Groźny pruszkowski gangster uciekł przed sprawiedliwością. 45-letni Marcin B. ps. Bryndziak, jeden z watażków tzw. młodego Pruszkowa, skutecznie storpedował proces przeciwko ponad 30 gangsterom podwarszawskiej mafii – ustalił portal tvp.info. Gangster najpierw przedstawiał kolejne zwolnienia lekarskie uniemożliwiając odczytanie aktu oskarżenia, a gdy sąd polecił go zbadać, nie stawił się na badanie i od listopada 2016 r. jest bezskutecznie poszukiwany listem gończym. Bez „Bryndziaka” nie jest możliwe rozpoczęcie procesu, który już raz toczył się przez ponad sześć lat i po apelacji, sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. 45-letni Marcin B. ps. Bryndziak jest uważany za jednego z najbardziej niebezpiecznych watażków „ młodego Pruszkowa”. W strukturach podwarszawskiej mafii był uważany za „kapitana” dowodzącego podgrupą tzw. silnorękich, czyli opryszków od pobić i napadów. W półświatku miał opinię „bezwzględnego i gotowego na wszystko”. <br /><br />We wrześniu 2012 r. procesie nazywanym przez media „małym Pruszkowem” lub sprawą „Bryndziaków” odpowiadał za 36 zarzutów. Sąd uznał go winnym 25 i wymierzył karę 8 lat więzienia, choć prokuratura wnosiła o 15 lat. W 2016 r. Marcin B. miał ponownie stanąć przed sądem, gdyż w apelacji uchylono wyrok pierwszej instancji. I wtedy zaczęły się problemy.<b>Chory na sąd</b><br /><br />Marcin B. zaczął dostarczać sadowi poświadczone zwolnienia lekarskie. Jednocześnie zastrzegł, że nie godzi się, aby proces rozpoczął się bez jego udziału. Na zdrowiu podupadło także kilku innych przestępców. W końcu sąd nabrał wątpliwości, co do stanu zdrowia gangsterów, zwłaszcza głównego oskarżonego. – Oskarżony Marcin. B., w związku z licznymi składanymi zwolnieniami lekarskimi oraz oświadczeniami o braku zgody na prowadzenie rozprawy pod jego nieobecność, został wezwany przez Sąd na badanie lekarskie w dniu 22 listopada 2016 r. Badanie miało zostać przeprowadzone w sądzie przez dwóch biegłych lekarzy. Oskarżony nie stawił się, a wezwania nie zdołano doręczyć ze względu na ustalenia Policji, że oskarżony nie zamieszkuje pod wskazanym adresem od kilku lat – wyjaśnia tvp.info sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Warszawie. <br /><br />Sąd nie patyczkował się z „Bryndziakiem”. W dniu, w którym nie stawił się na badanie zapadła decyzja o wydaniu za nim listu gończego. Tyle tylko, że Marcin B. skutecznie zniknął. Jest już drugim podsądnym z tej samej sprawy, który jest ścigany przez policję. We wrześniu 2014 r. wydano list gończy za Adamem Z. Proces pozostałych gangsterów nie może, więc odbyć. – Dotychczas odbyło się pięć terminów rozprawy, ale przewód sądowy nie został jeszcze otwarty z uwagi na składane przez oskarżonych zwolnienia lekarskie. Powyższe skutkowało koniecznością odwołania 21 terminów – dodaje sędzia Leszczyńska-Furtak. <br /><br />Z ustaleń tvp.info wynika, że ściganiem „Bryndziaka” może się zająć, o ile już tego nie robi, specjalny wydział pościgowy CBŚP zwany „łowcami cieni”.<b>Wszystko od nowa</b><br /><br />Proces tzw. Małego Pruszkowa trwał ponad 6 lat i zakończył się wyrokiem z 12 września 2012 roku. Marcin B. ps. Bryndziak usłyszał wyrok ośmiu lat więzienia. Najwyższy ze wszystkich oskarżonych. Jego wspólnicy: Damian K. ps. Kotlet oraz Paweł B. ps. Burzyn usłyszeli wyroki 5 lat więzienia. Upiekło się trzem członkom zarządu „Pruszkowa”: Andrzejowi Z. ps. Słowik, Zygmuntowi R. ps. Bolo oraz Januszowi P. ps. Parasol, których w charakterze „wisienki na torcie” dołączono do sprawy „Bryndziaków”. Pierwsi dwaj zostali uniewinnieni, a trzeci skazany na rok więzienia. Większość orzeczeń oscylowała wokół 2-3 lat więzienia. 14 oskarżonych uniewinniono. @Spośród ponad 20 skazanych część nie trafiła do więzienia, inni zaś do mieli do odsiedzenie kilka miesięcy. <br /><br />– Analiza materiału dowodowego przesądziła niestety o przegranej prokuratury – oceniła sędzia Beata Najjar, twierdząc, że prokuratura poszła na skróty i większość zarzutów oparła na zeznaniach świadków koronnych. – Same zeznania świadka koronnego bez wsparcia innymi dowodami nie mogą stanowić podstawy do czynienia ustaleń. (…)Wśród ponad 170 zarzutów ponad połowa zakończyła się uniewinnieniem; zresztą uniewinnienia dotyczą najpoważniejszych zarzutów np. napadów z bronią – mówiła sędzia uzasadniając wyrok. Kary, znacznie niższe niż domagała się prokuratura, tłumaczyła m.in. tym, że część oskarżonych przeszła przemianę. <br /><br />Uzasadnienie wyroku w sprawie tzw. małego Pruszkowa było gotowe w drugiej połowie grudnia 2013 r. Sąd apelacyjny Prokuratura apelacyjna złożyła w styczniu 2014 r. apelację do wyroku. Wśród kilkudziesięciu zarzutów do orzeczenia sądowego, jednym z najważniejszych były „rażąco niskie kary”, uniewinnienie części oskarżonych oraz to, że sąd nie dał wiary zeznaniom czołowego świadka koronnego. Sąd apelacyjny uznał racje śledczych i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.<b> Desperados</b><br /><br /> – Grupa „Bryndziaków” to byli wyjątkowo brutalni i bezwzględni bandyci, którzy w czasach potęgi „Pruszkowa” za nic mieli prawo i ludzkie życie. To byli najgroźniejsi ludzie z całej grupy, bo to oni wykonywali rozkazy bossów i sami mocno się panoszyli – tak o Marcinie B. i jego kompanach mówił Jarosław Sokołowski ps. Masa, świadek koronny, który pogrążył gang pruszkowski. <br /><br />Z relacji „Masy” wynikało, że grupa Marcina B. zajmuje się „pobiciami, kradzieżami, wykonywaniem specjalnych zleceń bossów”. – Chwalili się, że na sumieniu mają kilka głów, czyli kilka zabójstw. Byli oddzielną grupą, która w pewnym momencie podlegała mnie, a potem wyrobiła sobie równorzędną pozycję. Wśród nich nie było jednego przywódcy, wszystko ustalali wspólnie, a w ich imieniu występowali „Bryndziak” lub „Kotlet”. Pod koniec 1996 r. rozrośli się na tyle, że mieli własnych kapitanów, a ci swoje podgrupy. To im zlecali np. haracze czy rozboje – zeznawał „Masa”. <br /><br />Z zeznań świadka koronnego wynikało, że „Bryndziak” i jego ludzie mieli np. skatować stołkami barowymi mężczyznę, który „lekceważąco potraktował „Masę”. Oprawcy mieli bić nieszczęśnika tak długo i mocno, aż pękła mu czaszka. – Oni zadali mu jeszcze kilka ciosów nożem. Klient miał być obity, ale nie zmasakrowany. Mówiłem im, że są chorzy – dodawał „Masa”.<b>„Pruszków”, czyli korporacja zbrodni</b><br /><br />Gang pruszkowski, który powstał pod koniec lat 80, był przez ponad 10 lat największą polską zorganizowaną grupą przestępczą. Gang zarabiał miliony złotych na handlu narkotykami, haraczach, napadach oraz na pobieraniu od grup przestępczych z całej Polski. W wojnach, jakie „Pruszków” toczył z konkurentami z Wołomina czy grupami z zachodniej i północnej Polski zginęło kilkadziesiąt osób. Regularnie wybuchały bomby w największych polskich miastach. <br /><br />Gang stworzony był na wzór amerykańskiej mafii. Zarządzał nim sześcioosobowy zarząd: Andrzej Z. ps. Słowik, Leszek D. ps. Wańka, Mirosława D. ps. Malizna, Ryszard Sz. Ps. Kajtek, Zygmunt R. ps. Bolo oraz Janusz P. ps. Parasol. Podlegali im kapitanowie tacy jak Jarosław S. ps. Masa, czy Marcin B. ps. Bryndziak, Sławomir F. ps. Fabian. Ci z kolei mając swoje grupy kierowali licznymi podgrupami. W sumie w skład bandy wchodziło kilkaset osób w całej Polsce. <br /><br />W 2000 r., gdy „Masa” został świadkiem koronnym policja uderzyła w Pruszków. W ciągu 2 lat niemal doszczętnie rozbito „Pruszków”. Po wyjściu z więzienia w latach 2008-2013 większości bossów podwarszawskiej mafii, miało dojść do „reaktywacji gangu”. Śledztwo w tej sprawie prowadzi szczecińska prokuratura regionalna.