Wybory do Dumy odbędą się 18 września. Mieszkańcy najtrudniej dostępnych zakątków Rosji już zaczęli głosowanie w wyborach do Dumy Państwowej, czyli izby niższej rosyjskiego parlamentu. Właściwe głosowanie odbędzie się 18 września. O wynik wszyscy są spokojni. Wydaje się też, że rosyjskie władze odrobiły lekcję sprzed 5 lat i protestów ulicznych raczej nikt się nie spodziewa. – Jesteśmy jednymi z pierwszych, którzy rozpoczęli kampanię wyborczą. Oni są tak pewni, że ludzie oddadzą na nich swój głos, że nawet nie prowadzą agitacji! – krytykował ze sceny Jedną Rosję Kirył Gonczarow, szef sztabu wyborczego partii „Jabłoko”, która od 2003 roku w wyborach parlamentarnych ani razu nie przekroczyła progu wyborczego. <br></br> „Nowaja Gazieta” opisuje rozmowy z wolontariuszami „Jabłoka”, którzy rozdawanie na ulicy ulotek traktują wyłącznie jako możliwość sezonowej pracy. Analizuje też agitację uliczną komunistów, którzy jak ognia unikają rozmów z OBWE. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej | </span><span>Polub nas</span></div><iframe src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546" height="27" scrolling="no" frameborder="0" allowTransparency="true" ></iframe></div> <b> Kampania bez kampanii </b> <br></br> Kampanię przed wyborami do Dumy trudno porównać do polskiej. Nie jest ona tematem numer jeden w rosyjskich mediach, informacje o niej są szczątkowe. Plakaty widać tylko gdzieniegdzie, za to często stają się one tematem dyskusji w internecie.<br></br> Legendzie łyżwiarstwa figurowego, Irinie Rodninej wypomniano na przykład, że choć reklamuje się, że będzie działała w interesach mieszkańców podmoskiewskich miejscowości, to dzieci i wnuczkę wywiozła do Stanów Zjednoczonych. <br></br> <blockquote class="twitter-tweet" data-lang="pl"><p lang="ru" dir="ltr">Во благо России и в интересах Подмосковья Ирина Роднина вывезла всех детей и внучку на ПМЖ в США: <a href="https://t.co/DSXYQdaTOH">pic.twitter.com/DSXYQdaTOH</a></p>— Пятая Колонка (@5th_kolonna) <a href="https://twitter.com/5th_kolonna/status/767799961459257344">22 sierpnia 2016</a></blockquote> <br></br> Trudno się więc dziwić, że zainteresowanie wyborami parlamentarnymi jest w Rosji dużo mniejsze niż prezydenckimi. Sondaże pokazują, że choć o mandaty w Dumie ubiega się 14 ugrupowań, zasiądą w niej te same 4 partie, co do tej pory. Choć według niezależnego Centrum Lewady, 5-procentowy próg wyborczy przekroczą tylko 3 z nich – oprócz Jednej Rosji, komuniści i LDPR Władimira Żyrinowskiego.<b> Możliwa koalicja? </b> <br></br> Zainteresowanie może budzić jedynie wynik partii władzy. Poparcie dla Jednej Rosji to barometr poparcia dla polityki Kremla, a badania pokazują, że waha się ono od 39 proc. (Centrum Lewady) do 43 proc. (WCIOM). <br></br> Już pięć lat temu ugrupowanie mocno zmniejszyło swój stan posiadania w parlamencie, ale gdyby tym razem nie zdobyło ponad połowy mandatów, to w rosyjskich warunkach byłaby to sensacja, mimo że inne partie, które dostaną się do parlamentu, są również wobec Władimira Putina lojalne. <br></br> Taki scenariusz wciąż wydaje się jednak politycznym science fiction. Także dlatego, że ordynacja wyborcza jest mieszana, a najbardziej nieprzychylne Jednej Rosji sondaże pokazują, że aż 22 proc. Rosjan jeszcze nie zdecydowało, na kogo zagłosuje. <br></br> <b> Możliwe naruszenia </b> <br></br> 89 proc. Rosjan uważa, że naruszenia będą miały choćby niewielki wpływ na wynik głosowania (Centrum Lewady). Tak jak podczas ostatnich wyborów prezydenckich, w lokalach wyborczych mają być zamontowane kamery, obraz z których będzie można śledzić w internecie. Takiego rozwiązania nie zaakceptowała Czeczenia, gdzie w przeszłości poparcie dla rosyjskiego prezydenta przekraczało 100 proc., a w sieci rekordy popularności biły filmiki, na których było widać, jak jedna osoba wrzuca do urny stos kart do głosowania.<b> „Żeby nie było tak jak wtedy” </b> <br></br> – Głosy zostaną przeliczone tak, żeby wynik nie wywołał skandalu. Będą starali unikać wszystkiego, co będzie przypominało 2011 rok. Będą robić wszystko, żeby nie było tak jak wtedy. To jest, wydaje mi się, hasło tej kampanii wyborczej – mówiła w radiu Echo Moskwy politolog, Jekaterina Szulman. <br></br> Oceniła też, że nie należy spodziewać się masowych protestów przeciwko wyborczym fałszerstwom, jak miało to miejsce 5 lat temu. Wtedy przez kilka miesięcy na ulice wychodziły dziesiątki tysięcy ludzi, domagające się powtórki głosowania, a władze na Kremlu przez kilka pierwszych dni sprawiały wrażenie zupełnie zaskoczonych. <br></br> Tym razem odrobiły lekcje. Szereg ustaw, procesy sądowe i prowokacje w mediach rozbiły i tak słabą i podzieloną opozycję. Przeciwnicy Władimira Putina zamierzali wziąć udział w wyborach jako zjednoczona Demokratyczna Koalicja. Projekt upadł jednak krótko po tym, jak należąca do Gazpromu telewizja NTV pokazała nagranie byłego premiera, Michaiła Kasjanowa, który w intymnej sytuacji zastanawia się ze swoją kochanką, jak zdyskredytować swojego potencjalnego koalicjanta, Aleksieja Nawalnego. Sam Nawalny z powodu ciążących na nim wyroków sądowych nie może brać udziału w głosowaniu jako kandydat.<b> Krym bez obserwatorów? </b> <br></br> Rosyjskie władze zastanawiają się, jak przeprowadzić głosowanie w ambasadzie i w konsulatach na Ukrainie. – Według oceny MSZ, ukraińskie władze nie będą w stanie zabezpieczyć wyborów 18 września. Szukamy w tej chwili innych możliwości, by nasi obywatele mieszkający na Ukrainie mogli oddać swój głos – powiedział członek rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej, Wasilij Lichaczow. Dodał, że chodzi między innymi o groźby otrzymane od Prawego Sektora. Moskwa bierze pod uwagę przeprowadzenie przedterminowego głosowania na Ukrainie. <br></br> 18 września głosować pójdą też mieszkańcy Krymu i tam wybory mogą się odbyć bez kontroli zagranicznych obserwatorów. Wyjazdu na półwysep odmówiła nie tylko OBWE, ale i obserwatorzy z WNP. – Brak obserwatorów to poważny problem dla władz republiki. To obniża wiarygodność głosowania i legitymizację tamtejszej władzy – ocenił Grigorij Mielkonianc z organizacji „Gołos”.