
Niemcy mogą w dalszym ciągu odrzucać żądania reparacji, jednak nie uciekną przed pytaniami o brak zadośćuczynienia za zbrodnie podczas II wojny światowej. Warszawa nie odpuści Berlinowi tego tematu i będzie o nim przypominać także wtedy, gdy nasz zachodni sąsiad będzie chciał go za wszelką cenę unikać. Dla Niemców jest to nie lada problemem, gdyż dowodzi ich hipokryzji i przeszkadza w pozytywnej autokreacji jako lidera nie tylko europejskich, ale także globalnych reform i społecznych przemian.
MSZ Niemiec formalnie odrzuciło żądanie władz Grecji, by RFN zapłaciła reperacje za straty spowodowane podczas drugiej wojny światowej, które rząd...
zobacz więcej
Niedawna decyzja niemieckiego rządu w sprawie odrzucenia roszczeń Aten, dotyczących zadośćuczynienia za straty spowodowane podczas drugiej wojny światowej, które tamtejszy rząd wycenił na 289 mld euro, stoi w opozycji do wyniku ekspertyzy służby eksperckiej Bundestagu.
Ta poinformowała w lipcu, że stanowisko rządu federalnego Niemiec w kwestii reparacji względem Grecji „jest dopuszczalne na mocy prawa międzynarodowego, ale w żadnym razie nie jest obowiązkowe” – co pozwala na otwarcie możliwości poddania tego tematu negocjacjom.
Sprawą tą – według autorów ekspertyzy – powinien zająć się Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze. Innego zdania byli jednak w kontekście żądań reparacyjnych formułowanych przez Polskę, uznając, że nasz kraj nie ma do nich praw, gdyż władze PRL zrzekły się ich w 1953 r.
W nocie przekazanej greckiemu ambasadorowi w Berlinie niemieckie MSZ zastosowało znów tę samą retorykę – Niemcy uznały swoją odpowiedzialność polityczną i moralną za zbrodnie, ale nie wyraziły zgody na jakiekolwiek zadośćuczynienie. Zamiast zmierzenia się z odpowiedzialnością, mamy ponownie mgliste obietnice prowadzenia „konkretnych działań na rzecz pielęgnowania pamięci o ofiarach”, a także wyrażenie nadziei na to, że oba kraje będą dalej szły „drogą pojednania” – co można uznać za zawoalowaną groźbę czy ostrzeżenie przed kontynuowaniem żądań.
Jak wynika z sondażu CBOS, 69 proc. Polaków uważa, że Polska powinna domagać się reparacji za zniszczenia wojenne od Niemiec. To wzrost o 15...
zobacz więcej
Dodatkowo – jak podkreśla Berlin – temat ten ostatecznie został zamknięty traktatem 2+4 z 1990 r., zawartym między RFN i NRD, a dawnymi mocarstwami okupacyjnymi (USA, ZSRR, Francja, Wielka Brytania).
Jeszcze pewniejsze swoich racji są Niemcy w stosunku do roszczeń płynących z Warszawy. Stoją one na stanowisku, że władze PRL zgodziły się w ramach traktatu z 1953 r. na rezygnację z odszkodowań. Powołują się również na traktat 2+4, a także o dobrym sąsiedztwie z 1991 r. Co więcej, w niemieckich mediach często podkreśla się, że straty materialne Polski zostały zrekompensowane przez przesunięcie granicy na Zachód.
Oczywiście, także w kontekście Polski, Niemcy zgadzają się, że oprócz aspektu prawnego istnieje w tej sprawie również moralny i polityczny. Nie tylko część niemieckich polityków, ale i mediów przyznaje, że ich kraj nie dokonał materialnego zadośćuczynienia proporcjonalnego do zadanych cierpień i krzywd. To jednak nie przekłada się na konkretne propozycje.
Dzięki staraniom rządu PiS – który głośno mówi o tym, jak wyglądała w rzeczywistości sytuacja w okupowanej Polsce, jaka była skala zbrodni i cierpień zadanych przez Niemców – nasi zachodni sąsiedzi nie mogą tak łatwo jak do tej pory manipulować historią.
To w końcu tak często w Niemczech zdążają się przypadki pisania o „polskich obozach zagłady”, to stamtąd płyną pieniądze dla działających w naszym kraju fundacji, instytutów czy innych środowisk medialnych bądź naukowych, które wypaczają historię m.in. II wojny światowej, w celu udowodnienia, że „Polacy też mieli dużo na sumieniu” czy brali udział w Holokauście. To tam powstają książki, filmy czy seriale wypaczające prawdę o tym czasie.
Francuskie media w sobotę wspominają wybuch drugiej wojny światowej, przede wszystkim omawiając polskie żądania w sprawie odszkodowań od Niemiec za...
zobacz więcej
Celem niemieckiej polityki historycznej jest przerzucenie części odpowiedzialności na „innych” – w szczególności tych, którzy przypominają, że byli ofiarami ich zbrodni.
Po dojściu Prawa i Sprawiedliwości do władzy Warszawa zaczęła walczyć z „polityką wstydu” i przeciwstawiać jej prawdę historyczną – wraz z logicznym przecież – domaganiem się wzięcia przez Niemcy za to odpowiedzialności, poprzez zadośćuczynienie krzywdom.
Jeszcze przed obchodami 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej, premier Mateusz Morawiecki podkreślał w wywiadzie dla dzienników koncernu medialnego Funke, że Polska nie otrzymała od Niemiec adekwatnych odszkodowań za poniesione straty.
- Straciliśmy 6 mln ludzi – dużo więcej niż inne kraje, które dostały wysokie reparacje. To nie jest sprawiedliwe. Nie może tak zostać – zaznaczył szef polskiego rządu. Powiedział przy tym, że Warszawa nie uznaje porozumienia zawartego między PRL i NRD, gdyż oba kraje były częścią bloku wschodniego.
Również prezydent Andrzej Duda w rozmowie z dziennikiem „Bild”, mówił przed obchodami, że chociaż Polska i Niemcy są wzorem pojednania, to jednak reparacje są kwestią odpowiedzialności i moralności.
Przewodniczący parlamentarnego zespołu zajmującego się reparacjami wojennymi Arkadiusz Mularczyk z PiS przekonywał w PR24, że zmiana retoryki Niemiec w sprawie drugiej wojny światowej jest związana z działalnością edukacyjną prowadzoną przez nasz kraj.
Temat wypłaty Polsce odszkodowań za zbrodnie dokonane na terenie naszego kraju podczas II wojny światowej jest dla Niemiec niezwykle niewygodny....
zobacz więcej
Zwrócił przy tym uwagę na przemówienie prezydenta Niemiec podczas obchodów, w którym zapewniał on, że jego rodacy nie zapomną o ranach, jakie zadali Polakom, a także o „cierpieniach polskich rodzin” i ich „odwadze, by stawiać opór”.
O reparacjach Frank-Walter Steinmeier nie chciał jednak mówić. Przed przyjazdem do Polski, w wywiadzie dla włoskiego „Corriere della Sera”, określił taką ewentualną debatę jako „uwsteczniającą relacje polsko-niemieckie”.
Zdaniem posła Mularczyka, przyjdzie jednak czas, że Berlin będzie musiał stanąć w prawdzie i podjąć dialog z Warszawą na ten temat.
– Dzisiaj mówi się na świecie o tym, że Polacy domagają się reparacji wojennych od Niemiec, o skali zbrodni niemieckich w Polsce i przypomina się o tym, jak wielkie to były straty – zaznaczył poseł PiS.
Widać również, że aktywna działalność polskiego rządu w tej sprawie przynosi efekty, gdyż o 15 punktów procent w ciągu dwóch ostatnich lat wzrosła liczba osób, które w niedawnym sondażu CBOS odpowiedziało się za tym, by nasz kraj domagał się od Niemców reparacji. Teraz myśli w ten sposób 69 proc. badanych, a przeciwnego zdania jest ich jedynie 21 proc.
Co innego myślą jednak Niemcy i to nie tylko politycy, naukowcy czy przedstawiciele mediów, którzy w większości jednoznacznie odrzucają polskie żądania.
Niemiecki dziennik „Die Welt” atakuje Polskę w sprawie reparacji wojennych. Polska ostrzegana jest przed kwestionowaniem „nowego ładu europy po II...
zobacz więcej
Z sondażu przeprowadzonego przez instytut badania opinii społecznej YouGov – 68 proc. Niemców nie zgadza się z wypłaceniem reparacji. Jedynie 7 proc. ankietowanych opowiada się za podjęciem negocjacji z Warszawą i Atenami, a 11 proc. uważa, że sprawą powinien zająć się międzynarodowy trybunał.
Wyniki te świadczą nie tylko o cynizmie i hipokryzji niemieckiej klasy politycznej, która – zmuszona do ukorzenia się za zbrodnie z czasów II wojny światowej – uważa, że to załatwia sprawę, ale też o braku podstawowej wiedzy, na temat tego, jak wyglądała okupacja niemiecka na terenie Polski i jaka była skala popełnianych tam zbrodni.
Autorzy publikacji – „Niemiecka polityka okupacyjna w Polsce 1939-45. Puste miejsce w niemieckiej pamięci?” – wydanej właśnie przez niemiecką Federalną Centralę Kształcenia Politycznego, podkreślają, że okupacja Polski stanowi „puste miejsce” w niemieckiej pamięci historycznej, a także, że data 1 września 1939 r. nigdy nie była przez Niemców traktowana tak, jak życzyliby sobie Polacy i inne narody za wschodnią granicą.
Piszący o publikacji redaktorzy DW.com podkreślają, że „na pierwszym planie w niemieckiej kulturze pamięci i kalendarzu rocznic znajdują się inne toposy: zagłada europejskich Żydów i Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu, obchodzony w rocznice wyzwolenia Auschwitz-Birkenau 27 stycznia 1945 r.; zakończenie II wojny światowej w Europie 8 maja 1945 r.; rocznica nieudanego zamachu na Adolfa Hitlera 20 lipca 1944 r.; bombardowania niemieckich miast, szczególnie Drezna 13 lutego 1945; wreszcie ucieczki i wypędzenie milionów Niemców z dawnych wschodnich ziem III Rzeszy”.
Pamięć o 1 września 1939 r. pozostaje „wyjątkowo mglista”. „W jeszcze większym stopniu dotyczy to daty 23 sierpnia 1939 r., kiedy to podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow dało podstawę do niemieckiej i późniejszej sowieckiej napaści na Polskę i podzielenia kraju między Niemcy a Związek Sowiecki. Ta mglista wiedza przekłada się na nieobecność empatii, a nawet pewną obojętność wobec tego, czego doświadczyli mieszkańcy Polski w wyniku niemieckiej polityki okupacyjnej od września 1939 r. aż do ostatnich miesięcy wojny” - piszą historycy.
Publicysta „Die Welt” Sven Felix Kellerhoff zwraca uwagę na rosnącą liczbę krajów domagających się od Niemiec reparacji wojennych. „Miejmy...
zobacz więcej
W swoim eseju jeden z autorów publikacji, Dieter Bingen, wyjaśnia, że jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest „niemieckie poczucie wyższości nad Polakami”, które sięga nawet XVIII wieku, a także uprzedzenia i stereotypy, które z czasem przerodziły się w politykę antypolską.
Podkreśla on również, że w niemieckim dyskursie zauważalne są próby relatywizacji niemieckiej winy przez wskazywanie na polską politykę wobec mniejszości narodowych przed 1939 r., a także obarczania naszego kraju winą za utratę wschodnich prowincji III Rzeszy oraz ucieczki i wypędzenia ludności niemieckiej.
To sprawia, że temat reparacji jest przez Niemców tak radykalnie odrzucany. Najbliższa przyszłość może jednak w tej kwestii przynieść zmianę, która w ostateczności przemieni się w rzeczywiste pojednanie między obu narodami.
Nasi zachodni sąsiedzi muszą w końcu zobaczyć w nas pełnoprawnego partnera, a nie kraj, w którym można oddziaływać na procesy polityczne przez wspieranie uległych polityków czy środowisk naukowo-medialno-celebryckich, czy też wpływać na tożsamość jego mieszkańców, poprzez interpretowanie ich historii narodowej i kreowanie ambicji.
Petar Petrović
Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia