Portal tvp.info ujawnia kulisy śledztwa w sprawie tzw. mafijnego cmentarza. „Pająk” został zakatowany, by młody boss z Konstancina mógł przypieczętować sojusz swojej grupy z „Mokotowem”. „Maxa” i „Postka” porwano i zabito, ponieważ mieli wskazać, kto poluje na mokotowskich gangsterów. Przez 12 lat nikt nie wiedział, jaki los spotkał trzech podwarszawskich gangsterów, dopóki w 2014 r. nie wykopano ich szczątków na tzw. mafijnym cmentarzu w okolicach Warszawy. Ciała znaleziono, ponieważ policji i prokuraturze udało się przerwać zmowę milczenia uczestników krwawych zajść. O tym mówi ta historia. Piątek 6 września 2013 r. to przełomowa data w historii walki ze stołecznym podziemiem kryminalnym. Tego dnia w podwarszawskim Konstancinie policjanci zatrzymali domniemanego lidera miejscowego półświatka – Rafała B. ps. Bukaciak oraz jego zastępcę Łukasza A. ps. Łuki. Wraz z nimi wpadł Mariusz R. ps. Koniu. <br /><br /> Prosta sprawa wymuszania haraczu od jednego ze stołecznych przestępców, prowadzona przez warszawskie „pezety”, doprowadziła do odnalezienia grobów czterech zaginionych gangsterów, wyjaśnienia kilku porwań gangu obcinaczy palców i przedstawienia dziesiątków zarzutów ponad setce członków gangu „szkatułowego” i „mokotowskiego”. <br /><br />– Ta sprawa rozwinęła się bardziej niż śledztwo w sprawie gangu pruszkowskiego na początku obecnego stulecia. Tym bardziej, że dotyczy kilku gangów działających w stolicy i pozwala wyjaśnić m.in. okoliczności krwawych gangsterskich porachunków z lat 2000-2005 – mówi jeden ze śledczych.<b>Dorwać skazanego </b><br /><br />Gangsterów z Konstancina zgubiła pazerność i brak lojalności wobec półświatka. Obmyślili, bowiem, że oszukają jednego z przestępców, który odbywając wyrok w tzw. półotwartym więzieniu popadł w poważne tarapaty. Niejaki P. nie miał łatwego życia za kratami, ponieważ wcześniej współpracował z prokuraturą. I choć nie wsypał żadnych kompanów, to ciążyło na nim odium konfidenta. <br /><br />P. wpadł więc na pomysł, że poszuka wsparcia w jakiejś silnej grupie przestępczej. W tym czasie na wolności nie było zbyt wielu „mocnych ludzi miasta”. Ale silną pozycję miał Rafał B. ps. Bukaciak. Oficjalnie reprezentował on w stołecznym półświatku grupę Rafała S. ps. Szkatuła. Skazaniec, będąc na przepustce, spotkał się z konstancińskim bossem. Uzgodnili, że w zamian za 70 tys. zł w razie kłopotów będzie mógł się na niego powoływać. <br /><br />„Bukaciak” wyczuł, że będzie mógł „doić” swojego klienta. Po kilku tygodniach skontaktował się z P. i powiedział, że opieka wymaga dalszych kosztów. Skazaniec przekazał więc gangsterom zegarek wart ok. 40 tys. zł. Potem drugi za 30 tys. zł. Następnie musiał oddać samochód marki Subaru Impreza oraz 200 tys. zł. Doszło do tego, że aby opłacić protektora musiałby zacząć pożyczać. Tego już było za wiele. Zdesperowany zgłosił się na policję.<b>Niespodzianka </b><br /><br />Funkcjonariusze stołecznego CBŚ w porozumieniu z P. przygotowali zasadzkę. We wspomniany piątek 6 września więzień, będąc na przepustce, miał przekazać przestępcom kolejną „ratę” długu. W chwili, gdy wręczył pieniądze, do akcji wkroczyli policyjni antyterroryści. Na gorącym uczynku wpadł Łukasz A. ps. Łukasz vel Łuki – wspólnik i de facto zastępca Rafała B. ps. Bukaciak. Sam „Bukaciak” wpadł kilka minut później. Inna grupa policjantów ujęła Mariusza R., ps. Koniu. Ten ostatni, haraczowaniem umilał sobie przerwę w odbywaniu kary 25 lat więzienia za zabójstwo. Mógł się cieszyć tym przywilejem, ponieważ przedstawił zaświadczenie, że ma ciężko chorego ojca. <br /><br />Podczas przesłuchań cała trójka początkowo milczała. Nie na długo. Wiadomo, że na współpracę zdecydował się Łukasz A. Możliwe, że na jego decyzję miało wpływ to, że ma małe dziecko, a „Bukaciak”, choć mu ufał, to traktował jak gorszego od siebie. Tymczasem „Łuki” miał opinię o wiele inteligentniejszego od bossa. <br /><br />Wyjaśnienia Łukasza A. doprowadziły do zatrzymania kolejnych członków gangu. A ci w większości nie myśleli już o bandyckiej solidarności, tylko też bez wahania szli na układ z prokuraturą. <br /><br />To, co powiedzieli, pozostaje na razie tajemnicą śledztwa. Pewne jest, że dzięki ich informacjom w kwietniu 2014 r. w okolicy Dębówki natrafiono na tzw. gangsterski cmentarzyk. Z dwóch pobliskich mogił wydobyto ciała dwóch mężczyzn. Jeden – znany jako „Pająk” – był poszukiwany, ponieważ zaginął w 2002 r. Drugi zniknął kilka lat później. Dwa miesiące od tego zdarzenia w ok. Chynowa odnaleziono mogiłę dwóch kolejnych zaginionych gangsterów „Maxa” i „Postka”. Dzięki wyjaśnieniom skruszonych udało się odtworzyć, jak i dlaczego doszło do tych zbrodni. Motyw brutalnych zabójstw okazał się przerażająco banalny. <br /><br /><iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="356" src="https://www.youtube.com/embed/9lTLFRBtfiE" width="633"></iframe><b>Tacy sami mordercy </b><br /><br />W środę 5 grudnia 2001 r. więzienne mury opuścili Rafał B. ps. Bukaciak i Grzegorz Z. ps. Pająk. Jeszcze za kratami „Bukaciak” dowiedział się, że na „jego terenie” rozbija się nowy, brutalny gang „Mutantów”, na czele którego stali Robert C. ps. Robson vel Cieluś i Jerzy B. ps. Mutant. Wywodzący się z Piastowa gang, przebojem wszedł na tereny południowych obrzeży Warszawy. Rok wcześniej „Mutanci” zamordowali w szpitalu przy ul. Szaserów legendę półświatka – Andrzeja Cz. ps. Kikir, bossa gangu markowskiego, któremu podlegali. <br /><br /> W ciągu kilku miesięcy młodzi gangsterzy zyskali opinię bezwzględnych i gotowych na wszystko. I bardzo bezczelnych. W kwietniu 2001 r. porwali nawet księgowego gangu mokotowskiego, za którego zażądali 200 tys. dolarów. Tym samym poszli na wojnę z największym wówczas gangiem nie tylko w stolicy, ale i całej Polsce. Do grudnia 2001 r. „Mutanci” mieli już na sumieniu kilka trupów. <br /><br />„Bukaciak” bojąc się, że znajdzie się na celowniku „Mutantów” skontaktował się z bossem gangu wołomińskiego Jackiem K. ps. Klepak i poprosił go o pomoc. Ten jednak przyznał, że nie ma żadnych wpływów na terenie Konstancina. Obiecał jednak, że porozmawia w tej sprawie z szefem „Mokotowa” – Andrzejem H. „Korkiem”. <br /><br />Niedługo potem do „Bukaciaka” zgłosił się Wojciech S. ps. Wojtas. Obaj zaczęli się spotykać w okolicach Sadyba Best Mall. I jak się okazało, szybko przypadli sobie do gustu. – Trafił swój na swego. Rafał jest bezwzględny i twardy jak ja – mówił później „Wojtas” swojemu ochroniarzowi. <br /><br />I miał rację. „Bukaciak” dowiódł później, że młody watażka z „Mokotowa” się nie mylił.<b>Na kogo wypadnie… </b><br /><br />To „Wojtas” miał ostrzec „Bukaciaka”, że trzeba uważać na „Pająka”. – Nie można mu ufać, bo zwąchał się z „Mułem” z Piaseczna. A „Muł” trzyma z „Mutantami” – ostrzegał kompana. <br /><br />Wojciech S. miał powiedzieć kompanowi, że „będą robić Pająka”. W slangu półświatka oznaczało to, że Grzegorz Z. zostanie porwany. Tyle tylko, że od razu było jasne, jaki los go spotka. – Mamy plan, że „Pająk” już nie będzie wracał. Wykop wcześniej dół. To będzie test twojej lojalności – tak wedle „Bukaciaka” „Wojtas” przesądził o losie „Pająka”. <br /><br />A czym podpadł Grzegorz Z.? W rzeczywistości niczym. Tyle tylko, że w październiku 2001 r. w okolicach Chynowa został postrzelony Sławomir B. ps. Biały, barman z dyskoteki „Na Górce”, a zdaniem policji jej nieformalny właściciel. „Biały” dostał w twarz i bark. Po wyjściu ze szpitala, miał zwrócić się pomoc do „Mokotowa”, który załatwił mu bezpieczną kryjówkę. Najpierw „Biały” mieszkał u „Konika”, później u niejakiego „Ternita”. B. był potrzebny grupie mokotowskiej, ponieważ ta chciała przejąć handel narkotykami w Piasecznie, gdzie akurat rządził wspomniany już „Muł”. <br /><br />„Mokotów” chciał dowiedzieć się, kto stoi za atakiem na „Białego”. Padło na „Pająka”, ponieważ ten często odwiedzał dyskotekę w Chynowie, którą obstawiali gangsterzy z „Mokotowa”. I tam właśnie na początku lutego był ostatni raz widziany. <br /><br /><iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="356" src="https://www.youtube.com/embed/SxlAS3b6jrg" width="633"></iframe><b>Krwawe przesłuchanie</b><br /><br />W nocy z 2 na 3 lutego 2002 r. do dyskoteki „Na Górce” wpadło kilku zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn. Spośród gości wybrali dwóch mężczyzn: Jarosław P. i Grzegorza Z. ps. Pająk. Pierwszemu zabrali pistolet CZ i kazali oddać kluczyki do hondy. Drugi miał wówczas mniej szczęścia. Został uprowadzony z dyskoteki i wrzucony do samochodu. Jednym z porywaczy miał być „Wojtas”. Co ciekawe, akcja była tak przeprowadzona, że pilnujący dyskoteki dwaj członkowie gangu mokotowskiego nie rozpoznali w napastnikach kompanów z bandy. <br /><br />Napastnicy wywieźli „Pająka” i przekazali go „Bukaciakowi” oraz dwóm jego kompanom: Łukaszowi A. i Norbertowi K. Nieszczęśnik został przewieziony do Dębówki. W tej okolicy Rafał B. często wędkował. Miejsce było ustronne. Doskonale nadawało się na bandyckie przesłuchanie. <br /><br />Nie wiemy, jak dokładnie wyglądała kaźń „Pająka”. Uczestnicy „przesłuchania” twierdzili, że wykopali grób kilka dni wcześniej i czekali na sygnał. Na miejscu zaś „Bukaciak” miał domagać się od porwanego, informacji o losie Heliosa B., handlarza narkotyków i złodzieja samochodów z Konstancina, który zniknął jakiś czas wcześniej. <br /><br />Pewne jest, że gdy 12 lat później Łukasz A. wskazał miejsce ukrycia zwłok „Pająka”, ustalono, że przyczyną śmierci mężczyzny były urazy głowy. W czasie wykopywania ciała Grzegorza Z. natrafiono na zwłoki innego mężczyzny. On także miał zginąć z ręki Rafała B., ale wiele lat później. Po prostu, to było dobre miejsce do ukrycia kolejnych zwłok. <br /><br /> <iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="356" src="https://www.youtube.com/embed/a0l-7Nzv8f4" width="633"></iframe><b>Bez litości </b><br /><br />Po odkryciu zwłok w Dębówce, milczenie przerwał także sam Rafał B. Wiedząc, że grozi mu dożywotnie więzienie, zaczął walczyć o nadzwyczajne złagodzenie kary. Jego atutem miało być wskazanie miejsca ukrycia ciał dwóch gangsterów z Piaseczna: Tomasza M. ps. Max i Jacka P. ps. Postek. Obaj zniknęli jesienią 2002 r. Policjanci podejrzewali, że padli ofiarą porachunków, ale nie mieli dowodów, co dokładnie się z nimi stało i kto za tym stoi. <br /><br />Na początku lipca 2014 r. „Bukaciak” zaprowadził śledczych do lasu w okolicach Chynowa. Tam w pojedynczej mogile natrafiono na zwłoki dwóch mężczyzn ułożone jeden na drugim. Nie było wątpliwości, że pierwszy z mężczyzn zginął od wielu ciosów prawdopodobnie siekierą. Ślady uderzeń znaleziono na całym ciele. Drugi nie miał żadnych obrażeń. Jednak w czasie ekshumacji okazało się, że od ciała odpadła głowa. Technicy nie odnaleźli zaś kilku fragmentów kręgosłupa na wysokości szyi. To może znaczyć, że obcięto mu głowę. <br /><br />Mężczyzną ze śladami tortur okazał się „Max”. Drugim był „Postek”. Obaj zostali zwabieni 23 października 2002 r. na spotkanie w okolicach Karczmy Słupskiej (obecnie Sowa i Przyjaciele – przyp. red.) w Warszawie. Tam „Bukaciak” wraz z Mariuszem K. ps. Kokolino, Grzegorzem J., Andrzejem K. ps. Koniu i Sławomirem B., w przebraniu policjantów uprowadzili obu mężczyzn. <br /><br />I tym razem, ludzie Rafała B. wykopali wcześniej grób. Tortury porwanych miały trwać wiele godzin, a oprawcami byli, wg. skruszonych „Wojtas” i Robert M. ps. Ternit. Obaj zostali oskarżeni o tę zbrodnię na początku lipca. <br /><br />Ponoć „Mokotów” chciał przesłuchać „Maxa” i „Postka”, aby dowiedzieć się gdzie się ukrywają „Mutanci” i kto dokładnie stał za zamachami na gangsterów związanych z grupą mokotowską. Co ciekawe, wtedy to gang „Roberta C. ukrywał się, ponieważ w marcu 2002 r. banda zaatakowała w podwarszawskich Parolach, policjantów z Piaseczna, którzy zabezpieczali odzyskanego tira ze sprzętem rtv. Od kul „Mutantów” zginął wówczas asp. Mirosław Żak, naczelnik wydziału kryminalnego. <br/><br/><iframe allowfullscreen="" frameborder="0" height="356" src="https://www.youtube.com/embed/3jsCRHDrC2c" width="633"></iframe> <br />Prokuratura zapowiada rozliczenie sprawy czwartego z mężczyzn, znalezionych na tzw. mafijnym cmentarzu. To niejaki „Kobra”. O jego zamordowanie podejrzany jest Rafał B. <br /><i><br />Artykuł powstał w oparciu o ustalenia śledztwa prowadzonego przez Mazowiecki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji w Warszawie. W sprawie tej nie zapadały jeszcze prawomocne rozstrzygnięcia przed sądem, co oznacza, że podejrzani formalnie są niewinni.</i>