
Afera FOZZ nazywana jest nie bez powodu „matką wszystkich afer”. Olbrzymie pieniądze, służby, polityczne błogosławieństwo dla operacji wyprowadzenia z kraju potężnych pieniędzy, pod pretekstem wykupywania długów PRL. Pieniędzy, które stoją za wieloma i dziś potężnymi nazwiskami, firmami, karierami medialnymi.
Ministerstwo Sprawiedliwości potwierdza doniesienia TVP o wydaniu przez amerykański sąd zgody na ekstradycję Dariusza Przywieczerskiego, osoby...
zobacz więcej
Afera w 1991 roku została odkryta przez Michała Falzmanna, wkrótce, gdy poinformował o niej Leszka Balcerowicza i Jana Krzysztofa Bieleckiego, został odsunięty od sprawy, którą prowadził najpierw jako pracownik urzędu Skarbowego, później zaś Naczelnej Izby Kontroli. Początki transformacji to czas chaosu, wielkich karier i jeszcze większych przekrętów, z których do dziś najlepiej pamiętamy o Art.-B i FOZZ właśnie.
Falzmann tuż po tym, jak pozbawiono go możliwości dalszego badania afery, zmarł nagle na zawał serca. W oficjalny powód śmierci nikt zresztą nie wierzył i wtedy i dziś. Choć szef NIK, Walerian Pańko, nie wydawał się zbyt mocno zainteresowany wyjaśnieniem sprawy, wkrótce i on stracił życie w wypadku samochodowym, którego sprawca został później ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Później zginęli również policjanci, którzy dotarli na miejsce zdarzenia i sądowy biegły.
Przypomina to trochę ciąg śmierci w sprawach, w których przewija się komunistyczna bezpieka – śmierci Stanisława Pyjasa czy ks. Jerzego Popiełuszki. Po pierwszym morderstwie, gdy ginęła osoba najbardziej znana, z opóźnieniem i po cichu w tajemniczych okolicznościach odchodzili świadkowie, czasem nawet badający sprawy pracownicy komunistycznego aparatu bezpieczeństwa.
Przedstawiciele władz amerykańskich odmawiają podania bliższych szczegółów o zatrzymanym w USA Dariuszu Przywieczerskim. Potwierdzają tylko, że...
zobacz więcej
Sprawie nie udało się całkowicie ukręcić łba, jednak, zgodnie ze standardami III RP proces, w którym oskarżono osoby zarządzające funduszem, trwał kilkanaście lat i zakończył się skazaniem sześciu osób, w tym Janiny Chim, Grzegorza Żemka i Dariusza Przywieczerskiego. Jednak Przywieczerski, gwiazda transformacji ustrojowej, były szef „Uniwersalu”, wydawca „Trybuny” i niedoszły senator, był już wówczas poza krajem. Przez kolejne lata pojawiały się informacje, że podjął współpracę z CIA, co uniemożliwi jego ekstradycję . W tym tygodniu okazało się, że niemożliwe stało się jednak możliwe.
Możliwy powrót Dariusza Przywieczerskiego do kraju rozbudził oczekiwania na głębsze rozliczenie afery FOZZ, wraz z nią zaś finansowych fundamentów III RP. Czy tak się stanie? Na razie zalecałbym ostrożność, pamiętając nie tylko o tym, jaka wokół tej sprawy funkcjonowała już nie tyle zmowa milczenia, co wręcz omerta, nie mamy pewności, czy Przywieczerski faktycznie coś nam opowie.
Pamiętam też olbrzymie nadzieje, jakie „za pierwszego PiS” łączono z ekstradycją Edwarda Mazura, łączonego ze sprawą zabójstwa Marka Papały. Jak wiemy, Mazur został ostatecznie w Stanach, zaś morderstwo komendanta policji próbowano przypisać drugorzędnym złodziejom aut, a w pewnym sensie nawet przypadkowi. Od śmierci szefa policji minęło niedawno 20 lat. FOZZ to sprawa prawie 10 lat starsza, do dziś nie brak jednak wpływowych postaci, którym zależy na tym, byśmy nie dowiedzieli się o niej wszystkiego.
– Cieszę się, że w końcu po latach nasi partnerzy amerykańscy zrozumieli, że nie można kryć prawdy z przeszłości, bo FOZZ to była matka wszelkich...
zobacz więcejW Radzie Nadzorczej FOZZ był choćby Dariusz Rosati, niegdyś minister spraw zagranicznych i doradca ekonomiczny w kolejnych postkomunistycznych rządzach, dziś zaś żarliwy krytyk PiS, związany już z Platformą Obywatelską. W ostatnim czasie Rosati wielokrotnie rozbawił obdarzoną lepszą pamięcią część opinii publicznej swoimi porównaniami PiS do PZPR, której wytrwale służył nie tylko jako jej wieloletni (1966-1990) członek, lecz również pozyskany współpracownik bezpieki. Dziś to właśnie jego nazwisko najczęściej pojawia się w komentarzach na temat osób, dla których zeznania Przywieczerskiego mogą okazać się kłopotliwe. Czy słusznie, pokaże oczywiście czas, możemy jednak być pewni, że nawrócony na antykomunizm Rosati tym żarliwiej krytykować będzie obecny rząd, by w razie czego móc przedstawić się jako ofiara politycznych prześladowań.
Zapewne zyskując nagle możliwość odbycia podróży w czasie do, powiedzmy, pierwszej połowy lat 80., wraz z możliwością zadania jednego pytania...
zobacz więcej
Bardzo wiele zależy tu również od pracy naszego wymiaru sprawiedliwości. W poprzednim tekście dla portalu TVP Info wskazywałem na nierówne traktowanie w polskich sądach osób, cieszących się w Polsce wysoką pozycją społeczną i ich rodzin. Ten tydzień przyniósł kolejne próby sparaliżowania pracy sądownictwa poprzez składanie wniosków do TSUE. Jeden z nich wysłany został przez znanego z niechęci do PiS i brylującego na opozycyjnych imprezach politycznych sędziego Igora Tuleyę.
Co ciekawe, po pierwszym zapytaniu wysłanym do europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, zwracano uwagę na to, że sędziowie SN otworzyli furtkę do całkowitego paraliżu wszystkich postępowań sądowych w Polsce. Sędzia Tuleya postanowił wpisać się w ten scenariusz, zadając całkowicie absurdalne pytanie, którego wysłanie powoduje jednak opóźnienie w procesie osób, oskarżonych o bardzo poważne przestępstwa.
Sędzia de facto kompromituje więc ideę mieszania trybunału w sprawy polskiego sądownictwa, w swoim zaślepieniu na pewno nie widzi jednak tego, że swoim działaniem jedynie oddaje przysługę władzy. Kosztem nie tyle własnej wiarygodności (o której trudno mówić), co bezpieczeństwa współobywateli, które naraża na szwank, stwarzając ryzyko wyjścia gangsterów na wolność. Jeśli więc resort sprawiedliwości i politycy PiS potrzebowali przykładu na to, jak sędziowskie fochy destrukcyjnie wpływają już nie tylko na praworządność, lecz bezpieczeństwo Polaków, to dostali go od gwiazdy opozycyjnych imprez na tacy. Sam fakt wysłania wniosku można również ironicznie skwitować stwierdzeniem, że Igor Tuleya nie wierzy w uczciwość prowadzonego przez siebie procesu i uznać to za akt samokrytyki ze strony sędziego.
Rafał Trzaskowski został po raz kolejny przyłapany na powielaniu pomysłów Hanny Gronkiewicz-Waltz. Tym razem kandydat Koalicji Obywatelskiej na...
zobacz więcej
TSUE ma być ostatnią deską ratunku również dla prezydent Warszawy, najwyraźniej nieświadomej, że przy odpowiednim nagłośnieniu sprawy tą deską oberwać może również Rafał Trzaskowski. Hanna Gronkiewicz-Waltz po półtora roku od przyjęcia ustawy, powołującej komisję, wnosi do sądu o przesłanie pytań, dotyczących legalności jej prac, do Trybunału Sprawiedliwości UE. W tym samym czasie miasto zaskarża kolejne decyzje komisji, nie wypłaca wyznaczonych przez nią pieniędzy lokatorom i, z ustami pełnymi frazesom o walce z reprywatyzacyjną mafią, zachowuje się jak jej partner. Gronkiewicz-Waltz próbująca zablokować komisję rękami zagranicy w chwili, gdy nie po jej myśli okazują się być niektóre wyroki krajowych sądów, pokazuje, że miasto nie jest zainteresowane ani wyjaśnieniem, ani przerwaniem przestępczego procederu.
To samo miasto prowadzi na wszelkie sposoby kampanię wyborczą Rafała Trzaskowskiego, który, w rewanżu, ogłasza kolejne obietnice, zbieżne z obietnicami swojej poprzedniczki sprzed czterech, ośmiu, czasem nawet dwunastu lat. To zresztą część większego zjawiska. Siły, rozdające w samorządach karty od wielu kadencji obiecują niespodziewanie wprowadzenie bardzo atrakcyjnych, nieraz zresztą faktycznie ciekawych i potrzebnych rozwiązań, nie przejmując się najwyraźniej pytaniem co takiego wcześniej nie pozwalało na ich wprowadzenie?
Mniejszy ZUS dla małych firm, obniżenie CIT dla małych i średnich firm do 9 proc., wyprawka w wysokości 300 zł dla uczniów, 23 mld zł na program...
zobacz więcej
Opozycja parlamentarna, licząc najwyraźniej na ignorancję wyborców, próbuje przedstawiać się jako opozycja również na tych szczeblach samorządu, gdzie stanowi, często od lat, władzę. Czy będzie to skuteczna taktyka, przekonamy się niedługo. Ostatnie sondaże pokazują na zwycięstwo PiS w większości sejmików, jednak nie musi się ono przełożyć na przejęcie samorządów, w wielu miejscach opozycja i jej koalicjanci zapewne zachowają stan posiadania.
Pytanie jednak, czy na to zasłużyła, nie mając na siebie żadnego pomysłu, poza krzykiem, o czym przekonał się ostatnio Dobromir Sośnierz podczas debaty o polskich sprawach, zorganizowanej w Brukseli. Argumenty młodego polityka, którego trudno przecież łączyć z PiS, zagłuszono skandowaniem „konstytucja”, pokazując tym samym faktyczny stosunek do kwestii swobody wypowiedzi.
Konwencja samorządowa PiS, która odbyła się w zeszły weekend, pokazała nam młodsze, zdeterminowane i bliższe potrzebom Polski lokalnej oblicze tej partii. Czy planowana na ten weekend konwencja Zjednoczonej Opozycji przyniesie wyjście z zaklętego kręgu anty-PiS? I czy jest to do czegokolwiek potrzebne jej wyborcom?