Steruje pan łodzią z podartym żaglem, w której łamią się kolejne wiosła. Grzegorz Schetyna należał niegdyś do Solidarności Walczącej. Wałęsa i jemu splunął pod nogi, nazywając zdrajcą jej twórcę – Kornela Morawieckiego. Nie jest żadną tajemnicą, że obecny lider Platformy Obywatelskiej należał przed laty do Solidarności Walczącej. Schetyna poznał Kornela Morawieckiego wiosną 1983 roku. Miał wówczas dwadzieścia lat. Tak wspominał tamte czasy: „Rozmawiał ze mną o celach polityki, o wizjach, o sposobach walki. On lubił rozmawiać, traktował nas, młodszych, po partnersku. Pytał, słuchał, miał w sobie dużo uroku. W rozmowach z nim czułem się traktowany podmiotowo, tak po ludzku dobrze. To było dość niezwykłe. Masz dwadzieścia lat, przychodzisz do wielkiego działacza, a on traktuje cię poważnie, pyta cię o zdanie i słucha”. <br><br> Schetyna dodawał: „Budowaliśmy coś razem. Poczucie wspólnoty było bardzo silne. Nie było podziałów jak w RKS-ie (Regionalny Komitet Strajkowy – red.) czy »dużej« Solidarności. Wszyscy byliśmy razem. W tamtych szarych, smutnych czasach, pełnych braku zaufania, perspektyw na przyszłość, to było bardzo energetyczne. To dawał Kornel. I to był klucz do sukcesu firmy”. Przytaczam te słowa za wydaną kilka lat temu książką Igora Janke „Twierdza. Solidarność Walcząca – Podziemna armia”. <br><br> I więcej jeszcze: w dzień pogrzebu Kornela Morawieckiego, czyli w dzień przed konwencją Platformy Obywatelskiej, na której kolejny groteskowo-megalomański popis złych emocji dał Lech Wałęsa, obecny szef Platformy Obywatelskiej stwierdzał: „Nie bylibyśmy dzisiaj w wolnej Polsce, gdyby nie zaangażowanie oraz wielka wizja, którą realizował Kornel Morawiecki” (cytuję za dziennik.pl). <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej</span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div> Niech pan to nam wszystkim wyjaśni, panie Grzegorzu, jak to jest, że jednego dnia nie szczędzi pan pochwał pod adresem Kornela Morawieckiego, a po upływie doby pan i cała pańska partia rzęsiście oklaskujecie człowieka, który pluje na pamięć o nim, pluje na jego biografię – choć na grobie nie zdążyły jeszcze zwiędnąć kwiaty.Jak to jest, że co chwila zapewniacie, ostatnio ustami Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, że jesteście partią miłości, partią tolerancji i pozytywnych emocji, a solidnie chlapiecie wokół błockiem nienawiści? I pal licho Klaudię Jachirę, widocznie na lepsze lokomotywy wyborcze was obecnie nie stać – ale jak to jest, że pan pozwala na zlocie partyjnych ViP-ów, bo przecież tym była wasza niedzielna konwencja, pluć na człowieka, który był pana politycznym mentorem, którego także pan ponoć uważa za jednego z ojców polskiej wolności?<br><br> Może niepotrzebnie zadaję te pytania. Pan musi być cyniczny, bo cynizm jest ostatnim politycznym szańcem pana partii, ostatnią rzeczą, która trzyma jeszcze w ryzach tę formację. Cynizm i polityczna kuchnia à la Sławomir Neumann. Zatem musi pan klaskać Wałęsie seniorowi, który splunął i panu pod nogi, bo i pan współtworzył opozycyjną, podziemną organizację, którą nasz nie bardzo już pokojowy noblista nazwał zdradziecką. I pan musi udawać, że to normalne, że jednego dnia o zmarłym polityku mówi się bardzo dobrze, a kolejnego – klaszcze się, gdy Wałęsa odprawia pod jego adresem swój mały seansik nienawiści w świetle waszych reflektorów. <br><br> Dobrze pan kalkuluje: waszemu żelaznemu elektoratowi bardzo się to podoba. I równocześnie bardzo pan źle kalkuluje: bo odwracają się od was ludzie starej Platformy, tacy jak Bogusław Sonik, zniesmaczeni rozdźwiękiem między tym, co o sobie mówicie, a tym, jacy naprawdę w polityce jesteście. Jasne, zaprzyjaźnione media ładnie to panu przykryją, będą udawać, że Wałęsa wcale nie zepsuł nienawiścią powietrza. <br><br> <img src="http://s.tvp.pl/repository/attachment/4/4/6/446ae7032ad7145311025c27ebb077441541685773263.jpg" width="100%" /> <br> Tylko że wasz żelazny elektorat nie da wam już nigdy zwycięstwa – bo za mało macie takich, co uwierzą, że jesteście partią miłości, gdy sami, ile wlezie, podkręcacie polityczne negatywne emocje. I choć trudno było w to do niedawna uwierzyć, to jeśli tak dalej pójdzie, liderem opozycji zostaną postkomuniści po liftingu – co byłoby tragikomicznym powrotem do lat 90.Myślę, że w głębi duszy wciąż zdaje pan sobie sprawę, że bieżąca polityka jest jak piaskowa burza: w żywiole nie widać właściwych kształtów rzeczy. Gdy jednak się kończy, prawda znów wychodzi na jaw. Nic wartościowego nie zostanie po słowach Lecha Wałęsy, które padły na waszym kongresie. Wiem pan o tym zapewne – bo wie pan też, że zasługi Kornela Morawieckiego dla Polski są niezaprzeczalne.<br><br> Nie dlatego, że był ojcem obecnego premiera, on wywalczył sobie dobre miejsce w polskich dziejach właśnie w czasach PRL, on takim jak pan politycznym młodzikom dał kiedyś nadzieję na lepszą Polskę, na lepszą politykę. I co pan robi z tym dziedzictwem, jako były członek Solidarności Walczącej? A Wałęsa i tak wystrychnął pana i pana formację na dudka, ogłaszając swoje poparcie dla Władysława Kosiniaka-Kamysza, szefa PSL. <br><br> To są oczywiście zbędne, retoryczne pytania. Steruje pan łodzią z podartym żaglem, w której łamią się kolejne wiosła. Wie pan, że w tej sytuacji liczy się jedynie hasło „wszystkie ręce na pokład”. Wasz kłopot polega na tym, że to nie jest 2010, 2013, 2015 rok – przełamano dyktaturę mediów, które pompowały popularność pana partii, a Polacy już się nie nabierają na waszą autoreklamę. I widać już jacy jesteście: „partia miłości” z politycznym łomem hejtu w ręce.