Pięć bankomatów wysadziła w ciągu trzech miesięcy 2016 r. szajka włamywaczy, która liczyła na duże łupy. Tylko w jednym eksplozja rozerwała sejf, z którego na ulicę wyleciały pieniądze. Z ponad 140 tys. zł trzymanych w bankomacie, rabusie zebrali ledwie połowę. Koło nosa przeszło przestępcom blisko milion zł, znajdujący się w maszynach, których sejfy zostały nienaruszone. Do sądu trafił właśnie akt oskarżenia przeciwko pechowej szajce.
Od kilku lat w całej Polsce wysadzane są bankomaty. To bezpieczniejsza metoda „zarabiania” niż rabowanie banków, czy konwojentów przenoszących utargi. Dlaczego? Bo w razie wpadki, przestępcy odpowiadają za kradzież z włamaniem, a nie rozbój z niebezpiecznym narzędziem. Tak mógł myśleć Paweł K. To główny oskarżony w sprawie gangu wysadzającego bankomaty oraz łupiącego biura i mieszkania w całej Polsce.
Po wybuchu pieniądze latały w powietrzu
Wszystko zaczęło się od wybuchu bankomatu Planet Cash przy ul. Rejonowej w Mrokowie, pod Piasecznem. 26 stycznia 2016 r., ok. godz. 23 okolicą wstrząsnęła głucha eksplozja. Wybuch zniszczył jednak tylko obudowę maszyny, a sejf z ponad 100 tys. zł, pozostał nienaruszony. Nie było świadków samego wybuchu. Jednak udało się ustalić, że w okolicy pojawił się tajemniczy VW Touran.
Sprawą zajęli się policjanci elitarnego Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej. Technicy zabezpieczyli wszystkie ślady na szczątkach maszyny. Sprawcy stosowali najpopularniejszą metodę rabowania bankomatów – „na wybuch”, polegającą na wpuszczeniu gazu do urządzenia i zdetonowania go zapalonym lontem. Policjanci z „terroru” zaczęli szukać rabusiów. Wiedzieli, że przestępcy dokonają kolejnego ataku, rozwścieczeni tym, że akcja w Mrokowie się nieudała.
Przestępcy uderzyli ponownie, trzy tygodnie później – 17 lutego Latchorzewie. Wyciągnęli wnioski z akcji w Mrokowie i tym razem wpuścili do bankomatu więcej gazu. Przed godz. 2 w nocy bankomat wyleciał w powietrze. Eksplozja była jednak tak silna, że zniszczyła towar w sąsiadującym z bankomatem pomieszczeniem sklepu. Jakby tego było mało, wybuch rozrzucił pieniądze w promieniu kilku metrów. Złodzieje próbowali zebrać wszystko przed przyjazdem policji, ale zdążyli zebrać „tylko” 70 tys. z ponad 148 tys. zł, znajdujących się w bankomacie.
Technicy kryminalistyczni zabezpieczyli dużo śladów. Kilka należało do tych znalezionych w Mrokowie.
„Terror” idzie po śladach
Dla „terroru” było już jasne, że za wybuchami stoi jedna grupa. Wytypowano kilkanaście osób, które mogły stać za wybuchami. Potrzeba jednak było jeszcze mocnych dowodów, które obronią się przed sądem.
– W śledztwie wykonano szereg czynność procesowych m.in. przesłuchano szereg świadków, uzyskano liczne opinie kryminalistyczne z zakresu daktyloskopii, chemii, genetyki sądowej, traseologii i mechanoskopii, a także wykonano analizę kryminalistyczną połączeń telefonicznych – mówi tvp.info prok. Łukasz Łapczyński, rzecznik stołecznej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Policjanci ustalili, że organizatorem grupy może być Paweł K. Do niego prowadziło wiele poszlak i informacji operacyjnych. – K. wpadł na pomysł wysadzania bankomatów. Niestety to banalnie proste, a informacje jak to zrobić, są dostępne w internecie. Do każdego skoku dobierał wspólników. Ustaliliśmy, że nasz figurant jest zamieszany w zdarzenia z Latchorzewa i Mrokowa. Jednak miał pecha, bo 1 marca został zatrzymany wraz z Michałem M. Ich kompani nie zrezygnowali jednak z ataków na bankomaty – opowiada jeden ze śledczych.
Do wybuchu doszło w nocy. Nieznani sprawcy ukradli kasetki, w których było około 20 tysięcy złotych. Eksplozja zniszczyła ścianę przylegającego...
zobacz więcej
W akcie desperacji
Pozbawieni szefa złodzieje nie próżnowali. Już 9 marca wysadzili bankomat przy ul. Bartyckiej w Warszawie. Tym razem banda przyjechała na miejsce fordem modeno, z kradzionymi tablicami rejestracyjnymi. Działali tak jak wcześniej: wywiercili dziurę w maszynie, wtłoczyli gaz i podpalili. Eksplozja zniszczyła obudowę bankomatu. Jednak sejf pozostał nienaruszony. Już po zatrzymaniu, rabusie dowiedzieli się, że koło nosa przeszło im aż 590 tys. zł.
Kolejny raz ekipa wzięła na cel bankomat przy ul. Chruścickiego w Warszawie. Zaatakowali 26 marca o godz. 3. rano. Scenariusz ich działania był taki sam przy poprzednich atakach. Tak jak i finał. Wybuch uszkodził obudowę, a kaseta ze 184 tys. zł w gotówce, pozostała nienaruszona.
Zapewne, dlatego, ta sama ekipa, mocno podrażniona porażkami, pojawiła się dzień później obok bankomatu przy ul. Magicznej. To nie był ich dzień. Ponownie ich starania skończyły się na uszkodzonym bankomacie, w którym bezpiecznie leżało 107 tys. zł.
Nawet milion złotych mogli ukraść złodzieje, którzy w nocy wysadzili w powietrze bankomat w Łebie. Pustą kasetę znaleziono w spalonym samochodzie...
zobacz więcej
Przerwana zmowa milczenia
Wkrótce wszyscy członkowie „ekipy” zostali zatrzymani. Pięciu „saperów” przyznało się do zarzutów i złożyło wyjaśnienia. Opowiadali, jakiego to mieli pecha. Dwóch: Arkadiusz P. i Michał W. zgodziło się dobrowolnie poddać karze. Pierwszy spędzi w więzieniu 3 lata i będzie musiał naprawić wyrządzone szkody. Drugi spędzi w więzieniu 2 lata i 8.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie zakończyła śledztwo kierując do sądu akt oskarżenia przeciwko 15 osobom. Poza „ekipą od bankomatów”, przed sądem staną złodzieje podejrzani o dokonanie ponad 100 kradzieży i kradzieży z włamaniem do mieszkań i biur na terenie całego kraju. Z wyjaśnień podejrzanych wynika, że złodzieje zabierali z okradanych miejsc wszystko, co można szybko sprzedać. Podczas jednego ze skoków, wyłamali betonowe ogrodzenie i zabrali z parkingu siedem motocykli Junak.