br /> <br /> Jest druga nad ranem, a na ulicach tłumy. – Tajski masaż, tajski masaż – słyszę niemal z każdej uliczki. W końcu daję się namówić. Mimo późnej pory, chętnych na tego typu usługi jest wielu. Masażystki są w różnym wieku – nie brakuje starszych pań. Część z nich jest na nogach od rana i nic nie wskazuje na to, by prędko skończyły pracę. Na wielu twarzach widać zmęczenie. Mimo to, dają z siebie wszystko i sympatycznie się uśmiechają do klientów.<b> Król wszelkich cnót </b> <br/> <br/> Podobizny króla widać wszędzie. Portrety zawieszone są w sklepach, na głównych ulicach, w kinach, restauracjach i oczywiście w domach. Tajowie dumni są ze swej historii i dynastii. I szczerze kochają króla. <br/> <br/> – Obecna dynastia pełni ważną rolę od ponad dwustu lat. Przeprowadziła kraj przez kilka wojen. Ludzie podziwiają byłych i obecnych władców. Są symbolem jedności kraju – podkreśla Ram, który o swoim kraju wie wszystko. <br/> <br/> Obecnie krajem rządzi jego wysokość Maha Vajiralongkorn, czyli Rama X, który choć tron odziedziczył w 2016 roku, to na koronację musiał poczekać do maja 2019 roku. Trwała ona trzy dni. Miłość do króla wpajana jest Tajom od urodzenia. Za jego obrazę grozi nawet do 15 lat więzienia. Nikomu to jednak nie przyjdzie do głowy. Dla wielu Tajów król jest uosobieniem wszelkich możliwych cnót, często traktowany jako półbóg. Mieszkańcy Tajlandii są bardzo przywiązani do religii i tradycji. Choć większość z nich praktykuje buddyzm, to przeplata się on z dawnymi wierzeniami. Tajowie korzystają z rad szamanów, wierzą w duchy, dbają, by im niczego nie brakowało. <br/> <br/> – Każdy dom, instytucja, a nawet hotel i centrum biznesowe ma domek dla duchów – podkreśla Ram, mój nowy znajomy z Bangkoku. <br/> <br/> Domek wygląda jak mała świątynia buddyjska, niektórym kojarzy się z karmnikiem dla ptaków. Najczęściej wykonany jest z drewna lub gipsu. Domki są pięknie ozdobione kwiatami, kokardami, a w środku często można zobaczyć napoje i jedzenie. Duchy mają chronić domowników, a także zapewnić schronienie duszom przodków. Dawniej wierzono, że duchy były na świecie na długo przed pojawieniem się ludzi. Człowiek zburzył ich spokój i zajął najlepsze domy do mieszkania. Konflikt między zjawami a ludźmi trwał wiele lat i dopiero bogowie poradzili ludziom, żeby za każdym razem, gdy się wprowadzają do nowego domu, wybudować też domek duchom. Niespokojna i źle potraktowana zjawa może zrobić krzywdę. Ale są też dobre duchy, a najbardziej popularna jest Nang Tani – młoda kobieta, która podobno dostarcza jedzenie buddyjskim mnichom. Najczęściej spotykana jest w bananowcach. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej </span><span>Polub nas</span></div><iframe src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546" height="27" scrolling="no" frameborder="0" allowTransparency="true" ></iframe></div><b> Nogi skute łańcuchami</b><br/> <br/> Ayutthaya – dawna stolica Tajlandii – jest przepięknym średniowiecznym miastem. Tłumy ściągają tu, żeby zobaczyć ruiny buddyjskich świątyń. W wielu miejscach można poczuć zapach trawy cytrynowej, która podobno skutecznie odstrasza komary. Niestety atrakcją turystyczną są tu przejażdżki na słoniach. Zwierzęta na swoich grzbietach przewożą codziennie setki turystów, są zmęczone i trzymane w specjalnych wioskach dla słoni – skute łańcuchami na nogach. Widziałam to na własne oczy w wiosce oddalonej o 160 km od Ayutthayi. <br/> <br/> – Słoń to dla nas święte zwierzę. Przynosi szczęście. Tajowie szczerze kochają słonie – zapewnia Katesarin Thang Mueang właścicielka jednej z agencji turystycznych. <br/> <br/> Niestety dane mówią same za siebie. Liczba słoni w ciągu 100 lat spadła ze 100 tysięcy do 6 tys., a większość i tak żyje w niewoli. Małe słoniątka zabierane są od matek i brutalnie tresowane. Są bite i głodzone, dorosłe słonie są dźgane za uszami, żeby wykonywały polecenia. Trzymanie słoni w miastach jest oficjalnie zabronione. Jednak nadal zdarza się widzieć je w mniejszych miejscowościach – tak jak w Ayutthai. <br/> <br/> – Zapraszam na przejażdżkę – zachęca uśmiechnięty Taj. A gdy odmawiam, mężczyzna nie kryje zdziwienia. <br/> <br/> W Tajlandii katusze przechodzą także krokodyle i tygrysy, którym podaje się narkotyki tylko po to, by nieświadomy turysta mógł zrobić sobie z nimi fajną wakacyjną fotkę.<b>Niebiańskie plaże i zniszczone rafy koralowe </b> <br/> <br />Południe kraju to już zupełnie inny świat. Rajskie wyspy znane z folderów biur podróży i blogów internetowych przez cały rok przyciągają tłumy turystów. Prowincja Krabi i archipelag Ko Phi Phi od kilku lat są oblegane także przez Polaków. Lokalne agencje turystyczne prześcigają się w ofertach – duża popularnością cieszą się kursy gotowania. <br/> <br/> Międzynarodowe porty lotnicze obsługują już 135 regularnych i wyczarterowanych linii lotniczych. Tak duża liczba turystów coraz bardziej zagraża jednak środowisku. Szacuje się, że uszkodzonych jest 80 procent raf koralowych. Do odwołania zamknięta jest jedna z najpopularniejszych plaż. <br /> <br /> – Plaża Maya Bay znajduje się na terenie parku narodowego, dlatego trzeba ją chronić. Turyści są nią zainteresowani, bo to właśnie tam kręcono film „Niebiańska plaża” z Leonardem Di Caprio – podkreśla przewodniczka i pracownica biura podróży Sue Chibinachet. <br /> <br /> Tajlandii daleko jest do zrównoważonego rozwoju. Świadomość społeczna także nie jest duża. W morzu w archipelagu Ko Phi Phi przy jednej z zamieszkanych wysp pływają śmieci. To bardzo smutny widok. <br /> <br /><div> <b>Co kryje tajski uśmiech? </b><br /></div><div><br /></div><div>Ludzie na południu Tajlandii nadal są mili, ale już trochę zmanierowani. I jak to niestety często bywa - traktują turystów jak chodzące bankomaty. Ceny wyższe niż w centrum kraju, a i targowanie się idzie znacznie gorzej. Uśmiech jednak nie schodzi im z twarzy. Nic dziwnego, że Tajlandia nazywa jest krajem uśmiechu. Mieszkańcy rozróżniają przynajmniej 13 jego rodzajów – każdy oznacza coś innego. W Tajlandii zdenerwowanie, brak opanowania czy podniesienie głosu równoznaczne jest z utratą twarzy. </div> <br /> – Tajski uśmiech ma wiele znaczeń. Nie zawsze oznacza serdeczność. Czasem to po prostu specyficzna maska. Nigdy nie wiesz, co się za nią kryje. Niby są mili, ale nie wiadomo, co sobie myślą – podkreśla Piotr Druzgała, autor książki „Co kryje tajski uśmiech”, na stałe mieszkający w Tajlandii. - Ta ich maska ma chyba jednak, mimo wszystko, więcej pozytywów niż negatywów. To może też kwestia klimatu. Łatwiej się uśmiechać i kochać świat, gdy na zewnątrz jest słońce i piękna pogoda – dodaje. A ja przyglądając się uśmiechniętym Tajom chyba w duchu przyznaję mu rację. <br /> <br /> <img src="https://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%" />