– Wbrew temu, co twierdził po dzisiejszym przesłuchaniu Andrzej Seremet, bardzo wyraźnie nam pokazał gwarancję bezkarności dla prokuratorów – powiedziała w „Minęła dwudziesta” przewodnicząca komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann z PiS.
– Prokuratorzy pozorowali pewne działania, ale de facto nie zakładali bezpośredniego skonfrontowania się ze sprawą. Samo postępowanie dyscyplinarne...
zobacz więcej
W czwartek przed komisją śledczą ds. Amber Gold stanął były prokurator generalny Andrzej Seremet, który przekonywał, że nawet gdyby dostał pismo szefa KNF ws. nieprawidłowości w Amber Gold, to i tak nie zareagowałby inaczej, tylko wysłałby prośbę o ustosunkowanie się do tego dokumentu zwierzchnikowi nadrzędnej jednostki – w tym przypadku szefowi Prokuratury Okręgowej Dariuszowi Różyckiemu.
– Andrzej Serement dostał pismo od prok. Różyckiego, z którego wynikało, że dostrzegł nieprawidłowości i obejmuje sprawę nadzorem. Wszyscy wiemy, że okłamał prokuratora Seremeta, bo tego nadzoru nigdy nie wdrożył – przypomniała Wassermann.
Dodała, że Seremet wiedział w sierpniu, że został wprowadzony w błąd, tymczasem prok. Różycki nigdy nie miał nawet postępowania wyjaśniającego, objęto nim tylko podległych mu prokuratorów.
Małgorzata Wasserman tłumaczyła, że Andrzej Seremet „nie chciał ryzykować i w związku z tym oddał do gdańskiej prokuratury wszystkie postępowania wyjaśniające, jak mogło dojść do afery z Amber Gold”. Zwłaszcza że z mediów płynęły informacje o powiązaniach personalnych wokół tej sprawy. – Proszę powiedzieć, czy Andrzej Seremet swoim postępowaniem nie zagwarantował, że ci którzy zawinili, mieli się ze swoich win rozliczyć sami – pytała posłanka PiS.
Pytana, czy Andrzej Seremet może spać spokojnie odpowiedziała, że od tego typu zachowań „do odpowiedzialności karnej jest pewna droga”.
Wassermann podkreśliła, że w czwartek po raz pierwszy przed komisją pojawił się element ochrony nad gdańską prokuraturą.
– Wbrew temu, co twierdził wcześniej, podczas dzisiejszego przesłuchania Andrzej Seremet bardzo wyraźnie nam pokazał gwarancję bezkarności dla tych ludzi – oceniła.
Wg Wassermann widać wyraźnie, jak od 2012 roku pojawiają się elementy układanki, z której wynika, że „prokurator Andrzej Seremet pomógł zamieść pod dywan całą tę aferę”.
– Jeżeli zaangażowani byli ludzie bezpośrednio związani z premierem, bo syn premiera bywał tam. Także dzisiejszy obywatel Ukrainy Sławomir Nowak,...
zobacz więcej
„W praktyce łapię za telefon i mogę wszystko”
Andrzej Seremet przyznał przed komisją śledczą, że rozmawiał z Donaldem Tuskiem na temat pracy syna premiera w jednej z firm, która jest w sferze zainteresowania komisji. Małgorzata Wassermann powiedziała, że „na ówczesnym etapie problemem nie było, gdzie Michał Tusk pracuje". – Problem był taki, że zaczynało się postępowanie karne w tej sprawie – wyjaśniła.
Przypomniała, że prokurator generalny nie miał prawa rozmawiać z premierem o postępowaniu. Mówiła także o konstrukcji ustawy o prokuratorze generalnym i o tym, jak wyglądał tak naprawdę sposób jego działania. – W praktyce zapraszał prokuratora z prokuratury okręgowej i omawiał z nim sprawę, czyli „formalnie nic nie mogę, ale w praktyce łapię za telefon i mogę wszystko” – mówiła. Posłanka PiS skomentowała w ten sposób słowa Andrzeja Seremeta, że ówczesne przepisy z jednej strony obciążały go odpowiedzialnością za wszystkie błędy prokuratury, a z drugiej strony nie dawały mu możliwości działania, jeśli uznał, że coś w prokuraturze dzieje się źle.