
Aktorka teatralna i filmowa, piosenkarka, twórczyni Kliniki „Budzik”, Ewa Błaszczyk została laureatką nagrody im. Przemysława Gintrowskiego. Nagrodę dla osoby, która „w swojej drodze twórczej jest wierna swoim zasadom i nie idzie na kompromis ze światem”, przyznano po raz drugi.
Nagrodę wręczono podczas koncertu „Gintrowski – a jednak coś po nas zostanie” w Teatrze Polskim w Warszawie. W uroczystości udział wzięli m.in. była premier Beata Szydło, marszałek Sejmu Marek Kuchciński, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska oraz ludzie kultury i sztuki.
Laureatka wspominała, że Przemysław Gintrowski był jej dobrym przyjacielem i spędzali razem dużo czasu. – Było nam blisko, te słowa „coś być musi, do cholery, za zakrętem” miały dla nas głęboki sens i nas bardzo łączyły każdego wieczoru, było w tym dużo ciepła i przyjaźni – przyznała Błaszczyk.
Dar przyjaźni
– Dziękuję Przemkowi, że był naszym przyjacielem, że mogliśmy sobie razem gotować, pić wieczorami wino, wściekać się, kląć, śmiać; że wszystko było bardzo szczere. Dziękuję za to jego rodzinie, że jestem tu z wami. Wiem, że jest to także ważne dla mojego Jacka Janczarskiego, a oni są tam gdzieś ze sobą razem – powiedziała artystka.
Ewa Błaszczyk wspomniała też o swojej działalności w Fundacji „Akogo?” oraz Klinice Neurorehabilitacyjnej „Budzik”. – Mózg, system nerwowy są niezwykle ciekawe, tu jest największa tajemnica, o innych organach wiemy, a tu jest tajemnica, magia, metafizyka, pytanie o Boga, o duszę. Wydaje mi się to bardzo ciekawe – powiedziała.