Członkinie Kedywu AK zapisały wspaniałą kartę podczas okupacji i Powstania Warszawskiego. „Zośka”, „Parasol”, „Kiliński”, „Radosław” – o tych oddziałach Armii Krajowej dzielnie walczących w Powstaniu Warszawskim słyszał w zasadzie każdy. Wsławiły się wspaniałymi czynami, ale bohaterstwo było udziałem wszystkich jednostek, nieraz niesłusznie zapomnianych. Na ich tle wyróżnia się szczególnie oddział „Dysk”. Niewielki, ale wyjątkowy, bo złożony z samych kobiet. Wsławił się wieloma akcjami, głównie sabotażowymi. Mija właśnie rocznica udanej operacji o kryptonimie „Odwet kolejowy”, która zaowocowała wykolejeniem pięciu niemieckich pociągów. Sytuacja na okupowanych polskich ziemiach jesienią 1942 roku była bardzo trudna. O powstaniu przeciwko niemieckim okupantom nawet nie było co myśleć. Wiedząc, że III Rzesza koncentruje swoje siły na walkach w ZSRR, polskiemu podziemiu pozostawał sabotaż na głębokich tyłach. Optymalnym celem była infrastruktura, szczególnie kolejowa. <br><br> W nocy z 7 na 8 października oddziały saperskie Związku Odwetu przeprowadziły akcję „Wieniec”. Operacja miała na celu zniszczenie torów kolejowych na trasach wyjazdowych z Warszawy i zablokowanie tego kluczowego węzła komunikacyjnego. Zakończyła się powodzeniem – bez strat własnych wykolejono dwa parowozy, dwa wagony towarowe i jeden osobowy. <br><br> <b>Odpowiedzieli masakrą</b> <br><br> Niemcy byli wściekli i zareagowali w typowy dla siebie sposób – kolejną zbrodnią wojenną. 15 października rozstrzelali w Puszczy Kampinoskiej 39 więźniów Pawiaka, w tym również kobiety. Nazajutrz w okolicach torów kolejowych pod Warszawą powiesili kolejnych 50 więźniów. Sygnał był czytelny. Dowództwo AK szykowało własny odwet i taki też kryptonim otrzymała akcja – „Odwet kolejowy”. Cel był niezmienny – zablokowanie torów kolejowych w okolicach Warszawy. <br><br> Akcję zaplanował szef Związku Odwetu ppłk Franciszek Niepokólczycki „Teodor”. Poszczególne zadania przydzielił płci pięknej. Na odcinku Łuków-Łapiguz dywersję przeprowadziły Kobiece Patrole Minerskie, zaś na odcinkach Radom-Jedlnia i w okolicach Dęblina dwa patrole niedawno sformowanego Oddziału Dywersja i Sabotaż Kobiet („Dysk”). Pierwszy dowodzony przez Marię Jankowską „Margeritę” stanowiły Wanda Głuchowska „Justyna”, Anna Gajowniczek „Danusia”, Janina Stępińska „Janka” i Wanda Gertz „Lena”, drugim, w składzie Maria Niepokoyczycka „Marta” i Jadwiga Zakrzewska „Nika”, dowodziła Maria Zielonka „Zofia”.W okolicach Dęblina całonocną obserwację przeprowadziły „Zofia” i „Marta”. Notowały częstotliwość przejazdu składów i w końcu podłożyły miny – jedną z samoczynną zawleczką, drugą z zapalnikiem elektrycznym. „Po skończonym minowaniu »Zofia« kazała nam ruszać w drogę powrotną, sama poszła inną drogą. Wracałyśmy przez zaorane pola, droga była długa i ciężka. Omijałyśmy wsie, by nie alarmować mieszkańców szczekaniem wiejskich psów. Doczekałyśmy w zaroślach końca godziny policyjnej i bez przeszkód wróciłyśmy do Warszawy. »Zofia« wróciła później. Złożyła meldunek, że na naszych minach wykoleił się pociąg” – relacjonowała „Marta”. <br><br> Drugiemu patrolowi poszło równie gładko, choć kobiety musiały podkładać miny, kopiąc łyżkami stołowymi, które było łatwiej ukryć i wyrzucić niż saperki. „Ustalono, że pod torem zostaną podłożone cztery ładunki po 2 kg szeditu, a w odległości 50 m w kierunku Jedlni tzw. pułapka, działająca automatycznie pod ciężarem lokomotywy. (...) szedit, lonty, spłonki i zapalniki zawinięto w papier i rozdzielono pomiędzy uczestniczki akcji (...) które szczęśliwie dojechały do Radomia, a tam na punkcie kontaktowym przygotowały ładunki tak, aby łatwo je było umieścić w wykopie pod torami. O zmierzchu patrol wyruszył do lasku, w którym oczekiwać miał na moment wejścia do akcji” – odnotowała „Danusia”. <br><br> <b>Duży sukces</b> <br><br> Cała operacja zakończyła się sukcesem. Łącznie wykolejono pięć pociągów, zniszczono jeden most i uszkodzono inny oraz przerwano tory kolejowe w dwóch miejscach. Duży w tym udział miał „Dysk”. Kobiety udowodniły dowództwu Kedywu, że nadają się do udziału w akcjach bojowych. Były nie mniej skuteczne od mężczyzn, ale ich przewagą był fakt, że w odróżnieniu od nich nie były automatycznie podejrzane przez Niemców. <br><br> Wcześniej Wojsko Polskie nie brało pod uwagę służby kobiet. Ustawa z 1938 roku ograniczała przedstawicielki płci pięknej jedynie do szkolenia w ramach przysposobienia wojskowego kobiet. Prowadzono je w szkołach średnich. Po agresji III Rzeszy kobiety nie chciały jedynie móc służyć w formacjach pomocniczych. Wiele paliło się do bezpośredniej walki z Niemcami. Już wiosną 1940 roku komendant Związku Walki Zbrojnej płk dypl. Stefan Rowecki „Grot” zgłosił do rządu w Londynie wniosek o nowelizację ustawy, tak by kobiety mogły otrzymywać stopnie wojskowe.Wkrótce z inicjatywy dr Zofii Franio „Doktor” powstały Kobiece Patrole Minerskie. Później dowództwo nad kobiecymi jednostkami dywersyjnymi objęła por. Wanda Gertz „Lena”. Życiorysy obu tych wspaniałych kobiet to w zasadzie gotowe scenariusze filmowe. <br><br> Franio była internistką, która już kilka tygodni po wybuchu wojny działała w konspiracji, opiekowała się również osobami pochodzenia żydowskiego, za co w 1971 roku Instytut Yad Vashem uhonorował ją tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Uczestniczyła w wielu akcjach sabotażowych, zaś po wybuchu Powstania Warszawskiego dowodziła oddziałem minerek, który pomógł zdobyć gmach PAST-y. Produkowała też materiały wybuchowe dla powstańców i opiekowała się rannymi. <br><br> <b>Torturowana przez bezpiekę</b> <br><br> Po wojnie, od stycznia do listopada 1946 roku, angażowała się w działalność Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, w którym została szefem łączności i kolportażu w Zarządzie Obszaru Centralnego WiN. Po aresztowaniu przez MBP była poddawana torturom i skazana na 12 lat więzienia, wyszła na wolność na mocy amnestii w 1956 roku. <br><br> Co najmniej równie pasjonujące były losy Gertz, wychowującej się w domu powstańca styczniowego. W latach 1914-1916 w męskim przebraniu pełniła służbę w I Brygadzie Legionów Polskich pod nazwiskiem Kazimierz Żuchowicz. Na komisję zgłosiła się z obciętymi włosami, ale odmowa oględzin przez lekarzy spowodowała dekonspirację. „Obecny przy tej rozmowie pisarz wyraził przypuszczenie, iż jestem przebraną niewiastą. Trudno mi było zaprzeczyć. Trzeba było tylko prosić, aby nie odesłano mnie do domu” – wspominała po latach. Na jej szczęście nie została odesłana. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej </span><span>Polub nas</span></div><iframe src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546" height="27" scrolling="no" frameborder="0" allowTransparency="true" ></iframe></div> Walczyła również w wojnie polsko-sowieckiej, gdzie m.in. broniła Wilna, za co otrzymała Krzyż Virtuti Militari. „Porucznik Gertzowa sama jedna konno patrolowała dniem i nocą okolicę, wielokrotnie ostrzeliwana przez ukrytego w lasach nieprzyjaciela” – napisano we wniosku. To dzięki „jej energii dowództwo odcinka było zawsze dokładnie poinformowane o sytuacji” – wskazano.Po niemieckiej inwazji brała udział w obronie Warszawy i wkrótce po kapitulacji dołączyła do konspiracyjnej Służby Zwycięstwu Polsce, a następnie Związku Walki Zbrojnej i AK. W ramach Akcji „C” osobiście wykonała dwa wyroki śmierci na konfidentach Gestapo. <br><br> Wprawdzie nie trzeba było dodatkowej mobilizacji, ale i tak te dwie dzielne żołnierki porwały za sobą wiele kobiet. Członkinie „Dysku”, w większości uczestniczki przedwojennych szkoleń w ramach przysposobienia wojskowego kobiet, przechodziły specjalistyczne kursy obejmujące m.in. unitarkę, sabotaż, minerkę czy szkolenie medyczno-sanitarne. <br><br> <b>Rozliczne zadania</b> <br><br> Przed wybuchem powstania do ich głównych zadań należała m.in. obserwacja dworców kolejowych (kto udowodni, że młoda kobieta działa w konspiracji, a nie czeka na koleżankę?) i innych obiektów infrastruktury przed planowanymi akcjami, przygotowania w postaci przecinania kabli telefonicznych, w końcu podkładanie ładunków wybuchowych i wysadzanie torów. Ściśle współpracowały z batalionami „Zośka” i „Parasol” i brały również udział w akcjach małego sabotażu, takich jak niszczenie maszyn czy rozpylanie gazu w kinach („tylko świnie siedzą w kinie”). <br><br> Członkinie „Dysku” odpowiadały również za magazynowanie broni i organizowanie skrytek. To one dostarczały broń bezpośrednio na miejsce akcji bądź podrzucały do umówionych sklepów, kościołów, stołówek publicznych czy pralni. Po akcji odbierały broń i ją chomikowały. Nawet jeżeli nie wszystkie działania były bezpośrednim atakowaniem wroga, i tak wymagały nie lada odwagi i poświęcenia. <br><br> Szczególnie cennymi konspiratorkami były wywiadowczynie szkolone przez Aleksandra Kunickiego „Rayskiego” z dowództwa Kedywu AK. Do wywiadu „Parasola” oddelegowano z „Dysku” Ewę Płoską „Ewę”, która brała udział w rozpracowywaniu wielu niemieckich zbrodniarzy. Pomogła namierzyć m.in. uzależnionego od morfiny SS-Oberscharführera Franza Bürkla, sadystycznego zastępcę komendanta Pawiaka. Leon Wanat w książce „Za murami Pawiaka” wspominał, że esesman zmuszał więźniów do czołgania się po rozżarzonej hałdzie żużlu i popiołów. Inną jego rozrywką było w trakcie kąpieli puszczanie wrzątku, a po chwili lodowatej wody, co sprawiało, że osadzeni wyli z bólu.Zamach na Bürkla był jedną z najgłośniejszych akcji podziemia przed wybuchem powstania. Zlikwidowano go oraz kilku niemieckich żołnierzy na rogu Marszałkowskiej i Litewskiej, bez strat własnych. „Wiadomość o pomyślnym przeprowadzeniu akcji dotarła do Pawiaka. Więźniowie odetchnęli, że najgorszego sadysty nie ma, a jednocześnie ich postawa wobec straży niemieckiej zaczęła zmieniać się wraz z uświadomieniem sobie faktu, że posiadają teraz opiekunów poza murami więzienia” – odnotował Piotr Stachiewicz w książce „Parasol”. Niestety, w ramach odwetu za zabicie zbrodniarza Niemcy rozstrzelali ponad 30 osób. <br><br> <b>Namierzanie zbrodniarzy</b> <br><br> Kolejnym celem był SS-Hauptscharführer August Kretschmann, zastępca komendanta obozu koncentracyjnego Gęsiówka, który zginął trzy tygodnie później. Następnie „Ewa” pomogła rozpracować SS-Rottenführera Ernesta Weffelsa, innego sadystę, kierownika oddziału kobiecego na Pawiaku. <br><br> Cenioną wywiadowczynią była również Hanka Szarzyńska-Rewska „Renia”, która namierzała i brała udział w likwidacji m.in. płk. Erwina Groessera z sił policyjnych, odpowiedzialnego choćby za liczne łapanki. Jej najważniejszym zadaniem było rozpracowywanie i likwidacja SS-Brigadeführera i gen. mjr. policji Franza Kutschery, szefa SS i policji na dystrykt warszawski. Akcja ta odbiła się głośnym echem w całej okupowanej Europie. W namierzeniu tego rzeźnika oprócz „Reni” wzięły udział również m.in. Maria Stypułkowska-Chojecka „Kama” i Elżbieta Dziembowska „Dewajtis”. <br><br> Zdarzały się także nieudane akcje likwidacyjne, mimo dobrego rozpracowania konspiratorek z „Dysku”. Szczęście mieli m.in. SS-Standartenführer Ludwig Hahn, dowódca Gestapo w Warszawie, któremu życie uratowała przypadkowa zmiana regularnej trasy przejazdu, czy SS-Obergruppenführer Wilhelm Koppe, wyższy dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie, zastępca osławionego Hansa Franka. Generał został ranny i zdołał uciec. Obydwaj zbrodniarze przeżyli wojnę, pierwszy pod koniec życia spędził kilka lat w więzieniu, drugi nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie.W czerwcu 1944 roku w ramach przygotowań do powstania żołnierki z oddziału „Dysk” otrzymały rozkaz wyprodukowania i rozprowadzenia po kwaterach butelek zapalających z benzyną. 1 sierpnia w wyznaczonym miejscu zbiórki obok fabryki Telefunkena na ul. Mireckiego na Woli stawiły się 42 kobiety. Uzbrojone były słabo – jak wszyscy powstańcy – miały raptem 14 pistoletów i jeden ręczny karabin maszynowy oraz butelki z benzyną. <br><br> <b>Na pierwszej linii</b> <br><br> Do zadań oddziału walczącego w Zgrupowaniu „Radosław” należały przede wszystkim działania saperskie, łącznościowe, sanitarne, gospodarcze i obserwacyjne. Kobiety odpowiadały również za sygnalizację świetlną dla alianckich samolotów lecących z zaopatrzeniem oraz przyjmowanie zrzutów na cmentarzach. <br><br> Trzeba przyznać, że major Gertz, doświadczona okropnościami I wojny światowej, bardzo odpowiedzialnie dowodziła swoimi podkomendnymi, mając na uwadze przede wszystkim ich życie. W walkach zginęło względnie mało członkiń oddziału, bo 11, zaś 9 zostało rannych. To efekt licznych zakazów i obostrzeń wydanych przez Gertz. Mimo to dzielne serca paliły się do walki i część żołnierek uciekła do męskich oddziałów. <br><br> Szlak bojowy oddziału dowodzonego przez „Lenę” wiódł przez Wolę i następnie na Starówkę. Żołnierki kwaterowały na Mławskiej, Franciszkańskiej i Długiej. Po upadku Starego Miasta przeszły kanałami na Śródmieście, tam ranne i chore pozostały, zaś zdrowe zostały pokierowane przez „Zofię” na Czerniaków. <br><br> Po kapitulacji część dostała się do niewoli, chore i ranne zostały wywiezione wraz ze szpitalami, zaś reszta została zdemobilizowana i opuściła Warszawę z ludnością cywilną. Na ostatniej odprawie, tuż przed kapitulacją Czerniakowa, Gertz wypłaciła ocalałym kobietom żołd w wysokości 20 dolarów i 10 tys. zł (tzw. młynarek).<b>W niewoli</b> <br><br> Żołnierki, które dostały się do niewoli, trafiły do obozów jenieckich Lamsdorf-Mühlbe, Mohlsdorf i Blankheim. Po wyzwoleniu zostały wcielone do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Wiele nie zdecydowało się na powrót do Polski, w której stacjonowała Armia Czerwona. Dołączyły do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, w którym zaadaptowały się do życia „w cywilu”, niektóre wyemigrowały potem do USA i Australii. <br><br> Major Gertz została w Londynie, oceniając, że „w kraju nie odbywa się odbudowa, a przebudowa na rosyjską przybudówkę”. Los nie był dla niej łaskawy. Żyła w nędzy, obracając się w kręgach coraz bardziej skłóconej emigracji. Pracowała w kolejowej kuchni i nie chciała zapomogi. Umarła w 1958 roku na raka. Tuż przed śmiercią zażartowała w rozmowie z innymi emigrantami, że „będzie w Polsce przez nimi”. Faktycznie, dzięki staraniom towarzyszy broni, w 1960 roku jej prochy zostały sprowadzone do Warszawy i złożone na Powązkach, w kwaterze oddziału „Parasol”. <br><br> W uroczystości wzięło udział kilka żołnierek „Dysku”, które mimo wszystko zdecydowały się tuż po wojnie wrócić do Polski. Te, które ujawniły swoją wojenną przeszłość, były aresztowane przez komunistyczne służby, jak choćby dr Zofia Franio „Doktor”. Żadna jednak nie przestała marzyć o wolnej Polsce. <br><br> Trudno nie odnieść wrażenia, że bohaterstwo i poświęcenie członkiń oddziału „Dysk” wciąż czeka na należyte upamiętnienie. Skromne tablice na kościele Jana Bożego przy ul. Bonifraterskiej 12 i w wirydarzu przy kościele św. Marcina na ul. Piwnej to zdecydowanie za mało! <br><br> <i>Pisząc artykuł, korzystałem m.in. z opracowań na stronie Historia.org.pl i blogu „Kobiety i historia”.</i>