
„Wolałbym, żeby mój syn zginął w wypadku, niż był gejem”, „Ścierwo ziemi (o migrantach)” – nie są to wpisy internetowych trolli, a słowa polityka, który wkrótce – wszystko na to wskazuje – będzie rządził jednym z największych krajów świata. Jair Bolsonaro, zaatakowany niedawno podczas wiecu nożem, z łatwością wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich. Jest faworytem przed drugą i dowodem, że gdy skompromitowana władza nie ogląda się na obywatela, ten przyjmie wyciągniętą dłoń skrajnej prawicy.
W niedzielnych wyborach prezydenckich w Brazylii prawicowy polityk Jair Bolsonaro odniósł zdecydowane zwycięstwo, uzyskując 46,7 proc. głosów wobec...
zobacz więcej
Powiedzieć, że sytuacja na scenie politycznej w Brazylii jest dynamiczna, to nic nie powiedzieć. W kraju od lat trwa permanentny kryzys. Żeby nie sięgać zbyt głęboko, wybrany w 2003 roku socjalistyczny prezydent Luiz Inacio Lula da Silva zaczął kadencję od potrzebnych reform społecznych i gospodarczych. Kraj zaczął się rozwijać, ale pochodzący z nizin społecznych polityk miał słabość do blichtru i to wkrótce dało o sobie znać oraz pociągnęło trwający do dziś ciąg zdarzeń.
W 2014 roku wybuchła afera Petrobras, której osią było nielegalne rozszerzanie działalności przez brazylijskiego państwowego giganta naftowego. Dzięki łapówkom opanował wiele branż. Szybko śledczy prowadzący Operację Lava Jato (port. myjnia samochodowa) ustalili, że korupcja sięgała szczytów władzy. Brudne pieniądze brał i prał choćby przewodniczący Izby Deputowanych, czyli niższej izby parlamentu Eduardo Cunha (skazany na 15 lat więzienia), były przewodniczący Kongresu Renan Calheiros, ale też sam Lula.
Wyrok dla prezydenta
Prezydent szermujący hasłami walki z korupcją, przyjął łapówki w wysokości 3,7 mln reali (nieco ponad milion euro) od koncernu budowlanego OAS, w tym trzypoziomowy apartament w nadmorskim kurorcie. W zamian obiecał jej wygranie lukratywnego przetargu rozpisanego przez Petrobras. W lipcu ubiegłego roku 72-letni Da Silva został skazany 9,5 roku więzienia za korupcję. W styczniu sąd drugiej instancji podwyższył mu wymiar kary do 12 lat.
Wydawało się, że będzie to oznaczało koniec jego kariery politycznej, ale trzeba wziąć pod uwagę, że to Brazylia – kraj, w którym emocje często biorą górę nad zdrowym rozsądkiem. Lula, jak gdyby nigdy nicy, zamierzał wystartować w tegorocznych wyborach prezydenckich. Dopiero Sąd Najwyższy po długich bataliach nakazał mu stawienie się w więzieniu.
Po upadku Luli dzieła naprawy Brazylii podjęła się jego następczyni, Dilma Rousseff, w młodości opozycjonistka torturowana przez juntę wojskową. Ochrzczona mianem „Żelaznej Damy” obiecała zwalczenie korupcji, ale okazało się, że w jej gabinecie aż roi się od łapówkarzy. Śledczy odkrywali zamiłowanie do kopert kolejno o szefa jej gabinetu, ministrów: transportu, obrony, rolnictwa, sportu, pracy itd.
Brazylijska policja federalna wystąpiła do Sądu Najwyższego o wszczęcie śledztwa wobec urzędującego prezydenta Michela Temera. Zarzuca się mu...
zobacz więcej
Ludzie byli wściekli. Jak to bywa w takich przypadkach, wystarczył impuls i wyszli na ulicę. Tą iskrą była podwyżka cen biletów. Fala niezadowolenia rozlała się na cały kraj. Władzy wytykano wszystkie błędy, przede wszystkim gigantyczną korupcję w kraju, pauperyzację społeczeństwa i łożenie ogromnych kwot na infrastrukturę sportową (przygotowania do piłkarskich mistrzostw świata w 2014 roku i igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku) zamiast na potrzebne programy społeczne.
Kręcenie bicza
Mimo gwałtownego spadku poparcia, Rousseff została wybrana na drugą kadencję. Co ciekawe, sama na siebie kręciła bicz, podejmując dalsze działania oburzające opinię publiczną. Jednym z nich było wyznaczenie Luli, swojego mentora, na szefa swojego gabinetu politycznego, co zagwarantowałoby mu immunitet i pozwoliło uniknąć więzienia. Doszło do tego, że odwrócił się od niej koalicjant Michel Temer, którego dla zagwarantowania sobie większości parlamentarnej mianowała wiceprezydentem.
Piłeczka była po stronie Temera, który zdołał doprowadzić do impeachmentu Rousseff. Powodem wszczęcia procedury była niezwykle kreatywna księgowość przy domykaniu budżetu państwa i ukrywanie powiększającego się deficytu przy pomocy różnych sprytnych zabiegów. W tle były oskarżenia o wiedzę prezydent na temat gigantycznej korupcji organizowanej przez Petrobras przed wybuchem afery oraz brak działań mających na celu ograniczenie zjawiska. Na jej szczęście, przynajmniej na razie, nie ma postawionych żadnych zarzutów prokuratorskich.
W sierpniu 2016 roku Temer sięgnął po pełnię władzy, by po kilku tygodniach prokuratura oskarżyła i jego o korupcję oraz pranie brudnych pieniędzy. Śledczy ustalili, że na poczet kampanii wyborczej w 2014 roku miał przyjąć w marcu tego roku kwotę 1,43 miliona reali (około 300 tys. euro) od koncernu budowlanego Odebrecht powiązanego z Petrobrasem, zaś sama jego partia – 10 mln reali.
Jair Bolsonaro, skrajnie prawicowy polityk, faworyt wyborów prezydenckich w Brazylii, został w czwartek w trakcie kampanii w stanie Minas Gerais...
zobacz więcej
Izba Deputowanych (jedna trzecia parlamentarzystów ma zarzuty prokuratorskie) w ubiegłym roku dwukrotnie odrzuciła wniosek o pozbawienie Temera immunitetu i postawienie go przed Sądem Najwyższym pod zarzutem korupcji. Śledczy muszą czekać do przyszłego roku gdy prezydenta przestanie chronić immunitet.
Wygrana w cuglach
Wobec takich skandali nic dziwnego, że Brazylijczycy chcą mieć przywódcę niepowiązanego ze starym układem. W podatnym na działania populistów kraju wybór najpewniej padnie na przedstawiciela skrajnej prawicy Jaira Bolsonaro, który w cuglach wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich. Uzyskał 46,7 proc. głosów, zaś jego najgroźniejszy rywal – przedstawiciel lewicy Fernando Haddad – 28,37 proc. Początkowo miał być kandydatem na wiceprezydenta u boku Luli, ale gdy okazało się, że ten nie może startować, przekazał Haddadowi swoje poparcie, które – co ciekawe – nie było pocałunkiem śmierci.
Z Bolsonaro, byłym spadochroniarzem i nauczycielem wueufu, jednak pewien problem. Trudno jest określić w jakim stopniu przekonał wyborców swoimi hasłami dotyczącymi m.in. walki z przestępczością, a w jakim o jego sukcesie zdecydował... zamach, który przeprowadzono na niego podczas kampanii wyborczej oraz upadek Luli. Teraz wszystko zależy od tego, jak wielu pozyska wyborców, którzy na niego nie głosowali w pierwszej rundzie i tego jak mocno zmobilizuje się Haddad, wieszczący „koniec demokracji” w przypadku zwycięstwa rywala.
Czy faktycznie wybór jego prawicowego konkurenta będzie oznaczał dyktaturę, przekonamy się po 28 października, gdy odbędzie się druga tura. W każdy razie faworytem jest Bolsonaro, który już zdążył oskarżyć władze o oszustwo, twierdząc, że powinien otrzymać powyżej 50 proc. głosów. Choć już jest zwycięzcą, nie cieszył się nadto po ogłoszeniu wyników w pierwszej turze, tylko wezwał zwolenników do mobilizacji w kolejnej. To dość typowe zachowanie, ale sam już takim typowym politykiem nie jest.
Można zaryzykować twierdzenie, że we współczesnych czasach podobnego oryginała, który zaszedłby tak dalego, jeszcze nie było. A przecież mówimy nie o jakiejś republice bananowej, a ponad 200-milionowym kraju. Brazylia ma siódmą gospodarkę świata i największą gospodarkę w Ameryce Południowej. Jest wprawdzie zaliczana do rynków wschodzących, ale według niektórych analiz może w przyszłości stać się czwartą co do wielkości gospodarką świata, po Chinach, Indiach i Stanach Zjednoczonych.
Zgodnie z oczekiwaniami kandydatem na prezydenta Brazylii z ramienia Partii Pracujących (PT) został mianowany były burmistrz São Paulo Fernando...
zobacz więcej
Żołnierz Hitlera
Jair Messias Bolsonaro to polityk rozpalający ogromne emocje także poza Brazylią, ale nie tylko jego sukces robi wrażenie. Ciekawa jest również jego droga na szczyt. Warto ją prześledzić. Urodził się 21 marca 1955 roku w mieście Glicério w stanie Sao Paulo w rodzinie Perciego Geraldo Bolsonaro i Olindy Bontur. Jego potomkowie są pochodzenia niemieckiego i włoskiego. Raz stwierdził, że jego pradziadek był „żołnierzem Hitlera” oraz że „nie miał wyboru – musiał walczyć albo by zginął”. Dokładnie nie wiadomo, co to oznacza, ale może faktycznie tak było.
Kończąc kwestię życia osobistego, należy wspomnieć, że doczekał się piątki dzieci z trzeba żonami. Ma trzech synów z pierwszą żoną Rogérią Bolsonaro, kolejnego z Aną Christiną oraz córkę z Michelle de Paula Firmo Reinaldo Bolsonaro, z którą wziął ślub w 2013 roku. Uprzedziwszy nieco fakty, warto dodać, że Michelle była zatrudniona w biurze polityka, już wówczas członka Kongresu, i w krótkim czasie jej pensja wzrosła trzykrotnie. Najwyższy Sąd Federalny orzekł, że to nepotyzm i Bolsonaro musiał zwolnić ukochaną. Takie działanie naturalnie nie przyniosło mu chluby, ale jeszcze raz trzeba wziąć poprawkę, że to Brazylia, gdzie ojczyznę doi jak może w zasadzie każdy polityk i urzędnik.
Podczas nauki w liceum dostał się do szkoły przygotowującej do służby w armii i wysłano go do uczelni wojskowej Academia Militar das Agulhas Negras, brazylijskiego West Pointu, którą ukończył w 1977 roku. Krótko służył w jednostkach spadochronowych. Przełożeni opisywali go jako żołnierza „ambitnego i agresywnego”. Następnie jako zawodowy żołnierz służył w artylerii. Dosłużył się rangi kapitana, ale dalszą karierę powstrzymał jego niewyparzony język.
W 1986 roku udzielił wywiadu magazynowi „Veja”, w którym narzekał na niskie zarobki w wojsku. Zarzucił też dowództwu, że zwalnia oficerów z przyczyn ekonomicznych, a nie – jak to powinno mieć miejsce – jedynie w przypadku „zachowań będących odchyleniami”. Skończyło się na reprymendzie. Na scenę polityczną wkroczył z hukiem. Jeszcze większy huk byłby, gdyby zrealizował swój plan, który zarysował rok później w skeczu dla tego samego magazynu. Zasugerował w nim zbombardowanie Academia Militar das Agulhas Negras. Gdy ustalono, kto za tym stoi został skazany na 15 dni aresztu. Wyszedł dzięki apelacji.
Jair Bolsonaro, kandydat skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich w Brazylii, który 6 września doznał poważnych ran kłutych w wyniku ataku...
zobacz więcej
Kapitał początkowy
W kręgach wojskowych i prawicowych, niezadowolonych ze zmian w kraju po upadku rządzącej ponad 20 lat junty, nazwisko Bolsonero zaczęło cieszyć się popularnością. To był dobry kapitał początkowy w karierze politycznej. Pierwszym szczeblem było dostanie się w 1988 roku do rady miasta Rio de Janeiro z ramienia Chrześcijańskiej Partii Demokratycznej. Dwa lata później został już kongresmenem. W Kongresie zasiada nieprzerwanie od tego czasu, zaś w wyborach w 2014 osiągnął najlepszy wynik w Rio – otrzymał 464 tys. głosów.
Jak to polityk, często zmieniał przynależność partyjną. W końcu – już z myślą o tegorocznych wyborach prezydenckich – dołączył do Socjalno-Liberalnej Partii. Potrzebował ugrupowania, w którym mógłby samodzielnie decydować o jego obliczu i mieć własne zaplecze polityczne. Po transferze partia natychmiast zmieniła swój charakter z liberalnego na zdecydowanie prawicowy – nacjonalistyczny i konserwatywny. Brazylia...
Pierwsze sondaże dawały Bolsonaro kilkuprocentowe poparcie. Był osobliwym dodatkiem, ciekawostką, media skupiały się natomiast na przepychankach prawnych, czy były prezydent Lula może wystartować w wyborach oraz jego osobliwymi zachowaniami. Gdy Sąd Najwyższy nie chciał wyrazić zgody na jego start i nakazywał mu stawienie się w więzieniu, gdzie ma odsiedzieć wyrok 12 lat za korupcję i pranie pieniędzy, wraz ze zwolennikami zabarykadował się w siedzibie związku zawodowego metalowców w Sao Paulo. Brazylia!
Następcą odwołanej z urzędu Dilmy Rousseff został pełniący dotąd obowiązki prezydenta Brazylii Michel Temer. W środę zaprzysiężono go w Kongresie. ...
zobacz więcej
Nie obietnice wyborcze zdecydowały jednak o jego wysokim zwycięstwie w pierwszej turze wyborów. Pierwszy gwałtowny wzrost poparcia nastąpił w kwietniu po aresztowaniu Luli. Został wówczas liderem sondaży, ale oznaczało to około 22 proc. poparcia, zaś stawka była wówczas wyrównana i nie gwarantowało to Bolsonaro, że dostanie się do drugiej tury.
Atak nożownika
Wówczas nastąpił przełom numer dwa, znacznie mniej spodziewany. 6 września podczas wiecu wyborczego w mieście Juiz de Fora, leżącym około 200 km na północ od Rio w stanie Minas Gerais, został trzykrotnie raniony w brzuch nożem. W stanie ciężkim trafił do szpitala. Miał przebite płuco, uszkodzoną wątrobę, część jelit i stracił wiele krwi. Lekarze przyznali, że walczył o życie, ale dość szybko się wylizał.
Sprawca ataku został aresztowany. Policja oświadczyła, że to Adelio Bispo de Oliveira, były członek partii Socjalizm i Wolność. Nożownik pochodził z kręgów lewicowych, ale nie można powiedzieć, że za cel obrał sobie Bolsonaro tylko dlatego, że reprezentuje on nurt określany jako skrajna prawica. Oliveira szczerze nienawidzi również obecne centrolewicowe władze, czemu często dawał wyraz w mediach społecznościowych.
Po około miesięcznym pobycie w szpitalach polityk wrócił do domu, ale dalej nie mógł brać udziału w kampanii. Mimo to był pierwszym rozgrywającym, zamach przysporzył mu nowych zwolenników. W wielu stanach organizowano wiece poparcia, zręcznie grano kartą męczeństwa bohatera walki z establishmentem oraz oczekiwaniami wyborców chcących nowego przywódcy, niepowiązanego ze znienawidzonymi układami polityczno-korupcyjnymi. Fakt, że przez 30 lat Bolsonaro zasiadał w Kongresie nie miał znaczenia. Oczywiście mobilizują się również przeciwnicy, głównie kobiety, dojdziemy dlaczego. Organizowane są marsze, których głównym hasłem jest „Ele nao!”, czyli „Tylko nie on!”.
Skąd taka niechęć części wyborców, którzy przecież również w zdecydowanej większości nie są zatwardziałymi zwolennikami Luli, Rousseff, Temera i ich popleczników? W tym przypadku decydują zdecydowane poglądy Bolsonaro, który przez lata nie gryzł się w język i wygłaszał opinie co najmniej kontrowersyjne. Obrażał kobiety, mniejszości seksualne, migrantów. Coś pomiędzy Donaldem Trumpem, a prezydentem Filipin Rodrigo Duterte. Media ochrzciły go nawet mianem „brazylijskiego Trumpa”.
Przewodniczący sądu apelacyjnego zarządził, że były prezydent Brazylii Luiz Inacio Lula da Silva pozostanie w więzieniu. Werdykt ten wydał po...
zobacz więcej
Homofob
Bolsonaro opowiada się przeciwko legalizacji małżeństw oraz związków jednopłciowych i jest w związku z tym oskarżany o homofobię i zachęcanie do przemocy. „Nie byłbym w stanie pokochać syna geja. Nie chciałbym wyjść na hipokrytę, ale wolałbym, żeby prędzej zginął w wypadku niż miał się pojawić z wąsaczem (jak określa homoseksualistów – przyp. red.)” – oświadczył w wywiadzie dla „Playboya” w czerwcu 2011 roku.
„Nie chcę z tym walczyć, ani nikogo dyskryminować, ale jakbym zobaczył dwóch mężczyzn całujących się na ulicy, to bym im przywalił” – oświadczył w 2002 roku. Pochwalił się również, że nie grozi mu, iż jego dzieci będą się spotykały z osobami homoseksualnymi albo czarnoskórymi, gdyż „bardzo dobrze je wychował”. W publicznym wystąpieniu w kwietniu ubiegłego roku pochwalił się czwórką synów i stwierdził, co odebrano za seksizm, że swoje piąte dziecko – córkę – począł „w chwili słabości”.
W rozmowie z brytyjskim aktorem i zdeklarowanym homoseksualistą Stephenem Fry'em przeprowadzonej w ramach reportażu dla BBC powiedział również, że „żaden ojciec nie jest dumny z homoseksualnego dziecka” oraz, że „Brazylijczycy nie lubią homoseksualistów”. Przy innej okazji wyraził przekonanie, że dziecko adoptowane przez parę homoseksualną będzie przez nią molestowane. Dał również radę rodzicom, których pociechy przejawiają skłonności homoseksualne. – Jeżeli wasze dziecko zaczyna się zachowywać jak gej, weźcie bicz i zmieńcie jego zachowanie – zachęcał w wywiadzie dla dziennika „Folha de S.Paulo”.
Ogromne kontrowersje wzbudził również w 2016 roku podczas debaty w Kongresie. Bolsonaro zasugerował, że nieletni powinni być traktowani jak dorośli, jeżeli popełnią najcięższe zbrodnie, jak morderstwo czy gwałt. Była minister ds. praw człowieka Maria do Rosário nazwała go„gwałcicielem”.
Za brzydka na gwałt
Sprowokowany odpowiedział: „Ona nie zasługuje na to, żeby ją zgwałcić, bo jest bardzo brzydka. Nie jest w moim typie, nigdy bym jej nie zgwałcił. Nie jestem gwałcicielem, ale gdybym nim był, to bym jej nie tknął, bo na to nie zasługuje”. Sprawa trafiła do sądu i po kolejnych instancjach nawet do Sądu Najwyższego. Politykowi groziło od 3 do 6 miesięcy więzienia i grzywna. Skończyło się na samym odszkodowaniu dla Rosário w wysokości 10 tys. reali (około 2,5 tys. euro).
Upadek Roberta Mugabego w Zimbabwe nie musi być znakiem czasów oznaczającym kres dyktatur. Wydawało się, że cezurą będzie rozpad ZSRR, który...
zobacz więcej
Zwolennik tradycyjnych wartości rodzinnych ocenił także w 2015 roku w wywiadzie dla „Zero Hora”, że mężczyźni powinni zarabiać więcej od kobiet, ponieważ kobiety zachodzą w ciążę, a płatny urlop macierzyński „uderza w produktywność pracy”. Ocenił również, że ciężko być biznesmenem w Brazylii, kiedy jest tyle praw chroniących pracowników.
Bolsonaro wywołał również kontrowersję, sugerując, że należy sterylizować osoby ubogie, które – dowodził – są nie dość wyedukowane, żeby zrozumieć politykę planowania rodziny. – Nie ma sensu mówić o edukacji, gdyż większość z tych ludzi nie jest gotowa do otrzymania wykształcenia, zaś sami nie będą się edukować. Tylko kontrola narodzin może ochronić nas przed tym chaosem – oświadczył w 2008 roku.
Nie można powiedzieć, że polityk odwraca się od problemów społecznych, choć jego obserwacje budzą grozę wśród osób o liberalnych poglądach. – Odwiedziłem quilombolę (osadę potomków niewolników z Afryki – przyp. red.) w Eldorado Paulista. Najlżejszy osobnik ważył 7 arrobas (około 80 kg – przyp. red.). Oni tam nic nie robią. Nie nadają się nawet do prokreacji – oświadczył podczas jednej z konferencji, co zaraz odebrano jako rasizm.
Gloryfikacja junty
Swoje poglądy na temat migracji streścił natomiast we wrześniu 2015 roku, gdy Europa zaczęła się zmagać z gigantycznym kryzysem migracyjnym. – To ścierwo ziemi (uchodźcy – przyp. red.) pojawia się w Brazylii, jakbyśmy nie mieli własnych problemów – wypalił. Być może największe kontrowersje wzbudza jednak wypowiedziami na temat junty, podczas rządów której – jak wynika z ostatnich badań – zamordowano 191 osób, 243 „zniknęły”, zaś tortury były na porządku dziennym.
Historia to wciąż niezabliźniona rana nie tylko w Brazylii, ale też innych państwach Ameryki Południowej. Bolsonaro wielokrotnie natomiast opisywał ten okres w dziejach ojczyzny jako „chwalebny”. Owszem, oznaczał wzrost gospodarczy – i na to przede wszystkim zwraca uwagę – ale chwali też zbrodnie dokonywane przez reżim.
Polityczne trzęsienia ziemi w krajach Ameryki Południowej są ostatnio na porządku dziennym, a wszystko za sprawą... miejscowych prezydentów. W...
zobacz więcej
W maju 1999 roku przyznał, że jest „zwolennikiem tortur”. – Błędem dyktatury było to, że torturowała, a nie zabijała – stwierdził zaś w 2016 roku na antenie radia Jovem Pan, co było rozwinięciem wcześniejszych słów, które wypowiedział w telewizji Bandeirantes. – W czasach dyktatury powinni zastrzelić 30 tys. skorumpowanych ludzi, począwszy od ówczesnego prezydenta Fernando Henrique Cardoso. Byłaby to wielka korzyść dla narodu – przekonywał.
Hołd dla mordercy
Publicznie wychwalał również pułkownika Carlosa Alberto Brilhante Ustrę, byłego szefa wywiadu wojskowego, któremu przypisuje się zamordowanie co najmniej sześciu torturowanych przez siebie osób. Właśnie jemu złożył hołd, gdy głosował za wnioskiem o impeachment Dilmy Rousseff, która sama była ofiarą tortur w czasach junty. Wyraził również przekonanie, że reżim Augusto Pinocheta, odpowiedzialny za śmierć co najmniej 3 tys. osób, „powinien zabić więcej ludzi”.
W latach 90., gdy na dobre zaczynał karierę polityczną, roztoczył również wizję swojej ewentualnej prezydentury. – Nie mam wątpliwości, przeprowadziłbym pucz już pierwszego dnia! Jestem pewien, że co najmniej 90 proc. Brazylijczyków, by się zgodziło, a nawet by wiwatowało. Dzisiejszy Kongres nie nadaje się do niczego, potrafi tylko popierać prezydenckie projekty. Jeżeli prezydent jest on jedyną osobą podejmującą decyzje i śmieje się z Kongresu, to zorganizujmy pucz i zróbmy dyktaturę! – przekonywał.
Nic dziwnego, że Jair Bolsonaro wywołuje ogromne emocje w Brazylii. Być może po ewentualnym zwycięstwie stonuje wypowiedzi i powstrzyma się przed wcieleniem w życie swoich najbardziej radykalnych pomysłów. Z pewnością natomiast jeżeli zostanie wybrany na prezydenta, na ulice wyjdą miliony ludzi – zarówno jego zwolenników jak i przeciwników. Jest jednak jedna rzecz, która ich łączy. To przekonanie, że Brazylia potrzebuje zmian.