RAPORT

Pogarda

Niemcy udają zielonych reformatorów. Celem Berlina energetyczna dominacja w Europie [OPINIA]

Pod powiększenie niemieckiej kopalni Garzweiler planuje się wycięcie okolicznych lasów (fot. arch.PAP/EPA/SASCHA STEINBACH)
Pod powiększenie niemieckiej kopalni Garzweiler planuje się wycięcie okolicznych lasów (fot. arch.PAP/EPA/SASCHA STEINBACH)

Najnowsze

Popularne

Niemcom udało się przekonać świat, że są liderem zielonej transformacji, a ich gospodarka lada chwila będzie klimatycznie neutralna. Nic bardziej mylnego. Węgiel w ogromnych ilościach będzie spalany po drugiej stronie Odry co najmniej do 2050 r. Zamykanie przez Berlin elektrowni atomowych i otwieranie się na rosyjski gaz nie jest jednak objawem ślepoty politycznej. Niemcy wykorzystują „zieloną propagandę” do umocnienia swoich wpływów w Europie. Ich plany mogą okazać się zagrożeniem dla interesów Polski.

„Niemcy czerpią korzyści ze wstrzymania tranzytu rosyjskiego gazu na Ukrainę”

– Niemcom zależy przede wszystkim na tym, żeby importować więcej gazu. Nie tylko na swoje potrzeby, gdyż te już mają zaspokojone i już teraz są...

zobacz więcej

Nikt nie zużywa tyle węgla brunatnego na świecie co Niemcy. Nikt też w Europie nie emituje tyle dwutlenku węgla do atmosfery. Nikt nie zwalcza tak zaciekle praktycznie bezemisyjnej energetyki jądrowej. Nikt nie prowadzi tak sprzyjającej Rosji polityki, otwierając się szeroko na dostawy gazu z tego kraju. Nikt – może z wyjątkiem Kremla - nie potrafi też tak skutecznie wykorzystywać propagandę do realizacji swoich celów, co bardzo dobrze widać właśnie na przykładzie energetyki i spraw klimatycznych.

Niemcy – które powszechnie uchodzą za kraj liderujący globalnym przemianom energetycznym, a ich polityka transformacji energetycznej - Energiewende, jest wskazywana innym jako wzór - w rzeczywistości nie zmniejszyły od 30 lat swoje zużycia węgla brunatnego. Zużywają go obecnie około trzy razy więcej niż Polska, która jest na arenie międzynarodowej krytykowana za bycie „hamulcowym” unijnej polityki energetycznej.

Gdy Warszawa broni się, przekonując, że będzie stopniowo zmniejszać emisyjność, ale nie kosztem swoich firm i gospodarki, Niemcy przed nikim nie muszą się tłumaczyć, gdyż nie ma śmiałków, którzy wytknęliby im, że ich deklaracje w ogóle nie pokrywają się z rzeczywistością.

Ta bowiem jest daleka od zapowiedzi, gdyż, jak zwraca uwagę ekspert energetyczny Jakub Wiech na Energetyka.pl, z oficjalnych dokumentów wynika, że nie tylko kraj ten będzie spalał węgiel przynajmniej do połowy wieku, ale do 2040 r., czyli dwa lata po tym, jak miał według wcześniejszych zapowiedzi od niego odejść, będzie z niego generować więcej energii niż teraz Polska.

To jednak nie wpływa na wzmocnienie krytyki pod adresem rządu w Berlinie. Światowe media, eksperci, ekolodzy szybko przechodzą nad tymi faktami do porządku dziennego i szukają winnych wszędzie, byle nie nad Łabą. O tym, z jak wielkim zakłamaniem mamy do czynienia, świadczą chociażby wydarzenia, do których doszło pod koniec czerwca w kopalni węgla brunatnego Garzweiler w kraju związkowym Nadrenia Północna-Westfalia.

Prezydent Duda: Gaz z USA to też kwestia bezpieczeństwa Europy Środkowej

Potrzebujemy dywersyfikacji źródeł dostaw gazu; bezpieczeństwo energetyczne jest potrzebne nie tylko w Polsce, ale w całym obszarze pomiędzy...

zobacz więcej

W proekologicznym proteście w pobliskim Akwizgranie brało udział ok. 40 tys. osób, w większości uczniów, którzy żądali podjęcia od rządu zdecydowanych działań w obliczu zmian klimatycznych. Części demonstrantów udało się przedrzeć przez policyjny kordon i wejść na teren kopalni, gdzie następnie przykuli się łańcuchami do torów kolejowych, używanych do transportu wydobywanego tam węgla. Policja była zmuszona przecinać łańcuchy i pojedynczo wynosić protestujących z kopalni. Ci zaś oskarżyli funkcjonariuszy o przemoc, a także o odmówienie podania im wody i jedzenia. Policja zaprzeczyła.

Dodajmy do tego, że pod powiększenie kopalni planuje się wycięcie okolicznych lasów. I zastanówmy się: co by było, gdyby do takiej sytuacji doszło w Polsce? Wydarzenia te żyłyby swoim medialnym życiem tygodniami. Sprawa kopalni Garzweiler została tymczasem skrzętnie zamieciona przez Berlin pod dywan. W końcu Niemcy są zielone, a winnych należy szukać w Polsce, prawda?

Berlin nie tylko kłamie w sprawie zużycia węgla, ale także prowadzi negatywną kampanię wobec energetyki jądrowej. Stoi to w sprzeczności nie tylko z ustaleniami Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu, zwracającego uwagę, że jest ona potrzebna do zahamowania globalnych wzrostów średniej temperatury, ale także z doświadczeniami krajów mających nowoczesne elektrownie.

Po katastrofie w Fukushimie Niemcy zapowiedziały zamknięcie elektrowni na swoim terytorium do 2022 r. Celem polityki Berlina jest też wymuszanie na UE braku wsparcia dla ich budowy w innych krajach członkowskich. Oznaczać to może uderzenie w Polskie interesy, gdyż rząd planuje, przy wsparciu USA, rozwój energetyki jądrowej w naszym kraju.

Wygrywamy bitwę o niezależność energetyczną. Rosjanom pozostaje czarny PR [OPINIA]

W regionie Morza Bałtyckiego trwa gazowy wyścig między Warszawą a Moskwą. Podczas gdy realizacja polsko-duńskiego projektu Baltic Pipe przebiega...

zobacz więcej

Berlin zamyka elektrownie atomowe i w tym samym czasie uzależnia się – poprzez budowę z Moskwą Nord Stream 2 - od rosyjskiego gazu. W efekcie Niemcy nie tylko zatruwają środowisko, ale i nabijają kieszenie ludziom Kremla. Nie trzeba przy tym przypominać, że dzieje się to wszystko w sytuacji anektowania przez Rosję ukraińskiego Krymu, ciągłego podsycania konfliktu we wschodniej części tego kraju, a także w wielu innych miejscach na świecie, wystosowywania kolejnych gróźb wobec sąsiadów, cyberataków, morderstw politycznych czy prześladowania wewnętrznej opozycji. To jednak Niemcom nie przeszkadza pogłębiać współpracy gospodarczej z tym krajem i deklarować, że mimo sankcji ich firmy będą reformować rosyjską gospodarkę.

Nie chodzi jednak jedynie o zapełnienie braków energetycznych po tym, jak Niemcy będą „odchodzić” od węgla i zamkną elektrownie jądrowe. „Centrale położenie RFN na europejskiej mapie predestynuje ten kraj do roli centralnego hubu dystrybucyjnego. Pozycja ta jest wzmocniona dzięki dobrze rozwiniętej niemieckiej infrastrukturze przesyłowej, czyli przede wszystkim sprawnymi interkonektorami.

To wszystko sprawia, że Niemcy są w stanie zaprzęgnąć rosyjski gaz do budowy własnej pozycji politycznej i gospodarczej – surowiec ten trafia do nich bowiem bez żadnych pośredników i w ogromnych ilościach” – ocenia Jakub Wiech na Energetyka.24.

Rosja w ten sposób również realizuje swój cel, czyli ominięcie Ukrainy jako kraju tranzytowego i umacnianie swoich wpływów politycznych, w szczególności w Europie Środkowo-Wschodniej. Wchodzi też dzięki temu w bliskie relacje z najsilniejszym i najbardziej wpływowym państwem europejskim, który od lat realizuje za pomocą UE swoje cele polityczne i gospodarcze.

Baltic Pipe pozytywnie wpłynie na odbiorców z Europy Środkowo-Wschodniej

Gazociąg Baltic Pipe będzie miał liczne pozytywne efekty dla odbiorców gazu w Polsce, ale i w Europie Środkowo-Wschodniej – przekonywali...

zobacz więcej

Za niemieckim „parasolem” Moskwa będzie mogła kontynuować swoją agresywną politykę wobec państw regionu, co jest bezpośrednim zagrożeniem dla bezpieczeństwa i interesów także naszego kraju. Niemcy będą zapewne w przypadkach kryzysowych - tak jak dziś, popierać, zapewniać, ubolewać – a i tak ich deklaracje nie zmienią się w czyn, gdyż są bezpośrednim beneficjentem rosyjskiej polityki wobec Europy.

Dla nieliczących się z nikim i niczym władz w Berlinie polityka dywersyfikacji prowadzona przez Polski rząd, m.in. przez budowę i rozbudowę terminala LNG, współpracę energetyczną z USA, budowę Baltic Pipe, a także plany rozwoju energetyki atomowej – może być potraktowana jako zagrożenie. Dziś nie można przewidzieć ruchów Niemiec w kierunku osłabienia bądź sabotowania tych planów. Widząc jednak determinację naszych zachodnich sąsiadów w realizacji swoich, musimy być przygotowani na najgorsze.

Jeden z takich scenariuszy - według którego może dojść do uderzenia choćby w projekt Balic Pipe - rysuje redaktor naczelny BiznesAlert.pl Wojciech Jakóbik. W swoim artykule zwraca uwagę, że pierwsza fala dekarbonizacji zagroziła egzystencjalnie sektorowi węglowemu w Polsce, a druga może doprowadzić do dekarbonizacji sektora gazowego. A to może oznaczać uderzenie w nasze interesy. I to interesy strategiczne.

Sygnałem tego, że sektor gazowy może również zostać w najbliższej przyszłości, była m.in. propozycja wpisania regulacji o limicie wsparcia rynkiem mocy jednostek emitujących powyżej 330g CO2/kWh, czyli także elektrowni gazowych. „To najbardziej radykalna z opcji proponowanych w ramach tzw. pakietu zimowego, czyli czwartej partii regulacji dla sektora energetycznego i nie tylko będącej przedmiotem prac instytucji unijnych.

Sześć reaktorów w Polsce w ciągu 20 lat. „Szukamy partnera”

W 2040-2045 r. około 20 proc. zapotrzebowania czy produkcji energii w Polsce będzie pochodziło z atomu – powiedział we wtorek w Polskim Radiu...

zobacz więcej

Ten kurs może jednak zostać wsparty w ramach nowego kształtu rynku gazu (new gas market design), czyli projektu nowych ram regulacyjnych dla sektora opisujących jak ma działać w przyszłości, ze szczególnym naciskiem na to, by emitował jak najmniej gazów cieplarnianych. To rozwiązanie analogiczne do electricity market design, który wchodzi już z pakietem zimowym” – podkreśla ekspert.

Zaznacza przy tym, że w ostatnim czasie ma miejsce nasilenie nacisków na ukierunkowania przepisów na usunięcie emisji z sektora gazowego, a zatem ostatecznie usunięcie gazu kopalnego. Jak tłumaczy Wojciech Jakóbik, tzw. gaz odnawialny ma stopniowo zastępować ten pochodzący spod ziemi, a jego źródłem mogą być OZE, biogaz lub wodór.

Podkreśla on, że gaz odnawialny ma wypierać kopalny tam, gdzie nie uda się wychwycić dwutlenku węgla z wykorzystaniem generującej wysokie koszty technologii Carbon Capture and Storage albo wytworzyć z niego wodoru. „Można sobie zatem wyobrazić Niemcy zamieniające gaz rosyjski z Nord Stream 2 w wodór albo rezygnujące z niego na rzecz gazu odnawialnego wytwarzanego przez ich źródła odnawialne” – pisze ekspert.

Podkreśla przy tym, że Polska może stać się ofiarą takiej nowej polityki, jeśli Niemcom, dziś lobbującym za dekarbonizacją sektora gazowego, uda się zebrać sojuszników, jak Austriacy czy Francuzi, by wprowadzić regulacje penalizujące użycie gazu ziemnego na kształt rozwiązań ograniczających dziś węgiel. W ten sposób mogą uderzyć np. w gazociąg Baltic Pipe.

Sytuacja ta sprawia, że polski rząd musi trzymać rękę na pulsie i bacznie obserwować poczynania Berlina w kwestiach energetycznych, a przy tym rozwijać nowoczesne technologie pozyskiwania energii i wzmacniać współpracę energetyczną i polityczną z Amerykanami, których siła nacisku, jako jedyna może przemóc niemiecko-rosyjski układ.

Petar Petrović

Autor jest dziennikarzem Polskiego Radia.


Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne Aplikacja mobilna TVP INFO na urządzenia mobilne
źródło:
Zobacz więcej