Gurmeet Ram Rahim Singh został skazany na dożywocie. Naiwność ludzka nie zna granic. Taki wniosek płynie z historii Gurmeeta Ram Rahima Singha. Indyjski guru został właśnie skazany na dożywocie za morderstwo. Wyrok wejdzie w życie, gdy „święty człowiek” odsiedzi wyrok za gwałty, a odpowie jeszcze m.in. za kastrowanie swoich wyznawców. Człowiek skończony? Nie w oczach akolitów. Dziesiątki osób zginęły w starciach z policją, próbując go odbić. Karma Ram Rahima to piękne uzupełnienie galerii świętych grzeszników w Indiach – galerii ludzkiej obłudy, hipokryzji i łatwowierności. Dera Sacha Sauda (DSS) to jedna z największych sekt hinduistycznych. Ma miliony wyznawców na całym świecie. Została założona w 1948 r. przez Mastanę Balochistaniego, ascetę z wyjątkową smykałką do interesów. Do swojej śmierci w 1960 r. zbudował 25 aśramów, świątyń w stanach Hariana, Pendżab i Radżastan, do których wyznawcy zmierzali na potęgę, by móc obcować z boskością roztaczaną przez guru. <br><br> Balochistani, który w prostych słowach nauczał, jak łatwo można medytować, zdobył miliony setki tysięcy wyznawców, głównie hindusów z klasy średniej i robotniczej. Interes okazał się być samograjem i jego następcy nie mieli problemów, by go rozwinąć. W 1990 r. przywódcą sekty został Gurmeet Ram Rahim Singh, który wprowadził ją do religijnej ekstraklasy. <br><br> Urodził się w 1967 r. w wiosce Sri Gurusar Modia w Radżastanie. Jego ojciec Maghar Singh wynajmował mieszkania, zaś matka zajmowała się domem. Zapewne nie marzyło im się, że ich syn zajdzie na sam szczyt, ani tym bardziej, że z niego zleci z hukiem. Ojciec był gorliwym wyznawcą Shaha Satnama Singha, drugiego przywódcy sekty Dera Sacha Sauda. W wieku siedmiu lat mały Gurmeet sam został wciągnięty do grupy. <br><br> <b>Sukcesja traktorzysty</b> <br><br> Przyszły guru pracował m.in. traktorzysta, ale przede wszystkim piął się w hierarchii dery. Gdy w 1990 r. 81-letni Shah Satnam Singh ogłosił swoją abdykację, ku zaskoczeniu wszystkich wyznaczył 23-latka na swojego następcę. <br><br> Nowy guru założył rodzinę jak przykładny mężczyzna. Z żoną Harjeet Kaur doczekał się dwóch córek i syna, którego dobrze wżenił, bo wyswatał go z córką jednego z liderów Indyjskiego Kongresu Narodowego, największej partii w Indiach. <br><br> Pod duchowym przywództwem Singha środek ciężkości w organizacji został znacząco przesunięty. Cała uwaga była skupiona na guru, co jednak nie przeszkadzało jego wyznawcom, którzy przecież już umieli medytować i oddychać. Singh stał się fenomenem kulturowym – produkował i reżyserował filmy klasy C, w których sam się obsadzał, brał też udział w scenach kaskaderskich.Krytycy nie zostawiali na jego filmach suchej nitki. Wskazywali, że są słabej jakości, za to przepełnione propagandą. Faktycznie, z naszej perspektywy estetycznej to gnioty pierwszej wody, ale akolici swoje wiedzą i szturmowali kina, żeby zobaczyć, jak guru sam jeden pokonuje siły zła, by na Ziemi zapanował pokój. Hinduski James Bond, Indiana Jones, Gandalf Szary i Pan Kleks w jednym. <br><br> Kariera aktorska nie wyczerpywała zdolności Ram Rahima ani nie zaspokajała jego potrzeb artystycznego uzewnętrzniania się. Okazał się również być niezwykle płodnym pisarzem i muzykiem. Naturalnie jedno i drugie to przede wszystkim koszmarna, ludyczna papka, podlana ciężkostrawnym propagandowym sosem, przy której nawet postsowiecka popsa to szczyt elegancji, szyku i taktu. <br><br> <b>Skazany na sukces</b> <br><br> Wydał sześć albumów i odniósł sukces, o jakim większość muzyków może tylko marzyć. Tylko ostatni jego album „Highway Love Charger” w ciągu trzech pierwszych dni od premiery w 2014 r. kupiły aż 3 mln osób. W serwisie YouTube jego hity mają miliony wyświetleń, a na koncerty przychodziły dziesiątki tysięcy osób. <br><br> Oczywiście w zdecydowanej większości nie byli to zwyczajni odbiorcy muzyki, tylko wyznawcy Dery Sacha Sauda, a przede wszystkim wyznawcy samego Singha. W takiej sytuacji trudno mówić o zwykłej konkurencji na rynku muzyki rozrywkowej, ale odbiorców też trzeba sobie wychować. Wiadomo. <br><br> <iframe width="100%" height="504" src="https://www.youtube.com/embed/0ZZcc22tZRo" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe> <br><br> Guru zorientował się, że show może być znaczącym elementem interesu, samonakręcającą się spiralą przyciągającą nowych wyznawców. Jak mało kto potrafił sprawić, że było o nim głośno na cały świat. Media na całym świecie szczególnie lubią „michałki”, ciekawostki, wśród których rozmaite rekordy Guinnessa zajmują poczesne miejsce. <bR><br> Ram Rahim zorganizował kilka takich przedsięwzięć. Na jego koncie, dzięki współudziałowi akolitów, są rekordy m.in. za największy pokaz lamp (150009), największy obraz namalowany palcami (3,9 tys. m kwadratowych), największą mozaikę z warzyw (1858 m kwadratowych) czy największą liczbę osób myjących ręce jednocześnie (7675).Tego typu działania i osobista charyzma guru sprawiały, że wyznawców przybywało, a dera działała prężnie. Stała się samowystarczalna, zarabiała na siebie m.in. dzięki własnemu supermarketowi, stacji benzynowej, fabryce ciastek i restauracji. Należy również zaznaczyć, że potrafi działać z pożytkiem dla społeczeństwa. <br><br> <b>Tysiące wolontariuszy</b> <br><br> W ramach sekty powstała organizacja Shah Satnam Ji Green-S Welfare Force zajmująca się pomocą potrzebującym. Służy w niej ponad 70 tys. lekarzy, inżynierów, ratowników i innych specjalistów. Wolontariusze angażują się w pomoc potrzebującym, biorą też udział w akcjach ratunkowych. Tak było m.in. podczas wielkiego pożaru Kalkuty w 2012 r., podczas powodzi w stanie Uttarakhand w 2013 r., czy po trzęsieniu ziemi w stanie Gudziarat w 2001 r. <br><br> Singh zaangażował się również w walkę z alkoholem, narkotykami i prostytucją, co w świetle jego późniejszych dokonań trąci obłudą, ale wcześniej było dobrze przyjmowane. Jego organizacja pomagała pracownikom seksbranży uciec przed „życiem w ciągłej niewoli” i powrócić na łono społeczeństwa, m.in. przez organizowanie małżeństw. W styczniu 2010 r. wyprawił masową ceremonię ślubną dla byłych prostytutek obojga płci. <br><br> Dera Sacha Sauda – zarejestrowana jako organizacja pożytku publicznego – zaangażowała się również w kampanię mającą przekonać władze do przyznania statusu osobom transpłciowym i eunuchom, co zresztą się udało. Do tego sekta (Singh) przekonała swoich wyznawców do honorowego oddawania krwi, postawiła trzy szpitale i 13 placówek edukacyjnych. Tego typu działania sprawiły, że w 2015 r. Ram Rahim został ogłoszony przez dziennik „The Indian Express” numerem 96 na liście stu najbardziej wpływowych Hindusów. <br><br> Równolegle bogacący się przywódca nabierał przekonania, że jako osoba święta nie podlega ludzkim trybunałom, a może była to bezgraniczna obłuda i hipokryzja? Faktem jest, że szczególnie święty jednak nie był. Już w 2002 r. pojawiły się doniesienia, że za wrotami jego aśramów dochodzi do niecnych praktyk. Pewna kobieta napisała do premierów stanów Pendżab i Hariana, sądów najwyższych w tych stanach, szefa MSW Indii, Narodowej Komisji Praw Człowieka oraz Centralnego Biura Śledczego (CBI) i innych organów, że padła ofiarą gwałtu ze strony guru.<b>Dopadli dziennikarza</b> <br><br> Sprawa stała się urzędowa. List opublikował dziennikarz Ram Chander Chhatrapati w popołudniówce „Poora Sach” wychodzącej w mieście Sirsa, za co zapłacił życiem. Dwaj mężczyźni na motorze ostrzelali go przed jego domem i po czterech tygodniach dziennikarz zmarł. Sprawcy – Nirmal Singh i Kuldeep Singh – zostali aresztowani. Okazało się, że pracowali w sekcie Ram Rahima. <br><br> Dopiero w 2007 r. CBI oficjalnie oskarżyło Singha o zlecenie morderstwa. Jeżeli myślimy, że polskie sądy działają ospale, to trzeba wskazać, że w Indiach odbywa się to jeszcze wolniej. Dopiero w sierpniu 2017 r. zapadł wyrok ws. gwałtu. Na jego ogłoszenie guru raczył przyjechać w kolumnie stu aut. Sąd w mieście Panchkula uznał, że Singh jest winnym gwałtów na dwóch wyznawczyniach i skazał go na 20 lat więzienia. <br><br> Wyrok wywołał gigantyczne zamieszki, mimo apeli guru, by ludzie powstrzymali się od przemocy. Tylko w okolicach sądu zebrało się ponad 200 tys. wyznawców Singha, wielu próbowało wziąć budynek szturmem, żeby odbić swojego idola. Zamieszki wybuchały także w innych miastach stanu Hariana oraz w stanach Pendżab, Uttar Pradeś i w stolicy kraju New Delhi. <br><br> Ludzie szaleli. Podpalano i demolowano samochody, budynki rządowe, dworce i stacje benzynowe. Atakowano policjantów, którzy odpowiadali gazem łzawiącym, armatkami wodnymi i ostrą amunicją. W ciągu dwóch dni zginęło co najmniej 41 osób, zaś ponad 300 zostało rannych. Zatrzymano ponad tysiąc osób. O pokój apelowali m.in. prezydent Ram Nath Kovind i premier Narendra Modi. <br><br> <iframe width="100%" height="504" src="https://www.youtube.com/embed/Q48tagwurUw" frameborder="0" allow="accelerometer; autoplay; encrypted-media; gyroscope; picture-in-picture" allowfullscreen></iframe> <br><br> Po skazaniu Ram Rahima Temida nierychliwa, ale sprawiedliwa, nie zapomniała o innych oskarżeniach. Cały czas trwał proces o morderstwo Ram Chandera Chhatrapatiego. W końcu niemal 17 lat po zbrodni zapadł kolejny wyrok. Guru oraz trzej jego kompani zostali skazani na dożywocie. W zasadzie mogą uważać, że im się upiekło, gdyż prokuratura domagała się kar śmierci dla całej czwórki. <br><br> Żeby uniknąć kolejnych zamieszek, władze nie zdecydowały się ściągnąć przywódcy dery do sądu w mieście Panchkula. Wyrok ogłoszono mu podczas wideokonferencji. Być może sytuacja się powtórzy podczas ogłaszania kolejnych wyroków. Singh zdaniem śledczych ma bowiem jeszcze więcej za uszami.Guru jest podejrzany o zamordowanie swojego byłego menedżera Ranjita Singha. Ten, na swoją zgubę, miał zagrozić idolowi milionów, że opowie o jego przewinach. Musiał zatem zniknąć. <br>B<r> Ram Rahimowi prokuratura zarzuca również zmuszenie 400 swoich wyznawców do poddania się kastracji. Dzięki temu zabiegowi mieli – przekonywał – „zbliżyć się do Boga”. Nader osobliwa sugestia, biorąc pod uwagę, że sekta wskazywała, iż eunuchowie to ludzie pokrzywdzeni przez los i angażowała się w poprawę ich sytuacji. Dlaczego zatem Singh sam skazał tylu ludzi na tę smutną dolę – nie nam, profanom, oceniać boskie sądy. <br><br> <b>Powszechna historia nikczemności</b> <br><br> Sądy powszechne dostatecznie zdemaskowały zbrodnicze działania Gurmeeta Rama Rahima Singha, ale nie był on odosobnionych przypadkiem. Tylko w ostatnich latach w Indiach wybuchło kilka skandali związanych ze świętymi ludźmi, którzy okazywali się pozbawionymi skrupułów oszustami, malwersantami i pospolitymi przestępcami. <br><br> Żeby nie sięgać zbyt daleko w przeszłość, przyjrzyjmy się tylko głośniejszym przypadkom z tej dekady. W 2010 r. Swami Nithyananda – ogłoszony przez swoich wyznawców awatarem, czyli wcieleniem bogini Mahasadaśiwy – trafił do więzienia na 53 dni po ujawnieniu sekstaśmy z aktorką Ranjithą. Gdy telewizja pokazała nagranie, tłum wieśniaków zaatakował świątynię, w której wyznawcy uczyli się jogi pod duchowym przewodnictwem guru. <br><br> To był jednak dopiero początek kłopotów ascety z nieposkromionym apetytem seksualnym. Pięć kobiet oskarżyło Nithyanandę o gwałty, których miał dokonywać w swoim aśramie w stanie Karnataka w południowych Indiach. Działo się to przez pięć lat. Guru odpowie m.in. za gwałty, wynaturzony seks, zdradę, namawianie do przestępstwa i wiele innych czynów. <br><br> Nithyananda chwali się posiadaniem zdolności lewitacji, postrzegania pozazmysłowego i materializowania. W przypadku skazania najbardziej jednak przydałoby mu się nauczenie dematerializacji własnej osoby. Przed ziemską sprawiedliwością uciekł za to Sathyanarayana Raju Ratnakaram, czyli Sathya Sai Baba, jeden z najsłynniejszych hinduskich przywódców religijnych, którego organizacja do dziś ma ponad 1,2 tys. placówek na całym świecie, w tym w Polsce.<b>Wcielenie bóstw</b> <br><br> Gdy zmarł w 2011 r., władze wyprawiły mu pogrzeb państwowy, na którym pojawili się m.in. ówczesny premier Manmohan Singh i legenda krykieta Sachin Tendulkar. Wkrótce po pogrzebie na światło dzienne zaczęły wychodzić występki guru, samozwańczej reinkarnacji indyjskiego guru Shirdi Sai Baby, bóstw Ramy, Kryszny, Śiwy i Śakti oraz ziemskiego wcielenia Boga, „ojca, który posłał Jezusa”. <br><br> Akolici przekonywali, że potrafi on siłą woli tworzyć przedmioty takie jak pierścionki, naszyjniki, słodycze, a nawet żywe zwierzęta. Ponoć miał też umieć zamienić się w kobietę, a raz ponoć cudownie zamienił wodę w benzynę przez włożenie do niej swojej świętej dłoni. Miał też rzekomo dzięki wsparciu bóstw uleczać chorych, a nawet wskrzeszać zmarłych. O bilokacji już nie ma co wspominać. <br><br> Trzeba przyznać, że serca wyznawców zdobywał również działalnością charytatywną, założył m.in. trzy szpitale i wiele szkół. Złe języki twierdziły jednak, że ten święty człowiek fałszował swoje cuda. Do tego miał molestować seksualne młodych mężczyzn, a nawet gwałcić nieletnich chłopców. <br><br> Do dziś nie wyjaśniono, jaka była rola Sathyi Sai Baby w zbrodni, do której doszło w 1993 r. na terenie aśramu w Puttaparthi. Czterech jego wyznawców zadźgało nożami dwóch współmieszkańców, po czym zostali zastrzeleni przez policję. Na terenie świątyni dochodziło też do innych tajemniczych zgonów. Bezspornym faktem jest natomiast, że po śmierci tego miłującego ascezę guru w jego prywatnej kwaterze znaleziono 97 kg złota, 307 kg srebra i 115 mln rupii (około 1,8 mln dolarów) w gotówce. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej </span><span>Polub nas</span></div><iframe src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546" height="27" scrolling="no" frameborder="0" allowTransparency="true" ></iframe></div> Od złota inny guru Asumal Sirumalani Harpalani, znany jako Asaram Bapu, bardziej cenił niewieście wdzięki, choć z godną podziwu pokorą nie obnosił się ze swoją namiętnością. Oszustw też dokonywał, znaczna część jego aśramów powstała na terenach przejętych po sfałszowaniu aktów własności do ziemi.Asaram całym sobą zaangażował się w prostowanie kręgosłupów moralnych. Potępiał walentynki, które w jego opinii zachęcały „młodych ludzi do sprośności”. Osobliwie skomentował również głośną aferę gwałtu grupowego dokonanego na 23-letniej kobiecie w New Delhi, która potem zmarła. – Ofiara jest tak samo winna jak gwałciciele. Powinna wezwać brata napastnika i prosić, by tego nie robili. Zachowałaby godność, a może i życie – pouczał. <br><br> <b>Gwałtami wyganiał złe duchy</b> <br><br> Guru nie ograniczał się tylko do słów. Naprawę moralną wcielał w życie również czynem. W trosce o młodzież podjął się praktyki, którą jego wyznawcy nazywali „samarpan”. Sprowadzała się do gwałcenia nieletnich, żeby wygonić z nich „złego ducha”. Sprawa wyszła na jaw w 2013 r. po tym jak 72-letni wówczas Asaram dokonał gwałtu na 16-latce, córce swoich wyznawców. Ci, oceniwszy, że miało to niewielki związek ze służbą bóstwom, zgłosili sprawę służbom bezpieczeństwa. <br><br> Po zatrzymaniu Asarama przez policję doszło do zamieszek. Setki wyznawców zaatakowały ekipy telewizyjne i policję. Guru, który zachęcał co wiedzenia „pobożnego życia wolnego od seksualnych pożądliwości”, został skazany na dożywocie za gwałt. Nie pomogły zapewnienia przed sądem, że jest impotentem (czego badanie nie potwierdziło). Podczas procesu co najmniej troje świadków zostało zastrzelonych. <br><br> Razem z guru na 20 lat więzienia skazano dwóch jego pomocników. W ślady ojca najpewniej poszedł również jego syn Narayan Sai. Bynajmniej nie jeżeli chodzi o duchowe przewodnictwo. Także przeciwko niemu toczy się proces o gwałty. Nie udało się natomiast wyjaśnić sprawy rzekomej czarnej magii w gurukulach, szkołach Asarama, po tym jak zaczęli z nich znikać uczniowie, a potem odnajdywano ich okaleczone zwłoki. <br><br> Tak głupiego błędu, żeby oddać się w ręce władz jak Asaram, nie popełnił natomiast inny duchowy przywódca, Baba Rampal. Reinkarnacja boga Kabira, o którym jako najwyższym bóstwie miały rozpisywać się święte księgi Wedów, Biblia i Koran, został wezwany przed ziemski trybunał w tak prozaicznej sprawie jak morderstwo, pokłosie zamieszek między sektami. Do tego odpowiadał jeszcze za fałszerstwo w celu przejęcia ziemi pod aśramy, ale to, jak widać, raczej powszechna praktyka.Po tym jak w latach 2010-14 Rampal aż 42 razy nie stawił się na przesłuchania, w końcu do aśramu Satlok na wniosek sądu wysłano policję. Guru zabarykadował się wraz ze swoimi wyznawcami. Ci przekazali, że funkcjonariusze będą musieli zastrzelić 100 tys. osób, żeby dostać Rampala. Straszyli też koktajlami Mołotowa. <br><br> <b>Zabarykadowani w aśramie</b> <br><br> Do świątyni skierowano łącznie 20 tys. policjantów i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, którzy przy użyciu koparek dostali się do środka, ale sam guru zniknął. Znaleziono go dopiero po dokładnym przeszukaniu. Podczas kilkudniowej akcji śmierć poniosło pięć kobiet i 18-miesięczne niemowlę, rannych zostało 28 mundurowych. Przywódca został skazany na dożywocie. <br><br> Inny znany guru, Mahesh Kumar Jha, który przybrał imię Ashutosh, najpewniej nie splamił się podobnymi czynami. Ze spraw kryminalnych Ashutoshowi można zaliczyć co najwyżej obrażanie Sikhów, co doprowadziło do zamieszek między Hindusami a Sikhami, ale w porównaniu z bogatymi kartotekami innych guru nie jest to rzecz nawet godna wspomnienia. Mimo to z poprzednikami łączy go wspólny mianownik – ludzka naiwność. <br><br> O ile Ram Rahim, Nithyananda, Asaram czy Rampal na niej żerowali niczym wygłodniałe sępy, Ashutosh w swoim obecnym stanie jest skazany na wyznawców. Zmarło mu się bowiem w 2014 r. na zawał. Jego akolici, których szacuje się na 30 mln na całym świecie, nie pogodzili się jednak z diagnozą lekarzy. Są przekonani, że guru wprowadził się w stan samadhi, czyli głębokiej medytacji. Schowali zatem jego zwłoki do zamrażarki i po trzech latach sądowych batalii przyznano im prawo do trzymania ich tam. <br><br> Ciało Ashutosha jest czczone i pilnie strzeżone w aśramie na północy Pendżabu. Myli się ten, który pomyśli, że wyznawcy zrobili to, by zwłoki się nie zepsuły w gorącym i wilgotnym klimacie. Celem było zapewnienie guru warunków, jakie miał podczas duchowej podróży po Himalajach. W ujemnej temperaturze Ashutoshowi ma być łatwiej medytować, a jak się namedytuje, wróci na ten ziemski łez padół, ku powszechnej szczęśliwości. Ot, Indie.