Jakub Kochanowski to przyszłość reprezentacji Polski. Ma 24 lata i od kilku sezonów pozostaje filarem czołowych polskich klubów. Po udanych występach w Lidze Narodów, Jakub Kochanowski chce udowodnić, że numerem jeden może być również w reprezentacji Polski. Nikola Grbić potrzebuje środkowego jego pokroju. Czy stanie na wysokości zadania? Dotąd w życiu wszystko mu wychodziło... To temat, za jakimi dziennikarze nie przepadają. Trzeci, czwarty telefon, kolejna rozmowa, kolejny kolega, mama, trener... Same superlatywy. Dobre słowa. Że niezwykłe dojrzały, nie tylko jak na swój wiek, że profesjonalista pełną gębą, że bardzo pracowity, że właściwie nie ma w jego grze mankamentów. <br /><br /> Rozmówców trzeba było wręcz błagać na kolanach o coś, co sprawi, że opowieść o Jakubie Kochanowskim nie będzie wyłącznie laurką. Daniel Pliński, były reprezentant Polski, który spędził z nim dwa ostatnie lata w Olsztynie, wymyślił w końcu, że Kuba nie najlepiej podbija palcami, że musi jeszcze trochę popracować nad przyjęciem piłki dołem, ale w sumie „już od dawna zostaje po treningach, by to robić, więc pewnie i tę wadę zaraz wyeliminuje”. <br><br> Poza tym – bałaganiarz. To dorzuciła mama, pani Iwona, dodając jednak od razu, że zdarza mu się to tylko w czasie wakacji, gdy ma wolne, więc nikt się nie czepia. <br /><br /> I tyle. <br /><br /> – Ten chłopak jeszcze właściwie niczego w życiu nie przegrał. Ze swoim rocznikiem wygrali 48 meczów z rzędu, w Olsztynie jako 20-latek został liderem zespołu, który skończył sezon na czwartym miejscu. Jego życie, jego kariera to przecież pasmo sukcesów – tłumaczy nam Michał Żurek, do niedawna klubowy kolega Kochanowskiego. <br><br> – Nawet jeśli dochodziło do jakichś mniejszych czy większych spięć, nawet jeśli z kimś się pokłócił, może nawet kogoś obraził, to gdy się wygrywa, po jakimś czasie wszystko wrzuca się do worka pod tytułem „cementowanie zespołu”, „budowanie drużyny z charakterem” i tym podobnych. <br /><br /> – Nade wszystko: to jest naprawdę fenomenalny gość. Gdyby spytać, ilu on ma znajomych... Ja taki nie jestem, nie mam w każdym otoczeniu całego wianuszka przyjaciół, a on, gdzie się nie pojawi, to niemal od razu wzbudza sympatię. Trudno o takich ludziach wypowiadać się źle – wyjaśnia Żurek. <center><br /> ***</center>Przyszedł na świat 17 lipca 1997 r. w Giżycku. Mama – niegdyś siatkarka, później nauczycielka wychowania fizycznego – zapewnia, że nie od razu wymarzyła synowi karierę sportową. – Gdy rodzi się pierwsze czy drugie dziecko, to nie ma takich myśli w głowie. Jest się pochłoniętym wychowaniem, zwykłym życiem... Prostymi sprawami. <br /><br /> Kuba od małego wykazywał się ponadprzeciętną sprawnością. Biegał, skakał, huśtał się na framugach. Jego idolem był... Spiderman. – To też dużo mówi, że utożsamiał się z kimś tak zwinnym, skocznym. W końcu uznałam, że musi iść w stronę sportu. No bo jeśli nie sport, to co? Gdzie znajdzie lepsze ujście całej tej energii? – zastanawia się pani Iwona. <br /><br /> Wybór nie od razu padł na siatkówkę. Zaczęło się od pływania. Chodził, lubił, radził sobie dobrze. – Długie ręce, wysoki... Teoretycznie wszystko pasowało. No ale widziałam potem, że coś jest nie tak, że takie pływanie od ściany do ściany to chyba nie jego bajka, że się nudził. Potem było aikido. Dwa lata trenował; fajnie, usprawnił się, dużo mu to dało, ale to wciąż nie było to – wylicza. <br /><br /> – To samo z piłką. Bardzo był zdeterminowany, dojeżdżał rowerem na stadion, pilnował się, grał na tej bramce, ale po jakimś czasie doszedł do wniosku, że w sumie go to nudzi, że nie może się wykazywać, że tylko stoi i stoi... Wtedy wyczułam swoją szansę. Szczęśliwie się złożyło, że zajęcia na sali zaczął prowadzić mój kolega, Darek Pachucki. Powiedziałam do Kuby: chodź, pokażę ci, co to jest ta siatkówka. Poszedł. I został. <center><br /> ***</center>Gdy miał 13 lat, opuścił rodzinny dom i wyprowadził się do Olsztyna. – Nie była to łatwa decyzja, długo się z mężem nad tym wszystkim zastanawialiśmy. No ale raz, że to tylko Olsztyn, niedaleko, w razie kryzysowej sytuacji można szybko zareagować, a dwa, że, cóż, musiał spróbować. Rozmawiałam z Maćkiem Rejznerem, tamtejszym trenerem, który go zresztą w Giżycku wypatrzył, kto go przypilnuje z nauką, no i w ogóle, jak to wszystko będzie. On mi wytłumaczył, że na naukę jest zawsze czas, a w sporcie, jak się przegapi „swój” moment, to trudno będzie wrócić, nadrobić... Nie było łatwo, tęskniłam, ale co począć? <br><br> Że podjęli dobrą decyzję, państwo Kochanowscy przekonali się niedługo później. – Druga klasa gimnazjum, mistrzostwa Polski młodzików w Kobyłce. Wtedy pierwszy raz widziałam na żywo tę drużynę. Wcześniej zawsze coś wypadało: a to praca, a to trzeba było zająć się córką (Kuba ma dwa lata straszą siostrę, Kasię – dop. red.), a to jeszcze inne obowiązki... On tam został wybrany MVP, pierwszy raz dostał jakiś indywidualny tytuł. Przyszedł do mnie i zobaczyłam błysk w jego oku. Nie powiedział: „mamo, to jest to, będę grać w siatkówkę przez długie, długie lata!”, ale nie musiał. Widziałam to w nim – wspomina pani Iwona.<center> ***</center><br> Kolejny przystanek: Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Spale. Trzy lata liceum, odludzie, wkoło tylko las, hala i inne obiekty treningowe. – To go w pewnym sensie ukształtowało. Najtrudniejszy wiek, dojrzewanie, dzieci sięgają po różne rzeczy, a on spędzał ten czas trenując. No i cały czas mieli go na oku odpowiedni, kompetentni ludzie. <br><br> Nikt nad Kubą z batem stać jednak nie musiał. – Jak był mały, to nie był łatwy w wychowaniu. Zawsze miał mocny charakter, od początku chciał stawiać na swoim, miał jakieś cele, dążył do nich... Ale to tyle. Żadnych wielkich problemów z nim nie miałam. Raz ktoś zadzwonił, któryś z trenerów, już w Spale, że jest bałagan w jego pokoju, że czegoś tam nie dopilnował. Poza tym: nic. W całym życiu może ze dwa razy się z kimś pobił, kogoś popchnął, to się oczywiście zdarza, nie róbmy z niego świętego. Natomiast w domu nigdy nie widziałam, żeby krzyczał, żeby wpadł w jakąś furię czy tracił nad sobą kontrolę. Każdemu życzę takiego dziecka. <center><br> ***</center>Gdy miał 19 lat, z SMS-u Spała trafił do Indykpolu AZS Olsztyn. Mniej więcej w tym samym czasie w klubie pojawił się Daniel Pliński. O doświadczonym środkowym, wówczas dwa razy starszym od Kochanowskiego, mówi się, że został dla grupy młodszych siatkarzy opiekunem, mentorem. <br><br> – Ja?! Ja to mogę być dla niego co najwyżej mentorem w autobusie powrotnym, a nie na boisku – żartuje. – Proszę mi wierzyć, on przychodził jako nastolatek, ale był „gotowym” zawodnikiem. Grał, jakby miał 29-30 lat, podobnie z mentalnością. U tego chłopaka wszystko było od razu na swoim miejscu. <br><br> – Jeśli w czymś mu pomogłem, to ewentualnie w nauce tzw. ekonomii ruchu. O, tu mu się przydałem. Kubuś zawsze dawał z siebie wszystko, aż za dużo, co nie jest oczywiście wadą, żadną negatywną cechą. Ja tylko wyjaśniłem mu, że nie w każdą akcję, szczególnie na treningach, musi wkładać sto procent mocy, bo inaczej się „zajedzie”. <br><br> – Daniel jest zbyt skromny – przekonuje Marcin Mierzejewski, II trener zespołu. – Uważam, że Kuba wyniósł z gry z nim bardzo dużo, szczególnie jeśli chodzi o zachowanie na parkiecie, przede wszystkim podczas meczów. Chłodna głowa, podejście do konkretnych sytuacji – tu wsparcie, rady Plińskiego były nieocenione. Nie tylko dla Kochanowskiego.<center> ***</center><br />„Fantastyczny”, „dojrzały”, „fenomenalny”, „świetny” – i jako siatkarz, i jako człowiek. Kogokolwiek by zapytać, każdy chwali 21-letniego środkowego. – Bo gdy ktoś potrzebuje pomocy, jakiegoś wsparcia, on zawsze jako jeden z pierwszych wyciąga rękę. Poza tym jest bardzo kontaktowy, lubi ludzi, stara się dobrze żyć ze wszystkimi – tłumaczy Mierzejewski. <br /><br /> – Gdy trafił do Olsztyna, wiedziałem, że to kapitan tej słynnej drużyny, co to wszystko wygrywa – wspomina Żurek. – Nie robiło to na nas wielkiego wrażenia, bo wielu już było uzdolnionych młodzieżowców, którzy potem przepadali na wyższym poziomie. Sam miałem w swoim roczniku takich kolegów. To, czym Kuba nas „zdobył”, to jego podejście do pracy, charakter... Szybko zrozumieliśmy, czemu był tym kapitanem: niezwykle dojrzały, świadomy, bardzo ambitny. Gdy coś mu na treningu nie wychodziło, to zaciskał zęby, zostawał dłużej i pracował do skutku. Rzadko spotyka się takie cechy u nastolatka. <br /><br /> – Każdy, prawie każdy młody zawodnik wpada w coś, co nazywam „kominami”. Jak coś nie idzie, to zaczyna sobie za dużo wmawiać, dopowiadać, nakręcać się w złym kierunku, a to z kolei skutkuje wahaniami formy. A on ma taki spokój, taką pewność siebie, że przez cały czas gra na równym, wysokim poziomie. Jest bardzo stabilny – wyjaśnia Żurek. <br /><br /> Że syn przerasta rówieśników, pani Iwona zorientowała się dość szybko. – W szkole podstawowej miał oczywiście kolegów w klasie, bawili się, wygłupiali, ale już wtedy widać było, że interesują go trochę inne sprawy. Bardzo wcześnie zaczął zadawać się z rok czy dwa lata starszymi, miał z nimi więcej wspólnych tematów. <br /><br /> – Sport uczy pokory, sport wychowuje. Przecież już gdy miał 14 lat, mieszkał sam, musiał sam sobie zrobić pranie. To niby drobiazgi, ale już wtedy zaczynał rozumieć, że jeśli odpowiednio tego nie zaplanuje, nie przypilnuje, to pójdzie na trening w brudnych skarpetach. Nauczył się odpowiedzialności. To wszystko było dla niego przyspieszonym kursem dojrzewania. <br /><br /> – Widać, że on wie, czego chce. Podoba mi się, że nigdy nie szuka głupich wytłumaczeń. Wielu młodych zawodników, zresztą nie tylko młodych, cały czas powtarza: „a ja nie wiedziałem...”, „a ja myślałem, że...”. Stoją, rozkładają ręce i robią głupie miny. U Kuby nie ma sytuacji, że miał stać w innej strefie, piłka tam pójdzie, trener krzyczy, a on z tym całym „a ja myślałem...”. Jak coś zrobi źle, to o tym wie. Jak coś zrobi dobrze, też wie. Pomimo młodego wieku, jest bardzo świadomy siatkarsko – chwali młodszego kolegę Pliński. <center><br /> ***</center>Mistrzostwo Europy i świata kadetów, mistrzostwo Europy i świata juniorów, 48 meczów z rzędu bez porażki – reprezentacja Polski rocznika 1997 to ewenement na skalę światową. Kochanowski był nie tylko jej kapitanem, ale i najlepszym zawodnikiem. Prawdziwym liderem. <br /><br /> – Siedziałam na trybunach w Brnie, gdy grali ten emocjonujący półfinał z Brazylią – wspomina mama. – W pewnym momencie już prawie zeszłam na zawał, a on, jak gdyby nigdy nic, potrafił zgarnąć wszystkich tych chłopaków, zebrać do kupy i jakoś zarazić spokojem. Byłam bardzo dumna. <br /><br /> Polacy wygrali ten mecz 3:2, w finale łatwo ograli Kubę (3:0). Kochanowski został MVP turnieju. – Wyszło takie trochę spięcie klamrą. Zaczynał granie w siatkówkę w gimnazjum, został w Kobyłce najbardziej wartościowym zawodnikiem, no i kończył wiek juniora też jako MVP – cieszy się pani Iwona. <br /><br /> Przejście do dorosłej kadry nastąpiło szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Selekcjoner Ferdinando De Giorgi włączył go do składu już na mistrzostwa Europy, które rozpoczęły się niecałe dwa miesiące później. Młody środkowy miał jednak świadomość swojej roli. <br><br> – Znalazłem się w tej grupie, bo wielu innych graczy na mojej pozycji miało kontuzje lub rezygnowali z kadry ze względów osobistych. Miałem dużo szczęścia – tłumaczył w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”. <br /><br /> Po udanym sezonie w barwach Indykpolu AZS Olsztyn, Kochanowski do Bułgarii poleciał już jako „pełnoprawny” reprezentant, poważny kandydat do pierwszej szóstki. Jeśli przed turniejem trener Vital Heynen wahał się, czy postawić na niego, czy na Mateusza Bieńka, odpowiedź dostał bardzo szybko. W trzecim secie meczu z Iranem, przy stanie 20:22, Kuba wszedł na zagrywkę i walnie przyczynił się do zdobycia przez Polaków sześciu punktów z rzędu. Również w kolejnym spotkaniu, z Bułgarią, dobrym serwisem czy blokiem pomagał wychodzić z trudnych sytuacji. Znów: pokazał wielki spokój i dojrzałość. <center><br /> ***</center>– Skoro taki grzeczny, dojrzały, „idealny”, to może się wydawać, że jest nudziarzem. Ale nie, to bardzo kontaktowy, uśmiechnięty człowiek – wyjaśnia Mierzejewski. <br /><br /> – Gdy do nas „wjechał”, właściwie od razu znalazł nić porozumienia ze wszystkimi dookoła. I ze mną, dziesięć lat starszym, i z „Pliną”, który mógłby być jego ojcem. To dużo mówi o tym, jakim jest człowiekiem – uważa Żurek. <br /><br /> Hobby? – Najpierw wszyscy opowiadali, że czyta fantastykę, że nie odrywa się od „Wiedźmina”, a teraz, że giełda, inwestycje, że go zaraziłem... Owszem, jestem takim trochę „dobrym duchem”, staram się tłumaczyć młodym zawodnikom, żeby mądrze lokowali swój kapitał, żeby pobawili się w nieruchomościach. Nie wiem na ile to kwestia tego, że mieszkaliśmy razem w pokojach, a na ile faktycznie zainteresował się tematem, ale widziałem, że dzielnie czytał książki, które mu przyniosłem – cieszy się Żurek. <br /><br /> – Ale nie jest tak, że tylko siedzi w domu i czyta. U niego się to wszystko po prostu tak ułożyło, że to, co robi, czyli granie w siatkówkę, to nie tylko praca, ale i największa pasja. To mu sprawia największą frajdę – mówi Mierzejewski. <br /><br /> – Jest strasznie grzeczny, pokorny, poukładany, ale na boisku potrafi być bezczelny. To dobrze. Cieszę się, że na dwa ostatnie lata kariery spotkał mnie taki zaszczyt. Mogłem grać z chłopakiem, który nakrywa wszystkich w tej lidze czapką i w ogóle się tym nie chełpi. Dalej jest skromny, sympatyczny, dalej jest sobą. Głowa w dół, posiłek, książka, spanie, trening i tak w kółko – tłumaczy Pliński. <br /><br /> – Nawet jak z nim teraz rozmawiam, po tych ostatnich meczach, gdy mówię mu, że nie mogę spokojnie przejść przez Giżycko, bo wszyscy podchodzą i gratulują, pozdrawiają, to pisze „no to fajnie”, „no to dzięki” i tyle. Nie ma żadnego wywyższania się, tekstów w stylu „ale dzisiaj byłem super”. Tak jak w wywiadzie po meczu z Iranem: powiedział, że akurat był wtedy na zagrywce i mu się udało. Taka jest jego filozofia, tak do tego podchodzi – tłumaczy pani Kochanowska.<center> ***</center> <br> Nudził go basen, nudziło go aikido, piłka ręczna, żeglarstwo i stanie na bramce. Granie na pozycji środkowego, gdzie spędza się czas nieco mniej aktywnie niż na skrzydle, też w pewnym momencie zaczęło mu doskwierać. Przyjmującym, choć chciał, ostatecznie jednak nie został. <br /><br /> – I dobrze! – cieszy się Pliński. – Idealnie nadaje się na środkowego. Jest bardzo inteligentny, fantastycznie czyta grę, ma dobre ręce na bloku... Świetnie radzi sobie w ofensywie, na zagrywce, ale i w obronie jest bardzo dobry. Zawodnik kompletny. <br /><br /> Kochanowskiemu często wypomina się wzrost: 199 centymetrów to – jak na środkowego – niewiele. Pliński powodów do paniki jednak nie widzi. <br><Br> – Uważam, że to żaden mankament. Powiem szczerze, że gdybym miał wskazać dwóch najlepszych graczy na tej pozycji w XXI wieku, to powiedziałbym, że na pewno Brazylijczyk Gustavo i Niemiec Stefan Huebner. I wie pan co? Jeden ma bodajże równo dwa metry, drugi jest chyba wzrostu Kubusia. Huebner to w ogóle bardzo mi go przypomina, choćby z budowy. Obaj mieli długie, piękne kariery, a to też dobry znak. Wszystko przed nim! <br /><br /> Trenerzy chwalą jego koordynację, wyskok i ogólną sprawność. Gdyby nie został siatkarzem – przekonuje pani Iwona – mógłby z powodzeniem uprawiać każdą inną dyscyplinę sportu. <br><br> – Może nie jestem obiektywna, ale jako nauczycielka wychowania fizycznego trochę już dzieciaków w życiu widziałam. No i są tacy, miałam też jedną taką uczennicę, że właściwie czego się nie dotkną, to będą w tym bardzo dobrzy. To samo z moim Kubą. Gdyby uparł się na coś innego, to byłby pewnie świetnym pływakiem, bramkarzem, piłkarzem ręcznym... W podstawówce do dziś jest rekordzistą w skoku wzwyż (165 cm). Po prostu wiedziałam, że za co się nie zabierze, to mu się uda. <br /><br /> Po mistrzostwach świata, niezależnie od wyniku, Kochanowski przeniesie się z Olsztyna do Bełchatowa. W zespole mistrza Polski zastąpi nie byle kogo, bo samego Srecko Lisinaca. Jeśli kibice Skry obawiali się, że środek siatki straci na jakości, transmisje z Bułgarii musiały przysporzyć im dużo radości. <br /><br /> Smutno tylko... mamie. – Olsztyn tak blisko, mogłam wpadać na mecze... A ten Bełchatów... No ale cóż, wiem, że Kuba musi się rozwijać. Jakoś to będzie, jakoś sobie damy radę. Musimy. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej </span><span>Polub nas</span></div><iframe allowtransparency="true" frameborder="0" height="27" scrolling="no" src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546"></iframe></div>