
Inaczej ustawiona ręka, większa koncentracja – to wystarczyłoby, żeby 24-letni fizyk jądrowy Harry Daghlian przeżył jeszcze kilkadziesiąt lat. Popełnił jednak prosty błąd i upuścił klocek z węglika wolframu na plutonowy rdzeń. Przyjął gigantyczną dawkę promieniowania i zmarł. Mijają 72 lata od tych dramatycznych chwil.
Dwaj studenci zawiadomili Państwową Agencję Atomistyki, że ich kolega konstruuje bombę atomową. Fałszywa informacja, która miała być dowcipem,...
zobacz więcej
Haroutune Krikor Daghlian junior pochodził z ormiańskiej diaspory. Urodził się w Waterbury w stanie Connecticut. Wkrótce po narodzinach jego rodzice Margaret Rose i Haroutune Krikor Daghlian przenieśli się do nadmorskiego New London. Tam było łatwiej o pracę, a rodzina się powiększała.
Młody Harry miał wiele zainteresowań. W podstawówce grał w szkolnej orkiestrze na skrzypcach. Wykazywał smykałkę do nauk ścisłych. W wieku 17 lat trafił na Massachusetts Institute of Technology, jedną z najlepszych politechnik świata.
Postawił na fizykę
Zamierzał studiować matematykę, ale odkrył fizykę cząstek elementarnych i całkowicie oddał się tej dziedzinie. Przeniósł się do Purdue University w West Lafayette, który ukończył w 1942 roku. Poszedł dalej, zaczął pisać doktorat, pracując z cenionym fizykiem Marshallem Hollowayem nad cyklotronem.
Starszy kolega został zwerbowany do pracy nad Projektem Manhattan, którego celem było stworzenie bomby atomowej. Zasugerował zaangażowanie młodego doktoranta. Wojsko się zgodziło. Holloway i Daghlian przenieśli się do ściśle tajnego ośrodka Los Alamos w Nowym Meksyku.
Osobliwe znalezisko w rejonie archipelagu Haida Gwaii u wybrzeży Kanady. Nurek odkrył coś, co może być zaginioną w 1950 roku amerykańską bombą...
zobacz więcej
21 sierpnia 1945 roku Daghlian brał udział w eksperymencie polegającym na sprawdzaniu masy krytycznej plutonu, czyli najmniejszej ilości substancji, w której reakcja rozszczepienia przebiega w sposób łańcuchowy.
Fizyk miał pecha i przypadkowo upuścił ważący 4,4 kg klocek z węgliku wolframu na plutonowy rdzeń, osłonięty deflektorem neutronów. Blok miał być pierwotnie wykorzystany w trzeciej bombie atomowej, która miała spaść na Japonię w pierwszym dogodnym terminie po 24 sierpnia, ale już po dwóch bombardowaniach cesarstwo się poddało.
Reakcja łańcuchowa
Gdyby Daghlian upuścił wiadro, albo coś podobnego, nie byłoby problemu. Ale węglik wolframu ma właściwość odbijania neutronów i gdy znajdzie się w pobliżu źródła promieniowania neutronowego – a takim jest rdzeń z plutonu – neutrony częściowo trafiają z powrotem do źródła. Prowadzi to do znacznego wzrostu promieniowania, a może nawet zapoczątkować reakcję łańcuchową.
Poziom promieniowania natychmiast się podniósł, doszło do niekontrolowanej reakcji łańcuchowej. Pojawiła się złowroga błękitna poświata zjonizowanego powietrza. W ataku paniki Daghlian usiłował rozrzucić zestaw, a gdy nie przyniosło to skutku, przesunął go ręką, żeby nie doszło do reakcji łańcuchowej.
Jej imię noszą centra komputerowe, stypendia, a nawet amerykański niszczyciel. Nic w tym dziwnego, gdyż Grace Murray Hopper nie tylko od podszewki...
zobacz więcej
Fizyk pochłonął aż 5,1 siwertów promieniowania jonizującego, podczas gdy dawka śmiertelna to 4 si – po jej przyjęciu śmierć następuje w ciągu miesiąca. Daghlian zapadł w śpiączkę, doznał także straszliwych poparzeń rąk.
Lekarze bezradni
Lekarzom nie udało się uratować naukowca. Zmarł po 25 dniach na ostry przypadek choroby popromiennej, otoczony przez matkę i siostrę. Został pochowany na cmentarzu Cedar Grove w New London.
Harry Daghlian nie był jedyną ofiarą feralnego bloku izotopu plutonu Pu-239, który doczekał się nazwy „diabelskiego rdzenia”. Po niecałym roku doszło do kolejnego śmiertelnego wypadku.
36-letni dr Louis Slotin zajmował się prowadzeniem szacunków mas krytycznych – najpierw badał izotop uranu, a następnie rdzeń plutonu. Eksperymenty polegały na doprowadzaniu stopniowo, coraz większych mas materiałów rozszczepialnych, do poziomów bliskich krytyczności.
Rosja nie zamierza demonstrować światu swojego superpocisku, zwanego „ojcem wszystkich bomb”. Mówił o tym w wywiadzie dla gazety „Izwiestia”...
zobacz więcej
21 maja 1946 roku Slotin pracował nad rdzeniem, który zabił Daghliana. Przy pomocy śrubokrętu próbował podważyć berylową pokrywę służącą jako reflektor neutronów. Pechowo, narzędzie niespodziewanie się wysunęło, zaś pokrywa zamknęła.
Natychmiast doszło do gwałtownej reakcji łańcuchowej. Blok wyemitował dużą dawkę promieniowania jonizującego gamma i neutronowego. Znów pojawiła się błękitna poświata zwiastująca śmierć.
Uratował kolegów
Fizyk chwycił za jedną z półkul i odrzucił ją, żeby reakcja nie miała większego zasięgu. To uratowało życie jego kolegów, ale on sam przyjął dawkę aż 21 siwertów promieniowania gamma i neutronowego, pięć razy większą niż śmiertelna.