Zdobycie PAST-y było symbolem waleczności powstańców. Po latach przemilczania powstanie warszawskie już na stałe weszło do kanonu narodowej mitologii. Niewyobrażalne bohaterstwo walczących Polaków i okrucieństwo Niemców oraz ich sprzymierzeńców jest przyjmowane jako coś oczywistego, ale już o samych epizodach nie wiemy zbyt wiele. Warto także im się przyjrzeć dokładnie, żeby lepiej poznać grozę i chwałę tamtych dni. Bardzo dobrze wgląd w ten tragiczny okres daje historia ciężkich walk o budynek PAST-y, które stały się jednym z symboli powstania. Oddany do użytku w 1908 roku przy Zielnej 37/39 ponad 50-metrowy wieżowiec Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej od początku istnienia fascynował, choć głównie z inżynieryjnego punktu widzenia. Przede wszystkim był to wówczas najwyższy budynek w Imperium Rosyjskim (nie licząc wież kościelnych) i najwyższy budynek mieszkalny w Europie. Twórcy zastosowali w nim konstrukcję żelbetową, co było wówczas raczkującą technologią, podobnie jak wykorzystanie cegły cementowej. <br><br> Do historii PAST-a przeszła jednak jako symbol poświęcenia polskich żołnierzy. Podczas niemieckiej okupacji już przed wybuchem powstania była miejscem, przy którym toczyły się walki. 5 czerwca 1944 roku, niecałe dwa miesiące przed największym zrywem, żołnierze Batalionu im. Czwartaków, elitarnego oddziału szturmowego Armii Ludowej próbowali dokonać ekspropriacji w oddziale banku „Społem”. Doszło do strzelaniny z niemieckimi żołnierzami i żandarmami. Nikt nie zginął, a jeden z „czwartaków” został ranny. Była to zapowiedź późniejszych zmagań. <br><br> <b>Ogromne znaczenie strategiczne</b> <br><br> Górujący nad otoczeniem budynek miał ogromne znaczenie strategiczne, umieszczono tam zatem silny posterunek niemiecki, liczący około 150 osób, w tym SS-manów. Przede wszystkim centrala gwarantowała łączność radiową Berlina z Frontem Wschodnim. Wprawdzie front ten nieubłaganie zbliżał się do przedwojennych granic III Rzeszy i nie było żadnych naturalnych barier aż do stolicy Niemiec, co w praktyce oznaczało rychłą klęskę Niemców, to jednak utrata łączności nie wchodziła w rachubę. <br><br> Dla powstańców najważniejsze było to, że zdobycie PAST-y pozwalało kontrolować znaczny odcinek Śródmieścia Północnego. Rozkaz przejęcia budynku musiał zatem paść, choć zdawano sobie sprawę, że będzie to szalenie trudne zadanie. Wyznaczono je żołnierzom batalionu „Kiliński”, który wsławił się wieloma spektakularnymi sukcesami. AK-owcy z tego zgrupowania zdobyli również m.in. inny śródmiejski wieżowiec Prudential, czy gmach Poczty Głównej. <br><br> „Kilińskim” dowodził rtm. Henryk Leliwa-Roycewicz, wspaniały ułan i srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Berlinie 1936 roku w drużynowym Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego. Podczas kampanii wrześniowej walczył również z Armią Czerwoną. Został wówczas ranny i zbiegł ze szpitala, dzięki czemu uniknął losu towarzyszy z 25 pułku Ułanów Wielkopolskich, którzy zostali wymordowani w Katyniu.<b>Odwołał szturm</b> <br><br> Mimo specjalizacji ułańskiej „Leliwa” świetnie radził sobie w operacjach miejskich. Bardzo dbał o swoich żołnierzy. Na wieść, że po godzinie W Niemcy dodatkowo wzmocnili obsadę PAST-y, zrezygnował ze szturmu nie chcąc narażać swoich podwładnych. Rozkazał jedynie otoczyć gmach, ale nie oznaczało to odcięcia go od świata. Broniący jeszcze przez pewien czas mogli liczyć na dostawy żywności i amunicji, które dostarczały ciężarówki eskortowane przez czołgi. <br><br> <i>Z pamiętnika niemieckiego żołnierza Wehrmachtu Kurta Hellera z Monachium, który odnaleziono w zdobytym wieżowcu: „1.08. Po południu początek walk ulicznych w Warszawie. Jesteśmy odcięci w gmachu telefonów warszawskich”.</i> <br><br> Pierwszy szturm żołnierzy IX Zgrupowania AK nastąpił 2 sierpnia i został krwawo odparty. Niemcy mieli dogodną pozycję do obrony, choć – podobnie jak w wielu innych częściach miasta – wykorzystywali swoje siły również do terroryzowania ludności cywilnej. Snajperzy zajmujący wysoki taras bezlitośnie strzelali do każdego, kto znalazł się w celowniku. Trzeba było wybić dziesiątki przejść, którymi można było w miarę bezpiecznie się poruszać. <br><br> <i>Heller: „2.08. Bronimy się. Jesteśmy jeszcze ciągle odcięci”.</i> <br><br> Choć powstańcom w miarę sprawnie udało się opanować Śródmieście, PAST-a pozostawała w rękach Niemców. Kolejne natarcia nie przynosiły skutków, a jedynie powodowały straty. Owszem, odnoszono pomniejsze sukcesy – 4 sierpnia wysadzono główne wejście, choć Niemcom udało się je zabarykadować, 13 sierpnia całkowicie odcięto łączność i dowóz pożywienia i amunicji z ogrodu Saskiego, zaś 15 sierpnia doprowadzono do przerwania dopływu wody i prądu. Mimo to budynek nadal pozostawał w rękach obrońców. <br><br> <i>Heller: „4.08. Ulrich padł. Poległ SS-Sturmführer i wielu innych”.<br> „5.08. Rudolf zabity. Prócz niego kilku kolegów. Niedługo będę u kresu sił. Luttewitz padł. Hollweg ciężko ranny”.<br> „6.08. W południe ostrzeliwała nas własna artyleria, ale bez strat. Próba wypadu nie udała się: jeden zginął, czterech ciężko rannych, z których jeden zmarł. Pochowaliśmy dziś o ósmej na dziedzińcu naszych zabitych w liczbie czternastu. Ich ciała już się rozkładały; zaduch był straszny”.</i> <br><br> Pojawił się pomysł, żeby zmienić taktykę i, jak to określono, „wykurzyć Niemców ogniem”. W tym celu miano oblać wieżowiec benzyną i ropą za pomocą strażackich motopomp i podpalić. Plan był dobry, ale jego realizacja oznaczała zniszczenie cennej aparatury radiowej znajdującej się wewnątrz, która po zdobyciu budynku przydałaby się do komunikacji z innymi dzielnicami.<b>Walki o każde piętro</b> <br><br> Pomysł zarzucono. Pozostawała jedyna droga – zdecydowany szturm, który oznaczał ciężkie walki o każde piętro i pomieszczenie. Tak też wkrótce będą toczyć się walki o kościół św. Krzyża na Krakowskim Przedmieściu, gdzie linia frontu przebiegała przez środek nawy głównej... <br><br> <i>Heller: „8.08. Nasze wojska stoją o 100 metrów od nas, ale blokada bandytów jest silna”.<br> „9.08. Z żywnością bardzo skąpo”.<br> „11.08. Resztki zapasów zabrała nam policja; nawet papierosy. Nasz opór jest beznadziejny”.<br> „12.08. Jestem bardzo głodny. Dostajemy raz dziennie trochę zupy i sześć papierosów. Policja zabrała nam wszystko. Nie zostawili mi nawet odrobiny marmolady. Kiedy skończy się ta męka?”.<br> „13.08. Ciężki ogień czołgów na pozycje bandytów. Pociski często szczerbią mury naszego gmachu, ale nie ma strat w ludziach. Czołg, który przedarł się ku nam, przywiózł żywność na pięć dni. Kiedy nastąpi wyzwolenie?”.</i> <br><br> Na 18 sierpnia dowódca Grupy Śródmieście Północ – Radwan ppłk Franciszek Pfeiffer zwołał naradę, w której wziął udział m.in. „Leliwa” oraz saperzy, którzy radzili jak najlepiej zabrać się do PAST-y. Zwrócono uwagę na konieczność zachowania łączności. Następnego dnia rozpoczęły się przygotowania i udało się też doprowadzić do odcięcia Niemcom łączności telefonicznej. Do szturmu przygotowywali się nie tylko żołnierze, którzy mieli brać udział w ataku, ale również łącznościowcy i drużyny sanitarne. <br><br> „19 sierpnia instalowałam aparaturę telefoniczną w m.p. dowódcy batalionu przy ul. Zielnej. (...) Przewody telefoniczne poprowadziłam z poczty Głównej do ul. Świętokrzyskiej, Świętokrzyską do Marszałkowskiej, tam wzdłuż barykady osłonowej i piwnicami na teren posesji mieszczącej się przy ul. Zielnej vis-à-vis gmachu PAST-y. 20 sierpnia (...) w dniu zdobycia PAST-y obsługiwałam centralę batalionową, łącząc m.p. dowodzenia z dowództwem Obwodu” – odnotowała Janina Łotocka-Gajdowska „Czarna Janka”, dowódca drużyny łączności przewodowej pocztu dowództwa „Kilińskiego”. Relację zamieszczono w książce „Batalion »Kiliński« – AK 1940 – 1944” wydanej w 1986 roku pod redakcją Tomasza Strzembosza. <br><br> <b>Odprawa</b> <br><br> 19 sierpnia o godz. 16 w budynku Poczty Głównej odbyła się odprawa, podczas której „Leliwa” zlecił wszystkim zadania. Grupy szturmowe otrzymały konkretne cele, saperom wskazano miejsca, w których mieli wykonać wyłomy w murach. Zaminowano również wszystkie podejścia od strony ogrodu Saskiego, żeby uniemożliwić niemieckim czołgom przyjście towarzyszom z odsieczą.Łącznie do szturmu wyznaczono około 300 osób, w tym ekipy zabezpieczające. Ważne zadanie miał oddział przeciwpożarowy por. „Jarząbka”, w skład którego wchodzili strażacy pod dowództwem ppor. Janusza Hamankiewicza „Kulika”. Grupa zorganizowała dwie motopompy. Jedną polewano PAST-ę mieszanką zapalającą, druga miała szybko ugasić pożar gmachu po zdobyciu budynku. Uznano bowiem, że ogień podetnie obrońcom skrzydła. Na podwórku restauracji „Momus” przygotowano aż 3 tony nafty i benzyny, którą przyniesiono w kanistrach, wiadrach i bańkach. <br><br> Jak na skalę czekającego ich zadania, Polacy byli uzbrojeni dość skromnie, ale takie były warunki. Podstawę stanowiły pistolety maszynowe, częściowo zdobyte na Niemcach, granaty i niezwykle skuteczne butelki z benzyną. Nie brakowało materiałów wybuchowych, niezbędnych do wykonania wyłomów w murach. <br><br> <b>Trudna rozmowa</b> <br><br> Miny stworzyli dowódca saperów Okręgu Warszawskiego AK kpt. Jerzy Skupieński „Jotes” i szef saperów m.st. Warszawy Józef Paroński „Chevrolet”. Wobec braku informacji o grubości murów ich ładunki okazały się zbyt silne. Ten pierwszy miał też przykry obowiązek poinformowania właścicielki mieszkania na III piętrze przy Zielnej róg Próżnej, że powinna się ewakuować, gdyż lokal najpewniej ulegnie zniszczeniu. <br><br> „Spotkałem starszą, bardzo przyjemną panią, na której twarzy rysowało się głębokie zaniepokojenie. Czyżby wiedziała, o co chodzi? Nie, nie wiedziała, ale przeczuwała. Powiedziałem jej o naszych planach zaznaczając, że ma około godziny czasu na zabranie najbardziej potrzebnych rzeczy i zniesienie ich do piwnicy. Wiedziałem, że po wybuchu niewiele zostanie z tego mieszkania. Nie zdziwiła się ani nie protestowała. Zaimponowała mi swoją postawą” – odnotował „Jotes”. Także w domu od północnej strony PAST-y, na rogu Próżnej, wszyscy mieszkańcy zostali ewakuowani do piwnic.Zabarykadowani Niemcy mieli pod dostatkiem broni maszynowej, ale morale kulało, o czym świadczy dramatyczna relacja Hellera, którego koledzy nie wytrzymywali psychicznie i wybierali samobójstwo zamiast czekania na walkę i samych starć. Warto zwrócić uwagę, że byli to doświadczeni i dobrze wyszkoleni żołnierze. „19.08. O oswobodzeniu nie ma co myśleć. Dokoła nas Polacy. Kto z nas z kolei pójdzie do masowego grobu na dziedzińcu?...” – odnotował w ostatnim wpisie dzień przed szturmem i własną śmiercią. <br><br> 20 sierpnia, punktualnie o godz. 2.30 nastąpił szturm. Rozpoczęto od wysadzenia wyłomów w ścianach bocznych PAST-y. Dokonały tego kobiece patrole minerskie z Kedywu Okręgu. Lonty odpalili „Jotes” i „Chevrolet”. <br/> – Przed północą udaliśmy się na miejsce akcji na Zielną, obładowani ciężarem – plastikiem i różnymi deskami, na których miał być umieszczony ładunek. Każdy miał jakieś (ładunki). Ja na przykład miałam w chlebaku kilogramowe ładunki plastiku, spłonki, lont. Weszliśmy na górę do oficyny przylegającej do PAST-y – mój patrol (wszedł) od strony północnej – opowiadała w rozmowie z Markiem Millerem dla archiwum Muzeum Powstania Warszawskiego uczestniczka tej akcji Barbara Matys „Baśka-Bomba”. <br><br> <b>Potrzebna drabina!</b> <br><br> O godz. 2.58 przez otwory do środka wdarły się grupy szturmowe. Pojawił się problem, efekt użycia zbyt silnych ładunków wybuchowych. W oficynie północnej eksplozja była tak potężna, że wybiła nie tylko olbrzymią wyrwę w ścianie PAST-y, ale spowodowała również obsunięcie się ściany III i IV piętra domu, w którym żołnierze przygotowywali się do ataku, przez co przejście do gmachu było niemożliwe. Trzeba było dostawiać naprędce znalezioną drabinę. Jako pierwsza do gmachu wdarła się drużyna pchor. Włodzimierza Radajewskiego „Rataja”. <br><br> „Piekło, już strzelają do nas (...) wskakuję do jakiegoś pomieszczenia – serie z broni maszynowej rzucają nas na gruz. Przytulam się za rogiem szafy żelaznej, przede mną przycupnął »Jotes«. Jest nas kilka osób skurczonych, maleńkich. Z otworów następnego pomieszczenia słuchać głosy naszych – są bezpieczniejsi za ścianą. My jednak nie możemy się ruszyć – pożar szaleje, jesteśmy na jego tle, a otwory PAST-y zieją ogniem na wprost. To wszystko sekundy i moment przełomowy – zza ściany padł rozkaz: »Chłopcy! Który tam z granatem?« – wtedy wyskakuje »Włodek« w niemieckim mundurze i hełmie i rzuca granat w ciemną otchłań. Huk – cisza, a my dalej za ścianą. Tam już bezpieczniej, tam chłopcy z »Koszty« (jedna z kompanii – przyp. red.) borykają się z kaemem. Coś im nie wychodzi” – wspominała „Baśka-Bomba”.„Przeskakujemy dalej, do następnych pomieszczeń. Jest jakaś klatka schodowa – wszędzie pełno przewodów, drutów, powalonych mebli. Chłopcy penetrują przyległości. Bardzo szybko orientujemy się, że jest nas około 20 osób, że jesteśmy odcięci, że Niemcy już nie dadzą się ruszyć i trzymają nas w ogniu, że dym wdziera się wszędzie i zaczynamy się dusić. Zaczęto szukać możliwości wydobycia się z tego piekła. Rozpoznano, że moglibyśmy się wydostać na stronę zachodnią, ale trzeba wywalić ścianę. Ale jak? I wtedy olśnienie – mam w chlebaku kilogramowy ładunek plastiku, spłonki i kilka trzycentymetrowych kawałków lontu. – Jak gruba jest ściana? Co za nią? Kto odpali? Wszystko dzieje się błyskawicznie – to jedyna szansa. Wycofujemy się wszyscy na klatkę schodową. Odpali sam »Jotes«. (Moją gotowość kategorycznie odrzucił). Musi wycofać się około 10 metrów. Huk rzucił nas znowu na ścianę. »Jotes« upada. Trzyma się za opadnięte ramię” – opowiadała dzielna minerka. <br><br> <b>Dołączali do szturmujących</b> <br><br> Utrzymanie w ryzach żołnierzy pozostających w odwodzie i rwących się do walki było rzeczą niemożliwą. Wielu samorzutnie dołączało do szturmujących. Podpalanie PAST-y oraz męstwo Polaków sprawiło, że Niemcy zaczęli uciekać na coraz wyższe piętra. Gdy szala zwycięstwa przechylała się na stronę powstańców, pchor. Bronisław Lubicz-Nycz „Leszek”, adiutant „Leliwy” otrzymał rozkaz sprawdzenia, czy Niemcy mają drogę ucieczki. Podoficer wykonał rozkaz, choć podczas badania terenu został ranny. Zdołał jednak wysłać raport z informacją, że wszystkie drogi ucieczki są odcięte. <br><br> Niemcy doskonale zdawali sobie sprawę ze swojego tragicznego położenia i jeden z żołnierzy zaczął z dachu machać żółtą flagą, wzywając pomoc. Polakom nie udało się go strącić. Wkrótce nadleciał niemiecki samolot, przez co atak przerwano, zaś powstańcy się pochowali. Gdy maszyna odleciała, ponownie przystąpiono do zdobywania PAST-y. <br><br> Wkrótce Polacy wykurzyli Niemców z parteru i zajmowali kolejne piętra. Szybko żar płonącego budynku stał się największą przeszkodą, gdyż okazało się, że Niemcy zniknęli! Zbiegli do piwnic skrajną, krętą, żelazną klatką schodową. Na tarasie obok niemieckich flag odkryto trzech Niemców, dwaj byli ranni, trzeci desperacko kręcił korbą telefonu. Zostali aresztowani. Zerwanie flag sprawiło, że Niemcy przebywający w rejonie ogrodu Saskiego otworzyli ogień.<b>Złamany opór</b> <br><br> Zdając sobie sprawę, że odniesiono zwycięstwo i nie chcąc niepotrzebnie narażać swoich żołnierzy „Leliwa” rozkazał przez megafon wezwać Niemców ukrytych w zabunkrowanych piwnicach do poddania się, grożąc podpaleniem pomieszczeń. Jednocześnie nakazał niszczenie bunkrów. Niemcy odmówili. Po wymianie ognia w piwnicach ponowiono żądanie poddania się. Niemiecki oficer zgodził się, ale zażądał przepuszczenia obrońców z bronią do ogrodu Saskiego. W odpowiedzi dostał ultimatum, że powstańcy użyją butelek z benzyną. Oficer uległ, ale co ciekawe, jego podwładni odmówili wykonania rozkazu złożenia broni. Seria z karabinu przekonała ich, że dalszy opór jest bezcelowy. <br><br> Mimo to nie wszyscy chcieli się poddawać. „Osaczeni na wyższych piętrach Niemcy zrobili około godziny 14 dwa wyłomy, na ul. Bagno i Próżnej, usiłując nimi uciec. W czasie ucieczki zginęło ośmiu Niemców. Jeden, który dostał się do niewoli, zeznał o trzeciej, że u góry broni się jeszcze szesnastu żołnierzy, schrony zaś zatłoczone są żandarmami, Ukraińcami i gestapowcami, sprawującymi straż nad Polakami i Polkami, zatrzymanymi przedtem w charakterze zakładników” – relacjonował reporter „Rzeczypospolitej Polskiej”. <br><br> „Wśród Niemców, którzy uciekali z gmachu PAST-y i zostali zabici; zginął również gestapowiec Willi Lubenski volksdeutsch. Znaleziono przy nim wśród różnych dowodów legitymację Banku Emisyjnego, w którym pełnił funkcję… kierownika sekcji od ścigania fałszerzy pieniędzy i puszczania na rynek… fałszywych dolarów” – odnotował reporter. <br><br> Wspomnianych zakładników znaleziono w kotłowni. Między Niemcami było dziesięcioro Polaków – cztery kobiety i sześciu mężczyzn, którzy byli cywilnymi pracownikami PAST-y. Wyznali, że nie wierzyli, iż wyjdą żywi...<b>Koniec walki</b> <br><br> O godz. 15 nad gmachem zawisła biało-czerwona flaga. Powstańcy będący na zewnątrz budynku przywitali ją oklaskami i okrzykami „Niech żyje Polska!”. Podczas walk o wieżowiec zginęło 25 niemieckich żołnierzy, z samobójcami i zabitymi uciekinierami ta liczba przekroczyła 30. Do niewoli trafiło 115 Niemców i Ukraińców. Straty po stronie polskiej były o wiele niższe. Poległo pięciu i ciężko rannych zostało 10 powstańców. Zdobyto też znaczne ilości broni i amunicji. <br><br> „Przystąpiono do oczyszczania terenu, które trwało do wieczora. Wyprowadzono z podziemi PAST-y około 80 jeńców, w tym znakomitą większość żandarmsko-gestapowskich oprawców. W schronach i zakamarkach PAST-y tkwiła jeszcze jak szczury reszta (około 20) Niemców, czekając na ostateczną porządkową już likwidację resztek oporu” – relacjonował reporter „Biuletynu Informacyjnego”. <br><br> Zdobycie PAST-y było jednym z największych sukcesów militarnych Polaków podczas powstania warszawskiego. O skali trudności świadczy fakt, że Niemcy próbowali odbić gmach o ogromnym znaczeniu strategicznym, ale im się to nie udało. Budynek pozostał w rękach powstańców aż do dnia kapitulacji. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej </span><span>Polub nas</span></div><iframe src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546" height="27" scrolling="no" frameborder="0" allowTransparency="true" ></iframe></div> Po wojnie PAST-ę odbudowano, ale o samych powstańcach komunistyczne władze nie chciały pamiętać. Wielu bohaterów było prześladowanych przez bezpiekę, niektórzy ponieśli najwyższą cenę za swoje zaangażowanie w walkę o wolną Polskę. <br><br> Obecnie w budynku symbolu mieści się Zarząd Główny Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Od 2003 roku gmach wieńczy zaprojektowana przez byłego powstańca Jacka Cydzika „Rana” podświetlana sześciometrowa kotwica Polski Walczącej.