Teresa J. zaopatrywała polskie gangi w marihuanę i kokainę. Co najmniej tonę marihuany i ponad 56 kg kokainy miała w pierwszej dekadzie XXI w. sprzedać polskim gangom Teresa J. zwana Teresą z Rotterdamu. Mieszkająca w Holandii 55-latka razem ze swoim mężem zaopatrywała w narkotyki grupy przestępcze z Warszawy, Olsztyna czy Częstochowy. Kobiety poszukują śledczy z Polski i Holandii. Nieoficjalnie wiadomo, że dalej może działać w narkobiznesie, ale tym razem z Wielkiej Brytanii. Historia Teresy B. vel Teresy J. to przykład błyskotliwej kariery w półświatku. W latach 80. kobieta przewijała się kartotekach stołecznej milicji, głównie za sprawą notorycznych kradzieży w sklepach. Gdy PRL zaczął się walić, Teresa zorientowała się, że to dla niej idealna okazja do zmiany klimatu. I razem z dziećmi wyjechała do Holandii. Tam urzędników imigracyjnych przekonała, że straciła swoje oryginalne dokumenty uciekając z komunistycznego kraju. I tak z Teresy B. stała się Teresą J. <br /><br />Po jakimś czasie kobieta związała się z mieszkającym w Rotterdamie Pakistańczykiem Farooqiem A. Po latach okazało się, że połączyła ich nie tylko miłość, ale także interesy. Okazało się, bowiem, że Azjata ma bardzo rozległe kontakty w świecie międzynarodowych producentów i handlarzy narkotykami. W interes ten przebojem weszła Teresa J. <br /><br /><b>Rodzinny biznes </b><br /><br />Polscy śledczy nie potrafią przekonująco wyjaśnić, jak była złodziejka sklepowa stała się jednym z ważniejszych dostawców marihuany dla grup przestępczych z Warszawy, Warmii i Częstochowy. Informacje o działalności „Teresy z Rotterdamu” pochodzą bowiem od skruszonych przestępców, którzy współpracowali z nią od końca lat 90., a zmowę milczenia przerwali dopiero przed kilku laty. – Z informacji, jakie uzyskaliśmy, wynika, że Teresa J. miała się w latach 90. dobrze znać z Andrzejem Z. ps. Słowik, członkiem zarządu mafii pruszkowskiej. To bardzo cenny kontakt, który mógł zapewnić jej odbiorców także z innych grup przestępczych – mówi tvp.info jeden ze śledczych. <div class="facebook-paragraph"><div><span class="wiecej">#wieszwiecej | </span><span>Polub nas</span></div><iframe src="https://www.facebook.com/plugins/like.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Ftvp.info&width=450&layout=standard&action=like&show_faces=false&share=false&height=35&appId=825992797416546" height="27" scrolling="no" frameborder="0" allowTransparency="true" ></iframe></div>Pewne jest, że reprezentantem Teresy na Polskę był Robert M. ps. Brewka vel Kucyk. To on początkowo pośredniczył między małżeństwem z Rotterdamu a polskimi gangsterami. Biznes pani J. rozwijał się bardzo dynamicznie. Oficjalnie śledczy zebrali dowody wskazujące, że brała ona udział w tzw. obrocie ponad toną marihuany i 56 kg kokainy. Tyle oficjalnie, bo to informacje pochodzące tylko od jednego z jej kontrahentów. Śledczy szacują, że J. mogła wyeksportować do Polski nawet kilka ton popularnej „trawki”. <br /><br />Transporty narkotyku, w partiach po kilka-kilkanaście kilogramów trafiały do Polski, co kilka tygodni.<b>Zielone karawany </b><br /><br />Mechanizm przerzutu narkotyków do Polski był bardzo prosty. „Teresa z Rotterdamu” wraz z mężem byli oficjalnie właścicielami dwóch warsztatów samochodowych na terenie Holandii. Najpierw kupiec z Polski uzgadniał telefonicznie rodzaj i ilość towaru. Potem do Holandii wyruszał kurier danego gangu wraz z dyskretną eskortą. Najczęściej klienci zabierali ze sobą od razu gotówkę na zakup towaru. – Na miejscu Teresa J. i jej mąż organizowali kurierom nocleg, a samochody trafiały do warsztatów, gdzie narkotyk pakowano do skrytek w bakach. Gdy pojazd był gotowy, oddawano go kurierowi. Do granicy z Niemcami, klientów „eskortował” jeden z synów Teresy J. Zresztą kilka lat później Patryk J. został zatrzymany we Francji podczas próby przemytu narkotyków – mówi rozmówca portalu tvp.info. <br /><br />Kurierzy za kurs otrzymywali od 1 do 2 tys. zł plus zwrot kosztów. <br /><br />Wiadomo, że w Warszawie marihuanę i kokainę kupowały m.in. gang mokotowski oraz ożarowski. Część narkotyku kupowali także „na własną rękę” członkowie różnych grup przestępczych, którzy chcieli dorobić do bandyckiej pensji. W śledztwie zakończonym już przez stołecznych śledczych oskarżono kilkunastu klientów Teresy J.<b>Zniknięcie </b><br /><br />Biznes „Teresy z Rotterdamu” zachwiał się w posadach, gdy w 2007 r. na jednym z przejść granicznych Niemiec z Polską, wpadł kurier z kilkunastoma kilogramami marihuany. Mężczyzna zdecydował się na współpracę ze śledczymi i wsypał wszystkie osoby, z którymi współpracował przez osiem lat narkotykowych interesów. <br /><br />Dzięki informacjom przekazanym holenderskim policjantom przez ich polskich kolegów przed ośmiu laty doszło nawet do zatrzymania Teresy J., jednak kobieta miała zaskakujące szczęście, ponieważ przedstawiciele holenderskiego wymiaru sprawiedliwości uznali, że może czekać na proces na wolności. To ostatni oficjalny ślad po kobiecie. <br /><br />55-latka jest obecnie poszukiwana Europejskim Nakazem Aresztowania. Z informacji operacyjnych wynika, że może mieszkać w Londynie i dalej działać w narkotykowej branży.